Finał Pucharu Polski sezonu 2021/22 zbliża się wielkimi krokami. 2 maja na Stadionie Narodowym w Warszawie Lech Poznań zmierzy się z Rakowem Częstochowa. Z tej okazji przypominamy dwumecz o Puchar Polski, który niemal 18 lat temu zszokował całą piłkarską Polskę. Szok ten wynikał z tego, że Kolejorz z problemami finansowymi, dopiero wracający na boiska najwyższej klasy rozgrywkowej, wyrwał krajowy puchar drużynie, która ów sezon 2003/04 ostatecznie skończyła jako wicemistrz kraju, czyli warszawskiej Legii. Autorem pamiętnego sukcesu poznaniaków był Czesław Michniewicz, czyli obecny selekcjoner reprezentacji Polski.
Trudny okres i zbawca Michniewicz
Historię finału Pucharu Polski sprzed niemal 18 lat kojarzy niemal każdy z kibiców poznańskiego Lecha. Wiosna 2004 roku nie była łatwym okresem w historii klubu, który przecież całkiem niedawno, bo dwa lata wcześniej, grał na poziomie II ligi (dzisiejszej I ligi).
Klub z Poznania nie był stabilny finansowo, ale włodarzom kilka miesięcy wcześniej udało się zatrudnić Czesława Michniewicza, który do dyspozycji dostał niezły, jak na warunki panujące wówczas w Kolejorzu, skład z takimi nazwiskami jak: Piotr Świerczewski, Piotr Reiss, Waldemar Piątek, Bartosz Bosacki czy Zbigniew Zakrzewski.
Choć Lech rozpędzał się z meczu na mecz, to jednak finansowo i piłkarsko wciąż sporo tracił do ligowej czołówki. W związku z tym przed finałowym dwumeczem przeciwko Legii mało kto wierzył w Kolejorza, którego działacze poprosili nawet o zmianę gospodarza pierwszego meczu. Obawiali się bowiem, że w przypadku wysokiego zwycięstwa Wojskowych w Warszawie nie uda się sprzedać kompletu biletów na spotkanie przy ul. Bułgarskiej.
“Pakt o nieagresji” i sensacja w Poznaniu
Pierwsze spotkanie finałowego dwumeczu odbyło się 18 maja 2004 roku w Poznaniu, do którego przeniesiono to spotkanie zgodnie z prośbą działaczy Lecha. Udało się sprzedać wszystkie bilety. Wpuszczono nawet kibiców Legii, którzy początkowo mieli nie wejść na stadion przy ul. Bułgarskiej.
Co ciekawe, wszystko to za sprawą kibiców Kolejorza, którzy postanowili podpisać z fanami Wojskowych pierwszy i ostatni w historii “pakt o nieagresji”. Kibicom odwiecznego rywala zapewniono nie tylko wejściówki, ale również zadbano o ochronę samochodów. I tak oto sympatycy Lecha i Legii wspólnie wsiedli do aut oznaczonych poznańskimi rejestracjami i pojechali na Bułgarską. Kibice gospodarzy wywiesili nawet transparent, na którym widniał napis „Legio, ze wszystkich naszych wrogów, ciebie szanujemy najbardziej!”. Ten ewenement w historii relacji między fanami poznańskiej a warszawskiej drużyny nie mógł oczywiście umknąć uwadze komentującym wydarzenia z tamtego meczu.
– Znakomite zachowanie fanów Lecha przed tym spotkaniem. Przede wszystkim przywitano brawami bramkarza Legii, Artura Boruca, kiedy jako pierwszy ze wszystkich piłkarzy wychodził na przedmeczową rozgrzewkę. Także piłkarze Legii witani byli brawami. Nie było wśród kibiców wszystkich, którzy bili brawo legionistom, niektórzy gwizdali, ale zdecydowana większość z aplauzem przyjęła gości z Warszawy. Są na stadionie kibice Legii Warszawa. Jest naszym zdaniem około trzystuosobowa grupa kibiców Legii, która dzięki współpracy z fanami Lecha jest w tej chwili na sektorze i w zorganizowany sposób będzie dopingować swój zespół – komentował tamte wydarzenia Maciej Iwański z TVP, a Tomasz Jasina dodał również, że być może będzie to początek ocieplenia stosunków między sympatykami obu zespołów. To oczywiście nigdy nie nastąpiło, a sytuacja zaogniła się jeszcze bardziej, kiedy Lecha na Legię zamieniali tacy zawodnicy jak Bartosz Bereszyński, Krystian Bielik czy Kasper Hämäläinen.
