Mało jest państw na świecie, które żyją futbolem bardziej, niż Argentyna. Mówimy o kraju, który futbol uważa za dzieło sztuki. Który wokół Diego Maradony stworzył cały kościół. Pogrążeni w kryzysie finansowym obywatele Argentyny czekają na drużynę, która swoją postawą nawiąże do tej, w której błyszczał kiedyś „Boski Diego”. Wygląda na to, że ich cierpliwość niedługo może zostać wynagrodzona.
Eliminacje
Może to zabrzmi jak zwykły frazes, ale w Ameryce Południowej naprawdę nie ma słabych drużyn. Nawet Boliwia posiada atut w postaci najwyżej położonego boiska na świecie (ponad 3500 metrów n.p.m).
Jeśli chodzi o samą formę kwalifikacji do Mistrzostw Świata, jest ona bardzo prosta, zwłaszcza w porównaniu do rozgrywek afrykańskich czy azjatyckich. Dziesięć zespołów, każdy gra z każdym po dwa razy. Pierwsze cztery drużyny w tabeli końcowej lecą na mundial, piąta zaś tylnymi drzwiami dostaje się do tzw. playoffów interkontynentalnych.
Krótko mówiąc, reprezentacja Argentyny do kwalifikacji strefy CONMEBOL weszła jak po swoje, mimo wymagających przeciwników. Kwalifikacje zakończyła bez porażki. Może i nie strzeliła jakoś dużo bramek (dwadzieścia siedem), ale za to mogła pochwalić się fenomenalnym bilansem, jeśli chodzi o bramki stracone (było ich tylko osiem). „Albicelestes” skończyli eliminacje na drugim miejscu w tabeli, uznając wyższość jedynie Brazylijczyków. Najlepszymi strzelcami Argentyny podczas kwalifikacji byli Lautaro Martinez i Lionel Messi – obaj strzelili po siedem bramek.
Historia mundialowa
Argentyna co cztery lata wymieniana jest w gronie faworytów do podniesienia pucharu Mistrzostw Świata. Niektórych może więc zaskoczyć, że w ostatnich latach szło jej całkiem przeciętnie, biorąc pod uwagę potencjał, jakim dysponuje (wyjątkiem jest rok 2014 i porażka w finale z Niemcami). Cztery lata temu Argentyńczycy odpadli już w 1/16 finału – po szalonym meczu z Francją, który skończył się wynikiem 4:3. Swoją przygodę na mundialu w RPA zakończyli w ćwierćfinale. Podobnie zresztą skończył się dla nich mundial w Niemczech. Jeszcze gorzej szło im w Korei i Japonii – drużynie prowadzonej przez Marcelo Bielsę nie udało się nawet wyjść z grupy. Wygrała ona wprawdzie pierwszy mecz z Nigerią, lecz Anglia z Davidem Beckhamem na czele okazała się już zbyt silna. Na otarcie łez Argentyńczykom został mecz ze Szwecją, w którym ryzyko kolejnej porażki było ogromne. Ostatecznie dzięki bramce Hernana Crespo w 88 minucie mecz skończył się remisem.
Argentyna wygrała mistrzostwa świata dwa razy: w 1986, na turnieju powszechnie znanym jako „turniej Diego Maradony”, i w roku 1978, gdzie byli gospodarzami. Poza mundialem sprzed ośmiu lat, udało im się zająć drugie miejsce w stawce w roku 1990, a także na pierwszych mistrzostwach świata, rozegranych w Urugwaju ponad 90 lat temu. Ciekawostką jest fakt, że w latach 1938-1954 Argentyńczycy w ogóle nie uczestniczyli w mundialach. W 1938 wycofali się, ponieważ sądzili, że mundial powinien odbyć się w Ameryce Południowej (w rzeczywistości odbył się we Francji). Z udziału w kolejnych dwóch turniejach zrezygnowali z powodu długotrwałego konfliktu z federacją brazylijską.
Dwa tytuły mistrzostw świata to dość sporo – więcej mają jedynie Włosi, Niemcy i Brazylijczycy. Jak na kraj z tak ogromnymi tradycjami piłkarskimi, kraj który wręcz oddycha futbolem, to wciąż jednak dość mało. Nie mówiąc już o występach, które kończą się na 1/8 finału.
Gwiazda
W tej kategorii wybór może być tylko jeden. Gwiazdą Argentyny jest oczywiście Leo Messi. To będzie szczególny mundial dla 35-latka. Następnego może już bowiem nie doczekać. To prawdopodobnie jego ostatnia szansa na to, by stać się mistrzem świata. W jego przypadku to coś więcej, niż przyniesienie chwały swojemu państwu. Gdyby udało mu się poprowadzić „Albicelestes” do trofeum, nikt już nie kwestionowałby jego statusu najlepszego piłkarza w historii. Nikt też nie porównywałby go z Maradoną. Słowem – stawką tego mundialu jest to, jak zapamiętany zostanie Messi.
