Przegląd wojsk Johna van den Broma przed najważniejszym meczem sezonu

2023.02.19 Poznan
Pilka nozna PKO Ekstraklasa sezon 2022/2023
Lech Poznan - KGHM Zaglebie Lubin
N/z John van den Brom (Trener Head Coach)
Foto Tomasz Folta / PressFocus

2023.02.19 Poznan
Football PKO Ekstraklasa season 2022/2023 
Lech Poznan - KGHM Zaglebie Lubin
John van den Brom (Trener Head Coach)
Credit: Tomasz Folta / PressFocus

W spotkaniu 21. kolejki, pomiędzy meczami z Bodø/Glimt, Lech Poznań mierzył się z Zagłębiem Lubin. Kolejorz poniósł w nim piątą porażkę w obecnej kampanii. Trener John van den Brom z powodu napiętego terminarza dokonał wielu roszad w podstawowym składzie swojego zespołu, organizując tym samym swoisty przegląd wojsk, co pozwala na sformułowanie wniosków o dyspozycji niektórych piłkarzy mistrzów Polski.

Niewykorzystana szansa dublerów

John van den Brom przyszedł na pomeczową konferencję prasową później, niż zazwyczaj, ponieważ dopiero około godziny 18:00, czyli 60 minut po ostatnim gwizdku arbitra. Szkoleniowiec przeprosił zgromadzonych w sali konferencyjnej dziennikarzy za to, że musieli czekać. Holender tłumaczył się tym, że musiał ochłonąć po tym, co wydarzyło się w niedzielę późnego popołudnia przy Bułgarskiej oraz przeanalizować pewne sytuacje boiskowe wraz z swoim sztabem. Trzeba przyznać, że po tym co wydarzyło się 19 lutego w Poznaniu, nie można się trenerowi dziwić.

W tym starciu zawodnicy, którzy do tej pory grali w rundzie wiosennej mniej mieli wysłać szkoleniowcowi sygnał, że są gotowi w każdym momencie wejść na boisko i pokazać, że wcale nie są gorsi od tych kolegów, którzy ostatnio otrzymywali więcej szans. John van den Brom rozpoczął spotkanie z dziennikarzami od zastrzeżeń do postawy i zaangażowania swoich podopiecznych w pierwszej połowie meczu. Już z tych słów Holendra można było wywnioskować, że część piłkarzy nie wykorzystała swojej okazji, aby udowodnić swoją jakość, tylko jeszcze pogorszyła swoją pozycję w drużynie. Przed Lechem teraz, miejmy nadzieję, napięty kalendarz, więc warto przyjrzeć się dyspozycji dublerów Kolejorza, w czym bardzo pomocna okazała się potyczka z Miedziowymi.

Niegotowy Rebocho

W ostatnich dniach wielu kibiców i ekspertów domagało się, aby John van den Brom zamiast Alana Czerwińskiego wystawił na lewej stronie defensywy człowieka, dla którego jest to nominalna pozycja, czyli Pedro Rebocho. Niedzielny występ Portugalczyka udowodnił jednak, że w ostatnich meczach w kwestii obsady lewej obrony Holender się nie mylił. Rebocho na tle Zagłębia wyglądał po prostu źle. Przede wszystkim 28-latek prezentował się słabo pod względem fizycznym. Te kłopoty Rebocho uwidoczniły się chociażby przy bramce na 0:1, gdy nie nadążył za jednym z rywali. Poza tym nie był tak zaangażowany w akcje ofensywne swojej ekipy, jak zazwyczaj, a w ostatnim kwadransie już nie dawał rady podkręcić tempa i jeszcze bardziej wspomóc swych kolegów w pogoni za korzystnym rezultatem. Takie problemy Portugalczyka można zrzucić na chorobę, którą ostatnio przebył i jest to oczywiście wytłumaczenie logiczne.

Nie można mieć jednak złudzeń, że Rebocho w czwartek będzie dostępny tylko ewentualnie z ławki, bo nie zdąży się zregenerować po starciu z Zagłębiem, zwłaszcza że 28-latek ze względu na swoją specyficzną budowę ciała (niski wzrost + umięśniona sylwetka) dłużej dochodzi do siebie po tak długim, 90-minutowym wysiłku, niż koledzy z ekipy. Na pewno Van den Brom na dobrą formę Portugalczyka będzie musiał jeszcze chwilę poczekać. Tym bardziej szkoda, że dopiero teraz po kontuzji wraca Barry Douglas (w sobotę rozegrał 45 minut w sparingu rezerw), ale za to postawa Alana Czerwińskiego w meczu w Norwegii napawa optymizmem przed rewanżem.

