Sensacja XXI WIEKU. „IKAR” Mahir Emreli Dziadem Rundy

12.12.2021 Plock
Pilka nozna
PKO Ekstraklasa 2021/2022
Wisla Plock - Legia Warszawa
N/z Mahir Emreli, zmiana, schodzi z boiska
Foto Adam Starszynski / PressFocus

12.12.2021 Plock
Football
PKO Ekstraklasa 2021/2022, polish top division
Wisla Plock - Legia Warszawa
Mahir Emreli, zmiana, schodzi z boiska
Credit Adam Starszynski / PressFocus

Zażarta walka o zaszczytne miano Dziada Rundy trwała aż do ostatniej kolejki! Pytanie „kto wygra” rozbudzało kibiców chyba na całym świecie, a na pewno w całej piłkarskiej Polsce. Mimo iż, w wewnętrznym głosowaniu laureat wygrał o włos, to trzeba przyznać, że w pełni zasłużenie. Pół roku temu nic nie wskazywało, że to właśnie Mahir Emreli zostanie Dziadem Rundy. Ekstraklasa bywa jednak przewrotna i wskazanie na Azera nie może nikogo dziwić.

Na początek słówko o tych, którzy zajęli drugie i trzecie miejsce w naszym plebiscycie. Xavier Dziekoński (3. miejsce) talent ma na pewno ogromny, jednak w tej rundzie był zdecydowanie najsłabszym punktem Jagiellonii i najgorszym bramkarzem całej ligi. Niski procent obron, dużo baboli, niepewna gra. Na pewno forma w tej rundzie nie dojechała do oczekiwań względem młodego bramkarza. Goalkeeper nie jest na trzecim miejscu jednak osamotniony. Razem z nim trzecie miejsce zajął dziad najwyższej klasy, obrońca Zagłębia Lubin Ian Soler

Drugie miejsce zajął jego kolega z bloku obronnego Aleksandar Pantić. Gdy któryś z tej dwójki jest na boisku, można być niemal pewnym, że Dominik Hładun będzie miał pełne ręce roboty. Szczególnie wyróżnia się tutaj Pantić. Takiego złego wejścia do ligi nie było u nas od dawna. Dwie żółte kartki w debiucie poprawione czerwoną kartką pięć meczów później. 20 straconych bramek w 9 spotkaniach, gdzie niemal w każdym meczu był zamieszany w utratę przynajmniej jednego gola i tylko JEDNO czyste konto. Istny ananas i definicja szrotu. Jednak wyczyny Dziekońskiego, Solera i Panticia gasną w obliczu tego co działo się z Mahirem Emrelim w rudzie jesiennej.

Mówimy tutaj bowiem o zupełnie innym procencie „dziada w dziadzie” względem Panticia i Solera. O ile w przypadku wymienionej dwójki obrońców, można się było spodziewać, że coś z nimi jest nie tak, o tyle w przypadku napastnika Legii mowa jest jednak o czymś zupełnie innym. Poziom oczekiwań i potencjał azerskiego zawodnika wskazywałby raczej na to, że będzie on się bił raczej o tytuł najlepszego zawodnika rundy i koronę króla strzelców. Błyszczał w eliminacjach do europejskich pucharów. W pierwszych ligowych meczach pomimo braku liczb widać było, że z piłką jest zdecydowanie „na Ty”. Jeszcze we wrześniu strzelał bramkę na wagę trzech punktów w Lidze Europy przeciwko Leicester City, a wcześniej – również we wrześniu – kończył dwa ligowe spotkania pod rząd z golem. Wydawało się więc, że jego lot nad ekstraklasowymi boiskami będzie piękny i zakończony w najgorszym przypadku „tylko” dobrym zagranicznym transferem. Finalnie wylądował podobnie do mitycznego Ikara.

