Z przyczyn obiektywnych w czwartek rozegrano tylko cztery z sześciu meczów półfinałowej fazy play-off. Spotkanie Ukrainy ze Szkocją zostało przełożone na czerwiec. Wykluczenia Rosjan i automatycznego awansu Biało-Czerwonych do finału baraży nikomu tłumaczyć nie trzeba. Do Polaków w fazie finałowej dołączyła Szwecja. Do lata na rywala poczeka Walia. W ścieżce śmierci Portugalia podejmie… Macedonię Północną.
Tak naprawdę przeciętny kibic piłki nożnej czytając o Macedonii — nawet tej Północnej — w barażach przypomina sobie memy z serii „jak oni się tam znaleźli”. Potomkowie Aleksandra Wielkiego uczciwie zajęli 2. miejsce w grupie, choć pomogła im Rumunia tracąca dwa kluczowe punkty w przedostatniej kolejce. Dalej losowanie, które Macedończyków postawiło przed chyba najcięższą możliwą próbą. Wyjazd na teren urzędujących mistrzów Europy, którzy tak naprawdę przygotowywali się do batalii z Portugalczykami, od których ten tytuł mistrzowski przejęli. Skończyło się jak w przysłowiu o indyku czy Himilsbachu.
Samo spotkanie przyjęło spodziewany przebieg. Macedończycy 25 metrów od własnej bramki postawili zasieki, które przeszywającymi podaniami i dryblingami Włosi rozrywali. Bezskutecznie. Wybitnie rozczarowujący był Domenico Berardi. On sam mógł zanotować hat-tricka, marnując dwie dobre i jedną doskonałą sytuację w pierwszej połowie zwlekając z oddaniem strzału na pustą bramkę. Generalnie jednak Azzuri oddali 32 strzały w kierunku bramki Dimitrievskiego, a rywale tylko cztery. Wystarczyło, aby awansować do finału.
W doliczonym czasie gry po całej kanonadzie strzałów oddanej przez włoskich napastników długą piłkę posłał macedoński bramkarz Dimitrievski. Do futbolówki dopadł Alexandar Trajkovski i przymierzył z dwudziestu kilku metrów przy długim słupku. W momencie, w którym piłka zatrzepotała w siatce, wszyscy Macedończycy podskoczyli, a sekundę później byli przy strzelcu. Pozostałe trzy doliczone minuty nic już nie zmieniły, choć piłka krążyła wokół pola karnego zawodników z Bałkanów. Kluczową interwencję zaliczył jeden z najbardziej doświadczonych defensorów, Stefan Ristovski. Po chwili sędzia Clement Turpin zakończył spotkanie i gdy trener Włochów opuścił murawę, podopieczni Milevskiego rozpoczęli świętowanie.
Trudno wyobrazić sobie co poczuł strzelec zwycięskiego gola. Duma z tak ważnej dla całego narodu bramki to jedno. Jest to też z pewnością nie do przecenienia, gdy mówimy o outsiderze walczącym z gigantem. Równie ważnym aspektem może być sentymentalna podróż, jaką odbył Trajkovski. To nie pierwszy gol zdobyty przez niego na Stadio Renza Barbera, gdzie regularnie swoje mecze rozgrywa Palermo.
Klub, który Macedończyk reprezentował w latach 2015-19. Co za zrządzenie losu. Podczas klubowych zmagań zanotował w barwach Rosanerich 20 goli, z czego cztery na poziomie Serie A. Trzy lata temu zamienił Sycylię na Majorkę, gdzie występował w Primiera Division. Z nim na pokładzie drużyna z Balearów spadła z ligi. Dziś Trajkovski broni barw arabskiego Al – Fayha. Ma dopiero 29 lat więc być może dzięki takiemu przypomnieniu o swoim istnieniu rozdzwonią się telefony nie tylko z gratulacjami, ale i ofertami kontraktowymi.
