Zmiana właścicielska – tak, ale faktyczne zmiany – nie, czyli o sprzedaży Warty Poznań

paulina-sypniewska-fot-jan-piechota-warta-poznan_1659592907_2907

Od 4 sierpnia Warta Poznań oficjalnie ma nowego właściciela. Jak na to, że jest to klub grający w PKO BP Ekstraklasie, bardzo mało wspominało się o tym fakcie w mediach. W przypadku Zielonych to jednak nic nowego i zamierzona polityka. Warto się jednak zastanowić, co zmiana ta przyniesie klubowi z Poznania.

Nietypowa sprzedaż

Poprzedni już właściciel Zielonych, czyli Bartłomiej Farjaszewski, nigdy nie ukrywał tego, że w przypadku pojawienia się ciekawej oferty sprzedaży swojego większościowego pakietu akcji, będzie gotów ją przyjąć. Tak też się stało. Farjaszewski od początku nie był typowym właścicielem klubu piłkarskiego. Przejął zadłużony klub za symboliczną kwotę od rodziny Pyżalskich i wyprowadził go na prostą pod względem finansowym, mimo że nigdy nie ukrywał faktu, że on tak naprawdę na piłce się nie zna. Nigdy nie traktował Warty jako swojej zabawki, tylko projekt biznesowy, który ma być samowystarczalny, ale też wyróżniający się na tle innych, dużo większych piłkarskich marek.

Warto w tym miejscu nakreślić, jaka jest sytuacja Warty chociażby w lokalnym środowisku. Jeśli chodzi o popularność, w ogóle nie może ona konkurować z Lechem Poznań, który jest wyborem numer jeden dla niemalże każdego piłkarskiego kibica w Wielkopolsce. Natomiast Zieloni za rządów Farjaszewskiego, po fatalnej wizerunkowo erze rodziny Pyżalskich, ponownie zyskali sympatię poznaniaków, wcale nie rywalizując z młodszym, ale potężniejszym bratem, tylko idąc własną ścieżką rozwoju. Wiedzie ona poprzez dbanie o ekologię czy różne inicjatywy w środowisku lokalnym. Duma Wildy stała się zdrowym, skromnym projektem, z najniższym budżetem w całej Ekstraklasie (około dziesięć milionów złotych), któremu trudno nie kibicować, dlatego dzisiaj wielu mieszkańców Poznania sympatyzuje zarówno z Lechem, jak i Wartą. Również stąd biorą się najbardziej nietypowe w skali światowej starcia derbowe, ponieważ brakuje w nich nienawiści, a dominuje przyjaźń. W stolicy Wielkopolski absolutnie nie ma takiego ryzyka, żeby ktoś z jakiejkolwiek strony spotkał się z przejawami agresji, ponieważ np. nosi koszulkę zieloną, a nie niebieską.

Generalnie kadencja Farjaszewskiego, to era sukcesów sportowych (powrót na najwyższy szczebel rozgrywkowy po ćwierć wieku nieobecności i pozostanie tam do dzisiaj), finansowych i wizerunkowych. Były już właściciel był jednak świadomy tego, że z nim u steru Warta nie zrobi kroku naprzód, bo do tego potrzebne są dodatkowe pieniądze. W taki sposób przy Drodze Dębińskiej pojawiła się spółka DD12 Lab z prezes Pauliną Sypniewską na czele. Podmiot ten przejął w swoje posiadanie 95% akcji klubu (pozostałe 5% posiada KS Warta, zajmująca się pozostałymi sekcjami klubu). Farjaszewski natomiast pozostał w radzie nadzorczej i będzie służyć radą nowym właścicielom.

Warta to w piłkarskim światku klub nietypowy, stanowiący w pewnym sensie powiew świeżości pod kątem zarządzania, dlatego jego sprzedaż również nie miała klasycznego przebiegu. Odbyła się ona w odpowiednim momencie dla tego projektu, po cichu, w zgodzie, bez zbędnych afer i przynajmniej na pierwszy rzut oka nie ma ona zaspokoić czyjegoś ego, tylko pomóc Dumie Wildy.

