Rok 2022, który w historii Lecha Poznań zapisał się złotymi zgłoskami, dobiegł końca. Duma Wielkopolski w minionych 12 miesiącach hucznie obchodziła stulecie swojego istnienia, a jej sukcesy, mimo licznych perturbacji, zapadną w pamięci kibiców do końca życia. Na przegląd najważniejszych dla Kolejorza w minionym roku wydarzeń zapraszają Antoni Janas, Dominik Łosoś i Dominik Stachowiak.
Powroty wychowanków
Na początku 2022 roku Lech Poznań wyciągnął pomocną dłoń do swoich wychowanków, którzy znaleźli się w trudnym momencie swoich karier. Pierwszym z nich był Dawid Kownacki, wracający po ciężkiej kontuzji więzadeł kolanowych. Napastnik Fortuny Düsseldorf, odbudowujący swoją formę po kilkunastotygodniowej absencji, stracił miejsce w zespole czerwono-białych i dostał zielone światło na poszukiwanie nowego klubu. Wybór padł na Lecha Poznań, który wygrał rywalizację z klubami z Beneluksu i na początku lutego Kownacki przeniósł się do Wielkopolski na zasadzie wypożyczenia do końca sezonu. Największy wpływ na powrót popularnego Kownasia zdecydowanie miał Maciej Skorża, który od już przy pierwszej przygodzie z Lechem był wielkim orędownikiem talentu piłkarza urodzonego w Gorzowie Wielkopolskim. Dawid Kownacki zaakceptował niełatwe zadanie, jakim była rywalizacja z będącymi w życiowej formie Joao Amaralem i Mikaelem Ishakiem, a mimo to stał się liderem późniejszego mistrza Polski. Początek był trudny, bo już po pierwszym meczu spadła na niego zasłużona fala krytyki. W 30-minutowym występie na stadionie Cracovii był najgorszym zawodnikiem na boisku, a jego forma obnażyła ogromne zaległości. Tamto spotkanie w wykonaniu Kownackiego skwitował jedynie słynny okrzyk. Przypomnijmy…
Później było już tylko lepiej. Występując często w roli dżokera w 17 meczach zdobył pięć bramek i zaliczył trzy asysty. Po sezonie Kolejorzowi nie udało się zatrzymać Kownackiego, który deklarował swoją gotowość do powrotu. W minionej rundzie na zapleczu Bundesligi w 17 meczach zaliczył udział przy 12 bramkach swojego zespołu. Świetne liczby nie przeszły bez echa i wzbudziły zainteresowanie klubów z najwyższej klasy rozgrywkowej, a sam piłkarz nie przedłuży wygasającego kontraktu z Fortuną.
Drugim wychowankiem powracającym na Bułgarską był Tomasz Kędziora, którego transfer przebiegał w zupełnie innej atmosferze niż Kownackiego. Defensor po ataku Rosji na Ukrainę postanowił ewakuować się z ogarniętego wojną kraju. Wielogodzinna podróż z Kijowa zakończył się happy endem, a piłkarz musiał odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Po kilkunastu dniach pobytu w Polsce zdecydował się na podpisanie krótkoterminowego kontraktu z Lechem Poznań. Tomasz Kędziora ponowny debiut zaliczył w wyjątkowym jubileuszowym meczu z Jagiellonią Białystok. W drugiej połowie wszedł na boisko przy ogromnym aplauzie kibiców znajdujących się na stadionie. Ulubieniec trybun znów założył niebiesko-białą koszulkę, lecz nie wywalczył sobie miejsca w pierwszym składzie. Po siedmiu meczach pożegnał się z Kolejorzem i powrócił do Kijowa. Dziś znów reprezentuje barwy tamtejszego Dynama i jest jednym z nielicznych obcokrajowców w lidze ukraińskiej. Tomasz Kędziora minionej rundy nie może zaliczyć do udanej i przez większość czasu miał problemy z wywalczeniem sobie miejsca w zespole.