O różnicy klas między Macedonią a Włochami można by napisać książkę. Jest to wręcz książkowy przykład drużyny z góry skazanej na porażkę, której szansa na sukces jest wyłącznie iluzoryczna. Bukmacherzy wyceniali sukces drużyny Milevekisego po kursie w okolicach 15.0. Kto miał nosa, ten wczoraj się porządnie wzbogacił. Ekipa wyrzucająca mistrzów Europy z walki o mundial, to z jednej strony złote pokolenie macedońskiej piłki, ale znajmy też miarę. Ponadto niedawno karierę reprezentacyjną skończył Goran Pandev, a za kartki zawieszony był jeden z gwiazdorów – Elif Elmas z Napoli. Kluby, które reprezentuje na co dzień pierwsza jedenastka, która stawiła czoła Włochom to:
Rayo Vallecano
Dinamo Zagrzeb — Rijeka — Ingolstadt — Al Ahli
Schalke — Dinamo Zagrzeb — Levante — Sheriff Tiraspol
Spatak Trnava — Al Feiha
Naprzeciw tego stają zdobywcy Ligi Mistrzów, zwycięzcy Serie A i odpadają. Ot, piękno futbolu.
Brak obecności Włochów na Mundialu to stan, który Azzurim, czterokrotnym mistrzom świata nie przystoi, choć możemy się do niego przyzwyczaić. Ostatni mecz w fazie pucharowej, w którym wzięli udział to 9 lipca 2006 roku i finał MŚ, po którym tyle samo co o rozstrzygnięciach boiskowych mówiono o spięciu między Zidanem a Materazzim. Od tego czasu Włosi skompromitowali się już czterokrotnie:
- odpadając z grupy z Paragwajem Słowacją i Nową Zelandią w 2010r.
- odpadając z grupy (śmierci) z Anglią, Urugwajem i Kostaryką w 2014r.
- odpadając w barażu ze Szwecją w listopadzie 2017r.
- odpadając w półfinale baraży z Macedonią Północną w 2022 r.
Co ciekawe jest to czwarty raz, gdy mistrz Europy nie zakwalifikował się do Mistrzostw Świata. Pierwszym takim była Czechosłowacja, która w eliminacjach do mundialu 1978 okazała się gorsza od Szkotów. Kolejnym byli Duńczycy, którzy dzięki gorszemu bilansowi bramkowemu od Irlandczyków nie wybrali się do USA latem 1994 roku. Ostatni dotychczas tego typu przypadek miał miejsce 16 lat temu. Sensacyjni Mistrzowie Europy z Grecji pod wodzą Otto Rehagela nie dostali się nawet do baraży, uznając wyższość Turków, Ukraińców i Duńczyków. Zajęli 4. miejsce w grupie eliminacyjnej. Historia Włochów, którzy w tym gronie są największą marką odpadających na tym etapie rozgrywek na długo zapadnie w pamięci fanów futbolu na całym świecie.
A przecież wiele topowych drużyn jest spokojne o udział w tegorocznym czempionacie już od jesieni. Czemu Włosi nie są? Dlatego, że wyprzedziła ich Szwajcaria, a zrobiła to, mimo iż Włosi nie przegrali żadnego z grupowych eliminacyjnych spotkań. Dwa remisy ze Szwajcarią postawiły ich w tej samej sytuacji punktowej, jednak z lepszym bilansem bramkowym. W ostatniej kolejce wyjazd do Irlandii Północnej zakończył się bezbramkowym remisem, czego nie omieszkała wykorzystać reprezentacja Helwetów. Antybohaterem Włochów jest Jorginho, który w obu meczach ze Szwajcarami zmarnował rzuty karne. Były to jedyne dwie zmarnowane jedenastki przez piłkarza Chelsea w czasie meczu z piętnastu ostatnich prób!
Chwała zwycięzcom. Macedończycy sami sobie wyrwali zwycięstwo w końcówce, pieczętując udane dwa ostatnie lata, gdy zadebiutowali w mistrzostwach Europy (awaryjną ścieżką Ligi Narodów). W eliminacjach MŚ zajęli drugie miejsce w grupie tylko za Niemcami i ku zaskoczeniu wszystkich awansowali do finału baraży, gdzie teraz czeka na nich Portugalia.
Zdecydowanym faworytem będą, co oczywiste podopieczni Fernando Santosa, ale Macedończycy pokazali waleczność i to, że potrafią sprawiać niespodzianki. Byłaby to niesamowita historia, która dałaby nam być może jedynego debiutanta na tegorocznym mundialu, który do mistrzostw musiał się kwalifikować (realne szanse poza Macedonią ma tylko Mali). Nie zdziwię się, jeśli wielu fanów polskiej piłki we wtorkowy wieczór, będzie czasem spoglądać na wynik w Lizbonie i po cichu będzie ściskać kciuki za outsiderów.
Antoni Janas