Udany debiut „nowego Widzewa”, czołówka tracąca punkty i emocjonujące otwarcie „Nowej Bukowej” – Podsumowanie 26. kolejki PKO PB Ekstraklasy

67e97f2e97191_o_xlarge

fot. Karina Trojok

Po blisko dwóch tygodniach przerwy od piłki klubowej, spowodowanej meczami reprezentacyjnymi, czołowe europejskie ligi – w tym Ekstraklasa – w miniony weekend wznowiły rywalizację. Poprzednia kolejka przyniosła zmianę na pozycji lidera PKO BP Ekstraklasy – po zwycięstwie Rakowa Częstochowa nad Legią Warszawa oraz Jagiellonii Białystok nad Lechem Poznań to właśnie „Medaliki” objęły prowadzenie w tabeli na dziewięć kolejek przed końcem sezonu.

26. seria gier rozpoczęła się w Gliwicach, gdzie Piast podejmował Widzew Łódź. Oba kluby ogłosiły ostatnio istotne zmiany w swoich strukturach. Łodzianie zatrudnili nowego trenera i dyrektora sportowego (Mindaugasa Nikoliciusa i Željko Sopicia), a także poinformowali o zmianie właściciela (Robert Dobrzycki). Z kolei Piast ogłosił, że nie przedłuży kontraktu z Aleksandarem Vukoviciem.

Nowy szkoleniowiec Widzewa nie mógł wymarzyć sobie lepszego debiutu. Już na początku meczu pięknym strzałem zza pola karnego popisał się Fran Álvarez, a chwilę później na 2:0 podwyższył Juljan Shehu. Piast, mimo szybko straconych bramek, rzucił się do odrabiania strat, lecz na jego drodze stanął świetnie dysponowany Rafał Gikiewicz. Gospodarze oddali aż 16 strzałów i zdobyli nawet bramkę – której jednak sędzia nie uznał po uderzeniu Tomasa Huka. Ostatecznie Widzew, rozgrywając bardzo dobre spotkanie, sięgnął po pierwsze trzy punkty w nowej erze klubu.

Piątkowy wieczór zakończył hit kolejki – starcie Legii Warszawa z Pogonią Szczecin. Oba zespoły rywalizują o czwarte miejsce w tabeli, a przed tym meczem to „Portowcy” byli w lepszej sytuacji, mając trzy punkty przewagi nad „Legionistami”.

Piątkowy hit należał jednak do bramkarzy obu drużyn. Spotkanie rozpoczęło się pod dyktando Legii, która od pierwszych minut atakowała bramkę Valentina Cojocaru. Mimo wielu prób gospodarze nie byli w stanie pokonać rumuńskiego golkipera. Z kolei Pogoń również miała swoje okazje, ale i Kacper Tobiasz nie dał się zaskoczyć. Strzały Adriana Przyborka, Fredrika Ulvestada i Efthymiosa Kolourisa miały szansę na zmianę wyniku, lecz ostatecznie nie znalazły drogi do siatki. Mecz zakończył się bezbramkowym remisem, który nie satysfakcjonuje żadnej ze stron – obie drużyny muszą teraz uważać na rywali czających się w środku tabeli.

Pierwsza sobotnia potyczka odbyła się w Krakowie, gdzie Cracovia zmierzyła się z Puszczą Niepołomice. „Pasy” przed przerwą reprezentacyjną przegrały z Pogonią, natomiast Niepołomiczanie, po zwycięstwie nad Motorem Lublin, wydostali się ze strefy spadkowej.

Spotkanie przy Kałuży przebiegało pod dyktando zespołu Dawida Kroczka. Wprawdzie to Puszcza jako pierwsza objęła prowadzenie po golu Michalisa Kosidisa, jednak gospodarze mieli decydujący głos. W ciągu pięciu minut, tuż przed przerwą, „Pasy” dwukrotnie pokonały Kevina Komara – najpierw za sprawą Benjamina Kalmana, a następnie Otara Kakabadze. W 50. minucie Martin Minchev ustalił wynik meczu, zdobywając bramkę na 3:1.

