Wtorek nie zawsze jest dniem wolnym od gry w piłkę. Wiedzą o tym drużyny, które rozgrywają swoje mecze pucharowe w środku tygodnia. Jeszcze na dość wczesnym etapie zespoły rywalizują w Fortuna Pucharze Polski. Oto całościowa relacja z wtorkowych spotkań 1/32 finału (I rundy) Pucharu Tysiąca Drużyn (choć najszerzej opisaliśmy spotkanie w Legnicy, gdzie mieliśmy okazję być i oglądać starcie Miedzi z Arką na żywo). Szlagierem wtorkowych zmagań był natomiast mecz Jagiellonii ze Śląskiem.
Jagiellonia II Białystok – Korona Kielce*
W pierwszej kolejności zajmijmy się jednak zespołem rezerw popularnej Jagi, która swój mecz z Koroną rozgrywała o godzinie 12:30. No i można rzec, że druga drużyna napędziła gościom niemałego stracha. Wynik otworzył już w 6. minucie Mikołaj Wasilewski. Przyjezdni musieli zatem jednobramkową stratę odrabiać. Do wyrównania doprowadzili kwadrans później, a na listę strzelców wpisał się Adrian Dalmau. Tuż przed przerwą wynik ustalił Ronaldo Deaconu i podopieczni Kamila Kuzery, mimo słabego początku, awansowali do dalszej fazy.
Wieczysta Kraków – Piast Gliwice*
Murowany kandydat do awansu do II ligi i jeszcze nie tak dawny mistrz Polski? Brzmi ciekawie. W składzie Wieczystej między innymi z opaską kapitańską Jacek Góralski, a w roli trenera Sławomir Peszko. No i na tym zaciąg reprezentacyjny gospodarzy by się zakończył – Michała Pazdana nie uświadczyliśmy. A szkoda, bo może wynik byłby zgoła inny. Bez „Ministra Obrony Narodowej” Piast zdołał „przedziurawić siatkę” czterokrotnie za sprawą Jorge Felixa, Miłosza Szczepańskiego, Damiana Kądziora oraz Patryka Dziczka. Solidna lekcja dla Wieczystej.
Pogoń Siedlce – Podbeskidzie Bielsko-Biała*
Kolejny mecz rozgrywany o godzinie 15:00. Prawdziwy czeski film dla zespołu Pogoni. Dosłownie i w przenośni. Istotnie, Czesi z Podbeskidzia, czyli Martin Chlumecky i Jan Hlavicka, walnie przyczynili się do awansu swojej drużyny do dalszej fazy. Strzelanie rozpoczął pierwszy z nich w 21. minucie. Później wyrównał Damian Nowak. Na prowadzenie Podbeskidzie wyszło w drugiej połowie za sprawą drugiego z Czechów, a spotkanie zamknął w doliczonym czasie gry Bartosz Bida.
Start Krasnystaw – Zawisza Bydgoszcz*
No to może odrobina ekstrawagancji? Ktoś powie: a dlaczego? Już tłumaczę – dlatego, że wśród znanych już dobrze kibicom wielkich firm zaplątał się kopciuszek, czyli drużyna Startu Krasnystaw, występująca na co dzień w IV lidze, grupie lubelskiej, będąca aktualnie jej wiceliderem i ustępująca jedynie Stalowi Kraśnik. Zespół z Lubelszczyzny dzielnie się bronił przez długi czas, aczkolwiek plany trenerowi Markowi Kwietniowi pokrzyżowała druga żółta, a w konsekwencji czerwona kartka dla Przemysława Kanarka (na pewno nie był to śpiewający występ!). W końcówce, tak jak w przypadku meczu Wieczysta – Piast, prawdziwa kanonada w wykonaniu bydgoskiego Zawiszy i cztery gole autorstwa Okuniewicza, Koziary, Sanockiego i Nowaka.
