W najbliższej kolejce fazy ligowej Ligi Konferencji nasi reprezentanci rozegrają kolejne mecze – oba na wyjeździe. Jagiellonia zmierzy się ze słoweńskim NK Celje, z kolei Legia z cypryjską Omonią Nikozja. Pojawia się zatem szansa na powiększenie dorobku punktowego w rankingu UEFA, który już na ten moment prezentuje się dla nas całkiem okazale.
Był taki okres w polskiej piłce, kiedy nasze kluby miotały się w okolicach 25-30 miejsca we wspomnianym wyżej rankingu, a wyprzedzały je takie „potęgi”, jak Cypr, Słowacja czy Azerbejdżan. Na szczęście to już przeszłość, gdyż aktualnie plasujemy się na 18. pozycji dzięki dobrej postawie na przestrzeni ostatnich trzech sezonów (łącznie z obecnym). Trzeba jednak uczciwie przyznać, że sukces ten prawdopodobnie nie byłby możliwy, gdyby nie powołana do życia przed czterema laty Liga Konferencji UEFA.
Odrodzenie
Dwa lata temu szlak w tych rozgrywkach przetarł Lech Poznań, który jako jedyny zdołał przebrnąć przez trzy rundy eliminacyjne (zaczął od odpadnięcia z rywalizacji o Ligę Mistrzów). W fazie grupowej okazał się gorszy jedynie od Villarealu (którego zresztą pokonał przy Bułgarskiej w ostatniej kolejce), a w rundzie play-off wyeliminował kolejno norweskie Bodo/Glimt oraz szwedzkie Djurgardens i zameldował się w ćwierćfinale. Po heroicznym boju ostatecznie musiał uznać wyższość Fiorentiny, lecz i tak osiągnął najlepszy wynik spośród polskich drużyn na przestrzeni ostatnich klikudziesięciu lat.
W kolejnym sezonie wytyczonym szlakiem podążyła Legia, która w fazie grupowej potrafiła ograć ekipy aspirujące do zwycięstwa w całych rozgrywkach – AZ Alkmaar oraz Aston Villę. Przygodę z europejskimi pucharami zakończyła ostatecznie dość zaskakującą klęską u siebie z będącym w jej zasięgu norweskim Molde (0:3). Nie ulega jednak wątpliwości, że tego typu wpadki, które co jakiś czas przytrafiają się każdej drużynie lepiej notować na etapie 1/16 finału, niż w trakcie eliminacji, co w przeszłości było niestety prawdziwą zmorą polskiej piłki klubowej. Możemy jedynie żałować, że Raków Częstochowa nie zdołał „spaść” z Ligi Europy właśnie do Ligi Konferencji (przegrany, korespondencyjny pojedynek ze Sturmem Graz), gdyż wówczas mielibyśmy aż dwa zespoły w fazie pucharowej trzecich w hierarchii rozgrywek na Starym Kontynencie.
To, co nie udało się w zeszłym sezonie może stać się udziałem polskich drużyn w trwającym obecnie. Wszystko za sprawą Jagiellonii oraz ponownie Legii, które na półmetku fazy ligowej mogą poszczycić się kompletem zwycięstw, dzięki czemu zachowują realną szansę nawet na bezpośredni awans do 1/8 finału. Rywale, z którymi przyjdzie im się zmierzyć wydają się być w ich zasięgu, a tych teoretycznie najgroźniejszych (Betis oraz wspomnianą Kopenhagę) pozostawiły już wcześniej w pokonanym polu.
Możliwe scenariusze
W bieżących rozgrywkach polskie zespoły zgromadziły dotąd 6,375 pkt., a łącznie (za ostatnie 5 lat) mają ich 29,625. Przed nami znajduje się Izrael, który w ogólnym rozrachunku legitymuje się przewagą 1 pkt. Strata ta jest zatem możliwa do odrobienia już w najbliższej kolejce. Aby tak się stało, Jagiellonia oraz Legia musiałyby wygrać wspomniane wyżej mecze, z kolei Maccabi Tel Awiw (jedyny przedstawiciel kraju z zachodniego pogranicza Bliskiego Wschodu) zanotować porażkę w starciu wyjazdowym z Besiktasem. Jeśli jednak nie udałoby się nam wyprzedzić Izraelitów w obecnym sezonie, niemal na pewno stanie się to w przyszłym roku, kiedy to naszym rywalom odpadnie aż 7 punktów za sezon 2020/21, a nam tylko 4. Możemy zatem z dużą dozą prawdopodobieństwa zakładać kolejny awans Polski w klubowym rankingu UEFA.
Istnieje również szansa na wyprzedzenie 16-tej Danii, do której tracimy obecnie 1,450 pkt. Skandynawowie również mogą poszczycić się posiadaniem dwóch drużyn w europejskich rozgrywkach, jednak na ten moment radzą sobie gorzej niż my. FC Kopenhaga zanotowała dotąd w Lidze Konferencji dwa remisy i porażkę (z Jagiellonią u siebie), z kolei FC Midtjylland dwa zwycięstwa, remis i porażkę w Lidze Europy. Przy zachowaniu dotychczasowej formy Duńczycy mogą mieć problem z utrzymaniem aktualnej pozycji, choć pod kątem przyszłego sezonu nasz pojedynek z nimi jawi się już jako bardziej wyrównany (odpadnie im niemal tyle samo punktów, co nam – 4,125).
Dalej w klasyfikacji znajdują się Szwajcarzy oraz Grecy, do których nasza strata również pozostaje niewielka, choć warto zaznaczyć, że na tym etapie mają oni o jednego przedstawiciela więcej od nas. Paradoksalnie jednak naszą kolejną „ofiarą” mogą paść będący na 13. miejscu w rankingu Szkoci, którzy mają nad nami 1,675 punktów przewagi i trzech reprezentantów w rozgrywkach europejskich. Ich problem polega na tym, że w przyszłym sezonie stracą aż o 4,500 punku więcej od nas. Jeśli zatem będziemy punktować na podobnym lub nieco tylko słabszym poziomie od nich, kolejny nasz awans w rankingu stanie się miłym dla oka faktem.
Cel w zasięgu ręki
W przypadku ziszczenia się powyższych scenariuszy Polska znajdzie się na 15. miejscu w omawianej klasyfikacji. Co to oznacza? Możliwość wystawienia aż pięciu drużyn w europejskich rozgrywkach. Mistrz oraz wicemistrz walczyliby w eliminacjach Ligi Mistrzów, zdobywca krajowego pucharu rywalizowałby o Ligę Europy, z kolei zespoły z dalszych miejsc otrzymałyby prawo ubiegania się o awans do Ligi Konferencji. Byłby to zatem przełomowy moment dla polskiej piłki, gdyż nasza droga do fazy ligowej wyżej wymienionych rozgrywek byłaby znacznie łatwiejsza, niż dotychczas.
Można by wówczas pójść za ciosem i pokusić się o wywalczenie choć jednej przepustki do upragnionej Champions League. W niej nie widziano nas od 2016 roku, a zatem najwyższy czas nadrobić zaległości. Slovan Bratysława pokazał w bieżących rozgrywkach, że można, jeśli tylko na przestrzeni kilku sezonów skrupulatnie gromadzi się punkty na niższych szczeblach w europejskiej hierarchii. Warto zatem ściskać kciuki za Legię oraz Jagiellonię, gdyż mogą one wywindować nas na poziom, jakiego nie doświadczyliśmy od wielu lat.
Jordan Tomczyk