Rozgrywki Ligi Narodów to świetna okazja dla reprezentacji narodowych do testowania nowych rozwiązań taktycznych. Z perspektywy Biało-Czerwonych jest to również rywalizacja między niektórymi zawodnikami w kontekście wyjazdu na mundial w Katarze. Mecz z Walią, która przed sobą ma do rozegrania jeszcze zaległy baraż, dał już Czesławowi Michniewiczowi pierwsze znaki, kto powinien pojechać na mistrzostwa, a jego podopieczni skromnie zwyciężyli 2:1.
Od początku spotkania widać było, że to Polacy będą starali się kontrolować mecz. Stosunkowo szybko, bo już w 4. spotkania, po odbiorze Jacka Góralskiego do piłki dopadł Mateusz Klich, który zapoczątkował pierwszą klarowną akcję. Pomocnik Leeds United dośrodkował futbolówkę w pole karne, gdzie znajdował się Piotr Zieliński, ale jego strzał głową minął walijską bramkę o kilka metrów. Walijczycy, mimo absencji Garetha Bale’a i Aarona Ramseya, upatrywali swoich szans w rajdach najdroższego zawodnika w ich szeregach, Daniela Jamesa. Pewnie w bramce wyglądał jednak debiutujący w reprezentacji Kamil Grabara.
Goście skutecznie odcinali praktycznie wszystkie możliwe kierunki podań. Polacy nie byli w stanie wyprowadzić piłki od własnej bramki, dlatego bardzo często można było zaobserwować długie piłki adresowane na Adama Buksę lub Roberta Lewandowskiego. Nasz kapitan w okolicach 20. minuty, po lekkim okresie stagnacji w grze Biało-Czerwonych, wygrał przebitkę, wypracował sobie okazję do strzału, lecz świetną interwencją popisał się Danny Ward.
Nie zmieniło to jednak diametralnie obrazu meczu. Przeciwnicy czyhali tylko na błędy podopiecznych Michniewicza i gdy już się nadarzała stosowna okazja, wychodzili z kontratakami. W 31. minucie fatalny błąd popełnił Jan Bednarek, dzięki czemu Walijczycy znaleźli się w sytuacji 3 na 2. Akcję finalizował Daniel James, ale po raz któryś już w tym spotkaniu, futbolówka po jego strzale minęła prawy słupek bramki. Serca kibiców zgromadzonych na Tarczyński Arenie we Wrocławiu z całą pewnością w tamtym momencie zabiły nieco mocniej, a i w głowach zawodników zapaliła się być może czerwona lampka.
Tuż przed przerwą szansę na zdobycie gola miał jeszcze Adam Buksa, który jednak nie trafił w piłkę po prawdopodobnie pierwszym udanym dośrodkowaniu Tymoteusza Puchacza z lewego sektora boiska. Swoich sił próbowali jeszcze Klich i Krychowiak, ale i ich uderzenia były skutecznie blokowane przez Walijczyków. Koniec końców wyszło na to, że oba zespoły schodziły na przerwę z zerowym dorobkiem bramkowym i sporym niedosytem.
Po zmianie stron postawa Polaków nie uległa poprawie. Wręcz przeciwnie – sześć minut po wznowieniu gry Walia wyszła na prowadzenie za sprawą Jonathana Williamsa, który zaskoczył Kamila Grabarę strzałem z dalszej odległości. Ciężko stwierdzić, kto tak na dobrą sprawę zawinił przy tym trafieniu, natomiast pasywność reprezentantów Polski w odbiorze mocno rzucała się w oczy. Tak samo zresztą jak niedokładność przy wrzutkach w szesnastkę rywala.
Dopiero po godzinie gry selekcjoner Biało-Czerwonych zdecydował się wprowadzić korekty taktyczne. Na boisku pojawiła się młodość – Jakub Kamiński oraz Szymon Żurkowski. Po chwili mogliśmy się już przekonać, że wpuszczenie na murawę pierwszego z nich było znakomitym posunięciem. Łączony z Wolfsburgiem Jakub dostał podanie od przeciętnie wyglądającego do tej pory Puchacza, przełożył sobie piłkę na prawą nogę i mierzonym strzałem w dalszy róg bramki pokonał Wayne’a Hennesseya. Był to jego debiutancki gol w drugim spotkaniu w kadrze narodowej (wcześniej zagrał 90 minut w starciu z San Marino).
W ten sposób „Kamyk” przedłużył także niezwykłą, passę reprezentacji Polski. Mowa tutaj o serii spotkań ze strzelonym golem. Biało-Czerwoni trafiają do siatki rywali nieprzerwanie od dziewiętnastu meczów, dzięki czemu doprowadzili do wyrównania rekordu z przełomu lat 1980/81. To nie był jednak koniec popisu dżokerów, bo za Grzegorza Krychowiaka na ostatnie dziesięć minut wszedł superrezerwowy, Karol Świderski. Jak to „Świder” ma w zwyczaju – lubi strzelać w końcówkach i we Wrocławiu również nie wyłamał się ze schematu. Mało tego – trafienie to dało cenne trzy punkty na sam początek Ligi Narodów. Kolejnymi przeciwnikami Polaków będą Belgowie. Starcie to już za tydzień, 8 czerwca w Brukseli.
Polska – Walia 2:1 (0:0)
Bramki: Kamiński 72′ , Świderski 85′ – J. Williams 52′
Polska: Grabara – Puchacz (73. Zalewski), Bednarek, Glik, Bereszyński – Góralski (60. Kamiński), Krychowiak (81. Grosicki), Klich (60. Żurkowski), Zieliński – Lewandowski, Buksa (73. Świderski)
Trener: Czesław Michniewicz
Walia: Ward (46. Hennessey) – Gunter, Mepham, Norrington-Davies – Levitt, Morrell, Smith, Burns (61. N. Williams), J. Williams (76. Sorba Thomas) – Moore (46. Harris), James (46. Matondo)
Trener: Robert Page
Żółte kartki: Bereszyński – Morrell, Norrington-Davies
Sędzia: Rade Obrenović (Słowenia)
Mecz relacjonował Piotr Sornat.