Jeszcze kilka tygodni temu przedstawiciele Rakowa mogli z optymizmem spoglądać na rundę wiosenną bieżącego sezonu, mając przed sobą pojedynki ze wszystkimi najgroźniejszymi rywalami na własnym stadionie. Problem polega jednak na tym, że zawodnicy spod Jasnej Góry gubią punkty z teoretycznie słabszymi przeciwnikami. Czarny scenariusz dla „Medalików” ziścił się również podczas wyjazdowego pojedynku z Radomiakiem Radom.
Pierwsza połowa wspomnianego meczu to istny festiwal błędów w wykonaniu podopiecznych trenera Dawida Szwargi. Dwa z nich zakończyły się golami dla gospodarzy. Najpierw piłkę do własnej bramki wpakowali na spółkę Ante Crnac oraz Stratos Swarnas, a następnie fatalny kiks zaliczył Kacper Bieszczad, który tym samym udowodnił, że nie dorasta Vladanovi Kovacevićowi do pięt. Nie była to zresztą jedyna pomyłka 21-latka; szwankował u niego zwłaszcza element gry nogami. Kiedy znajdował się pod presją rywali, wybijał piłkę niedokładnie lub po prostu poza linię boczną.
Regerande mästarna Raków har verkligen hamnat i en djup svacka.
— Polski Futbolski (@PolskiFutbolski) April 5, 2024
Sen årsskiftet har man tagit 13 av 27 poäng. Tre segrar senaste 9 och endast en senaste 5, där fyra matcher varit mot botten 5.
Man gjorde det inte lätt för sig ikväll mot Radomiak..pic.twitter.com/gMCqkZExiE
Drugą połowę Raków rozpoczął z większym animuszem, co zaowocowało golem kontaktowym w wykonaniu Janisa Papanikolau. Radomiak szybko się jednak otrząsnął, okopał na własnej połowie i czekał na okazję do kontry. Częstochowianie zmuszeni do ataku pozycyjnego próbowali przełamać szczelne zasieki rywali, lecz bezskutecznie. Futbolówka krążyła między nimi od lewej do prawej strony i z powrotem, jednak niewiele z tego wynikało. Brakowało tego samego, co w kilku poprzednich spotkaniach – dynamiki, przełamania schematu, elementu zaskoczenia.
Piłka to też obrona i Radomiak dzisiaj dobrze się ustawiał, zamykał przestrzeń, krył tak, że Raków nie miał wiele miejsca. To nie było zwycięstwo wybronione wspaniałym występem bramkarza, tylko grą defensywną całej drużyny i to należy docenić.
— Szymon Janczyk (@sz_janczyk) April 5, 2024
Po godzinie gry na placu pojawił się Ivi Lopez, dla którego był to dopiero drugi występ w tym sezonie. Hiszpan udowodnił, że nie zapomniał, jak gra się w piłkę na najwyższym poziomie, bowiem to właśnie po jego wrzutkach Raków był w stanie tworzyć największe zagrożenie pod bramką Radomiaka. Oddał również mocny, celny strzał z rzutu wolnego, który sprawił spore problemu Gabrielowi Kobylakowi. Stopniowy powrót rekonwalescenta do optymalnej formy to chyba jedyna dobra wiadomość dla aktualnych mistrzów Polski po tym meczu.
Ivi Lopez melduje się na boisku w 60. minucie meczu. To jego pierwszy występ po kontuzji w dłuższym wymiarze czasowym. pic.twitter.com/pPXVeStZz9
— Błażej Łukaszewski (@BlazLukaszewski) April 5, 2024
Warta Poznań, Stal Mielec, Puszcza Niepołomice, ŁKS Łódź, Ruch Chorzów i teraz Radomiak Radom. Ze wszystkimi tymi rywalami Raków gubił punkty po zimowej przerwie. Usprawiedliwieniem nie jest rzecz jasna fakt, że lwią część z tych spotkań (poza meczem z Ruchem) częstochowianie rozegrali na wyjeździe. Jeżeli dany zespół jest obrońcą tytułu i marzy o powtórzeniu swojego wyczynu, musi radzić sobie z niżej notowanymi przeciwnikami. W innym przypadku nie ma mowy o powtórce z rozrywki i to w dosłownym tego słowa znaczeniu.
Raków Częstochowa oddala się od obrony mistrzostwa Polski. ❌
— Transfery.info (@Transferyinfo) April 5, 2024
Czy Dawid Szwarga dokończy ten sezon w roli szkoleniowca zespołu spod Jasnej Góry? 🧐 pic.twitter.com/I1UQ71NIDo
Po meczu w Radomiu z pewnością po raz kolejny rozgorzeje dyskusja, kto ponosi odpowiedzialność za taki, a nie inny stan rzeczy. Jedni będą optowali za zwolnieniem trenera Dawida Szwargi, drudzy z kolei zarzucą zawodnikom brak zaangażowania bądź po prostu piłkarskiej jakości. Prawda najpewniej leży gdzieś pośrodku, natomiast pewne jest to, że aktualny stan rzeczy musi ulec zmianie. I raczej wątpliwe, że kolejny wpis Michała Świerczewskiego w mediach społecznościowych okaże się zbawiennym lekarstwem na całe zło. Czas nagli i jeśli pod Jasną Górą wciąż myślą o obronie tytułu, muszą przedsięwziąć takie środki, które dadzą nie tylko natychmiastowe, ale i długofalowe efekty. Choć i to może okazać się niewystarczające, jeśli sąsiedzi w ligowej tabeli złapią wiatr w żagle.
Jordan Tomczyk