Beznadziejny Kwekweskiri

W niedzielę Gruzin po raz trzeci tej piłkarskiej wiosny pojawił się na boisku od pierwszej minuty i za każdym razem występował na pozycji numer „sześć”, a do tej pory bardziej był kojarzony z grą na „ósemce”. Niestety, w tych wszystkich potyczkach 30-latek prezentował się poniżej oczekiwań. Odnoszę wrażenie, że Nika Kwekweskiri nie jest przystosowany do wymagań dzisiejszego futbolu, ponieważ jest zbyt wolny, za mało mobilny i nie jest w stanie tych jego wad zamazać momentami bajeczna technika użytkowa. Spotkanie z Zagłębiem Lubin pokazało, że 50-krotny reprezentant swojego kraju nie może być wystawiany jako defensywny pomocnik, kiedy jego zespół większość czasu spędza w ataku pozycyjnym z wysoko ustawioną linią defensywy, ponieważ w przypadku ewentualnego kontrataku, zgubienie Gruzina nie jest dla rywali szczególnym problemem. W dodatku przy tym, gdy za partnerów w środkowej strefie boiska popularny Kvekve ma ofensywnie usposobionych Afonso Sousę oraz Filipa Marchiwńskiego, to kiedy on sam mając inklinacje do wprowadzania futbolówki do trzeciej tercji boiska, nie ma kto go asekurować.

Wniosek z meczu z Zagłębiem, ale też i z domowego starcia z Miedzią jest taki, że Kwekweskiri, jeśli ma pojawiać się na boisku, to tylko w towarzystwie innej „szóstki”, kogoś kto miałby go zabezpieczać. Inna kwestia jest taka, że obecna jego dyspozycja raczej nie pozwala mu myśleć o miejscu w podstawowym składzie. 30-latek poza tym, że nie daje rady w defensywie, to ostatnio także zawodzi w ofensywie, ponieważ wykazuje się zbyt dużą nonszalancją z futbolówką przy nodze, częściej niebezpiecznie dla swojego zespołu się myląc, niż podejmując właściwe decyzje. W związku z tym, w rewanżowym starciu z Bodø/Glimt w środku pomocy obok Jepsera Karlströma powinien zagrać nominalny stoper, Filip Dagerstål, który w drugiej połowie w niedzielę nieźle organizował grę swojej drużyny i dobrze asekurował bardziej ofensywnie nastawionych kolegów.

Kto wie, czy władze Kolejorza nie pospieszyły się z przedłużeniem z Gruzinem kontraktu do 30 czerwca 2025 roku, o czym poinformowały 20 października ubiegłego roku, ponieważ, przynajmniej moim zdaniem, należałoby wymienić latem Kwekweskiriego na kogoś bardziej przystosowanego do realiów nowoczesnego futbolu. Z drugiej strony ciekawym wątkiem jest, czy John van den Brom nie straci na dłużej zaufania do 30-latka.

Sobiecha należy skreślić

Związek Artura Sobiecha z Lechem Poznań jest bardzo specyficzny. Napastnik pojawił się w stolicy Wielkopolski latem 2021 roku z opinią solidnego ligowca, jako człowiek do rywalizacji z Mikaelem Ishakiem i wówczas takie rozwiązanie wydawało się nie mieć wad. Sprawy potoczyły się jednak tak, że przez pierwsze pół roku Maciej Skorża korzystał z niego sporadycznie, dając mu szanse głównie w Pucharze Polski. Za to potem Polaka zaczęły trapić kłopoty zdrowotne, z którymi walczył praktycznie do końca wrześnie ubiegłego roku. W związku z tym miniony zimowy okres przygotowawczy miał się okazać kluczowy, aby piłkarz doszedł do odpowiedniej dyspozycji i powalczył o przedłużenie wygasającego latem kontraktu.

Zrządzenie losu zadecydowało, że dopiero w niedzielę, czyli po ponad półtora roku pobytu w klubie, Sobiech zagrał po raz pierwszy w lidze w podstawowym składzie Kolejorza i zdobył dla niego pierwszego gola w PKO BP Ekstraklasie. Pomimo tego ostatniego faktu 32-latek wyglądał fatalnie, często tracił futbolówkę, nie potrafiąc się przy niej utrzymać. Można było odnieść wrażenie, że 13-krotny reprezentant Polski nie pasuje do stylu gry poznaniaków, ponieważ uwidaczniały się jego braki techniczne oraz niedostatki w mobilności. Sobiech w systemie gry swojej drużyny wyglądał jak jeden z najgorszych napastników ligi, dlatego na dzisiaj przedłużenie z nim umowy zakrawałoby o kuriozum.