Na boisku… Cztery Wesela i Pogrzeb
Po rundzie jesiennej sezonu 2021/22 wszyscy związani z Lechem zimę spędzili w wyśmienitych nastrojach. Pierwsze miejsce w tabeli z przewagą nad Pogonią Szczecin i Rakowem Częstochowa (odpowiednio: cztery i sześć punktów), broniąca tytułu Legia, jak mawia klasyk, walczyła o spadek, ofensywne trio Amaral – Kamiński – Ishak rozbijało kolejnych ligowych rywali. Dodatkowo Lech pozostawał w walce o Puchar Polski, a w przerwie zimowej został wzmocniony Kristofferem Velde, oraz wypożyczeniami wspomnianych wcześniej wychowanków: Dawida Kownackiego i Tomasza Kędziory.
Początek roku był jednak dla drużyny Macieja Skorży trudny. Poznaniacy z pierwszych sześciu spotkań wygrali zaledwie dwa: z Termaliką 5:0 u siebie oraz z Pogonią w Szczecinie 3:0, zmieniając ją na pozycji lidera. W kolejnej kolejce na Bułgarską przyjechał Raków, który ma patent na Poznańską Lokomotywę i wygrał 1:0 po golu Iviego Lopeza. Dwa tygodnie później Lech w meczu odbywającym się przy okazji stulecia klubu, pokonał Jagiellonię Białystok 3:0, ale do tego wrócimy później. W drugiej połowie kwietnia stało się jasne, że o dublet zawalczą Raków z Lechem – w bezpośrednim starciu 2 maja w finale Pucharu Polski oraz pośrednio w sześciu ostatnich kolejkach Ekstraklasy. Gorączkę podkreślała równa liczba punktów obu drużyn, która premiowała lepszy w bezpośrednich starciach Raków.
Kolejorz przystępował do finału Pucharu Polski z bagażem czterech kolejnych przegranych finałów, w których brał udział. Przeklęte z perspektywy Kolejorza rozgrywki. Bez dopingu swojej grupy fanów, która honorowo nie pojawiła się na trybunach w związku z absurdalnym zakazem wnoszenia flag wydanych przez prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego.
Na murawie Stadionu Narodowego miało miejsce kolejne przechytrzenie Macieja Skorży przez Marka Papszuna. Grający piłką, prezentujący dojrzalszy futbol, ustawiony wysoko Lech kontra zorganizowany w obronie, nastawiony na kontry Raków. Już w 6. minucie wynik otworzył Vladislavs Gutkovskis, do przerwy było 2:0 po golu Mateusza Wdowiaka. Po przerwie grę Lecha napędził wejściem Joao Amaral, zmniejszając straty w 51. minucie. Gdy Lech napierał, walcząc o remis, spotkanie zamknął Ivi Lopez.
Na trzy tygodnie przed końcem sezonu, Lech znów postawił się w znanej sobie roli przegrywa, od którego nic nie zależy. Mistrzostwo wymykało się z rąk. Raków miał już zdobyte trofeum, przewagę punktową i mentalną po pokonaniu lechitów w starciu finałowym. Do tego Lech jechał na trudny wyjazd do Gliwic, podczas gdy Raków podejmował nie walczącą o nic Cracovię. Remis wywalczony przez Pasy w meczu o 15:00 dawał nadzieję niebiesko-białym, grającym tuż po drużynie lidera. Do 87. minuty bicie głową w mur nie było nawet nadzwyczajnie przekonywujące. Ale wtedy wydarzyło się to…
W przedostatniej kolejce sezonu Lech Poznań, wspierany przez 90% stadionu w Grodzisku Wielkopolskim, odrobił straty i wygrał 2:1 z Wartą Poznań, a kilka godzin później rozsypany mentalnie Raków przegrał z Zagłębiem Lubin, co dało lechitom ósme Mistrzostwo Polski. Jeszcze przed ostatnią kolejką Kolejorz zapewnił sobie trofeum, co nie zdarzyło się poznaniakom od sezonu 1991/92. Triumf, nawet jeśli wisiał w pewnym momencie na włosku, był zasłużony. Lech przewodził w tabeli przez 25 z 34 kolejek. 21 maja zabawę licznie zgromadzonym przy Bułgarskiej fanom umiliły bramki Tomasza Kędziory i Alana Czerwińskiego, na które odpowiedział trzeci prawy obrońca tego popołudnia – występujący w barwach Zagłębia Kacper Chodyna. Poznań zapłonął…
Huczna impreza
Obiecaliśmy powrót do najważniejszego zeszłorocznego święta dla kibiców Kolejorza, więc wracamy. 19 marca, w dzień setnej rocznicy założenia Kolejowego Klubu Sportowego Lech Poznań (a właściwie Lutnii Dębiec), rozegrany został ligowy mecz z Jagiellonią Białystok. Na długo przed początkiem pojedynku obchody święta trwały w najlepsze. O północy fani Kolejorza zorganizowali efektowne show z wykorzystaniem licznych materiałów pirotechnicznych. Niebo nad Poznaniem się rozświetliło, a była to dopiero zapowiedź wieczornych wydarzeń.
