Wspominka #1: Legia Warszawa – Sporting Lizbona 1:0

2016.12.07 Warszawa Warsaw
Pilka nozna UEFA Liga Mistrzow Sezon 2016/2017
Legia Warszawa - Sporting Lizbona
N/z Gelson Martins Vadis Odjidja Ruben Semedo
Foto Norbert Barczyk / PressFocus

2016.12.07 Warszawa Warsaw
Football UEFA Champions League Season 2016/2017 Legia Warszawa - Sporting Clube de Portugal Legia Warsaw - Sporting Lissabon
Gelson Martins Vadis Odjidja Ruben Semedo
Credit: Norbert Barczyk / PressFocus

,,Wspominka” to nowy cykl, którego założeniem jest przypominanie bardzo ważnych meczów reprezentacji bądź polskich drużyn, w przypadku gdy te osiągną jakiś sukces. Ostatnio Legia Warszawa zaskoczyła wszystkich, eliminując Slavię Praga i tym samym awansując do fazy grupowej Ligi Europy. W związku z tym postanowiliśmy odtworzyć sobie inne bardzo ważne spotkanie dla „Wojskowych” w ich nowej historii – starcie ze Sportingiem Lizbona, które zapewniło warszawiakom awans do fazy pucharowej Ligi Europy po batalii w grupie w Lidze Mistrzów.

Oczekiwania

Gdy Legii Warszawa udało się awansować do fazy grupowej Ligi Mistrzów, nikt nie miał wobec niej jakichkolwiek oczekiwań. ,,Wojskowi” bowiem przerwali niechlubną passę 21 lat rozgrywek Ligi Mistrzów bez polskich drużyn. Poza tym legioniści trafili na grupę śmierci, bo przyszło im się mierzyć z Realem Madryt, Borussią Dortmund i Sportingiem CP.

Blamaże, jakich dopuszczali się jednak podopieczni Besnika Hasiego w grupie oraz w rozgrywkach ligowych doprowadziły do szybkiego zwolnienia Albańczyka. Zresztą Hasi był uważany za osobę toksyczną, dlatego każdy w stolicy był zadowolony z takiej decyzji. Jego miejsce zajął Jacek Magiera, który z automatu poprawił styl gry mistrza Polski i zaczął punktować w Lidze Mistrzów, co było nie lada pozytywnym zaskoczeniem.

Legia między innymi zremisowała 3:3 z Realem, ale z ogromnym entuzjazmem przyjęto także wygraną 1:0 nad Sportingiem dowodzonym przez cenionego Jorge Jesusa. Miało to miejsce w szóstej kolejce, czyli decydującej – i właśnie to starcie zapewniło warszawiakom możliwość dalszego wykazywania swoich umiejętności na arenie europejskiej.

W mediach trąbiono o tym meczu od samego rana. Pamiętam, jak mając 14 lat, jechałem właśnie z rana do szkoły i podekscytowany nadchodzącym wieczornym wydarzeniem, słuchałem sobie spokojnie radia. Nagle w zwyczajnym, nie sportowym, radiu, dziennikarze połączyli się z wróżką i jej zadaniem było odpowiedzenie na pytanie, czy Legii uda się pokonać Portugalczyków. Tak, do takiego stopnia, te spotkanie wzbudzało szaleństwo.

Otoczka

Otoczka wokół spotkania była niesamowita. Fani Legii, jak zresztą zwykle, wykonali kawał dobrej roboty, dopingując bardzo głośno przez całe 90 minut.

Podobać się mógł przede wszystkim transparent „Champions Legia”, nawiązujący do tego, w jakich rozgrywkach warszawiacy się znaleźli.

Styl gry

Legia od pierwszych minut miała pewne problemy. To zresztą było kwestią absolutnie do przewidzenia, bo za murowanego faworyta uchodził Sporting. Jedynie Polacy wierzyli w to, że warszawiacy mogą sprawić niespodziankę.

Te problemy to przede wszystkim niedokładność i spora nerwowość w grze na samym początku. Widoczne były także pewne luki w ustawieniu defensywnym. Sporting znacznie przewyższał swoich przeciwników kulturą gry. Jedynym zawodnikiem, który wówczas faktycznie nie odstawał, był Vadis Odjidja-Ofoe.

Z biegiem czasu ,Wojskowi” nabierali coraz większej ogłady i pewności siebie, co umożliwiło im rozwinięcie skrzydeł. Kapitalnie wyglądała prawa strona boiska – inteligencja Bartosza Bereszyńskiego pozwalała mu dobrze ,,czyścić” we własnej strefie, a jednocześnie w kluczowych momentach skutecznie utrzymywać się przy piłce. Miroslav Radovic natomiast tworzył często przewagę, schodząc do środka pola, ale także zasuwając przy linii bocznej boiska.

