Radosław Gilewicz: Legia jest faworytem [WYWIAD]

2018.08.13 Kielce
Pilka nozna Lotto Ekstraklasa 2018/2019
Korona Kielce - Slask Wroclaw
N/z Radoslaw Gilewicz
Foto Lukasz Sobala / Press Focus2018.08.13 Kielce
Football Polish Lotto Ekstraklasa Season 2018/2019
Korona Kielce - Slask Wroclaw
Radoslaw Gilewicz
Credit: Lukasz Sobala / Press Focus

Legia Warszawa w II rundzie eliminacji do Ligi Konferencji pokonała kazachskie Ordabasy Szymkent. Choć przeciwnicy Wojskowych byli skazywani na pożarcie, sprawili im niemałe problemy. W kolejnej rundzie piłkarze Kosty Runjaicia zmierzą się z Austrią Wiedeń. Z byłym piłkarzem austriackiego klubu, Radosławem Gilewiczem, rozmawiał Kacper Chojnacki.

***
Kacper Chojnacki, PolskaPiłka.pl: Zacznijmy od twojej kariery piłkarskiej, bo w austriackiej Bundeslidze zagrałeś w 241 meczach, w których strzeliłeś 98 bramek. Do tego 4 razy zdobyłeś Mistrzostwo Austrii i 2 razy Puchar Austrii. Czy czujesz, że te sukcesy dały ci jakąś markę w Austrii? Czujesz, że jesteś tam rozpoznawalny?

Radosław Gilewicz: À propos właśnie tych statystyk z jednej strony, wymieniłeś 98. Jeszcze w zeszłym roku, czy parę lat temu było 99, także ktoś mi już jedną bramkę podebrał. Ja jeszcze po zakończeniu kariery szukałem tych prawdziwych statystyk i zadzwoniłem do Austriackiego Związku Piłki Nożnej, bo wiadomo, że 99 bramek inaczej brzmi niż 100 bramek. Tam mi powiedzieli, że mam ich 100, więc ja się trzymam tej lepszej statystyki i jestem z tego bardzo dumny.

Natomiast wracając do twojego pytania, wiesz co, czasy się zmieniają. Ostatni raz zagrałem na boiskach austriackiej Bundesligi w 2007 roku, także sporo czasu już minęło, więc powiem nieskromnie – tak. Obojętnie na jaki stadion przyjeżdżam, czuje się jak ryba w wodzie. Ludzie z tej starszej generacji mnie poznają. Zresztą byliśmy w Wiedniu przy okazji meczu Austrii z Lechem Poznań z ekipą Viaplay, więc chłopaki też się przekonali, że byłem bardzo szanowany wśród kibiców Austrii Wiedeń. To są takie przyjemne rzeczy, bo tego się nie da kupić. Przez swoją karierę, swoją grę, sukcesy wzbudzasz ten szacunek i jestem z tego bardzo dumny.

Widziałeś wiele szatni piłkarskich – od tych polskich, po te zachodnie – czyli szwajcarską, niemiecką czy austriacką. W której jest najlepsza atmosfera? Masz tutaj jakieś swoje spostrzeżenia?

To jest dobre pytanie, ale z drugiej strony nikt nie jest w stanie na nie odpowiedzieć. Wszystko zależy od piłkarzy, których masz w drużynie. Czy to są same gwiazdy, czy to jest zespół polegający na dobrym kolektywie, mający swoje ograniczenia piłkarskie. Wrócę do roku 1995, do czasów, kiedy trafiłem do Szwajcarii, a później do VfB Stuttgart. Był jeszcze limit obcokrajowców. Maksymalnie można było mieć ich trzech w klubie. Troszeczkę inaczej ta szatnia wyglądała. Przeważnie było najwięcej Szwajcarów i trzech obcokrajowców, w Niemczech było podobnie. To się zmieniło dopiero w 1996 roku. Ta filozofia, mentalność się zmieniła. Szatnie zaczęły być otwarte na różne kultury, bo przyjeżdżali piłkarze z różnych krajów. Powiem Ci inaczej – tam, gdzie jest sukces, jest dobra atmosfera. Tam, gdzie tego sukcesu nie ma, jest bardzo zła.

Przejdźmy już do twojego okresu w Austrii Wiedeń. Ty wspominasz ten czas dobrze? Masz stamtąd jakąś anegdotę? Jak się żyło i grało w Wiedniu?

Żyło się fantastycznie. Przede wszystkim wcześniej żyłem w Innsbrucku. Z rodziną mieliśmy bardzo dobrą z punktu widzenia sportowego passę, bo zdobyliśmy 3 razy z rzędu Mistrzostwo Austrii. Później te nasze wspólne przenosiny do Austrii Wiedeń, spowodował w kolejnym roku sukces, bo to czwarte z rzędu mistrzostwo, a pierwsze po 10 latach dla Austrii Wiedeń, więc taką małą cegiełkę przyłożyłem do tego. Austria Wiedeń się przełamała. Jak to wyglądało w tamtych czasach? Te 20 lat temu Austria była bardzo mocnym, bardzo bogatym zespołem. 18 reprezentantów kraju niesamowicie dobrzy piłkarze pod względem umiejętności. To nie był przypadek.

Czy mam jakieś anegdoty? Pamiętam jedną. Założyłem się z kapitanem Austrii Wiedeń – Michaelem Wagnerem o to, kto wygra w meczu Austria – Polska, który odbywał się na stadionie Ernsta Happela. Przegrany miał śpiewać przed całą drużyną hymn kraju wygranego. Wygraliśmy 3:1, więc przyszedłem dumny do szatni. No i Wagner musiał nauczyć się języka polskiego. Śpiewał hymn, kaleczył go strasznie, ale zabawy troszeczkę było.

