W trudnym momencie można pomóc drużynie jak Zlatan Alomerović dając z siebie 110% i broniąc trudne strzały. Albo jak Bojan Nastić, walecznie blokując kolejne uderzenia. Albo jak Jesus Imaz, próbując dając wytchnienie defensorom i próbując sił w pojedynczych zrywach ofensywnych. Albo choćby jak Nene, uprzykrzając życie do granic wytrzymałości drużynie przeciwnika. Można też jak Mateusz Skrzypczak i Andrzej Trubeha zarobić kretyńskie czerwone kartki i zaprzepaścić trud całej drużyny.
Po trzech kolejkach w Białymstoku nastroje nie były zbyt optymistyczne. Trzy punkty zdobyte w pierwszej kolejce, po której nastąpiły dwie porażki ostudziły optymizm wśród fanów Jagi. Radomiak Radom znajdujący się z dala od formy z zeszłej jesieni wydawał się być niezłym rywalem do przełamania. Kto wie, być może nawet było to spotkanie między dwoma drużynami, które zakręcą się jeszcze w walce o utrzymanie?
Mecz rozpoczął się w sposób, może i wymarzony, 12. minuta – szybko strzelony gol po przytomnej asyście 17-letniego Wojciechowskiego do Marca Guala, który pokonał Gabriela Kobylaka. Boisko przy ul. Słonecznej było areną wymiany ciosów z obu stron, choć przewagę zyskiwał Radomiak. Aż do 44. minuty, gdy Mateusz Skrzypczak,mając na koncie żółtą kartkę, zatrzymał Mauridesa w środku pola. Sytuacja nie była przesadnie groźna, ale niewątpliwie był to faul taktyczny. Krzysztof Jakubik (wyjątkowo) nie miał złudzeń i wyrzucił go z boiska. Warto podkreślić, że żółta kartka w 24. minucie była za odrzucenie piłki przed autem Radomiaka, czyli kompletną błahostkę. Z definicji głupio zarobiona żółta oraz czerwona kartka. W jednej połowie? Niezły wyczyn…
W tym momencie gra Jagiellonii kompletnie siadła. W drugiej połowie napór przyjezdnych nie zelżał, a w 63. minucie karnego na bramkę zamienił Felipe Nascimento wyrównując stan rywalizacji. Kilka minut później Jagiellonia chyba po raz pierwszy w drugiej odsłonie wybrała się z kontrą na połowę Radomiaka. Nieco za mocne podanie Jesusa Imaza przeciął strzelec wyrównującej bramkę, któremu w tym momencie staw skokowy zmiażdżył Andrzej Trubeha. Arbiter po (kolejnej) konsultacji z wozem VAR wyrzucił 24-latka. Swój występ po tym brutalnym faulu musiał zakończyć także Nascimento.
Ciekawe, co o występie swojego rezerwowego myśli teraz Maciej Stolarczyk? Drużynie nie idzie, bo jeden z piłkarzy już zawiódł pod względem mentalnym, i jego ekipa gra w osłabieniu. Ale Jagiellonia utrzymuje jeszcze prowadzenie, wymiana ogniwa w ataku miała dać świeżość przy kontrach i pojedynkach z obrońcami. Po zaledwie 13 minutach (!) Radomiak grał już z przewagą dwóch zawodników oraz wynikiem remisowym.
A w zasadzie co w głowie miał Trubeha? Czy gdy wchodził na boisko usłyszał od szkoleniowca, że ma powalczyć i wziął to sobie zbyt dosłownie do serca? Albo po głowie chodziła mu przyśpiewka stadionowa o zerze litości i łamaniu kości? A może po prostu jest to zbyt słaby piłkarz na ten poziom rozgrywkowy i pewnych braków już nie przeskoczy…
Mówimy o wyciągniętym z Legionovii latem 2021 roku napastniku (!), który w 25 meczach w zeszłym sezonie zdobył jedną bramkę, w tym sezonie wystąpił we wszystkich czterech spotkaniach. Co zaskakujące, bez goli. Teraz będzie musiał odczekać co najmniej trzy mecze regulaminowej kary za bezpośrednią czerwoną kartkę. Jego zachowaniu przyjrzy się jeszcze pewnie Komisja Ligi, więc zawieszenie może być dłuższe. Na pocieszenie, może przy tej skuteczności zainteresuje się Trubehą pewnie prędzej czy później Marek Papszun, mający słabość do tego typu napastników.
Drugi z wykluczonych dziś Białostoczan – Mateusz Skrzypczak – to też ciekawy przypadek i aż dziw bierze, że po ubiegłym sezonie w barwach Lecha Poznań znalazł zatrudnienie w Ekstraklasie. Tytuł Mistrza Polski w jego CV to nieistotny epizod, krótszy niż lektura tego wpisu. Nie licząc meczu z ostatniej kolejki, gdy mistrzostwo było przyklepane, Skrzypa rozegrał tylko trzy minuty przeciwko Pogoni Szczecin. Czyli mniej niż Artur Sobiech, Jakub Antczak, Antoni Kozubal, Thomas Rogne czy Jan Sykora.
Łatka wychowanka renomowanej akademii może popchnąć do lepszej ścieżki kariery, nawet jeśli nie wyróżniałeś się w drugoligowych rezerwach. A gdy dostałeś szansę za kadencji Dariusza Żurawia w meczu z Zagłębiem Lubin, to wyglądałeś gorzej niż pauzujący za kartki synonim zagranicznego szrotu – Karlo Muhar.
A wracając do spotkania z wczorajszego popołudnia, to nieustanny napór Radomiaka (24 strzały) i brak jakiejkolwiek odpowiedzi ze strony Jagiellonii (w drugiej połowie 0 strzałów, rzutów rożnych, wypadów pod bramkę Kobylaka) zakończył się zgodnie z przewidywaniami. Podopieczni Mariusza Lewandowskiego dopięli swego, w ostatniej akcji meczu Maurides z najbliższej odległości umieścił piłkę w bramce ustalając wynik meczu na 2:1. Do kogo pretensje mogą mieć koledzy z drużyny, a także fani z Białegosoku, chyba nie muszę powtarzać..
Jedenastkę dziadów wybieramy na koniec kolejki, ale ciężko wyobrazić mi sobie scenariusz, w którym dwóch antybohaterów dzisiejszego spotkania się w niej nie znajdzie.