Po dwóch tygodniach oczekiwania i wątpliwej przyjemności z oglądania meczów reprezentacji Polski, cierpliwość fanów Ekstraklasy zostanie nagrodzona. Do końca sezonu nie będzie już przerwy „na kadrę”, więc z entuzjazmem możemy stwierdzić, że kampania 2024/2025 Ekstraklasy wkracza w decydującą fazę.
Kibice spragnieni ligowych wrażeń na pewno nie będą rozczarowani nadchodzącą serią gier. Do końcowych rozstrzygnięć zostało jeszcze dziewięć kolejek, co zwiastuje nam emocjonującą końcówkę sezonu. Różnice w poszczególnych częściach tabeli są bowiem na tyle małe, że przynajmniej przez najbliższych kilka tygodni każdy ekstraklasowy weekend powinien obfitować w wiele spotkań o dużym ciężarze gatunkowym. Trudno o lepsze potwierdzenie tej tezy, niż spojrzenie na rozkład par w nadchodzącej 26. kolejce.
Piast Gliwice – Widzew Łódź (piątek, godzina 18:00)
Ligowe granie po dwutygodniowej przerwie rozpocznie się w Gliwicach. Piast dzięki dwóm zwycięstwom na inaugurację rundy wiosennej, szybko zapewnił sobie komfort w kontekście walki o utrzymanie. Spośród kolejnych pięciu ligowych meczów wygrał jednak zaledwie raz, w międzyczasie odpadając w ćwierćfinale Pucharu Polski. Podopieczni Aleksandara Vukovicia, mający aż 10 punktów przewagi nad strefą spadkową, niewątpliwie będą chcieli osłodzić sobie końcową fazę sezonu. Zadanie nie będzie jednak łatwe, bo na stadion przy ulicy Okrzei przyjedzie Widzew Łódź.
RTS w połowie marca głęboko odetchnął po fatalnym starcie, kiedy to w pierwszych sześciu kolejkach wiosny, łodzianie zdobyli zaledwie dwa punkty, czym wpędzili się w nerwową walkę o ligowy byt. Zdaje się jednak, że koszmar kibiców udało się zażegnać, bowiem tuż przed przerwą reprezentacyjną, czerwono-biało-czerwoni wygrali u siebie z GKS-em Katowice, przerywając fatalną serię. Na początku marca nowym dyrektorem sportowym Widzewa został Mindaugas Nikolicius, który na stanowisko trenera wytypował Żeljko Sopicia. Dla Chorwata, zbliżający się mecz, będzie okazją do debiutu. Obaj panowie jak na polskie warunki mają co najmniej obiecujące CV. W niedalekiej perspektywie, nieuniknionym wydaję się być również zakup Widzewa przez Rafała Dobrzyckiego. Majątek właściciela ogromnej firmy Panattoni ma za zadanie momentalnie wywindować klub do grona ligowych potentatów. Najpierw trzeba jednak zadbać o spokojne utrzymanie. RTS ma wprawdzie siedem punktów zapasu, ale historia niejednokrotnie pokazała już, że losu lepiej nie kusić…
Legia Warszawa – Pogoń Szczecin (piątek, godzina 20:30)
Strata obu zespołów do ligowego podium jest już na tyle pokaźna, że ich bezpośrednie starcie, może być ostatnią okazją dla jednych i drugich do pozostania w walce o europejskie puchary. Szczególnie dla Legii, notującej w tym roku ligowym rozczarowujące wyniki. Ekipa Feio na tym etapie sezonu obstawia zaledwie piątą lokatę, cały czas mając trzy punkty straty do wspomnianej Pogoni. Aż 12 oczek dystansu do lidera, właściwie zamyka jakiekolwiek rozważania o odzyskaniu mistrzowskiego tytułu przez stołeczną drużynę. Nie oznacza to, że „Wojskowi” zamierzają złożyć broń. Wygrana nad mocnym rywalem niewątpliwie byłaby dla nich bardzo ważnym czynnikiem motywacyjnym przed resztą sezonu.