Przerwa reprezentacyjna miała odmienny przebieg dla obu zespołów. Jagiellonia odpoczywała i przygotowywała się do intensywnej końcówki sezonu, natomiast w strukturach Lechii Gdańsk wrzało. Pomimo buntu zawodników, drużyna udała się na obóz przygotowawczy do Zjednoczonych Emiratów Arabskich, by tam walczyć o formę przed kluczową fazą sezonu.

Spotkanie na Polsat Plus Arenie w Gdańsku było festiwalem nieskuteczności. Zarówno Lechia, jak i „Jaga” kreowały dogodne sytuacje, lecz brakowało im skuteczności. Duża w tym zasługa bramkarzy – Bohdana Sarnavskiego i Sławomira Abramowicza – którzy wielokrotnie ratowali swoje zespoły. Jedyny gol padł po sprytnie rozegranym rzucie rożnym – Bohdan Viunnyk pokonał Abramowicza, zapewniając Lechii cenne trzy punkty. Dzięki temu „Lechiści” wydostali się ze strefy spadkowej, a Jagiellonia straciła szansę na umocnienie swojej pozycji.

Sobotę zakończyliśmy na Tarczyński Arena, gdzie trzecia drużyna w tabeli mierzyła się z ostatnią. Lech Poznań w poprzedniej kolejce, po 19 spotkaniach z rzędu na szczycie tabeli, stracił pozycję lidera, przegrywając na Chorten Arenie w Białymstoku. Śląsk natomiast przystępował do meczu w dobrych nastrojach, po pewnym zwycięstwie 4:1 nad Stalą Mielec.

Podobnie jak dwa tygodnie wcześniej, „Trójkolorowi” rozpoczęli spotkanie z ofensywnym nastawieniem, co szybko przyniosło efekt – już w 11. minucie Assad Al-Hamlawi otworzył wynik meczu. Lech wyrównał po pół godzinie gry, kiedy Mikael Ishak pewnie wykorzystał rzut karny. Wrocławianie zdominowali „Kolejorza”, a Bartosz Mrozek kilkukrotnie musiał ratować swoją drużynę przed stratą bramki. Gdyby nie jego świetne interwencje, Śląsk mógł prowadzić już do przerwy. W drugiej połowie gospodarze nie pozostawili złudzeń. W 64. minucie ponownie do siatki trafił Al-Hamlawi, a w doliczonym czasie gry Petr Schwarz przypieczętował zwycięstwo Śląska, skutecznie egzekwując rzut karny.

Niedzielne zmagania w Ekstraklasie rozpoczęły się w Kielcach. Korona w 2025 roku jeszcze nie przegrała i dążyła do zajęcia miejsca w górnej części tabeli po tej kolejce. Po drugiej stronie stanął Radomiak, który po falstarcie na początku roku złapał formę i zaliczył cztery mecze bez porażki.

Już w 2. minucie „złocisto-krwiści” objęli prowadzenie po trafieniu Pau Resty. Radomiak szybko odpowiedział – osiem minut później Marco Burch wyrównał stan rywalizacji. Kielczanie kreowali więcej sytuacji i oddawali liczne strzały na bramkę Kikolskiego, lecz brakowało im skuteczności. Goście zadali decydujące ciosy dopiero w końcówce meczu. W 75. minucie Capita Capemba wykorzystał prostopadłe podanie od Pauliusa Golubickasa, minął Rafała Mamlę i trafił do pustej bramki, wyprowadzając Radomiaka na prowadzenie. W doliczonym czasie gry Angolczyk ponownie wpisał się na listę strzelców, ustalając wynik meczu na 3:1 i zapewniając swojej drużynie trzy punkty.

W drugim niedzielnym spotkaniu Motor Lublin na własnym boisku podejmował Stal Mielec. Przed przerwą reprezentacyjną oba zespoły przeżyły trudne chwile – „Motorowcy” przegrali 0:4 z Górnikiem Zabrze, a „Stalowcy” ulegli Śląskowi Wrocław 1:4.

Na Motor Lublin Arenie gospodarze rozegrali koncertowe spotkanie. Cztery zdobyte bramki, w tym jedna autorstwa debiutanta – zaledwie 18-letniego Brighta Edge’a, były ozdobą tego meczu. Pechowo do własnej siatki trafił bramkarz Stali, Jakub Mądrzyk, po niefortunnej interwencji przy główce Arkadiusza Najemskiego. Na listę strzelców wpisali się także Jakub Labojko i Samuel Mráz, a ich trafienia były jednymi z najpiękniejszych w tej kolejce. Labojko uderzył z woleja z około 20 metrów, posyłając piłkę w dolne okienko, natomiast Mráz efektownym strzałem przy dalszym słupku nie dał szans golkiperowi Stali. Motor zgarnął trzy punkty, a Stal… zmieniła trenera! Janusza Niedźwiedzia zastąpił Ivan Djurdjević.

