Ach, cóż to był za szalony weekend pełen drugoligowych emocji! Żaden z radarów przed sezonem nie wskazywał na to, że będący na fali i pędzący z wiatrem statek o nazwie Kotwica Kołobrzeg dopiero teraz, na początku października zboczy z kursu i zaliczy pierwszą wywrotkę. Każdy jednak wiedział, że musi to w końcu nastąpić – wszak drużyna bez porażki w lidze to jak żołnierz bez karabinu. Lider zawiesił broń w Elblągu, ale w pozostałych zakątkach Polski było nie mniej ciekawie.
Dzień chłopaka przyjemniejszy dla Miedziowych
Dzień 30 września to dla wielu dzień nic nieznaczący. Nie dla mężczyzn, szczególnie tych młodych, którzy wówczas świętują i – gdy inni nie składają żadnych życzeń – sami sprawiają sobie prezent. Na taki właśnie ruch zdecydowali się zawodnicy rezerw Zagłębia, którzy na ciężkim terenie i po wyrównanym pojedynku potrafili przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Ich przeciwnikiem była znajdująca się w drugiej połowie tabeli krakowska Garbarnia.
Brązowi od samego początku musieli zmagać się z naporem przyjezdnych. Po upływie kwadransa Miedziowi byli blisko trafienia otwierającego to spotkanie, gdy zza szesnastki uderzał Michał Bogacz. Na drodze lotu piłki stanął jeszcze Mateusz Chmarek, ale jego dotknięcie raczej pomogło bramkarzowi gospodarzy niż go zmyliło. Po chwili 18-letni pomocnik znów spróbował sił i był zdecydowanie bliżej, lecz futbolówka po jego uderzeniu trafiła tylko w słupek. Krakowianie mogli spłatać psikusa gościom natychmiastowo, bo w 22. minucie sędzia przyznał im korner. Do strzału z powietrza dobrze złożył się Jakub Banach, był jeszcze rykoszet, ale ostatecznie przytomnie nad poprzeczkę sparował piłkę Szymon Weirauch. To był jednak tylko jednorazowy zryw, bo jeszcze przed przerwą szansę znów miało Zagłębie. Prawą stroną przedarł się Szymon Karasiński, dograł do środka do Chmarka, lecz znów młodemu zawodnikowi zabrakło szczęścia.
Po zmianie stron jednak los uśmiechnął się do urodzonego w Nowym Sączu piłkarza gości. Michał Bogacz dośrodkował perfekcyjnie na głowę Chmarka i tym razem bramkarz nie miał żadnych szans – idealnie złożył się do tego strzału ofensywny pomocnik Zagłębia i bramka, która wisiała już dłuższy czas w powietrzu, w końcu trafiła na konto podopiecznych Jarosława Krzyżanowskiego. I choć Garbarnia miała jeszcze w końcowych minutach okazję do wyrównania, to Weirauch tego dnia był tak dobrze dysponowany, że ocalił czyste konto dla ekipy z Lubina i dzięki niemu Miedziowi przełamali impas spowodowany trzema porażkami z rzędu.
Olimpia pierwszym katem Kotwicy
Przenosimy się do drugiego największego miasta województwa warmińsko-mazurskiego, a więc Elbląga. Tam miejscowa Olimpia mierzyła się z liderem, czyli Kotwicą. Gospodarze w ostatnich dwóch tygodniach dwukrotnie musieli się godzić na podział punktów – najpierw z Siarką, a w następnej kolejce z Radunią. Drużyna z Pomorza z kolei, przyzwyczajona mimo wszystko raczej do samych zwycięstw w tym sezonie, nie spodziewała się jednak tak zwartego zespołu i wpadła w ogromne tarapaty.
Co prawda podopieczni Marcina Płuski mogli utorować sobie drogę, gdyby precyzyjniej w 2. minucie uderzył Michał Cywiński. Tak się niestety nie stało, a dobrą obroną w tym przypadku popisał się doświadczony Andrzej Witan. Po dwudziestu kilku minutach natomiast z akcją sunęła Olimpia. Z lewej strony futbolówkę w pole karne wstrzelił jeden z graczy gospodarzy na tyle szczęśliwie, że nabiła ona źle interweniującego Damiana Kostkowskiego i mieliśmy sensację – Olimpia prowadziła. I absolutnie nie chciała na tym poprzestać. Dziesięć minut później miejscowi ponownie zagrozili bramce Kotwicy, lecz na posterunku zameldował się Oskar Pogorzelec.