Na długo przed początkiem meczu kibice gromadzili się na trybunach stadionu przy ulicy Bułgarskiej, a podczas wejścia piłkarzy na boisko mieli stworzyć wyjątkową oprawę z udziałem wszystkich zebranych. Spotkanie odbiegało otoczką od standardowych pojedynków PKO BP Ekstraklasy. Przed pierwszym gwizdkiem Liber wraz z kibicami odśpiewał już kultowy utwór „Czysta gra”, a wychodzących piłkarzy powitała efektowna kartoniada wzbogacona pirotechniką. Oba zespoły dopasowały się do klimatu meczu, w którym wystąpili w strojach retro, nawiązujących do odległych lat świetności.
Pierwsza połowa nie należała do najbardziej atrakcyjnych, a na trybunach można było wyczuć nerwowość. Kolejorz nie był już liderem i musiał gonić czołówkę, a strata punktów mogła jeszcze bardziej skomplikować sytuację w tabeli. W przerwie meczu docenieni zostali członkowie historycznej jedenastki wyłonionej ze wszystkich zawodników, którzy w przeszłości reprezentowali Lecha Poznań. Wśród nich byli tacy piłkarze jak Semir Stilić, Mirosław Okoński czy nieobecny tego dnia przy Bułgarskiej – Robert Lewandowski. Na drugą połowę piłkarze Macieja Skorży wyszli z zupełnie innym nastawieniem, a ogromną rolę w przemianie zespołu miał Joao Amaral, który zastąpił Daniego Ramireza. Portugalczyk strzelił pierwszego gola i zaliczył również asystę przy trafieniu Dawida Kownackiego. Szybko zdobyte bramki pobudziły cały stadion, a głośny doping niósł się jeszcze długo po zakończonym meczu. Wieczór z 19 marca 2022 był jednym z najlepszych wydarzeń ostatnich lat, a wspomnienie o atmosferze tamtego meczu wciąż wzbudza ciarki na plecach.
Jedyną stałą rzeczą w życiu jest zmiana
Istnieje teoria, że w sporcie sukces jest tylko chwilą, po której wracasz na żmudną ścieżkę. Gasną flesze, cieć kończy zamiatać złote konfetti rozsypane na murawie, kloszard odbiera zapłatę za zebrane pod stadionem i przyniesione do punktu skupu puszki po piwie, puchar ląduje w gablocie i wraca rutyna. Dłuższą chwilę po zdobyciu upragnionego mistrzostwa atmosfery triumfu już nie ma, po dwóch tygodniach kibice wyczekują topowych transferów do klubu, każde potknięcie jest rozdmuchiwane, bo przydarza się mistrzowi kraju, utrzymanie kluczowych piłkarzy czasem nie jest możliwe. Cios przyszedł jednak z nieoczekiwanej strony. Maciej Skorża, niekwestionowany architekt i przywódca mistrzowskiej drużyny opuścił statek z powodów rodzinnych.
CZYTAJ TEŻ: Uśmiech Macieja Skorży to uśmiech futbolu. Wszystkiego dobrego, Maestro!