To samo można powiedzieć o Pogoni, która po miesiącach zawirowań organizacyjnych i właścicielskich, wreszcie zaznała spokoju w gabinetach. Erę Alexa Haditaghiego rozpoczęła efektowną domową wygraną nad Cracovią 5:2. Raków, Jagiellonia i Lech wypracowały sobie jednak na tyle wyraźną przewagę, że szanse zarówno Pogoni, jak i Legii na wywalczenie przepustki do europejskich pucharów poprzez ligę są już niewielkie, choć oczywiście wszystko jest do zrobienia. Pamiętajmy także, że już w przyszłym tygodniu obie drużyny rozegrają swoje półfinałowe mecze w Pucharze Polski.
Cracovia Kraków – Puszcza Niepołomice (sobota, godzina 14:45)
Sobotnie granie rozpocznie się od meczu, który może nie dostarczy nam przesadnych fajerwerków, ale jego znaczenia nie należy też deprecjonować. Porównując wiosenną dyspozycję do tej z rundy jesiennej, Cracovia ma prawo czuć rozczarowanie. W 2025 roku zdołała wygrać tylko jeden z siedmiu meczów, inkasując siedem punktów, co w świetle formy z poprzedniej rundy nie wygląda najlepiej. Mimo przeciętnej dyspozycji, przy zachowaniu właściwej stabilności po przerwie, końcówka sezonu dla fanów „Pasów” ma szansę okazać się jeszcze w miarę spokojną. W końcu Krakowianie do trzeciego miejsca tracą 12 oczek, a 15 dzieli ich od strefy spadkowej. Dla podopiecznych Dawida Kroczka jest to duży komfort. Cracovia nie ukrywa, że ma ambicje, by w najbliższych latach na stałe dołączyć do ligowej czołówki. Młody trener, jak i cały klub mogą więc wykorzystać resztę sezonu na harmonijną budowę konkurencyjnej drużyny. Mecz przed własną publicznością z niżej notowanym rywalem jawi się jako świetna okazja do odzyskania wiatru.
Ze zdecydowanie mniejszym spokojem do tego starcia przystąpi Puszcza, która potrzebuje punktów, a najlepiej zwycięstw. Podopieczni Tomasza Tułacza zaledwie dwoma oczkami przeważają nad 16. Zagłębiem Lubin. Na Dolnym Śląsku nie tak dawno nastąpiło nowe otwarcie, w związku z tym prawdopodobnie do ostatniej kolejki „Żubry” nie będą pewni swojego losu. Smaku tej rywalizacji dodaje to, że stadion przy ulicy Józefa Kałuży wcale nie musi być niepodważalnym atutem Cracovii. Przecież to na tym obiekcie swoje domowe mecze od momentu awansu do Ekstraklasy aż do końca lutego rozgrywali niepołomiczanie. W dodatku, sobotni gospodarze byli w stanie uzbierać jak dotąd jedynie 15 punktów u siebie, co przekłada się na mierny -14. wynik w lidze.
Lechia Gdańsk – Jagiellonia Białystok (sobota, godzina 17:30)
Za to spotkanie Lechii z Jagiellonią zapowiada się na jedno z ważniejszych w tej kolejce. W stolicy Pomorza zmierzą się ze sobą drużyny mocno zaangażowane w walkę, z tym że… o zupełnie odmienne cele. W Gdańsku entuzjazm wywołany obiecującym początkiem pracy Johna Carvera szybko stłumiony został serią czterech kolejnych porażek. W porównaniu z początkiem rundy wiosennej, perspektywy Lechii i tak kształtują się całkiem obiecująco, gdyż do bezpiecznego miejsca brakuje jej zaledwie dwóch oczek. O poprawę sytuacji już w ten weekend może być jednak piekielnie trudno.