Wisła Puławy* – Chrobry Głogów
Pozostańmy więc na Lubelszczyźnie. Dwa zespoły, którym ostatnio wiedzie się średnio. Wiśle pod względem finansowym (chodzą słuchy, że klub ma zaległości z wynagrodzeniami), a Chrobremu pod względem… sportowym. Chociaż, pardon, niejako przepchnięta wygrana z Arką przy ulicy Wita Stwosza mogła wlać w kibiców odrobinę optymizmu. No nie do końca. Puławianie, którym doskwierał spory niedosyt po remisie w II lidze z rezerwami Lecha, przekuli sportową złość w zwycięstwo. Świetne zawody w drużynie prowadzonej przez Michała Pirosa zagrał kapitan Mateusz Klichowicz, autor dwóch bramek. Jednego gola dołożył Dawid Retlewski, który strzelał i z Lechem, kiedy to w znakomity sposób wymanewrował defensora Kolejorza i posłał piłkę do pustej bramki. Dla Chrobrego jedynego gola – który finalnie okazał się honorowym – zdobył jeszcze na początku rywalizacji młodziutki Szymon Bartlewicz. Przed podopiecznymi Piotra Plewni teraz derbowe starcie w Legnicy. Może rzeczywiście jak jest się w dołku, to lepiej odpuścić sobie pucharowe wojaże? Żeby się zrymowało – niech czas nam to pokaże. Wisła natomiast pokazuje, że w stulecie klubu – czego przykładem jest też Puszcza Niepołomice – można z powodzeniem zawalczyć o sukces.
Motor Lublin – Puszcza Niepołomice*
A jeżeli o wil… znaczy się o Puszczy mowa – ta mierzyła się w Lublinie z miejscowym Motorem. Bardzo trudny teren. W stolicy województwa lubelskiego większość kibiców chyba jednak mecz w Pucharze Polski miała w głębokim poważaniu zważywszy na niedawno rozgrywany finał żużlowej PGE Ekstraligi. Efekt? Frekwencja na poziomie zaledwie 2,5 tysiąca widzów (no dobra, może to przez wtorek 18:00, ale i tak nie odrzucajmy przedstawionej hipotezy). W meczu z ekstraklasowiczem. Tragedii nie ma, ale czterech liter również nie urywa. Na dodatek mało bramek. De facto po dwóch minutach można byłoby tak naprawdę już iść do domu. W pierwszej trafił Artur Siemaszko, a potem przez półtorej godziny nie działo się nic niebywałego. Niepołomiczanie przechylili szalę na swoją korzyść. Szkoda tylko, że nie ma częstszych okazji do takich pojedynków, bo aż chciałoby się zobaczyć więcej goli. Ostatni taki miał miejsce dziesięć lat temu.
Miedź Legnica – Arka Gdynia*
Spotkanie w Legnicy jawiło się jako rewanż za niedawny mecz rozgrywany w Gdyni. Wtedy górą była Arka, która zwyciężyła 2:1. Przed pierwszym gwizdkiem w „studiu przedmeczowym” gościnnie wystąpił Bartosz Guzdek, który podzielił się przed publicznością zgromadzoną na Stadionie im. Orła Białego ciekawymi spostrzeżeniami. Zapytany o swoją piłkarską przeszłość odpowiedział, że zawsze był ustawiany ofensywnie. Poza tym trenera Radosława Bellę określił jako „perfekcjonistę-szczególarza”, a Bartłomieja Pawłowskiego z Widzewa wskazał jako zdecydowanie najlepszego zawodnika, z którym kiedykolwiek dzielił szatnię.
Kapitalnie zaczęli Arkowcy, którzy pomimo problemów ze wznowieniem od środka (dwukrotnie za szybko wbiegał ich zawodnik), po pierwszym dalekim podaniu zaadresowanym na połowę Miedzi wywalczyli rzut wolny. Płaskim strzałem zaskoczył bramkarza gospodarzy Kacper Skóra. To była dopiero 2. minuta, ale zawodnik z numerem 21 na plecach był wyjątkowo aktywny i w dalszej części pierwszego kwadransa. Dogodną okazję w 12. minucie zmarnował po dograniu Jakuba Wilczyńskiego z prawego sektora boiska Michał Marcjanik, który uderzał niecelnie piętą. Gospodarze notowali mnóstwo strat – pod koniec 15. minuty szczególnie źle podawali Lehaire i Zalewski. Ten drugi pokusił się pięć minut później o strzał z ostrego kąta, ale pewnie wyłapał Chudy. Wtem znów do głosu doszli goście, a po akcji Kobackiego lewą stroną na 2:0 podwyższył Hubert Adamczyk.