Szybko zostały zweryfikowane zapewnienia o stałym skautingu trenerów przez komitet transferowy Lecha. Na niecałe trzy tygodnie przed eliminacjami do Ligi Mistrzów Kolejorza objął John van den Brom. Szkoleniowiec przebywał na bezrobociu po krótkiej przygodzie w arabskim Al-Taawon. Za trenerem z Beneluksu miało przemawiać doświadczenie na arenie międzynarodowej, a także umiejętne wprowadzanie młodych zawodników z akademii do pierwszego zespołu. Holender przejął drużynę w trakcie przygotowań, a do pierwszego arcyważnego meczu z Karabachem Agdam pozostawało nieco ponad 2 tygodnie. Pierwszą potyczkę udało się wygrać 1:0, niestety w rewanżu nawet szybko strzelony gol przez Kristoffera Velde nie wystarczył, gdy w bramce stanął Artur Rudko. Wynik 1:5 nie pozostawił złudzeń i zesłał Poznańską Lokomotywę do eliminacji Ligi Konferencji Europy. W międzyczasie Kolejorz przegrał jeszcze z… tak, zgadliście, Rakowem. Tym razem podopieczni Marka Papszuna przy Bułgarskiej sięgnęli po Superpuchar Polski i zabrali Lechowi szansę na pierwsze trofeum w sezonie 2022/23.
Wzloty i upadki
Lech w następnych tygodniach był cieniem mistrzowskiego zespołu. Tomasz Rząsa wraz z Piotrem Rutkowskim również nie dostarczali najlepszych narzędzi nowemu trenerowi. Przeciągająca się saga transferowa, na początku z Dawidem Kownackim, później z Michałem Helikiem, a następnie z Damianem Kądziorem sprawiła, że żaden z nich nie zakłada koszulki Lecha Poznań. Kolejorz musiał ratować zespół wypożyczeniami wątpliwej jakości. Wyjątkiem jest Filip Dagerstal, który po słabym debiucie i wyleczeniu kontuzji, stał się filarem defensywy, wywalczając powołanie do kadry narodowej. Zespół na zasadzie wypożyczenia „wzmocnili” również Giorgi Citaiszwili i Mateusz Żukowski, ale o ile o wykup Dagerstala Lech powinien powalczyć, o tyle pozostała dwójka w Poznaniu najpewniej nie zostanie. Artur Rudko natomiast prawdopodobnie pożegna się ze stolicą Wielkopolski już zimą.
Poznaniakom udało się przeprowadzić zaledwie jeden transfer gotówkowy – za ponad milion euro z portugalskiego Belenenses na Bułgarską trafił Afonso Sousa. Portugalczyk po perturbacjach związanych ze zdrowiem, a także brakiem szans od Johna van den Broma, ostatecznie udowodnił swoją jakość. Licząc wszystkie rozgrywki, Sousa w 18 meczach, na które składają się zaledwie 952 minuty spędzone na boisku, zdobył cztery bramki i dorzucił dwie asysty.
Wracając do tego, co działo się na boisku… W eliminacjach do Ligi Konferencji Europy mistrz Polski przechodził kolejne ich fazy, lecz nie obeszło się bez komplikacji. W trzech rundach nie wygrał żadnego wyjazdowego meczu, a z Vikingurem doprowadził do wstydliwej dogrywki. Ostatecznie Kolejorz przedarł się do fazy grupowej, lecz w ekstraklasie szorował po dnie tabeli. Diametralne zmiany przyniósł tydzień po wywalczonym awansie w Luksemburgu. W 7 dni zespół Van den Broma zdobył 9 punktów, kolejno wygrywając z Piastem, Lechią i Widzewem. Zdobycz punktowa pozwoliła odetchnąć z ulgą, a trenera uratowała przed przedwczesnym zwolnieniem. Holender przetrwał najcięższą burzę i wyprowadził drużynę z kryzysu. W 19 spotkaniach po awansie do fazy grupowej do końca rundy, lechici przegrali tylko trzykrotnie – mniej niż w samym lipcu. W lidze wygrzebali się ze strefy spadkowej, błyszczeli Michał Skóraś i Mikael Ishak, „odczarowany” został Białystok, gdzie Lech poprzednio wygrał za panowania Jagiellonów. Jedynie Raków Częstochowa (znów) znalazł sposób na Lecha pod wodzą kolejnego już trenera. Seria meczów bez zwycięstwa z Medalikami trwa od lutego 2020 r. i liczy osiem spotkań. Każda z tych potyczek wiąże się z dużym rozczarowaniem kibiców Kolejorza. 30 października ubiegłego roku gol padł dopiero w doliczonym czasie gry, gdy Fabian Piasecki pokonał Filipa Bednarka. Obecnie Lech zajmuje 6. lokatę i mając zaległy mecz do rozegrania, do podium traci zaledwie jeden punkt.