Prześledźmy jednak przygodę w Legii Ikara Mahira Emreliego od początku. Gdyby poprosić prowadzącego słynny program „SENSACJE XX WIEKU” pana Bogusława Wołoszańskiego o podsumowanie gry napastnika, jego pierwsze słowa brzmiałyby zapewne tak:

„Gdy w stosunkowo ciepły jak na Norwegię lipcowy wieczór, młody azerski snajper oddał dwa skuteczne strzały, które skrzywdziły przeciwników, dając Legii ważne zwycięstwo w pierwszej bitwie o odzyskanie Europy, nikt nie mógł zakładać, że jego historia potoczy się tak dramatycznie”

Debiut dla stołecznego klubu? Wymarzony. Dwie bramki w pierwszej rundzie eliminacji do Ligi Mistrzów sprawiły, że pośród polskich piłkarskich ekspertów zapanowała istna euforia, jeśli chodzi o Emreliego. Wtedy każda (NAPRAWDĘ KAŻDA) wypowiedź, w której, choć liźnięty był temat Azera, była okraszona laurką jego gry. Nawet informacja o tym, że nie zagra w 1. kolejce z Wisłą Płock, została odebrana jako przejaw tego, iż nie ma co tracić sił na ligę, którą napastnik i tak pozamiata w swoim czasie. Wtedy trzeba było się skupić na europejskich pucharach. Oczywiście niektóre z pochwalnych pieśni w kierunku byłego zawodnika Qarabagu może i były na wyrost jednak trzeba przyznać, że grał naprawdę dobrze. Fakt, do września na ligowych boiskach bramek nie  strzelał, choć tu bronić może go to, że grał w lidze mało minut. Pierwsze cztery spotkania wyglądały tak:

  • Radomiak Radom – 32 minuty
  • Warta Poznań – 15 minut
  • Wisła Kraków – 45 minut
  • Śląsk Wrocław – 45 minut

Wyżej wymienione mecze rozgrywane były kolejno 31.07, 14.08, 29.08, 11.09. a w międzyczasie wypadł jeszcze doskonały dla Emreliego dwumecz przeciwko Slavii Praga. Tutaj znów aż się prosi o wypowiedź pana Bogusława Wołoszańskiego:

„Gdy wreszcie doszło do wyczekiwanych starć z praskim rywalem, Emreli znów stanął na czele natarcia warszawiaków, zapewniając aż 3 z 4 trafień. Błyszczał, był królem potyczek na europejskiej arenie. Jednak niestety w dalszym ciągu zawodził, jeśli chodzi o sprawy na polskiej ziemi”.

Wrzesień zanosił się na przełomowy miesiąc dla Emreliego. Wreszcie przełamał się, jeśli chodzi o ligowe boiska i w dwóch kolejnych meczach – przeciwko Górnikowi Łęczna i Rakowowi Częstochowa – strzelił bramkę, dorzucając do tego też zdobycze w Pucharze Polski i Lidze Europy przeciwko Leicester City. 

Jaka byłaby opinia pana Wołoszańskiego?

„Kampania wrześniowa była dla młodego snajpera nad wyraz udana. Biorąc udział w sześciu potyczkach, tylko we dwóch nie udało mu się czegoś ustrzelić. Miał to być przełomowy moment nie tylko dla niego, ale i dla pogrążonej w głębokim kryzysie warszawskiej Legii. Stało się jednak zgoła inaczej. Wrzesień był jedynie dobrym początkiem złego dla azerskiego snajpera”