Zawodzący skrzydłowi

Najlepszym podsumowaniem aktualnej dyspozycji zawodników Lecha występujących na tej pozycji jest fakt, że w najważniejszym dotąd na wiosnę spotkaniu, czyli tym w Norwegii, na jednym z skrzydeł John van den Brom wystawił nominalnego atakującego, czyli Filipa Szymczaka. Warto przypomnieć, że wśród pozostawionych na ławce graczy znaleźli się Kristoffer Velde oraz Adriel Ba Loua, na których klub wydał łącznie ponad dwa miliony euro. To grono uzupełnił wypożyczony z Dynama Kijów Gio Citaiszwili. Reprezentant Gruzji jest jedynym piłkarzem (wśród tych w miarę regularnie występujących jesienią), który wiosną jeszcze nie podniósł się z ławki rezerwowych, mimo niewybitnej dyspozycji konkurentów do miejsca w składzie. To tylko świadczy o tym, że albo Citaiszwili podpadł w jakichś sposób trenerowi, albo po prostu jest w katastrofalnej formie.

Słabo prezentuje się także Velde. Przebłyski Norwega na wiosnę są bardzo nieliczne, a w niedzielę ponownie ich zabrakło. Pojawiły się za to znowu niewłaściwe wybory, co zaowocowało zmianą już w przerwie. Trochę lepiej od byłego gracza Haugesund prezentuje się Ba Loua, lecz także nie jest to ten poziom, na który liczyliby fani mistrza Polski. Iworyjczyk miewa przebłyski dzięki swej szybkości i pojedynkom indywidualnym, ale brakuje mu postawienia kropki nad „i” w postaci liczb czy podejmowania lepszych decyzji. Właśnie Ba Loua z wymienionej wyżej trójki skrzydłowych wydaje się być w najlepszej formie, ale nadal jest ona zbyt niska, aby mógł on liczyć na miejsce w wyjściowej jedenastce w najważniejszych spotkaniach.

Ci gracze wydają się być kolejnymi nauczkami dla władz Lecha, że jeśli chcą wreszcie sprowadzić skrzydłowego wysokiej klasy, to poza ich umiejętnościami warto także dokładniej przyjrzeć się ich mentalności.

Sousa kontra Marchwiński

Wielu kibiców Lecha Poznań nie rozumie, dlaczego Filip Marchwiński otrzymuje więcej szans, niż Afonso Sousa. W niedzielę po raz czwarty obaj jednocześnie zagrali od pierwszej minuty, w tym dopiero drugi raz w takiej konfiguracji, w której obaj występowali w środku pola. Oglądanie ich razem w akcji uświadamia, jak różni są to gracze, a także pokazuje, że Portugalczyk (w przeciwieństwie do Marchwińskiego) lepiej czuje się jako „ósemka”. To właśnie na tę pozycję ściągany był 22-latek, lecz John van den Brom, z uwagi na jego skromną tężyznę fizyczną oraz specyfikę polskiej Ekstraklasy, woli wystawiać go na pozycji numer „dziesięć”, choć moim zdaniem tam Sousa nie jest w stanie uwypuklić wszystkich swoich atutów. W związku z tym porównywanie tej dwójki nie ma za bardzo sensu, ale rozumiem, że skłaniają do tego decyzje szkoleniowca.

Zdecydowanie lepiej przeciwko Zagłębiu wypadł Portugalczyk, chociaż, jak prawie każdy gracz Kolejorza, pierwszą połowę miał rozczarowującą, a momentami wręcz żenującą. Po przerwie jednak znacznie podniósł poziom swojej gry. Jego intensywność działań boiskowych przez cały mecz była wysoka, ale w drugiej połowie Sousa grał po prostu mądrzej, podejmując lepsze decyzje. 22-latek idealnie nadaje się do stylu gry drużyn, które piłkę lubią posiadać. Właśnie dlatego trafił na Bułgarską. Widać, że lubi biegać po całej murawie, biorąc udział w rozegraniu akcji już od stoperów, a kończąc ją w polu karnym rywala. Właśnie taki był Afonso Sousa w drugiej połowie starcia z Zagłebiem. Zabrakło mu tylko gola, choć okazję do jego zdobycia po podaniu Ishaka miał kapitalną.

Za to Marchwiński jest mniej mobilny niż Portugalczyk, woli szukać sobie miejsca bliżej bramki rywala, często wcielając się w rolę drugiego napastnika. Młodzieżowy reprezentant Polski także dużo gorzej prezentuje się w defensywie niż walczący w niej ambitnie Sousa, ale z pewnością to po stronie wychowanka Kolejorza są warunki fizyczne i zapewne też z uwagi na nie otrzymuje więcej szans od Sousy. Moim zdaniem, w niedzielę dobrze było widać różnice w charakterystyce obu graczy oraz w ich poziomie, choć należy przyznać, że Marchwiński korzystniej, niż w meczu ligowym zaprezentował się w czwartkowym starciu w Norwegii.

Kacper Adamczyk

POLECANE

tagi