Dział kreacji w Legii także nie zawodził. Warszawiacy mieli wówczas wspaniale skonstruowany środek pola. Michał Kopczyński wspierał raczej obronę i zapewnił odpowiednią równowagę w tej strefie boiska, a grający przed nim Thibaut Moulin i Vadis Odjidja-Ofoe swoimi umiejętnościami technicznymi oraz przeglądem pola tworzyli ogromną różnicę. Pierwszy z nich bardziej wyróżniał się w pierwszej połowie, gdy już faktycznie rozkręcił się, ale to ten drugi pozamykał wszystkim usta swoją grą w drugiej połówce spotkania.

Stabilizację w defensywie zapewniał duet Michał Pazdan – Jakub Rzeźniczak. „Pazdek” uratował kilkukrotnie zespół przed utratą bramki swoją ofiarnością, natomiast „Rzeźnik” wyglądał bardzo pewnie i swobodnie czuł się z piłką przy nodze, dzięki czemu pozwalał sobie na wielokrotnie udane wyprowadzenia piłki w strefy wyższe.

Alexandar Prijovic, który występował sam w ataku, zaliczył także dobre zawody. Choć w pierwszej połowie zdecydowanie za dużo przebywał na ofsajdzie i gubił piłkę, to jednak zaliczył asystę przy jedynym golu (strzelcem Guilherme), a w drugiej połowie świetnie potrafił utrzymać się z piłką przy nodze tyłem do bramki, czym dawał czas partnerom z zespołu na dołączenie do ataku. Wykazywał się także bardzo dobrym timingiem, bo wielokrotnie znajdował się w sytuacjach podbramkowych.

Jacek Magiera początkowo przyjął dość zachowawcze podejście, ustawiając zespół nisko i licząc na bardzo szybkie kontry, co faktycznie miało wówczas sens, bo po prostu zdawało egzamin. Im dalej w las, tym Legia stawała się jednak coraz silniejsza i pozwalała sobie na bardzo intrygujące płynne klepki, które momentami wprawiały w osłupienie podopiecznych Jorge’a Jesusa.

Zdruzgotanie Sportingu z powodu nadchodzącej porażki widać było już pod koniec spotkania. Lizbończycy zostawiali ogromne luki w tyłach i dopuszczali się brutalnych faulów, co świetnie wykorzystywał na korzyść zespołu Odjidja-Ofoe w środku pola. Mina Jesusa po ostatnim gwizdku mówiła wszystko…

Nie można także zapominać o Sportingu. Wśród graczy z Lizbony zdecydowanie wyróżniał się William Carvalho, choć obecny gracz Realu Betis wyleciał z boiska na chwilę przed ostatnim gwizdkiem arbitra. Pochwalić także można Gelsona Martinsa, obecnie AS Monaco, Paulo Oliveirę (Eibar), Bryana Ruiza (Alajuelense) i Rubena Semedo (Olympiakos).

Najciekawsze wydarzenia boiskowe

Niewiele zabrakło do tego, aby Legia już w szóstej minucie prowadziła 1:0. Legia rozpoczęła kontratak – Vadis Odjidja-Ofoe zagrał do skrzydła w kierunku Miroslava Radovicia, a ten dograł futbolówkę do Aleksandara Prijovicia. Serb nie miał problemów z wykończeniem ataku, lecz znajdował się na pozycji spalonej.

W 20. minucie strzał z rzutu wolnego oddał Adrien Silva, lecz Arkadiusz Malarz bezproblemowo interweniował.

Zaledwie pięć minut później Rui Patricio zdecydował się na błyskawiczne wybicie od bramki. Nie była to najlepsza decyzja – Bartosz Bereszyński bowiem był czujny i wybiegł przed zawodnika, do którego leciała piłka. „Bereś” odbił ją, a ona trafiła od razu wprost do nogi Prijovicia, a ten znalazł się w sytuacji „sam na sam”. Spudłował jednak, oddając silne uderzenie w boczną siatkę.

Dobra gra i sensowna strategia na mecz podopiecznych Jacka Magiery w końcu przyniosły swoje owoce. Po pół godziny od pierwszego gwizdka arbitra, legioniści wyszli na upragnione prowadzenie. Po rzucie z autu piłkę otrzymał Vadis Odjidja-Ofoe. On świetnie wypatrzył Prijovicia w polu karnym, a Serb dograł futbolówkę do wbiegającego Guilherme. Brazylijczyk z tak bliskiej odległości nie mógł po prostu zmarnować takiej okazji.