Od meczu przeciwko częstochowskiej drużynie już ANI RAZU nie trafił do siatki w ligowym spotkaniu (po drodze strzelił jeszcze bramkę w Lidze Europy w przegranym 1-4 starciu z Napoli). A okazji miał ku temu naprawdę sporo. W prestiżowym meczu przeciwko Lechowi Poznań zmarnował stuprocentową szansę. Po dośrodkowaniu w pole karne stał kompletnie niekryty na piątym metrze, mimo tego jego strzał głową minął bramkę „Kolejorza”. Kolejkę później, przeciwko Piastowi Gliwice, w jednej akcji dwukrotnie trafił w słupek. Najpierw po sytuacji sam na sam z Plachem, później przy dobitce, gdy miał już przed sobą pustą bramkę. Emreli wkomponował się w do bólu słabą Legię i jego gwiazda momentalnie zgasła. Nie chodzi już nawet o marnowane okazje strzeleckie. Dodać do tego należy po prostu słabą grę. Dużo nieprzemyślanych zagrań, pazerność na bramki, która gubi w momencie, gdy nie idzie. Wiele strat i po prostu irytujących zagrań. Można oczywiście usprawiedliwiać Azera, gdyż pośród 15 ligowych meczów tylko we trzech zagrał 90 minut. Ogólnie średnia minut na mecz wynosząca niecałe 58 minut jest jak na piłkarza kreowanego jako pierwsza strzelba zespołu naprawdę niska. Tłumaczenie, że trzeba było go oszczędzać na europejskie puchary, jest w tym przypadku nie na miejscu, gdyż w większości spotkań z boiska schodził raczej dlatego, że po prostu grał kiepsko. Ostatni konkret w ligowym spotkaniu dał 18 listopada, gdy zaliczył asystę w potyczce z Jagiellonią Białystok.

„Popadanie w przeciętność i szarość stało się dla Emreliego normą. Z człowieka pierwszej linii stał się pierwszym winnym zaistniałej sytuacji. Nie może to jednak nikogo dziwić, gdyż większość jego poczynań była nieprzemyślana i irytująca, nie mówiąc już o marnowanych przez niego okazjach na poprawę. Azer z osoby kochanej stał się osobą wytykaną palcami”

W międzyczasie na domiar złego został sklasyfikowany w grupie „imprezowej”, która miała stać za złymi wynikami Legii. Dodatkowo to właśnie Azer został wzięty na cel przez grupkę fanatycznych kibiców Mistrza Polski. Żeby było jasne. Nie popieramy samosądów kibiców, a wręcz uważamy je za skrajnie głupie. Nie dziwi jednak w żaden sposób to, że właśnie Emreli stał się jedną z ofiar idiotycznego ataku na autokar piłkarzy. Piłkarz podobno aktualnie stara się, by jego kontrakt został rozwiązany, choć nowy-stary trener Legii Aleksadar Vuković chce jeszcze przekonać wychowanka FK Baku do zostania w stolicy.

„W połowie grudnia stała się rzecz bulwersująca. Emreli stał się ofiarą napaści ze strony warszawiaków, którzy byli zawiedzeni jego postawą. Zszokowany takim obrotem spraw Azer, postanowił zrobić wszystko by jego przygoda w Polsce mogła zostać zakończona szybciej”

Początkowe dobre występy Emreliego w europejskich pucharach i eliminacjach do nich rozbudziły nadzieje wszystkich, że w do Legii trafił nowy Nemanja Nikolić. Jednak na jego nieszczęście wrażenie, jakie pozostawił tylko powiększa niesmak rundy w jego wykonaniu. Porównanie do lotu Ikara w jego przypadku naprawdę nasuwa się samo. Zwykle miano Dziada Rundy przypada ogórkom, którzy przez przypadek (lub dobrego agenta) załapią się do ekstraklasy i szybko po beznadziejnych meczach z niej wyparowują. Azerski napastnik jest innym, nieco może nawet smutnym przykładem piłkarza, który królem dziadów został ze względu na zawód, jaki po sobie zostawił. Papiery na granie wciąż ma i koniec końców życzymy mu tego, by dobra karta do niego wróciła, ponieważ w piłkę naprawdę grać potrafi.

Jak potoczą się jego dalsze losy? Nad tym z pewnością też zastanawiałby się Wołoszański.

„Jak zakończy się ostatecznie przygoda Azera w Polsce? Tego jeszcze nie wiemy, gdyż żadne decyzje w jego sprawie jeszcze nie zapadły. Emreli wciąż ma wszelkie narzędzia do tego, by jego historia wróciła na dobre tory”

Michał Piwowarczyk