Mecz w Poznaniu przyniósł nieoczekiwany rezultat i wlał w serca lechitów nadzieję na to, że uda się sięgnąć po krajowy puchar po raz czwarty w historii klubu. Spotkanie zakończyło się wynikiem 2:0, a obie bramki dla gospodarzy zdobył Piotr Reiss. Sensacja przy Bułgarskiej stała się faktem.
„Droga po puchar”
48 godzin do rewanżowego meczu w Warszawie. Powstaje film “Droga po puchar” wyprodukowany przez telewizję WTK. Film ikoniczny, który każdy z kibiców Lecha powinien obejrzeć przynajmniej raz w życiu. To mniej więcej tak, jak każdy muzułmanin powinien udać się na pielgrzymkę do Mekki. Porównanie religijne może i skrajne, ale wydaje się trafne.
Relacja z przygotowań zespołu do decydującej batalii pozwoliła fanom Kolejorza dostrzec prawdziwą drużynę, która zawsze walczy o swoje. Ludzi, którzy stają się grupą. Piłkarzy, którzy choć grali za pół darmo, chcieli osiągać jak najwyższe cele.
– Zostały nam dwie godziny dobrej pracy. Dwie godziny i mamy puchar. Mamy to, co jeszcze jesienią wydawało się niemożliwe. Wydawało się, że tego klubu nie będzie, mieliśmy swoje problemy, a teraz wszyscy o nas mówią. Mówią i będą jeszcze więcej mówić. Mówi się o Lechu, że ma swój styl. Mówi się o Lechu, że potrafi grać w piłkę, ale będzie się też mówiło o Lechu zwycięskim. Lech to nie tylko ładna piłka, ale także skuteczna – mówił we wspomnianym materiale Czesław Michniewicz.
To właśnie słowa ówczesnego szkoleniowca Lecha stały się kultowe. Stały się swego rodzaju liturgią dla piłkarzy, ale również dla kibiców oglądających później materiał grupy WTK. Poznański raper, Liber, powiedziałby, że to “memoriał dla artystów, dla murawy, dla trenerów, wiernych kibiców, miłośników, bez których nie ma zawodników”. Również dalsza część mowy Michniewicza pokazała, że w klubie jest wiara w sukces, do którego jego zespół przebył niezwykle długą podróż:
– Jak będzie trzeba, to będziemy grać 150 minut. Musimy cały czas wierzyć w to, co robimy. Interesuje nas zwycięstwo i z takim nastawieniem musimy wyjść. Nie ważne co było w Poznaniu. Tego nikt nam nie zabierze, ale do tamtego zwycięstwa nic już nie dołożymy. To było i minęło. Teraz jest nowy rozdział w którym trzeba dążyć, by zdobyć bramkę. Musicie wierzyć w to, co robicie. Musicie mieć zaufanie do siebie nawzajem i dobrze jeden drugiemu życzyć. Nie ma straconych piłek, walczymy o każdy metr, walczymy o każdą piłkę, tu przyjechaliśmy wygrać, przyjechali nasi kibice, gramy dla nich i gramy dla siebie. Gramy o chwałę, o honor i o coś więcej. O historię tego klubu i o historię dla Was. Dla każdego.
Spotkanie w Warszawie nie układało się po myśli poznaniaków. Plany taktyczne szkoleniowca Kolejorza popsuła kontuzja Zakrzewskiego, którego już w 16 minucie musiał zmienić Rafał Grzelak. Jeszcze przed przerwą Michała Golińskiego zastąpić musiał Krzysztof Piskuła.
Do przerwy widoczna była przewaga Legii, ale wynik był wciąż korzystny dla Lecha. Choć bezbramkowy remis dawał ostateczny triumf, czerwony ze złości był w szatni trener Michniewicz, który uciszał swoich zawodników i przekazywał kolejne instrukcje, wśród których znajdował się przede wszystkim agresywny atak na piłkę.