Nowy właściciel

Jak już wyżej wspomniałem, nowym właściciel klubu została spółka DD12 Lab z Pauliną Sypniewską na czele. Pierwszym elementem, na który zwróciłem uwagę analizując tę sytuację, była nazwa spółki, ponieważ pierwszy człon nazwy podmiotu DD12 pochodzi od adresu, pod którym znajduje się stadion Zielonych, czyli Droga Dębińska 12. W związku z tym nie łatwo jest się domyśleć, że spółka ta powstała jako spółka celowa, której zamiarem było kupno Warty, a następnie jej rozwój, a składa się ona z grupy inwestorów gotowych rozwijać Dumę Wildy. Data jej powstania to 27 lipca, czyli zaledwie osiem dni przed oficjalnym komunikatem o sprzedaży klubu (4 sierpień). Na pierwszy rzut oka może to niepokoić, ale jeśli przyjrzymy się sprawie głębiej, to wszystko tam się zgadza, ponieważ na czele projektu stoi Paulina Sypniewska, która swoim CV może go spokojnie uwiarygodnić z uwagi na swoje wykształcenie czy dotychczasową działalność w biznesie. Poza tym, znając przysłowiową „czutkę” do ludzi Bartłomieja Fajraszewskiego, to naprawdę fani Zielonych nie mają się czego obawiać. W końcu, to właśnie za kadencji Farjaszewskiego na Drogę Dębińską zawitali: Robert Graf, Radosław Mozyrko, Piotr Barłóg czy Dawid Szulczek, czyli postacie na swój sposób nieoczywiste.

Czego można spodziewać się po nowych właścicielach?

Szczerze mówiąc, nie wierzę, by sprzedaż klubu coś w nim zmieniła, ponieważ zbyt dobrze na wielu płaszczyznach on funkcjonuje. Sama Paulina Sypniewska w rozmowie z oficjalną stroną klubu (z innymi mediami nie ma zamiaru rozmawiać) powiedziała, że jej wizja jest spójna z tą wprowadzoną przez Farjaszewskiego i będzie ona kontynuowana. Ktoś może w tym miejscu zapytać: po co wchodzi nowy właściciel, skoro chce realizować pomysł tego starego? Chodzi o to, że spółka DD12 Lab ma zainwestować określoną kwotę w funkcjonowanie Warty i stopniowo rok po roku powiększać jej budżet. Nie ma co jednak tutaj mówić o mocarstwowych planach. Celem dla nowych właścicieli powinno być ustabilizowanie pozycji Zielonych w najwyższej klasie rozgrywkowej tak, aby stali się oni na dłuższą metę zespołem środka tabeli, który będzie charakteryzował się swoją innością. Już po pierwszych tygodniach rządów Sypniewskiej widać, że w Warcie nic się nie zmieni zarówno pod względem strategicznym, jak i personalnym. Nie zanosi się także na zmianę polityki transferowej władz, która zakłada, że w każdym okienku należy spieniężyć jednego gracza. Być może przypływ gotówki ma sprawić, że Duma Wildy będzie po prostu w stanie utrzymywać się na poziomie PKO BP Ekstraklasy dzięki chociażby trochę wyższemu budżetowi, także temu płacowemu. Na szaleństwa nie ma, co jednak liczyć.

Największym wyzwaniem dla DD12 Lab, poza ciągłym pozostawaniem pierwszej drużyny na najwyższym szczeblu rozgrywkowym, powinien być powrót Warty na własny obiekt w Poznaniu przy Drodze Dębińskiej, co okazuje się być absolutnym priorytetem dla dalszego rozwoju. Moim zdaniem, bez tego Zielonym, pod względem wizerunkowym i marketingowym, może być trudno o następne kroki do przodu. Myślę, że gdyby Duma Wildy rozgrywała swoje domowe spotkania w popularnym „Ogródku”, to na jej meczach pojawiałoby się zdecydowanie więcej fanów niż w Grodzisku Wielkopolskim. Uważam też, że wielu starszych kibiców, którzy jeszcze kilka lat temu chętnie stawiali się przy Drodze Dębińskiej, teraz chętnie wróciłoby na stadion Zielonych.

Niestety, w tej kwestii mało zależy od samego klubu, co czyni to zadanie bardzo trudnym. Projekt obiektu jest od dawna gotowy, zamontowano już oświetlenie i system podgrzewania murawy. Problemem nadal pozostają trybuny czy pomieszczenia klubowe, takie jak szatnie. Na tę chwilę głównym kłopotem pozostają środki pieniężne. Obiekt przy Drodze Dębińskiej należy do miasta, więc Duma Wildy musi liczyć na fundusze z magistratu czy z ministerstwa, ponieważ sama ich nie posiada. Warto w tym miejscu przypomnieć, że nowy „Ogródek” ma być częścią większego kompleksu multidyscyplinarnego.

W związku z tym wszystkim należy podkreślić, że przyjście Pauliny Sypniewskiej nie będzie wiązało się z żadną rewolucją, tylko z kosmetycznymi zmianami, które początkowo mogą nie być widoczne dla przeciętnych obserwatorów. Tragizm sytuacji klubu polega na tym, że w najważniejszej sprawie, stadionu, prawie w ogóle nie zależy od siebie. Sądzę, że na pewno nowi właściciele będą chcieli lobbować w kwestii jego przebudowy w odpowiednich instytucjach, ale ich siła przebicia może okazać się niewielka. W końcu nie każdemu klubowi trafia się taki patron, jak Stali Mielec w osobie europosła, Tomasza Poręby.

Kacper Adamczyk

POLECANE

tagi