Beniaminek podejmie bowiem obecnego Mistrza Polski, który dzięki znakomitej postawie może zachować ten zaszczytny tytuł na kolejny rok. Jagiellonia na przerwę udała się w znakomitych nastrojach, bo dzięki zwycięstwu nad Lechem wskoczyła się na pozycję wicelidera, z zaledwie punktem straty do Rakowa. W ostatnich pięciu ligowych meczach, białostoczanie zgromadzili 13 punktów, a do tego dołożyli awans do ćwierćfinału Ligi Konferencji Europy. Ten sezon dla „Dumy Podlasia” i tak już jest historyczny, ale obrona mistrzowskiego tytułu jeszcze bardziej by go uświetniła.
Śląsk Wrocław – Lech Poznań (sobota, godzina 20:15)
Sobotnią serię gier, zamknie starcie Śląska z Lechem. Drużyna Ante Simundzy dzięki remisowi z Pogonią oraz wysokiej wygranej na wyjeździe ze Stalą sprawiła, że perspektywa utrzymania się wcale nie jest tak odrealniona. Wicemistrzowie Polski do 15. miejsca tracą pięć punktów, co dramatycznie nie brzmi. Zwycięstwo nad zespołem ze ścisłej czołówki mogłoby okazać się punktem zwrotnym i potężnym motorem napędowym do dalszej walki Wrocławian.
Szanse ku temu niewątpliwie są, ponieważ Lech przyjedzie do Wrocławia z osłabionym środkiem pola, a na dodatek po porażce odniesionej przeciwko „maszynie Adriana Siemieńca.” „Kolejorz” odniósł wprawdzie przekonujące zwycięstwa nad Widzewem, Pogonią i Stalą, ale przegrał też bardzo ważne konfrontacje z Rakowem i wspomnianą Jagiellonią. Nadzieją dla Śląska może być między innymi to, że poznaniacy zdołali pokazać już w tym sezonie, iż też potrafią „wysypać się” na zespołach walczących o utrzymanie. Daleko szukać nie trzeba, wystarczy cofnąć się kilka meczów wstecz, dochodząc do starcia z Lechią…
Strata „Lechitów” do Rakowa to tylko dwa punkty, ale Niels Frederiksen i spółka muszą pamiętać o tym, że naturalnie z każdą kolejką, margines błędu będzie drastycznie się zawężał. We Wrocławiu możemy być więc świadkami pasjonującego starcia. Śląsk będzie chciał pójść za ciosem, a Lech wrócić na zwycięską ścieżkę.
Korona Kielce – Radomiak Radom (niedziela, godzina 12:15)
Jeśli po piątkowych i sobotnich meczach ktoś narzekać będzie na niedobór wrażeń, to niedziela powinna dostatecznie je uzupełnić. Zainauguruje ją kultowa w polskiej piłce „Święta Wojna”. Dla kibiców z Kielc i Radomia mecze między sobą to zawsze coś więcej niż 90 minut boiskowych zmagań. Jej kolejny rozdział może być niesamowicie elektryzujący, bo zwyczajnie trudno wyobrazić sobie lepsze okoliczności na pojedynek między tymi odwiecznym rywalami. W ostatnich pięciu kolejkach oba zespoły zgromadziły łącznie 21 z 30 możliwych punktów. W spektakularny wręcz sposób uporały się ze swoimi problemami, znacznie odsuwając od siebie widmo spadku. Ponadto mówimy o starciu sąsiadów w ligowej tabeli, których dzielą dwa punkty. Korona ma aż dziesięć oczek zapasu nad strefą spadkową, a Radomiak osiem. Ewentualny triumfator tego starcia wykona kolejny wielki krok w kierunku utrzymania, który pozwoli je niemalże ostatecznie przypieczętować.