– Myśleć panowie, myśleć! Ja rozumiem, że jesteście zmęczeni, to was kosztuje dużo sił. Ale nas wszystkich to kosztuje dużo sił. 45 minut zostało. Gramy, oni za chwilę się odkryją, a my strzelimy bramkę z kontry.
Gol faktycznie padł, tyle że dla Legii. W 68. minucie wynik spotkania otworzył Piotr Włodarczyk, który wykorzystał rzut karny. Gospodarzom brakowało jednego trafienia, żeby doprowadzić do dogrywki. Ofiarnie bronił się Lech, a świetnie w bramce spisywał się Waldemar Piątek.
Ostatecznie dzięki heroicznej postawie piłkarzy Kolejorza, udało się utrzymać korzystny wynik finałowego dwumeczu i sięgnąć po pierwsze od 11 lat trofeum. Radość była ogromna. Ponieść emocjom dali się również zawodnicy, którzy znanymi kibicom przyśpiewkami, intonowanymi przez kapitana Lecha, Piotra Reissa, prowokowali fanów klubu z Warszawy.
Puchar powędrował do Poznania. Przeboleć nie mogli tego kibice Legii. Podczas ceremonii dekoracji wtargnęli do loży honorowej i sprowokowali bójkę z graczami Lecha, których obrzucano kamieniami i którym to próbowano zerwać z szyi medale. Na szczęście nikt poważnie nie ucierpiał.
– Chłopcy, dziękuję każdemu z osobna. Było najgorzej, jak mogło być – były kontuzje, było nerwowo, był karny, sędziowanie nie było takie, jak tego byśmy chcieli. Ale tego się spodziewaliśmy. Macie charakter, trzeba wszystko zrobić, żeby ta drużyna została jak najdłużej. Dziękuję Wam, jesteście wspaniali – powiedział w szatni Michniewicz.
Dosłownie sekundę później przyśpiewkę “Legła Warszawa” zarzucił Paweł Kaczorowski, a piłkarze Kolejorza kontynuowali świętowanie ogromnego sukcesu. Wspomniany Kaczorowski niedługo potem trafił do stołecznego klubu, a jego transfer do Legii wywołał ogromną kontrowersję. Jednym z najbardziej kojarzonych transparentów wymierzonych przez kibiców Wojskowych w jego kierunku to oczywiście “Chórzysto, nigdy nie będziesz legionistą!”.
Powrót do Poznania
Wspólnym śpiewom i okrzykom radości nie było końca. W drodze do Poznania Czesław Michniewicz zaintonował nawet przyśpiewkę “Ja kocham Lecha”, co kilkanaście lat później, po podpisaniu kontraktu z warszawską Legią zostało, podobnie jak w przypadku Pawła Kaczorowskiego, wykorzystane i wymierzone niczym pocisk w aktualnego selekcjonera reprezentacji Polski – transparent został wyjęty z szafy, odkurzony, a zdjęcie odpowiednio zamienione. Wróćmy jednak do wspomnień z 2004 roku…
Prawdziwa feta czekała na piłkarzy dopiero w Poznaniu. Stary Rynek pękał w szwach i tłumy kibiców czekały na przybycie zwycięskiej ekipy. Ta zawitała do Poznania w piętrowym autobusie, a następnie pojawiła się na Poznańskim Ratuszu. Na następny taki wieczór w stolicy Wielkopolski czekać trzeba było sześć lat, a dziś Kolejorz czeka na to trofeum już od 13 lat…
Lech Poznań przed szansą na szósty w swojej stuletniej historii Puchar Polski stanie już 2 maja o godzinie 16:00 na Stadionie Narodowym w Warszawie. Rywalem Kolejorza będzie Raków Częstochowa, który również ma chrapkę na to, aby ponownie sięgnąć po krajowy puchar. Zważywszy na to, że obie drużyny mają w tym sezonie realne szanse na dublet, spotkanie zapowiada się niezwykle ciekawie. Pozostaje zadać pytanie – kto wyjdzie zwycięsko z tej batalii? Maciej Skorża czy Marek Papszun? Odpowiedź poznamy już w poniedziałek.
Dominik Stachowiak