Mimo tego, że Argentyńczyk znajduje się u schyłku swojej kariery, wciąż jest w niesamowitym gazie. Da się zauważyć, że nieco zmienił swój styl. Młodszy Leo szedł na żywioł – dryblował ile wlezie, wyprzedzał każdego i strzelał z każdej wyobrażalnej pozycji. Messi z roku 2022 polega na swojej inteligencji boiskowej. Od strzelania i dryblingu nieco bardziej woli – za pomocą niewyobrażalnej wizji gry – kreować sytuacje kolegom. Stał się bardziej rozgrywającym, niż tym, który kończy akcję. W tym sezonie żaden zawodnik grający w ligach top 5 nie zanotował tylu celnych podań w pole karne, co on. Nikt też nie ma na swoim koncie tylu podań progresywnych.
Możliwe, że Messi nigdy wcześniej nie był tak głodny sukcesu. Ile znaczy dla niego ta reprezentacja, widać było podczas przemowy, jaką wygłosił w argentyńskiej szatni przed finałem Copa America 2021. Stał się kimś więcej, niż boiskowym liderem tej drużyny. On jest wręcz jej dobrym duchem. Mentorem, który zamiast pokrzykiwać wspiera.
Argentyńczycy odwdzięczyli się Messiemu budując wokół niego konkretny system. Już minęły czasy, w których pozostali członkowie „Albicelestes” podają Leo zawsze, gdy są w stanie to zrobić, jak pisał Simon Kuper w swojej książce o Barcelonie. Mówiąc krótko – on już nie jest sam.
Młoda gwiazda
Mimo tego, że Argentyna jest najstarszą drużyną tych mistrzostw, w jej składzie tak czy siak znajduje się kilku bardzo obiecujących młodych piłkarzy. Rzutem na taśmę do 26-osobowej kadry dostał się grający w Benfice Lizbona 21-letni środkowy pomocnik Enzo Fernandez. Jednym z jego rywali do gry w środku pola będzie grający na co dzień w Brighton dwa lata starszy Alexis Mac Allister.
Największe szansę na grę na dzień dzisiejszy zdaje się mieć jednak Julian Alvarez. 22-letni środkowy napastnik ma największe doświadczenie reprezentacyjne z całej trójki. Jak dotąd zagrał w kadrze 11 meczów i strzelił dwie bramki. Alvarez coraz śmielej poczyna sobie także w klubie, a gra przecież w Manchesterze City. W tym sezonie strzelił już siedem goli – dwa w Lidze Mistrzów, trzy w Premier League, jeden w EFL Cup i jeden w meczu o Tarczę Wspólnoty. Nieźle, jak na kogoś, kto w systemie Pepa Guardioli trenuje dopiero od kilku miesięcy.
Trener
Po latach zawirowań na tym stanowisku, wydaje się, że Argentyna wreszcie znalazła odpowiedniego człowieka. Jest nim 44-latek Lionel Scaloni (swoją drogą jest on najmłodszym trenerem na tym mundialu). Jako zawodnik siedem razy wystąpił w reprezentacji Argentyny. Grał w takich klubach, jak Deportivo La Coruna, Racing Santander, Lazio Rzym czy Atalanta Bergamo. Szlify trenerskie zbierał z kolei u swojego rodaka Jorge Sampaoliego. Najpierw był jego asystentem w Sevilli, a potem wraz z nim zaczął pracę z argentyńską kadrą. Gdy Sampaoli pożegnał się z kadrą po mundialu 2018, „Albicelestes” zdecydowali się postawić na tymczasowy duet trenerów, który wspólnie z Pablo Aimarem tworzył właśnie Scaloni. Ta współpraca nie trwała długo – Scaloni w listopadzie tego samego roku zostawił prowadzoną przez siebie od mundialu kadrę U-20 i samodzielnie objął stanowisko trenera pierwszej reprezentacji.
Jego „La Scaloneta” – bo tak właśnie kadrę obecnie nazywają Argentyńczycy – na 49 meczów wygrała 33, zremisowała 12, a przegrała tylko 4.