Obraz meczu niewiele zmienił się w drugich czterdziestu pięciu minutach, a wręcz jeszcze bardziej przyprawił obserwatorów tej rywalizacji o szok i niedowierzanie. Błyskawicznie po zmianie stron elblążanie przedarli się pod szesnastkę rywala, a korzystny już wynik podwyższył mierzonym strzałem Dawid Wojtyra. Duża w tym zasługa obramowania bramki, ale liczy się efekt. Zawodnicy Przemysława Gomułki wiedzieli jednak, że Kotwica nie z takich sytuacji wychodziła i musieli uzbroić się podwójnie w cierpliwość oraz przy tym zwiększyć swoją czujność. Liczne niefrasobliwości i błędy w defensywie przyjezdnych mogły równie dobrze przełożyć się na bramkę nr 3 dla Olimpii, ale ta jednak nie padła. Aczkolwiek w końcówce cień nadziei dać fanom „Kotwy” mógł Grzegorz Goncerz, który niemal wykorzystał błąd w wyprowadzaniu piłki przez obronę drużyny z Elbląga. W stuprocentowej sytuacji niestety nie był w stanie pokonać Witana. To było wręcz idealne podsumowanie tego, co działo się na boisku – niemocy, frustracji i dezorganizacji gry gości. Tym samym pierwsza porażka lidera w tych rozgrywkach stała się faktem.
Pieczara uratował punkt
Skoro nie Kotwica w pechowej trzynastej kolejce, to może Polonia zgarnie komplet oczek? No nie do końca. Czarne Koszule nadal mają kilka punktów straty do ekipy z Kołobrzegu, a na koniec ubiegłej serii gier mierzyły się z GKS-em Jastrzębie. Wzwyżka formy warszawiaków jest widoczna gołym okiem, choć zbyt często dzielą się oni punktami z innymi drużynami i tak mają ex aequo z Olimpią, Stomilem i rezerwami Lecha największą ilość remisów na swoim koncie, czyli sześć. Nie inaczej było w niedzielę, choć do końca było gorąco.
Pierwsza połowa upłynęła pod znakiem huraganowych ataków Polonii. To było prawdziwe oblężenie – strzały z dystansu, głową po centrach i interwencje przyjezdnych dosłownie w ostatniej chwili. Między słupkami dwoił się i troił Grzegorz Drazik, a strzelecka niemoc podopiecznych Rafała Smalca sprawiła, że do przerwy kibice zgromadzeni przy ulicy Konwiktorskiej niestety nie uświadczyli żadnych bramek.
Parę cierpkich słów w szatni musiał powiedzieć swoim zawodnikom Grzegorz Kurdziel. Z całą pewnością zespół z Górnego Śląska musiał się otworzyć w drugiej części, a do tego nie ugiąć się pod naporem kolejnych ataków Czarnych Koszul. Ten najniebezpieczniejszy nadszedł w 53. minucie, gdy Polonia wykonywała rzut rożny. Po dośrodkowaniu ekwilibrystycznie uderzał kapitan, Łukasz Piątek, ale nieczysto trafił w futbolówkę, która jakimś trafem spadła na nogę Michała Fidziukiewicza, a ten z niewielkiej odległości huknął w poprzeczkę, aż zatrzęsła się cała bramka. Potem jeszcze próbował uderzać Michał Grudniewski i z tej całej kotłowaniny GKS na szczęście wyszedł obronną ręką. Najciekawszy za to był ostatni kwadrans tego starcia. W 78. minucie sytuacyjnie z półobrotu uderzał Fidziukiewicz, lecz znów zabrakło centymetrów.
Gospodarze napierali, ale to jastrzębianie, choć przyćmieni przez zdecydowaną większość tego meczu, zaskoczyli i w 84. minucie wyszli na prowadzenie za sprawą Daniela Stanclika. Stare porzekadło mówi jednak, że dopóki piłka w grze, wszystko jest możliwe. Taka maksyma przyświecała także Polonii, która momentalnie ruszyła do odrabiania jednobramkowej straty. Szybką odpowiedź mógł dać Bartosz Biedrzycki, lecz kapitalną robinsonadę zaprezentował publiczności Drazik. Golkiper mógł stać się bohaterem tego spotkania, aczkolwiek skapitulował w 89. minucie, gdy drogę do bramki znalazł świeżo wprowadzony na boisko Krystian Pieczara i po tak szalonym meczu warszawiacy mogli zadowolić się tylko jednym punktem.
WYNIKI 13. KOLEJKI EWINNER 2. LIGI:
Garbarnia Kraków – Zagłębie II Lubin 0:1
Śląsk II Wrocław – Znicz Pruszków 1:3
Olimpia Elbląg – Kotwica Kołobrzeg 2:0
Pogoń Siedlce – Wisła Puławy 1:1
Stomil Olsztyn – Lech II Poznań 2:2
Motor Lublin – Siarka Tarnobrzeg 0:0
Górnik Polkowice – Radunia Stężyca 0:1
Polonia Warszawa – GKS Jastrzębie 1:1
KKS Kalisz – Hutnik Kraków 2:1
TERMINARZ 14. KOLEJKI EWINNER 2. LIGI:
07.10:
Polonia Warszawa – Garbarnia Kraków
08.10:
Zagłębie II Lubin – Olimpia Elbląg
Hutnik Kraków – Pogoń Siedlce
Kotwica Kołobrzeg – Górnik Polkowice
Siarka Tarnobrzeg – KKS Kalisz
Wisła Puławy – Stomil Olsztyn
09.10:
Lech II Poznań – Śląsk II Wrocław
Radunia Stężyca – Motor Lublin
GKS Jastrzębie – Znicz Pruszków
TABELA EWINNER 2. LIGI:
Piotr Sornat