Motor Lublin – Stal Mielec (niedziela, godzina 14:45)
Motor Lublin już teraz jak najbardziej realnie może myśleć o spokojnej końcówce sezonu. Beniaminek znakomicie przystosował się do realiów Ekstraklasy, co przełożyło się na 36 punktów po 25 kolejkach. Nie oznacza to, że lublinianie zamierzają przespać końcową fazę rozgrywek. Zbigniew Jakubas ma swoje ambicje, urzeczywistniane sukcesywnym rozwojem klubu już na najwyższym ligowym szczeblu. Motor posiada ten komfort, że najbliższe dwa miesiące może potraktować jako przygotowania do następnych rozgrywek, pod kątem dalszej budowy silnej drużyny. Ponadto zawodnicy trenera Stolarskiego będą chcieli odbić sobie dotkliwą porażkę przed przerwą, na wyjeździe z Górnikiem Zabrze.
Ich rywalem będzie Stal Mielec, której sytuacja po pięciu meczach bez wygranej i trzech porażkach z rzędu mocno się skompilowała. Mielczanie znajdują się nad kreską, ale mają tyle samo punktów, co Zagłębie. Przed Januszem Niedźwiedziem i jego podopiecznymi arcyważny czas w kontekście ostatecznych rozrachunków.
GKS Katowice – Górnik Zabrze (niedziela, godzina 17:30)
Z wielkim piłkarskim świętem mieć do czynienia będziemy również na Górnym Śląsku, gdzie GKS Katowice zmierzy się z Górnikiem Zabrze. Niedzielne starcie ma niebagatelne znaczenie przede wszystkim dla gospodarzy. „Gieksa” przywita się ze swoim nowym obiektem o zgrabnej nazwie – „Nowa Bukowa”. Katowiczanie 9 marca pożegnali się ze swoim legendarnym stadionem. Teraz nadeszła pora, by w dobrym stylu rozpocząć nową erę. Zawodnicy Rafała Góraka wypracowali sobie na tyle duży kapitał, że są bardzo bliscy utrzymania.
Od strony poza boiskowej przywitać nowy stadion pomoże im Górnik Zabrze, gdyż relacje między tymi klubami i ich kibicami z pełnym przekonaniem można określić mianem przyjacielskich. Zapowiada się na to, że zabrzan czeka spokojna reszta rozgrywek. Dobrze wiemy, że gdy podopieczni Jana Urbana złapią luz, ich grę ogląda się z olbrzymią przyjemnością.
Zagłębie Lubin – Raków Częstochowa (poniedziałek, godzina 19:00)
26. seria gier zakończy się w Lubinie. Miejscowe Zagłębie, by zerwać z siebie łatkę drużyny zadowalającej się rok w rok środkiem tabeli, poważnie zaplątało się w walkę o ligowy byt. „Miedziowi” marcową przerwę spędzili w strefie spadkowej, ale są w lepszej sytuacji punktowej niż Lechia oraz Śląsk, więc kwestia utrzymania nadal pozostaje szeroko otwarta. Nie oznacza to jednak, że działacze mogą spać spokojnie. Zespół od pięciu spotkań nie zaznał smaku zwycięstwa, a w tym roku wyszarpał jedynie cztery oczka. Fatalną passę kilku porażek z rzędu, w swoim debiucie przerwał Leszek Ojrzyński, remisując 1:1 z rozpędzoną Koroną Kielce. Zagłębie w końcu musi zacząć punktować, choć zadania nie ułatwią im przyjezdni.
W Lubinie gościć będzie Raków Częstochowa. Lider i najlepiej punktujący na wyjazdach zespół. Drużyna spod Jasnej Góry, po niemrawym starcie wiosny notuje serię pięciu wygranych z rzędu, pokonując m.in. Lecha, czy ostatnio 3:2 Legię. Zdaje się, że maszyna pieczołowicie przygotowywana przez Marka Papszuna zaczęła wchodzić na najwyższe obroty, czego dowodem jest na przykład znakomita forma strzelecka Jonatana Brauta Brunesa.
Igor Dziedzic
Fot. Zuma Press / Alamy