Nadzieje/Obawy
Jeśli chodzi o pozytywne sygnały przed mundialem, wyniki Argentyńczyków mówią same za siebie. Jeśli to komuś nie wystarczy, nadzieje na olbrzymi sukces mogą dawać tacy piłkarze jak Leo Messi, Angel Di Maria, czy Lautaro Martinez. Jeśli nawet takie nazwiska nie są wystarczająco przekonujące, można wspomnieć o defensywie. Można odnieść wrażenie, że w porównaniu do wielkich zawodników, jakimi Argentyńczycy dysponują z przodu, linia obrony „Albicelestes” jest nieco niedoceniana. A szkoda, bo to monolit. Na prawej stronie przeważnie gra Nahuel Molina z Atletico Madryt. Na lewej flance trwa z kolei rywalizacja pomiędzy Marcosem Acuną (Sevilla) a Nicolasem Tagliafico (Lyon). W środku pewniakiem jest Nicolas Otamendi, któremu partneruje najczęściej German Pezzella z Betisu albo Cristian Romero z Tottenhamu.
Te nazwiska robią wrażenie, ale jeszcze bardziej robi wrażenie to, że Argentyna w trakcie kwalifikacji na mundial pozwoliła swoim przeciwnikom na oddanie zaledwie 2,5 strzałów celnych na mecz. Jedno jest pewne – napastnicy rywali Argentyny będą mieli piekielnie trudne zadanie.
Jeśli chodzi o obawy, wielu Argentyńczyków martwi się raportami o kontuzjach, które zdają się dotykać większość argentyńskiej kadry. Nie wiadomo, na ile gotowi na mundial będą tacy piłkarze, jak Paolo Dybala, czy Angel Di Maria. Nie wiadomo też, jak Argentyna poradzi sobie w starciach z europejską czołówką, które mogą mieć miejsce w dalszych fazach turnieju.
Kogo zabraknie?
Argentyńczykom bardzo brakować będzie Giovanniego Lo Celso, który doznał kontuzji ścięgna podkolanowego pod koniec października, a więc tuż przed mundialem. Lo Celso był kluczowym elementem układanki Scaloniego – odkąd ten został selekcjonerem, piłkarz Villarrealu grał praktycznie w każdym meczu. To trochę taki piłkarz w stylu „box-to-box” – łączący za sobą doskonałe odbiory i agresywne skoki pressingowe ze zmysłem do gry kombinacyjnej i ruchem między liniami. Jakby tego było mało, znakomicie rozumie się z Messim. Jego umiejętność pokrywania dużych przestrzeni w obronie ułatwiała grę takim piłkarzom, jak Leo – pozwalała im bowiem skupić się na tym, co potrafią najlepiej.
Lo Celso w taktyce Scaloniego miał być jednym z tych, którzy noszą fortepian po to, by artyści mogli na nim zagrać argentyńskie tango. Argentyńczycy nie mają zawodnika, który byłby w stanie zapewnić kadrze to, co on.
Terminarz
Z punktu widzenia Argentyny ciężko było trafić na łatwiejszą grupę. Z drugiego i trzeciego koszyka udało jej się uniknąć rywali takich, jak Holandia, Dania czy Niemcy. „Albicelestes” zaczynają zmagania w grupie C 22 listopada meczem z Arabią Saudyjską w Lusail. Zostają tam, by cztery dni później zagrać z Meksykiem. Fazę grupową kończą spotkaniem z Polską 30 listopada – tym razem w Doha. Jeśli wyniki ułożą się po myśli Argentyńczyków, starcie z naszą reprezentacją będzie miało raczej charakter rozgrzewki przed fazą pucharową.
Spodziewany rezultat
Argentyńczycy to bardzo przesądny naród. Nawet jeśli wierzą, że są w stanie zdobyć mistrzostwo świata, nie powiedzą tego głośno. Gdy ktoś z zewnątrz stawia ich w roli faworyta turnieju, odpowiadają jednogłośnym „anulo mufa”. Ta fraza działa trochę, jak odpędzenie od siebie klątwy. Ostatnio jest ona na ustach niemal wszystkich Argentyńczyków, i to z oczywistych względów – wszyscy zdają się uważać, że Argentyna może w tym roku zajść bardzo daleko.
Ta reprezentacja ostatni mecz przegrała… w lipcu 2019. Od tamtego momentu trwa nieprawdopodobna seria 35 meczów bez porażki. „Albicelestes” wreszcie znaleźli trenera na dłużej. Stali się bardzo niewygodni dla rywali. Nauczyli się też prawidłowo wykorzystywać swoich liderów. Nie trzeba chyba mówić nikomu, że dopóki mają w składzie Leo Messiego, wszystko się może zdarzyć.
Jeśli kluczowym zawodnikom uda się uniknąć kontuzji – a pamiętajmy, że w Katarze wygra zdrowszy, a nie lepszy – Argentyna powinna dotrzeć co najmniej do półfinału. Mają ku temu wszelkie predyspozycje.