Z tamtych czasów przenieśmy się teraz może do teraźniejszości. Austria Wiedeń zmierzy się teraz z Legią Warszawa w III rundzie eliminacji do Ligi Konferencji Europy. W Kanale Sportowym mówiłeś, że oglądałeś ich dwumecz z FK Borac Banja Luka. Jak podsumowałbyś tamte spotkania? Jak wyglądała w tamtym dwumeczu Austria?

Oczywiście była bardziej dominującym zespołem, tworzyła sobie okazje w ostatniej strefie boiska. Miała swoje problemy, ale na te problemy w ostatnich miesiącach był jeden piłkarz Haris Tabaković, który strzelił 18 goli. W tym meczu po pięknej akcji Manuela Polstera, po pięknej wrzutce, to właśnie Tabaković strzelił decydującego gola. Później to wyglądało już troszeczkę inaczej. Tabaković odszedł, więc Austria od 2 spotkań musi sobie radzić bez najlepszego strzelca i radzi sobie w miarę dobrze. Nie trzeba się ich obawiać z perspektywy Legii Warszawa, ale trzeba zachować do nich respekt, szacunek. Jest to bardzo groźny zespół, polegający przede wszystkim na zgraniu. Po przyjściu Michaela Wimmera ten zespół troszeczkę się zmienił pod względem ostatnich kilku miesięcy i chociażby meczu z Lechem Poznań. To jest drużyna, która gra bardziej ofensywnie, bardziej agresywnie. Zespół bardzo nieobliczalny, ale mający swoje ograniczenia w defensywie. Można ich, mówiąc po piłkarsku, raz czy dwa „ukłuć”.

Jest jakiś piłkarz, który w tym momencie „robi” grę Austrii Wiedeń?

Wydaje mi się, że ta siła zespołu jest rozłożona na kilku piłkarzy. Jest Dominik Flitz, który zeszły sezon miał świetny – 8 goli, 11 asyst. Ma bardzo dobre stałe fragmenty gry. Do tego dorzuciłbym Grubera, który w tym systemie 3-4-3 gra na lewej stronie i bardzo dobrze sobie radzi – 2 mecze, 3 gole, trzeba na niego uważać. Jest kapitan Manfred Fischer. No i ten Manuel Polster, który jest jednym z najszybszych piłkarzy w austriackiej Bundeslidze. .Jeżeli zdrowie dopisze, trafi on pewnie za kilka lat do niemieckiej Bundesligi. Był w Wolfsburgu, był w VfB Stuttgart, także to jest kwestia czasu.

Czego możemy się spodziewać po Austrii Wiedeń w pierwszym meczu z Legią? Będzie jakiś konkretny styl gry? To bardziej będzie defensywny futbol, czy nastawiony na ofensywę?

To drugie. Chodzi przede wszystkim o to by nie zmieniać stylu gry. Oni grają wszędzie tak samo. Grają dosyć ryzykownie i przez to mają te swoje problemy. Można ich, myślę tu z perspektywy Legii, wpuścić na swoją połowę i mieć w tych bocznych sektorach sytuację. Wiadomo w jakiej formie są Wszołek, Josue, Pekhart, Gual, którzy jedną akcją mogą zrobić różnicę. Austria nie zmieni swojego sposobu gry. Będzie grała tak samo w Warszawie i potem w Wiedniu.

Powiedziałeś, że Legia może ich wpuścić na swoją połowę i to prawda, bo w meczu z Ordabasami ta jedna kontra mogła się naprawdę podobać. Legia szybkimi atakami może „ukłuć” Austrię, kiedy ta będzie w pressingu i będzie utrzymywać piłkę na połowie Wojskowych. No to ostatecznie, Twój typ na to spotkanie. Kto Twoim zdaniem awansuje do fazy play-off?

Szczerze mówiąc, nie bawię się w takie rzeczy. Mam duży sentyment do Austrii, jestem tam w drużynie legend. Jestem z tego bardzo dumny. Faworytem zdecydowanie jest Legia, mając lepszych piłkarzy, większy budżet, więc tutaj widzę faworyta po stronie Legii, ale z drugiej strony faworyt nie zawsze wygrywa i dobrze o tym wiemy. Wydaje mi się, że 1:0 albo 2:1 w pierwszym meczu wygra Legia, a w drugim meczu będzie remis.

Jeszcze ostatnie pytanie dotyczące twojej działalności piłkarskiej, ale jeśli chodzi o trenowanie, bo prowadzisz też treningi dla napastników. Grałeś w zachodnich państwach – bierzesz jakieś aspekty tego szkolenia i przekładasz je na język polski do naszych krajowych piłkarzy?

Pomimo tego, że mam 52 lata, człowiek cały czas powinien się uczyć. Ja się uczę, dokształcam, mam świetne kontakty za granicą. Robię te campy w Polsce i za granicą, czerpię inspirację do nowych ćwiczeń, które są wyciągnięte po analizach sytuacji meczowych. Chodzi o szczegóły. Sporo czasu, będąc w reprezentacji, poświęciłem na rozmowy z napastnikami. Czy to z Robertem Lewandowskim, czy Arkadiuszem Milikiem, który chwalił sobie indywidualną współpracę z Dennisem Bergkampem. Każdy z nich powtarzał, że te indywidualne treningi są bardzo ważne. Przecież aż 70% piłkarzy z lig angielskich trenuje indywidualnie, także to jest bardzo potrzebne. Chodzi przede wszystkim o powtarzalność, prostotę i te szczegóły.

***
Z Radosławem Gilewiczem rozmawiał Kacper Chojnacki.

POLECANE

tagi