Trudne pierwsze razy Rakowa

2022.07.31 Czestochowa
pilka nozna PKO Ekstraklasa sezon 2022/2023
Rakow Czestochowa - Stal Mielec
N/z Marek Papszun
Foto Lukasz Laskowski / PressFocus

2022.07.31 Czestochowa
Football - Polish PKO Ekstraklasa
Rakow Czestochowa - Stal Mielec
Marek Papszun
Credit: Lukasz Laskowski / PressFocus

Dwa tygodnie temu Raków Częstochowa w brutalny sposób pożegnał się z marzeniami o grze w fazie grupowej Ligi Konferencji Europy po stracie decydującej bramki w ostatniej minucie dogrywki. W tym tekście spróbuję znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego ekipie spod Jasnej Góry nie udało się osiągnąć celu, którego realizacja wydawała się na wyciągnięcie ręki.

Poprawa w stosunku do zeszłego roku

W ubiegłym sezonie Raków Częstochowa również znalazł pogromcę dopiero w czwartej rundzie eliminacji LKE. Podobnie, jak przed rokiem, teraz także wygrał pierwsze, domowe spotkanie. W tym miejscu wszelkie zbliżone elementy się jednak kończą. Przed rokiem belgijski Gent okazał się drużyną o co najmniej klasę lepszą od ekipy Marka Papszuna. Wówczas Medaliki potrafiły przeciwstawić się rywalom tylko odpowiednią organizacją gry, dobrym przygotowaniem taktycznym i znakomitą dyspozycją Vladana Kovacevicia. W poprzedniej edycji tych rozgrywek ewidentnie pod formą był Ivi Lopez, częstochowianie mieli sporo szczęścia i już w pojedynkach z Suduvą Mariampol oraz Rubinem Kazań brakowało im pomysłu, a także zwykłych umiejętności z futbolówką przy nodze.

Tym razem sprawy miały się zupełnie inaczej, ponieważ drużyna wicemistrzów Polski wykonała znaczący progres sportowy przez ostatnie dwanaście miesięcy. Między innymi dzięki trafionym transferom, Medaliki znacznie lepiej czują się w ataku pozycyjnym. W udoskonaleniu tego aspektu bardzo pomogła im ubiegła kampania PKO BP Ekstraklasy, gdy wielu rywali przeciwko Rakowowi broniło się nisko i bazowało na kontratakach, zmuszając zdobywców Pucharu Polski do podjęcia prób sforsowania postawionych zasieków. Przy tym podopieczni Marka Papszuna stali się jeszcze groźniejsi w grze bez piłki i w fazach przejściowych. W tych elementach są bez wątpliwości najlepsi w kraju. W dodatku zespół w trakcie eliminacji mógł liczyć też na innych liderów, niż Kovacević, a brylował przede wszystkim Ivi Lopez, czyli najlepszy zawodnik naszej Ekstraklasy sezonu 2021/2022.

Pierwsze dwa tegoroczne dwumecze wicemistrz Polski przeszedł suchą stopą, nie pozostawiając przeciwnikom złudzeń, lecz prawdziwą weryfikacją miała być rywalizacja ze Slavią Praga, czyli klubem z już ugruntowaną pozycją w Europie. Długo ten sprawdzian wypadał bardzo korzystnie. W pierwszym spotkaniu w Częstochowie Czesi nie potrafili wykreować sobie żadnej poważnej sytuacji bramkowej w przeciwieństwie do gospodarzy, którzy mieli ich kilka. W rewanżu długo ten stan rzeczy nie ulegał zmianie, aż do feralnej sześćdziesiątej drugiej minuty i bramki Mosesa Usora, która zmieniła wiele. Dopiero po niej sprawę, dosłownie, w swoje ręce musiał wziąć Kovacevic, a końcowy rezultat był moim zdaniem wypadkową dwóch niezwykle ważnych czynników.

Sfera mentalna

Analizując postawę częstochowian od ich powrotu na najwyższy szczebel rozgrywkowy w 2019 roku, można dostrzec ich problemy natury psychologicznej w najważniejszych momentach. Na co dzień trudno jest zauważyć kłopoty Medalików w tym aspekcie, ponieważ nie mają oni problemów z odwracaniem wyników spotkań, czy reakcją na przydarzające się porażki. Ujawniają się one jednak w kluczowych momentach, chociaż trzeba przyznać, że ekipa spod Jasnej Góry ostatecznie potrafiła sobie z nimi niekiedy radzić.

Pierwszą sytuacją, którą pragnąłbym wyróżnić jest debiut częstochowian po 21-letnim rozbracie z krajową elitą i przegrany 0:1 mecz pierwszej kolejki z Koroną Kielce. Po tej potyczce sam Marek Papszun przyznawał, że jego piłkarze nie byli sobą, ogarnął ich paraliż i nie unieśli tego starcia mentalnie. Następną, wyjazdową konfrontację z Jagiellonią Medaliki już wygrały, lecz w tym bardzo ważnym, inauguracyjnym spotkaniu zawiedli.

Następnym istotnym momentem był finał Pucharu Polski w 2021 roku. Raków mierzył się wówczas z grającą w I lidze Arką Gdynia i uznawano go za zdecydowanego faworyta tej batalii. Zawodnikom spod Jasnej Góry nie grało się łatwo z świadomością tego, kto w tym spotkaniu musi, a kto tylko może. Medaliki przegrywały w tamtym meczu 0:1 do 81. minuty, ale potem zdołały obrócić losy zwycięstwa w rozgrywkach, mimo sporego stresu, nękającego piłkarzy.