Sporym rozczarowaniem jest utracona „najprostsza” szansa na trofeum w 2023 roku – Puchar Polski. Absurdalnie słaby Śląsk Wrocław po raz drugi w tym sezonie pokonał przy Bułgarskiej Kolejorza, tym razem 3:1, do czego przyczynił się Artur Rudko.
Po Europie wkoło jak na Grand Prix
Słaby początek w ekstraklasie dał obrońcom tytułu rozczarowującą pozycję na koniec roku, ale trener John van den Brom, jako pierwszy od wielu lat trener Kolejorza, przezwyciężył jesienny kryzys. W Ekstraklasie od kilku lat nie mieliśmy też drużyny łączącej udanie ligę z pucharami. Holenderski szkoleniowiec mający doświadczenie niemal 50 spotkań w europejskich pucharach, gry w fazie grupowej Ligi Mistrzów z Anderlechtem czy wyjścia z grupy Ligi Europy z AZ Alkmaar, wykorzystał zebraną wiedzę w fazie grupowej Ligi Konferencji Europy.
Na drodze Lecha los postawił półfinalistę Ligi Mistrzów z ubiegłego sezonu – Villarreal, a także Hapoel Beer-Szewa czy Austrię Wiedeń. W sześciu meczach na europejskiej arenie, Kolejorz przegrał tylko raz i to w pierwszej kolejce, po golu w samej końcówce autorstwa Francisa Coquelina. Villarreal pokonał mistrzów Polski 4:3 i od tego momentu lechici mogą szczycić się mianem niepokonanych w Lidze Konferencji Europy.
Do historii z pewnością przejdzie rozbicie Austrii Wiedeń (4:1). Mecz z Fiołkami miał wszystko, co jest najlepsze w piłce nożnej. Lech objął prowadzenie za sprawą niezawodnego Ishaka, później wyrównali goście, a przed odrabianiem strat Kolejorza uchronił Filip Bednarek, broniąc strzał z rzutu karnego. W drugiej połowie mistrzowie Polski potwierdzili swoją dominację i strzelili trzy gole. Wyjątkowy wieczór przy Bułgarskiej rozbudził apetyty na wyjście z grupy. Po dwóch rozczarowujących remisach z Hapoelem (0:0, 1:1) poznaniacy wciąż zajmowali drugie miejsce w grupie. Podopieczni Johna van den Broma szczególnie mogą żałować tego pierwszego meczu rozgrywanego w Poznaniu. W rewanżu na izraelskiej ziemi, Kolejorz musiał mierzyć się z rywalem postawionym pod ścianę i grającym przed własną publicznością, lecz miał swoje sytuacje na strzelenie gola.
Najważniejszym meczem w perspektywie całej fazy grupowej było starcie w Wiedniu z Austrią. Kolejorz wspierany przez pokaźną grupę kibiców z Poznania za sprawą zwycięstwa mógł wywalczyć bezpośredni awans do 1/16 finału. W przypadku remisu musiał śledzić wydarzenia w Beer-Szewie i liczyć na zwycięstwo Villarrealu. Lech w 48. minucie wykonał ogromny krok w zamierzonym celu. Mikael Ishak pokonał Christiana Früchtla, lecz w Izraelu w tej samej minucie padł gol dla Hapoelu. Sytuacja w tabeli pozostawała wciąż taka sama. Nadzieję fanom z Poznania przywrócił Samuel Chukwueze, który strzelił wyrównującego gola dla Villarrealu. Jednak kilka chwil później po błędzie Pedro Rebocho swoją okazję wykorzystali piłkarze Austrii Wiedeń, a wynik do końca meczu nie uległ zmianom. W Beer-Szewie również padł remis, a ostatecznym kształcie tabeli miała zadecydować ostatnia kolejka.
