Nieco ponad rok temu, 20 września 2023 r., PZPN oficjalnie poinformował, że nowym selekcjonerem męskiej Reprezentacji Polski zostanie Michał Probierz. Od tego czasu poprowadził on drużynę Biało-Czerwonych w 15 spotkaniach, zwyciężając w 7, a remisując i przegrywając po 4 razy.
Po zwolnieniu Fernando Santos, większość kibiców była raczej daleka od ponownego wyboru zagranicznego trenera. Portugalczyk, oprócz wielkiego niedosytu i niespełnionych oczekiwań, zostawił po sobie istną stajnię Augiasza z fatalnymi wynikami. Trzeba więc było postawić na kogoś z rodzimego podwórka. PZPN rozważał kilka możliwości, tj. Marek Papszun, Jan Urban, ale ostatecznie doceniony został Michał Probierz, który, nomen omen, trenował już Reprezentację Polski, ale U21.
Debiut
Okoliczności wobec pierwszego meczu nowego selekcjonera nie napawały optymizmem. Dramatyczne mecze z Czechami, Mołdawią i Albanią oraz zły bilans punktowy nie premiowały nas w dalszej grze na Euro 2024. Sprzyjał jedynie rywal, który, nawet w tamtej sytuacji kadrowej, nie powinien sprawiać problemów. 12 października 2023 roku Michał Probierz oficjalnie zadebiutował w roli selekcjonera naszej reprezentacji, wygrywając na wyjeździe z Wyspami Owczymi 2:0.
Eliminacji ciąg dalszy…
Potem nadszedł mecz z Mołdawią na Narodowym, który powinniśmy wygrać, ale niestety tego nie zrobiliśmy. Czy można winić za to byłego trenera m.in. Jagiellonii Białystok? Po części tak, bo jednak graliśmy z drużyną o wiele słabszą i to jeszcze na własnym stadionie. Z drugiej strony, Probierz na tyle krótko pracował z naszą kadrą, że jeszcze nie był w stanie wprowadzić elementów taktyki i poukładać na nowo całego zespołu. Ostatni mecz eliminacji również graliśmy u siebie, tym razem z Czechami. Ponownie nie udało się ich pokonać. Była to o tyle słaba sytuacja, że musieliśmy wygrać oba te mecze, żeby zapewnić sobie miejsce w fazie grupowej turnieju w Niemczech.
Baraże
Z uwagi na to, że Polska zajęła wysoką lokatę w Lidze Narodów 22/23, mieliśmy możliwość walki o Euro w marcu. Pierwszy mecz barażowy ekipa Probierza wygrała z Estonią 5:1 bez żadnych problemów. Drugi natomiast był znacznie trudniejszy, można rzec – mecz dla koneserów. Bezbramkowy remis z Walią i wygrana naszych Orłów 5:4 w karnych. Dzięki temu awansowaliśmy na Euro i…
Trafiliśmy na grupę śmierci…
I nastroje jakby przygasły. A po chwili znowu była nadzieja, bo w meczach towarzyskich przed Mistrzostwami Europy pokonaliśmy Ukrainę i Turcję, czyli de facto reprezentacje zbliżone, albo nawet i lepsze od naszej, gdzie styl gry podopiecznych Probierza momentami zachwycał. Co prawda, to nadal nie poziom Francji, Holandii czy Austrii, ale nastroje zdecydowanie się poprawiły i coraz więcej osób zaczęło wierzyć w naszego selekcjonera i jego ekipę.