Z podobnym problemem ekipa spod Jasnej Góry mierzyła się podczas swojego debiutu w europejskich pucharach z Suduvą Mariampol w 2021 roku. Polski zespół miał ogromne kłopoty z słabiutkimi Litwinami i pokonał ich dopiero po serii rzutów karnych, ponieważ wcześniej przez 210 minut nie potrafił strzelić im gola. Ogromne emocje, związane z tą rywalizacją dało się wyczuć wśród wszystkich związanych z Rakowem, nie tylko piłkarzy. W mediach pojawiały się informacje o tym, że w ogóle niedoświadczony w europejskich pucharach klub musi zmierzyć się z sporym wyzwaniem organizacyjnym. Miałem wrażenie, że ten fakt spowodował wzrost stresu u grających słabo podczas tej rywalizacji piłkarzy. Z tamtych tarapatów częstochowianie wyszli jednak obronną ręką, podobnie jak z konfrontacji z Arką.

Największym, zresztą oblanym przez podopiecznych Marka Papszuna, testem w aspekcie mentalnym była walka o mistrzostwo Polski w ubiegłym sezonie. Wówczas szkoleniowiec Medalików przez całą kampanię zdejmował presję z swoich piłkarzy, jakby był świadomy tego, że mogą oni jej nie wytrzymać. Nie pomylił się. Raków w sezonie 2021/2022 tylko po dwóch kolejkach był liderem tabeli (dwudziestej piątej i trzydziestej pierwszej) i za każdym razem gubił punkty już w następnym starciu (dwa remisy po 1:1, z Legią oraz Cracovią). Dzięki tej słabości częstochowian, trofeum za mistrzostwo Polski powędrowało do Poznania, a pod Jasną Górą ponownie musieli zadowolić się tylko srebrnymi krążkami. Warto przypomnieć, że identyczną lokatę w tabeli Medaliki zajęły już sezon wcześniej, lecz wówczas nie były nawet blisko tytułu, za to w tym roku się o niego otarli.

Teraz pora przejść do feralnego wieczoru w Pradze, gdzie Raków pod względem piłkarskim wydawał się gotowy do tego, by wejść do fazy grupowej LKE, w przeciwieństwie do zeszłorocznej potyczki z Gentem. Wszystko zmieniła jednak bramka strzelona przez Slavię, po niej Medaliki zaczęły słabnąć mentalnie i fizyczne, a także dopuszczać rywali do sytuacji pod własną bramkę. Za to Czesi jako wytrawni gracze zwietrzyli szansę i dopięli swego, wykazując 62. minuty dużo większą determinację. W postawie wicemistrzów Polski wyszło pewne niedoświadczenie oraz brak gotowości mentalnej na awans w momencie stresowym. Prażanie po prostu takiej okazji nie mogli zmarnować. Podopieczni Marka Papszuna czuli, że coś się im wymyka i ostatecznie stracili to w sto dwudziestej drugiej minucie. Ta sytuacja po raz kolejny udowodniła, że ten zespół ludzi, jeśli ma coś robić wielkiego po raz pierwszy, to okazuje się dla niego sporym kłopotem, a jako główny powód tego wskazałbym właśnie sferę mentalną.

Przygotowanie fizyczne

Zapewne wiele osób uważa, że w kontekście zdobywcy Pucharu Polski nie należy w ogóle rozważać tego aspektu, ponieważ w tej kwestii to absolutna czołówka w kraju. W dodatku w mediach pojawiły się informacje, że latem Marek Papszun zafundował swym podopiecznym treningi cięższe, niż zwykle, aby poradzić sobie właśnie w europejskich pucharach. Ja jednak bym ten temat podjął. Moim zdaniem właśnie brak sił było już widać po zespole spod Jasnej Góry w dogrywce spotkania w Pradze, a to w końcu przełożyło się na stratę bramki w 122. minucie. Wówczas ewidentnie zabrakło paliwa Milanowi Rundiciowi oraz Franowi Tudorowi, którzy byli najbliżej strzelca decydującego gola, czyli Ivana Schranza. Ktoś powie, że się czepiam, ale na szczeblu europejskim decydują już detale. W tym przypadku były one po stronie Slavii. To ona dążyła do przechylenia szali zwycięstwa na swoją korzyść, wyglądając o wiele lepiej kondycyjnie, niż czekający na rzuty karne wicemistrz Polski.

Generalnie w lidze czeskiej czy słowackiej trenuje się dużo ciężej, niż w naszym kraju. Tam ta gra jest jeszcze bardziej atletyczna. Dzięki temu Slavia w ostatnich sezonach tak dobrze radziła sobie w europejskich pucharach, a sprzedawani przez nią gracze nie mieli problemów z przystosowaniem się do intensywności Premier League (Tomas Soucek czy Vladimir Coufal w West Ham United). Jak powszechnie wiadomo – niemal każdy piłkarz wyjeżdżający z Polski na zachód Europy ma z tym kłopoty.

Sezon wyzwań

Moim zdaniem przede wszystkim te dwa czynniki zaważyły o braku awansu Medalików do fazy grupowej LKE. Swoją drogą w tej kampanii częstochowian czeka spore wyzwanie mentalne, ponieważ są powszechnie uznawani za głównych kandydatów do zgarnięcia mistrzostwa Polski. W tym sezonie Markowi Papszunowi już dużo trudniej będzie zdejmować presję z swoich piłkarzy w walce o zwycięstwo w PKO BP Ekstraklasie. Będzie to dla częstochowian coś nowego, lecz na pewno doświadczenie z ubiegłej kampanii okaże się niezbędne. W końcu drugi raz dla Rakowa zazwyczaj okazywał się łatwiejszy.

Kacper Adamczyk

POLECANE

tagi