W środę serię rewanżów polskich drużyn w kolejnej rundzie europejskich pucharów rozpoczęła drużyna Rakowa Częstochowa, która przeszła Karabach i zameldowała się w kolejnym etapie walki o europejską elitę. W czwartkowe popołudnie swoje spotkania rozegrają Lech Poznań, Pogoń Szczecin i Legia Warszawa. Czy Kolejorz pójdzie drogą Medalików i zobaczymy go w trzeciej rundzie eliminacji do Ligi Konferencji?
Minimalny niedosyt
W pierwszym spotkaniu rozgrywanym przed tygodniem na stadionie przy ulicy Bułgarskiej drużyna Lecha Poznań nie miała większych problemów z tym, aby pokonać litewskiego rywala. Spotkanie to sprawiało wrażenie typowego meczu wczesnej fazy eliminacji do europejskich pucharów – szybko padła bramka zdobyta przez nowy nabytek poznaniaków – Dino Hoticia i w tym momencie spotkanie praktycznie było już zamknięte, a sytuacje w pierwszej połowie stwarzała sobie tylko drużyna Johna van den Broma. Później, jeszcze w pierwszej połowie gole zdobywali Antonio Milić, a pięknym strzałem popisał się Radosław Murawski.
W tamtym momencie mogłoby się wydawać, że Lech na dobre otworzył worek z bramkami praktycznie i zabije ten dwumecz w Poznaniu. Nie brakowało także głosów o tym, że spotkanie może się skończyć wynikiem sześć, czy nawet siedem do zera, bo Litwini zupełnie nie istnieli.
W drugiej połowie jednak Lech się rozluźnił, co w 57. minucie doprowadziło do bramki Fase’a dla Żalgirisu. Obraz meczu nie zmienił się mocno, jednak akcje budowane przez Lecha mocno straciły na tempie. Na tablicy wyników nie zmieniło się już nic i mecz skończył się wynikiem 3:1, co jest oczywiście dobrym wynikiem, jednak patrząc na świetną grę Kolejorza w pierwszej połowie mogliśmy obejrzeć kilka bramek więcej zdobytych przez zespół trenera van den Broma.
Jaki najlepszy scenariusz dla Lecha?
Kolejorz na początku tego sezonu nie ma na pewno problemu z tym, co momentami kulało w zeszłym sezonie, czyli z szybkim zabijaniem meczów. Tak było przy okazji pierwszego meczu z Żalgirisem, ale także w niedzielnym starciu z Radomiakiem. Szybko zdobyta bramka w rewanżu na pewno jeszcze bardziej zwiększyłaby szansę na awans, chociaż te i tak już są wielkie, i nawet gdyby Lech musiał dłużej poczekać na bramkę, to powinien poradzić sobie z drużyną z Kowna.
Jednak, co ważne, gdyby Kolejorz szybko zdobył bramkę, to van den Brom mógłby pozwolić sobie na wprowadzenie zawodników z ławki rezerwowych i dać odpocząć największym gwiazdom jak chociażby Mikael Ishak czy Kristoffer Velde, a tym samym dać szansę na przykład Filipowi Wilkowi, dla którego rozegranie meczu w europejskich pucharach byłoby zastrzykiem doświadczenia. Szybkie ustrzelenie Litwinów miałoby duże znaczenie w przypadku, kiedy Lech gra co 3 dni, a kolejny mecz w Ekstraklasie czeka Kolejorza już w niedzielę, gdzie w Lubinie przyjdzie się im zmierzyć z miejscowym Zagłębiem.
Lokomotywa w gazie nie ma czego się bać
Można powiedzieć, że Lech wręcz idealnie rozpoczął sezon 23/24. Zespół Kolejorza rozegrał póki co 3 oficjalne mecze i wszystkie trzy zwyciężył. Sceneria i całe otoczenie wokół zespołu z Poznania jest zupełnie inne niż rok temu, kiedy wydawało się, że wszystko wali się na Lecha ze wszystkich możliwych stron. Wszyscy kibice Lecha pamiętają chociażby dwumecz z Vikingurem, gdzie pojawiały się nawet głosy dotyczące tego, żeby zwolnić trenera van den Broma. Teraz taka opinia byłaby uznana jako absurdalna, bo holenderski szkoleniowiec cieszy się niesamowitym zaufaniem kibiców i całego środowiska, może nawet takim jakim objęty był poprzedni szkoleniowiec Lecha – Maciej Skorża.
Lech jest ćwierćfinalistą poprzedniego sezonu Ligi Konferencji Europy, a od takich zespołów po prostu wymaga się, żeby w cuglach wygrywały mecze z takimi rywalami jak Żalgiris. Drużyna jest w formie, a nowe nabytki takie jak Elias Andersson czy Dino Hotić nie tylko grają ładną piłkę, ale także notują liczby, które przekładają się na wyniki Lecha. Do tego Kolejorz ma zaliczkę z pierwszego meczu, wobec tego można mówić o samych plusach i raczej kibice poznańskiego zespołu w żadnym razie nie powinni się martwić o ten mecz.
Ku przestrodze jednak warto mieć z tyłu głowy, że piłka nożna bywa przewrotna, a o tym najlepiej przekonało się szwedzkie BK Hacken, które poległo w dwumeczu z KI Klaksvik z Wysp Owczych – zespołem, który był przez wszystkich skreślany już rundę wcześniej, a tymczasem jako jeden z pierwszych zapewnił sobie udział w europejskich pucharach na jesień.
Jednak będzie transmisja!
2023 rok, Elon Musk planuje wysyłać ludzi na Marsa, sztuczna inteligencja rewolucjonizuje świat a my… przez dobre parę dni mogliśmy zastanawiać się czy obejrzymy mecz polskiej drużyny w europejskich pucharach gdziekolwiek. Litwini, którzy dysponowali prawami do transmisji niechętnie spoglądali na ofertę TVP Sport, czego chyba nie spodziewali się ani przedstawiciele Telewizji Polskiej, ani tym bardziej kibice. Mówiło się o tym, że transmisja może odbyć się na zasadach pay per view, jednak wtedy najpewniej ciężko byłoby o takowy zakup w Polsce.
Oprócz tego była jeszcze opcja, że meczu nie obejrzymy nigdzie, i pisał o tym sam rzecznik prasowy Lecha Poznań – Maciej Henszel co świadczyło o tym, że sprawa może być poważna. Do sprawy włączył się także dyrektor TVP Sport – Marek Szkolnikowski, który jednak następnego dnia wrzucił tweeta, w którym dumnie zacytował inwokację z „Pana Tadeusza”, a to mogło oznaczać tylko jedno – mecz będzie do obejrzenia w TVP.
Jest jednak pewien haczyk, a polega on na tym, że spotkanie będzie transmitowane tylko i wyłącznie na stronie internetowej tvpsport.pl oraz w aplikacji mobilnej. W każdym razie – przed telewizorem, smartfonem czy komputerem – ten mecz na pewno zasługuje na to, by go obejrzeć!
***
Początek starcia Lecha Poznań z Żalgirisem Kowno o godzinie 18:00.
***