Miedź próbowała odpowiedzieć, ale nie tak błyskawicznie. Około dziesięć minut im to zajęło, ale jak długa była posucha, to strzały przyszły w nieco większej ilości. Najpierw uderzał wprost w Chudego reprezentant Gwinei Równikowej, Iban Salvador, a moment po nim Marcel Mansfeld. Zdobywca bramki na wagę trzech punktów wywiezionych z Konwiktorskiej próbował także z powietrza w okolicach 40. minuty, ale i ten strzał nie przyniósł pierwszej bramki dla Miedzi. W doliczonym czasie za to pojawiła się pierwsza czerwona kartka. I to dla ważnej postaci. Przedwcześnie do szatni musiał udać się kapitan Arki, Ołeksandr Azatskyi. To otwierało nowe możliwości dla Miedzianki w drugiej połowie.
Po zmianie stron znów w centrum uwagi znalazł się Mansfeld, który uderzał głową po wrzutce Salvadora. Czujny między słupkami pozostał golkiper Arki. Grając w niedowadze goście zmuszeni byli nieco się cofnąć. Trener Bella natomiast goniąc wynik wprowadzał ofensywniejszych graczy. Między innymi Kamila Drygasa oraz Damiana Michalika, który ustawił się na pozycji przeciętnie wyglądającego wtorkowego wieczoru Krzysztofa Drzazgi. Omal się to nie odbiło czkawką, bo po błędzie defensywy Miedzi szansę miał Olaf Kobacki. Próba przelobowania Mądrzyka zakończyła się jednak fiaskiem.
Im bliżej do końca, tym więcej gwizdów ze strony trybun. Na krótko zostały one przerwane strzałem Zalewskiego, jednak bliższy słupek świetnie pokrył Chudy. „Zalu” znów spróbował – tym razem – głową w 69. minucie, ale po raz kolejny zwycięsko z pojedynku wyszedł bramkarz. Krótko potem podniosła się wrzawa, gdy lewą flanką pędził świeżo wprowadzony z ławki Daniel Stanclik, natomiast strzał byłego snajpera GKS-u Jastrzębie został w porę zablokowany przez obrońców. Nie stało się tak w 72. minucie, a na drodze Stanclikowi stanął słupek. Dobijał Drygas, piłka w siatce, ale wcześniej był gwizdek, spalony i bramka koniec końców nie została uznana. Ten sam zawodnik ponownie stanął przed szansą trzy minuty później. W kapitalnej sytuacji musiał uznać wyższość Chudego.
Miedzianka w ostatnim kwadransie napierała coraz mocniej. To Arka jednak mogła wbić gwóźdź do trumny w 80. minucie. Po dograniu z rzutu rożnego w polu karnym najlepiej odnalazł się Martin Dobrotka, ale Miedź wyszła z całej sytuacji obronną ręką. Tak samo jak goście po główce Drygasa, kiedy to Chudy mógł tylko piłkę odprowadzić wzrokiem poza linię końcową. Pod sam koniec regulaminowego czasu gry na skraju pola karnego przewrócił się i głośno krzyknął Salvador – gwizdek sędziego Marcina Szreka milczał. Arbiter doliczył siedem minut, ale Miedzi nie było stać na nic spektakularnego. Gdynianie – tak samo jak i w lidze – okazali się lepsi. Powrót Wojciecha Łobodzińskiego, który w Legnicy spędził 10 lat, jak widać udany.
Concordia Elbląg – Widzew Łódź*
Co tu dużo mówić. Mecz-zapychacz. Widzew zrobił swoją robotę. Warmia i Mazury nie zawsze bywają gościnne (co pokazał niegdyś właśnie w Pucharze Polski Huragan Morąg), ale tu bez jakiejkolwiek niespodzianki. Ciganiks, Rondić, Kerk, samobój Jakubowskiego z Concordii i po zawodach. Elblążanie byli ostatnim bastionem swojego województwa. Teraz nie ma ono w Pucharze Polski żadnego reprezentanta.
KKS Kalisz – ŁKS Łódź*
Rewelacja poprzedniej edycji kontra beniaminek Ekstraklasy. Fantastyczny mecz z Jagiellonią w lidze i wyrwanie remisu pomimo gry w dziesiątkę z całą pewnością dodało motywacji łodzianom. W tamtym spotkaniu czerwoną kartkę obejrzeł trener ŁKS-u, Kazimierz Moskal, który musiał oglądać drugą połowę z wysokości trybun. W pucharze nie było takiej potrzeby. Co prawda rywal bardziej wymagający niż ten, którego wylosował sobie rywal zza miedzy, ale ełkasiecy wiedzieli, że stać ich by ograć gospodarzy. Strzelanie rozpoczął jednak powracający do klubu były kapitan Dumy Kalisza, czyli Mateusz Żebrowski – już w 11. minucie. Goście obudzili się przed samym końcem pierwszej połowy i na przerwę schodzili z jednobramkową zaliczką, wypracowaną przez Antona Fase i Piotra Janczukowicza. Po zmianie stron po jednym trafieniu dołożyli kolejni, dwaj zagraniczni piłkarze – Stipe Jurić oraz Nestor Gordillo na 2:3 i to ełkaesiecy będą grać dalej.