Niby człowiek wiedział, a jednak się łudził
Wprawdzie były ku temu powody, bo choć przegraliśmy pierwszy mecz na Euro z Holandią, to nasza gra napawała naprawdę sporym optymizmem. Było widać odwagę, pomysł i przede wszystkim chęci, których, pod wodzą Santosa, trzeba było szukać ze świecą. Po takim spotkaniu w wykonaniu Biało-Czerwonych, były coraz większe nadzieje na to, że mimo tak trudnej grupy, jakimś cudem uda nam się awansować do 1/8. Mecz z Austrią wydawał się idealną okazją, do tego, by pokazać, że nasza gra z drużyną Koumana, nie była jednorazową akcją. Niestety, tym razem podopieczni polskiego Guardioli nie popisali się i przegrali z ekipą Ralfa Rangnicka 1:3. Na otarcie łez przyszło spotkanie z Francją, które – nomen omen – wyszło nam lepiej niż te poprzednie. Wywalczony 1 punkt i gra, która momentami mogła się podobać przeciwko Mistrzom Świata z 2018 roku. Wyglądało to lepiej, chociażby pod względem charakteru i planu na mecz. Koniec końców Michał Probierz wrócił z Niemiec do Polski z zerowym dorobkiem punktowym. Ten wynik może być z jednej strony sporym niedosytem, ale patrząc na to, jak przebiegały nasze eliminacje i do jakiej grupy trafiliśmy, można dojść do wniosku, że był to dość oczywisty scenariusz.
Jesienne zgrupowania
Można powiedzieć, że Ligę Narodów Michał Probierz traktuje jako taki trenerski plac zabaw. Testuje w niej różne formacje, ustawienia, odkrywa nowe twarze, stosuje niekonwencjonalne taktyki i daje szanse tym, którzy łapią mniej minut.
Pierwszy mecz ze Szkocją na wyjeździe poszedł po naszej myśli i zgodnie z założeniami taktycznymi selekcjonera, mimo bardzo wyrównanego spotkania. Po myśli natomiast nie poszło starcie z Chorwacją w Osijeku. Tutaj plan polskiego szkoleniowca się kompletnie nie sprawdził. Wynik 1:0 nie oddaje tego, co działo się na boisku. Oczywiście Polacy mieli swoje sytuacje, które spokojnie mogły się skończyć dwoma golami, ale przewaga, jaką wypracowała sobie ekipa Zlatko Dalicia z Modriciem u sterów, była widoczna gołym okiem.
Następnie do Warszawy przyjechała Portugalia, od której nasze Orły zebrały srogi łomot. 3:1 to najmniejszy wymiar kary, jaki mogliśmy otrzymać. W spotkaniu z Chorwacją swój debiut zaliczył Mateusz Bogusz, natomiast tu tę szansę dostali Michael Ameyaw oraz Maxi Oyedele. Niestety nie były to wymarzone debiuty, ale co by nie mówić, zostali oni wrzuceni na głęboką wodę.
Najciekawszy mecz tego zgrupowania, czyli remis 3:3 z Chorwacją na Narodowym. Początek meczu i pierwsza bramka wyglądały właśnie tak, jak wydaje się, że chciał Probierz. Niestety później coś się posypało. Ciężko winić trenera za stratę 3 bramek w 6 minut, wprawdzie to były głównie błędy poszczególnych zawodników, w tym przypadku najbardziej winny był Paweł Dawidowicz. Warte uwagi jest jednak to, że Polacy potrafili się podnieść i wyrównać wynik meczu, pokazując, że znają pojęcie walki i motywacji.
Podsumowanie
Żeby obiektywnie ocenić tą roczną kadencję selekcjonera reprezentacji Polski, trzeba spojrzeć na wszystkie czynniki wokół kadry, z jakimi Michał Probierz musiał się zmierzyć. Od oczyszczania atmosfery w mediach i szatni, przez budowanie zaginionego ducha zespołu i awans na Euro, po dziś dzień z wieloma plusami, a także znakami zapytania.
Polski szkoleniowiec od momentu objęcia reprezentacji prowadził ją w 15 spotkaniach, z czego w 7 z nich odniósł zwycięstwo, w 4 zremisował, a 4 przegrał. Patrząc na to, z jakimi zespołami odniósł porażki, nie jest to nic dziwnego – Holandia, Austria, Chorwacja oraz Portugalia – same zespoły z topu. Cieszy przynajmniej fakt, że, w 3 z tych 4 meczów, podopiecznym Probierza udało się strzelić gola.