W drugiej połowie doszło do sporych kontrowersji – dwukrotnie w polu karnym Arkadiusza Malarza, piłkarze Legii dotknęli piłkę ręką. Początkowo Adam Hlousek, a później Prijović. Co ciekawe, w rękę Serba kopnął Guilherme, czyli główny udział miała ponownie ta dwójka, która wcześniej zapewniła warszawiakom wyjście na prowadzenie, a ostatecznie zwycięstwo. Gianluca Rocchi w obu przypadkach nie dopatrzył się jednak nieprawidłowości. Ale trzeba przyznać, że tutaj „Wojskowi” mieli dużo szczęścia. Oba zagrania ręką były mocno kontrowersyjne.

Potem sytuacja nieco się odwróciła i podyktowania „jedenastki” domagał się Michał Kucharczyk. Polak jednak ewidentnie symulował i nie było tutaj jakichkolwiek podstaw do podjęcia takowej decyzji. W tym wypadku Włoch podjął więc absolutnie słuszną decyzję.

Im bliżej do ostatniego gwizdka sędziego, tym mniej się działo. Największy „show” robił Odjidja-Ofoe ośmieszając kilkukrotnie graczy Sportingu poprzez sztuczki na małej przestrzeni, łapanie fauli oraz posyłanie prostopadłych podań do wybiegających za plecy lizbońskich defensorów piłkarzy Legii. Ci jednak psuli każdą z okazji na potęgę, a prawdę mówiąc – „Wojskowi” mogliby wygrać ten mecz znacznie wyżej. Sporting w końcowym okresie gry stworzył sobie zaledwie jedną bardzo dobrą okazję do wyrównania. Gelson Martins bezproblemowo przy użyciu pełnej prędkości ograł Adama Hlouska i płasko dośrodkował w pole karne. Do piłki zdążył Andre, ale nieczysto trafił i wylądowała ona na trybunach.

Czy więc Legię w tym roku także czeka awans do fazy pucharowej Ligi Europy bądź chociażby Ligi Konferencji? Będzie o to na pewno bardzo trudno, ale trzeba wierzyć. Bo gdyby nie wiara, Legia w 2016 roku nie osiągnęłaby takiego sukcesu, jaki osiągnęła.

Legia Warszawa 1:0 Sporting Lizbona (1:0)

Bramki: Guilherme 30′ (Aleksandar Prijovic)

Składy (w nawiasach obecna drużyna danego zawodnika):

Legia Warszawa: Arkadiusz Malarz (bez klubu) – Bartosz Bereszyński (Sampdoria), Jakub Rzeźniczak (Wisła Płock), Michał Pazdan (Jagiellonia Białystok), Adam Hlousek (Bruk-Bet Termalica Nieciecza) – Michał Kopczyński (Warta Poznań), Thibaut Moulin (Academica Clinceni) – Miroslav Radovic (koniec kariery), Vadis Odjidja-Ofoe (KAA Gent), Guilherme (Guangzhou City) – Aleksandar Prijovic (bez klubu)

Sporting Lizbona: Rui Patricio (Wolverhampton) – Bruno Cesar (Penafiel), Paulo Oliveira (Eibar), Sebastian Coates (nadal Sporting), Ruben Semedo (Olympiakos Pireus), Marvin Zeegelaar (Udinese) – Gelson Martins (AS Monaco), William Carvalho (Real Betis), Adrien Silva (Sampdoria), Lazar Markovic (Partizan Belgrad) – Bas Dost (FC Brugge)

Z ławki pojawili się także: Michał Kucharczyk (Pogoń Szczecin), Maciej Dąbrowski (ŁKS Łódź), Kasper Hamalainen (Turun Palloseura) oraz Ricardo Esgaio (Sporting), Andre (Sport Recife), Bryan Ruiz (Alajuelense).

Warto mieć jednak na uwadze, że mecz odbył się aż pięć lat temu, a w piłce wszystko szybko się zmienia. Legia już wtedy nie miała wcale najmłodszego składu. Ci, którzy mieli pograć w lepszych klubach, mają to za sobą – Pazdan grał w lidze tureckiej, Kucharczyk w rosyjskiej, Hlousek i Hamalainen w czeskiej, Prijovic w greckiej, a Rzeźniczak chociażby w Karabachu.

POLECANE

tagi