Odra Opole – Stal Mielec*
Niespodziewany lider Fortuna 1. Ligi podejmował na własnym boisku Stal Mielec. Mielczanie najpierw w poniedziałek wygrali przy Solskiego wysoko z Zagłębiem, ale później zostali pokonani przy Bułgarskiej. Odra natomiast zwyciężyła w delegacji z Miedzią. Warunki od samego początku dyktowała Stal, która już w 1. minucie wyszła na prowadzenie za sprawą Kaia Meriluoto. Pół godziny później do własnej bramki trafił napastnik Odry, Dawid Czapliński. Do przerwy 0:2, ale gospodarze chcieli nawiązać walkę z zespołem z Podkarpacia. Stać ich jednak było tylko na jednego gola, którego strzelił fantastycznie spisujący się w tym sezonie Borja Galan. Stal dowiozła wynik do końca i czeka na kolejnego rywala.
Skra Częstochowa – Polonia Warszawa**
Przedostatni pojedynek, ale wyjątkowy spośród wszystkich. Z tego względu, że do wyłonienia zwycięzcy potrzebna była dogrywka. Po raz kolejny 1. minuta i gol, w tym konkretnym przypadku Kowalskiego-Haberka. Skra jednak jeszcze w pierwszej połowie doprowadziła do remisu. W drugiej części Polonia ponownie cieszyła się z prowadzenia, ale taki stan rzeczy trwał tylko dwie minuty. Sprawy w swoje ręce w dogrywce, w 96. minucie, wziął były napastnik m.in. Ruchu Chorzów, Lechii Zielona Góra, Zagłębia Lubin i Puszczy Niepołomice – Szymon Kobusiński.
Jagiellonia Białystok* – Śląsk Wrocław
Zaczynaliśmy w Białymstoku i tam też kończymy. Creme de la creme i rywalizacja dwóch drużyn ze ścisłej czołówki tabeli PKO Ekstraklasy – Jagielloni i Śląska. W wyjściowej jedenastce zamiast Erika Exposito pojawił się Kenneth Zohore. Po pierwszej połowie na tablicy wyników widniał bezbramkowy remis, a Hiszpan, który jest liderem klasyfikacji strzelców z dorobkiem 8 bramek po 9-ciu kolejkach pojawił się na boisku dopiero w drugiej połowie. Była to reakcja Jacka Magiery na bramkę Nene z 62. minuty. Wszelkie nadzieje wrocławskich kibiców na awans stłamsił w doliczonym czasie Jesus Imaz i tym samym aktualny lider najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce musiał obejść się smakiem i odpadł już w pierwszej rundzie.
Dziś od godziny 15:00 kolejna seria gier. Zaczynamy w Gubinie, a kończymy na śląskich derbach. W czwartek natomiast cztery spotkania, szczególnie ciekawe z udziałem Wisły, zarówno tej z Krakowa, jak i z Płocka. Oto rozpiska:
27.09 – środa:
Carina Gubin – Radunia Stężyca, godzina 15:00
Garbarnia Kraków – Radomiak Radom, godzina 15:00
Legia II Warszawa – Ruch Chorzów, godzina 15:00
Sokół Kleczew – Zagłębie Lubin, godzina 15:00
Stal Brzeg – Unia Skierniewice, godzina 15:00
Gryf Wejherowo – Zagłębie Sosnowiec, godzina 15:30
Górnik Łęczna – Cracovia, godzina 18:00
Stal Stalowa Wola – Znicz Pruszków, godzina 18:00
KSZO Ostrowiec Świętokrzyski – Warta Poznań, godzina 19:29
GKS Katowice – Górnik Zabrze, godzina 21:00
28.09 – czwartek:
Pogoń II Szczecin – Polonia Bytom, godzina 17:00
GKS Tychy – Wisła Płock, godzina 18:00
Kotwica Kołobrzeg – Bruk-Bet Termalica Nieciecza, godzina 19:00
Wisła Kraków – Lechia Gdańsk, godzina 21:00
Piotr Sornat