Na dwie kolejki przed końcem sezonu Premier League sytuacja jest napięta zarówno w przypadku walki o utrzymanie, jak i w wielkiej szóstki. O swoje być albo nie być walczą zespoły Leeds oraz Burnley. Z kolei o miejsce w topowej czwórce rywalizują dwie drużyny z północnego Londynu – prowadzony przez Antonio Conte Tottenham oraz Arsenal Mikela Artety.
Kłopoty drużyny Klicha
Mateusz Klich z pewnością nie może być zadowolony z wyników, jakie osiąga wraz ze swoimi kolegami w ostatnim czasie. Daleko nie trzeba szukać – przykładowo w meczu z Arsenalem na The Emirates drużyna Leeds pierwszy strzał celny oddała dopiero po nieco ponad godzinie gry. Fakt faktem do siatki Kanonierów trafił wówczas Diego Llorente, a w końcówce szanse na wyrównanie miał do tego wszystkiego Rodrigo Moreno, ale to The Gunners wygrali 2:1 i zdobyli cenne trzy punkty za sprawą będącego w fenomenalnej dyspozycji Eddiego Nketiaha.
Kłopoty Leeds dotyczą w głównej mierze formacji defensywnej. We wspomnianej rywalizacji goście popełniali w tym aspekcie błąd za błędem. Beznadziejnie już na samym starcie zachował się między słupkami Illan Meslier, a jeszcze w pierwszej połowie całkowicie prąd odcięło Luke’owi Aylingowi, który w bandycki sposób zaatakował w narożniku boiska tańczącego z piłką Gabriela Martinelliego.
Historia (niestety) lubi się powtarzać…
Podobny przebieg miało środowe spotkanie przeciwko Chelsea – tam czerwony kartonik dość szybko obejrzał Daniel James. Nerwowość widoczna gołym okiem po raz kolejny nie pomogła podopiecznym Jessego Marscha. Natomiast iskierkę nadziei na utrzymanie podtrzymał Everton, który bezbramkowo zremisował na Vicarage Road.
The Toffies pomimo niezaspokajającego apetytów kibiców remisu z Watfordem, od trzech spotkań znajdują się na fali wznoszącej. Wygląda na to, że włodarze wypracowali sobie już pewne zaufanie do osoby trenera Franka Lamparda i pracy, jaką tam wykonuje. Rzutem na taśmę klub z niebieskiej części Merseyside prawdopodobnie utrzyma się w najwyższej klasie rozgrywkowej.
Świetnie w jego szeregach wygląda na lewej stronie obrony Vitaliy Mykolenko. Ukrainiec zdołał nawet trafić do siatki w meczu z Leicester. Bramka ta była wyjątkowej urody – 22-latek zdecydował się na uderzenie z woleja ze skraju szesnastki. Kto wie, może w przyszłości będzie to zawodnik, który upodobni się, chociażby do Oleksandra Zinchenki?
Zostawmy jednak tego typu dywagacje. Pomimo tego, że podobieństwo pod względem punktów zgromadzonych przez Everton, pragnie za wszelką cenę osiągnąć Burnley prowadzone przez Mike’a Johnosona. W ramach przypomnienia – Sean Dyche w kwietniu został zwolniony po 10 latach pracy. Była to spora niespodzianka dla wszystkich fanów angielskiego futbolu.
Tymczasowo szkoleniowcem został trener drużyny U-23 – Mike Johnson, co przyczyniło się do poprawy wyników – Burnley zremisowało na samym początku z West Hamem (1:1) oraz przed tygodniem przegrało z Aston Villą (1:3), a poza tym w każdym ze spotkań mogło dopisać na swoje konto komplet punktów. Między innymi dzięki temu zdołało wymknąć się spod topora i choć na chwilę złapać tak potrzebny oddech.
Tottenham wywiera presję
Z kolei oddech Spurs jeszcze bardziej poczuł na swojej skórze po derbach północnego Londynu Arsenal. Kanonierzy niewiele mieli do powiedzenia, choć spotkanie to nie obyło się bez kontrowersji. Prowadzący te zawody Paul Tierney wraz z Mikiem Deanem dyżurującym w wozie VAR postanowili podyktować rzut karny po „miękkim” faulu Cedrica Soaresa na Heung-Min Sonie. Na domiar złego chwilę potem drugą żółtą kartkę po uderzeniu łokciem w Koreańczyka zobaczył Rob Holding.
Szkoleniowiec The Gunners skwitował występ swoich zawodników krótko: „Gdybym powiedział, co myślę, zostałbym zawieszony na sześć miesięcy. Tak piękna gra została dzisiaj zniszczona”. Co tu się dziwić — pierwszy kwadrans rzeczywiście wyglądał bardzo obiecująco. Jednakże w całym tym zamieszaniu można doszukać się pewnych plusów – frustrację Kanonierzy muszą przełożyć na spotkania z Newcastle i Evertonem. Komplet punktów zagwarantuje im udział w przyszłej edycji Ligi Mistrzów.
A co w przypadku Harry’ego Kane’a i spółki? Napastnik jak najbardziej może zaliczyć czwartkowy wieczór z Tottenham Hotspur Stadium do udanych. Zadanie zostało wykonane przez niego wręcz perfekcyjnie – ustrzelił dublet. Terminarz także sprzyja Kogutom. Na drodze tak naprawdę może stanąć jedynie Burnley walczące o ligowy byt. Norwich, śmiało to można powiedzieć, będzie dla ekipy Antonio Conte dostarczycielem oczek.
Problemem może stać się jedynie absencja Cristiana Romero. Argentyńczyk nabawił się kontuzji biodra. Szkoleniowiec Spurs potwierdził, że najprawdopodobniej jest to koniec sezonu dla utalentowanego stopera. Jeżeli jednak atak będzie spisywał się na takim poziomie jak w meczu z Arsenalem, wszelkie obawy zejdą. Kibice z białej części północnego Londynu muszą jak najmocniej trzymać kciuki i liczyć na potknięcie swoich największych rywali.
Piotr Sornat