Czwarte wesele w 2022 roku
3 listopada to kolejny dzień chwały dla Lecha w minionym roku. Kolejorz przy Bułgarskiej podejmował niekwestionowanego faworyta do końcowego triumfu w rozgrywkach Ligi Konferencji Europy. Zadanie wydawało się ekstremalnie trudne, a żeby Poznań oszalał z radości, musiało spełnić się kilka warunków. Stawką meczu było wyjście z grupy, a do tego zespół Johna van den Broma potrzebował zwycięstwa. Gdyby nie udało się tego osiągnąć, trzeba byłoby spoglądać na równolegle rozgrywany mecz Hapoelu z Austrią Wiedeń i liczyć na korzystny bilans bramkowy. W obecności 30 tysięcy widzów, Lech Poznań rozpoczął najważniejszy bój w Europie od wielu lat. Zdaniem statystyków najmocniejszy rywal w historii (!) grający przy Bułgarskiej. W pierwszym składzie Villarrealu uczestnicy mundialu – Yeremy Pino i Jackson Martinez, doświadczony Pepe Reina, uznani w Primera Division Manu Trigueros czy Jose Morales. Wszyscy pod wodzą Quique Setiena.
Ostatni raz na takim etapie sezonu realna szansa na wyjście z grupy była w 2010 roku i wtedy lechitiom udało się dokonać niemożliwego. Pierwsze minuty starcia z półfinalistą Ligi Mistrzów z sezonu 2020/21 należały do Hiszpanów, którzy nie potrafili wykorzystać dogodnych sytuacji. A jak powszechnie wiadomo, te lubią się mścić. W 25. minucie piłkę na środku boiska przejął Kristoffer Velde i pognał w stronę bramki rywala, napędzając tym samym akcję Kolejorza. Po szybkiej wymianie podań futbolówka znalazła się na głowie Filipa Marchwińskiego, a po jego strzale z linii piłkę musiał wybijać defensor rywali. Do bezpańskiej piłki ponownie dopadł Velde i skierował ją do pustej bramki. Lech Poznań sensacyjnie prowadził i był już tylko o krok od wyjścia z grupy. Na fali żywiołowego dopingu, po przerwie Kolejorz podwyższył prowadzenie na 2:0. Po asyście strzelca pierwszego gola, bramkę zdobył Michał Skóraś. Przebieg meczu należał pod dyktando zespołu Johna van den Broma, a z każdą minutą zarysowywała się coraz to większa dominacja Lecha Poznań. W 77. minucie triumf przypieczętował ponownie Skóraś, który wykorzystał bliźniaczą sytuację do tej, którą miał 27 minut wcześniej. Warto wspomnieć, również o ogromnym wkładzie Mikaela Ishaka w historyczne zwycięstwo. Kapitan zespołu uczestniczył we wszystkich akcjach bramkowych, często przyjmując nietypowe dla siebie role. Przy pierwszym i trzecim golu szukał swoich kolegów w polu karnym niczym rasowy skrzydłowy, a przy drugiej bramce napędził kontratak i zaliczył asystę drugiego stopnia. Lech Poznań wygrał z hiszpańskim zespołem aż 3:0, a mecz z miejsca wszedł do annałów historii. Wynik poszedł w świat, a Kolejorz w najlepszy możliwy sposób przypomniał o sobie światu. Na wiosnę niebiesko-biali zagrają z norweskim Bodø/Glimt w ramach 1/16 finału Ligi Konferencji Europy.