Jeśli chodzi o wygrane, to wydaje się, że najtrudniejszym rywalem, z którym udało się zdobyć 3 punkty, była któraś z ekip: Turcja, Ukraina, Szkocja, Walia. Pozostałe zwycięstwa Polski trener odniósł z zespołami ze zdecydowanie niższej półki, ale i one są warte odnotowania.
Natomiast mecze, za które można skrytykować naszego selekcjonera to chociażby spotkanie z Mołdawią zakończone 1:1, porażka z Austrią 1:3, z Chorwacją 0:1 i z Portugalią 1:3. Tam faktycznie plan taktyczny nie wypalił, nie był to może poziom Fernando Santosa, ale momentami nie oglądało się tego najlepiej. My, jako reprezentacja Polski, nie jesteśmy rzecz jasna topową drużyną w Europie, ale mimo wszystko, czasami przydałoby się zwycięstwo z wyżej notowanym zespołem.
Plusem kadencji Probierza na pewno jest liczba debiutantów, która w 15 spotkaniach wynosi aż 12. Jest to więcej niż Czesław Michniewicz (6), Fernando Santos (0) i tyle samo, co Paulo Sousa, ale potrzebował do tego meczu mniej. Nie wszyscy piłkarze powołani po raz pierwszy przez selekcjonera zadomowili się w reprezentacji na dłużej. Aczkolwiek, kilka nazwisk, które wyszły na boisko przy Probierzu, trzeba zapamiętać. Chociażby Kacper Urbański, który stał się nową twarzą Biało-Czerwonych, Jakub Piotrowski, który, jako pomocnik, zdołał już ustrzelić 2 bramki czy Marcin Bułka, nowy rywal Łukasza Skorupskiego między słupkami.
Jeśli mówimy o stylu gry naszej reprezentacji, to trzeba wspomnieć o tym, że poprzednicy preferowali raczej mocno pragmatyczny i defensywny futbol. I na tym polu jest lekka poprawa. Momentami gramy naprawdę przyjemnie dla oka i konstruujemy składne akcje, pokazując ofensywne aspiracje.
Kolejną kwestią jest to, że nasi selekcjonerzy nie byli zbyt długo na swoich stanowiskach, więc siłą rzeczy nie byli w stanie wprowadzić swoich wszystkich założeń taktycznych i w jakiś sposób zjednać mentalnie tego zespołu. To jest też kamyczek do ogródka Cezarego Kuleszy. Znajdujemy się w takiej sytuacji w polskiej piłce, że zmiana selekcjonera z roku na rok, nie da nam zbyt wiele, a nawet więcej – prędzej nam zaszkodzi. Trzeba liczyć na to, że obecny szkoleniowiec dostanie czas na budowanie swojego projektu. Dlatego dobrą decyzją jest zostawienie na stołku Michała Probierza, mimo nie wyjścia z grupy na Euro.
Na pewnych płaszczyznach widać spory progres, szczególnie w porównaniu z kadencją poprzednika z Portugalii. Lepiej zorganizowana jest drużyna na boisku, pressing działa znacznie lepiej, choć nadal jest pole do poprawy w tym aspekcie. Mentalnie na pewno podniósł tę ekipę, pomógł się pozbierać i otrząsnąć. Ostatni remis z Chorwacją może służyć za przykład. W poprzednich latach wątpliwe było to, że możemy odrobić te 2 bramki, a tu się udało. Trener kombinuje, testuje różne rozwiązania taktyczne i stara się dawać szansę w reprezentacji młodym piłkarzom, nawet z polskiej Ekstraklasy, co pokazuje, że nie boi się zmiany pokoleniowej, która czeka naszą kadrę.
W skali od 0 do 10, dotychczasową kadencję Probierza można ocenić na 5,5. Nota wyższa od wyjściowej o pół stopnia, bo jednak podtrzymuje to, że coś się w tej drużynie dzieje. To, że nie zawsze dzieje się dobrze i jest sporo do poprawy, to druga strona medalu. Mimo wszystko trzeba wierzyć w ten projekt i w to, że z czasem nie będziemy musieli wspominać pamiętnego Euro 2016, tylko mogli cieszyć się tym, co jest obecnie.
Adam Zaborowski