Hitem 26. kolejki Ekstraklasy był „Śląski Klasyk”, czyli starcie GKS-u Katowice z Górnikiem Zabrze. Było to wyjątkowe spotkanie dla „Gieksy”, ponieważ inaugurowała ono rywalizację na nowym stadionie – „Nowej Bukowej” w Katowicach. Górnik, w przypadku zwycięstwa, mógł awansować na piątą lokatę w tabeli, wyprzedzając Legię Warszawa.

W przeciwieństwie do ubiegłorocznego klasyku, tym razem GKS postawił trudne warunki rywalowi. Spotkanie dostarczyło wielu emocji, licznych akcji, strzałów i świetnych interwencji bramkarzy po obu stronach boiska. Katowiczanie wyszli na prowadzenie po dośrodkowaniu Borji Galána, które niefortunnie musnęło zawodnika Górnika, myląc Filipa Majchrowicza. Po tej bramce zabrzanie przejęli inicjatywę i byli bliscy wyrównania, jednak w bramce świetnie spisywał się Dawid Kudła – były golkiper Górnika. Ostatecznie goście dopięli swego – Luka Zahović popisał się precyzyjnym strzałem zza pola karnego i pokonał Kudłę. Decydujące słowo należało jednak do „Gieksy” – w ostatniej akcji meczu Filip Szymczak zapewnił GKS-owi pierwsze od 2005 roku zwycięstwo w „Śląskim Klasyku”.

Ostatnie spotkanie 26. kolejki rozegrano w Lubinie, gdzie Zagłębie – zespół walczący o utrzymanie – podejmowało lidera tabeli, Raków Częstochowa. Gospodarze w ostatnich tygodniach zmagali się z wieloma problemami, w tym ze słabą formą sportową, a nowy trener, Leszek Ojrzyński, miał pomóc w ich rozwiązaniu. Tymczasem Raków spędził przerwę reprezentacyjną na szczycie tabeli i miał szansę powiększyć przewagę nad resztą stawki.

„Miedziowi” pokazali w tym meczu dwa oblicza. Do 48. minuty grali lepiej niż „Medaliki” – Raków oddał inicjatywę gospodarzom, którzy kreowali sytuacje pod bramką Kacpra Trelowskiego, choć nie potrafili ich zamienić na gole. Kluczowy moment spotkania nastąpił tuż po przerwie, gdy Damian Michalski obejrzał drugą żółtą kartkę i musiał opuścić boisko. Po tej sytuacji Raków przejął kontrolę nad meczem, co przełożyło się na dwa gole w końcówce spotkania – w 77. minucie trafił Jonatan Braut Brunes, a w doliczonym czasie gry wynik ustalił Patryk Makuch.

26. kolejka Ekstraklasy przyniosła wiele emocji, bramek i niespodziewanych rozstrzygnięć. Raków umocnił się na pozycji lidera, mając cztery punkty przewagi nad Jagiellonią Białystok i pięć nad Lechem Poznań. Walka o czwarte miejsce, które może, ale nie musi dać awansu do europejskich pucharów, wciąż pozostaje otwarta – różnica między czwartą Pogonią a ósmym Motorem wynosi zaledwie pięć punktów, a w grze liczą się także Legia, Cracovia i Górnik.

Pewne utrzymania mogą być zespoły GKS-u Katowice, Radomiaka Radom, Piasta Gliwice, Widzewa Łódź i Korony Kielce, które mają ponad 10 punktów przewagi nad strefą spadkową. Tymczasem walka o pozostanie w lidze nabiera rumieńców – do grona drużyn walczących o utrzymanie dołączył Śląsk Wrocław. „Trójkolorowi” tracą już tylko trzy punkty do 15. Lechii Gdańsk i niewykluczone, że przy korzystnych wynikach wydostaną się ze strefy spadkowej.


    POLECANE

    tagi