Jego królestwo będzie trwać
Po zakończonej rundzie jesiennej przy Bułgarskiej lechici szykowali się do ostatniego wyjazdu do Białegostoku. W tygodniu oprócz otwarcia nowej części wronieckiej akademii nikt nie spodziewał się, że może stać się traktowany przez wszystkich jak senne marzenie moment. Podczas uroczystego otwarcia na specjalnie zbudowanej platformie klub wyświetlił wszystkie bramki Mikaela Ishaka w barwach Kolejorza, a Szwed parafował nową umowę na oczach zebranych dziennikarzy. Niespodzianka, jaką przygotował klub, wprowadziła nie lada zaskoczenie, gdyż większość spodziewała się pożegnania kapitana zespołu. Jak sam piłkarz przyznaje, do pozostania w klubie przekonał wzgląd na rodzinę, której dobrze się żyje w Poznaniu, ale także fakt, że kibice Lecha otoczyli go niecodzienną sympatią. Napastnik odrzucił lukratywne oferty z krajów arabskich i najbliższe lata spędzi w Polsce. Przedłużenie kontraktu najlepszego piłkarza w zespole to milowy krok, który udowadnia, że Lech może zatrzymywać swoje gwiazdy przy Bułgarskiej. W przeszłości nie udawało się to z Christianem Gytkjaerem czy Barrym Douglasem. Nowa umowa ulubieńca trybun przy Bułgarskiej będzie obowiązywała do czerwca 2025 roku.
Ponadto jesienią kontrakty z drużyną Mistrzów Polski przedłużyli ważni dla drużyny: Michał Skóraś, Antonio Milić i Nika Kwekweskiri, choć w przypadku tego pierwszego, po debiucie w reprezentacji Polski i udziale w Mistrzostwach Świata, mówimy raczej o podbijaniu ceny sprzedaży, która nastąpi najpewniej latem 2023 roku. Zainteresowana i zdecydowana jest ponoć włoska Bologna.
CZYTAJ TEŻ: Metamorfoza roku – Michał Skóraś
Nowy dom akademii i miejsce pamięci o historii
Jubileuszowy rok w wykonaniu Lecha Poznań był udany na wielu płaszczyznach. Oprócz wyników sportowych po wielu latach prac i przygotowań otwarte zostało muzeum Poznańskiej Lokomotywy. Na stadionie przy ulicy Bułgarskiej powstało dedykowane miejsce, w którym będzie można poznać z bliska stuletnią historię Kolejorza. Wśród eksponatów można zobaczyć nie tylko trofea podnoszone przez poznaniaków, ale także koszulki czy indywidualne nagrody. Muzeum w obecności byłych piłkarzy Lecha zostało oficjalnie otwarte, a tuż przed startem rundy wiosennej zostanie udostępnione zwiedzającym.
Innym ważnym wydarzeniem dla niebiesko-białej rodziny jest także powstanie nowego oddziału wronieckiej Akademii Lecha Poznań. Nowoczesne Centrum Badawczo-Rozwojowe skupia w sobie internat, sale dla trenerów czy miejsca do codziennej pracy. Najważniejszym elementem jest jednak posiadana przez nielicznych technologia skills.lab, która pozwala na jeszcze efektywniejsze szkolenie zawodników. Nowy rozdział w historii Akademii ma potwierdzić jej status jako najlepszej w kraju, a także szkolić nowych wychowanków gotowych do gry w niebiesko-białych barwach.
Dodatkowo powstały co najmniej trzy książkowe publikacje dotyczące Lecha, komiks, znaczki pocztowe, gra miejska, wystawa zdjęć w Fotoplastykonie, odnowiony został zegar imitujący mechanizm znajdujący się na „starym” stadionie. Ponadto pewien Jeremiasz otrzymał stuletni karnet na mecze Lecha.
***
Lech Poznań zakończył historyczny rok, który bezdyskusyjnie może być uznawany za jeden z najlepszych w całej stuletniej historii Kolejorza. Klub zrealizował niemal wszystkie postawione przed sobą cele, powrócił do europejskich pucharów, a co najważniejsze po siedmiu latach ponownie został mistrzem Polski. W nowy rok kibice Poznańskiej Lokomotywy mogą wejść z podniesioną głową i nadzieją na pozytywne emocje w nadchodzących miesiącach.