Legia Warszawa zajęła ostatecznie trzecie miejsce w ligowej tabeli, a także wyszła z grupy w Lidze Konferencji Europy. Pozornie: dobry sezon z sukcesem w europejskich pucharach. Tak naprawdę w Legii bardzo wiele nie zagrało, jak powinno i końcowe rezultaty mogły być znacznie lepsze. Teoretycznie „sezon przejściowy” miał potencjał na sezon mistrzowski.
Trudno w to uwierzyć…
Trudno uwierzyć w to, że Legia Warszawa w pierwszych dziewięciu kolejkach punktowała ze średnią ponad dwóch punktów na mecz i była na drugim miejscu w tabeli. W 10. kolejce nadszedł jednak mecz z Jagiellonią Białystok, rozpoczynającą passę, którą w Warszawie chce się jak najszybciej wymazać z pamięci.
Mianowicie „Wojskowi” w październiku rozegrali cztery ligowe mecze i wszystkie przegrali, a były to spotkania absolutnie kluczowe z drużynami z czołówki tabeli. Z perspektywy czasu boleć podwójnie mogą porażki z Jagiellonią, ze Śląskiem, czy z Rakowem. W końcu gdyby Legia choćby zremisowała, mogłaby pozostać w walce o tytuł. Po tej serii porażek walka o mistrzostwo była już tylko mrzonką. Wiadomo było, że Legia będzie walczyć jedynie o miejsce dające europejskie puchary.
„To nie jest efekt impulsywnej decyzji, tylko naszych analiz. Od października wpadliśmy w duży dołek. Zanotowaliśmy cztery porażki z rzędu. Na przestrzeni pół roku nasze wyniki nie były zadowalające. W 19 meczach zdobyliśmy 25 punktów. Tak jak mówię – to nie jest efekt, z którego w Legii możemy być dumni” – mówił dyrektor sportowy Jacek Zieliński po zmianie Kosty Runjaicia na Goncalo Feio.
Ta wypowiedź pokazuje, że w zarządzie Legii po tej felernej passie coś pękło i zaszła zmiana w patrzeniu na miniony już sezon.
Potknięcia
Jest parę faktów, które po tym sezonie są kompromitacją dla Legii. Chodzi tu o bolesne straty punktów z drużynami z dolnej części tabeli. „Wojskowi” w meczach z Puszczą Niepołomice zdobyli 2/6 możliwych punktów.
- Mecze z Cracovią 3/6 możliwych punktów
- Mecze ze Stalą Mielec 3/6 możliwych punktów
- Mecze z ŁKS-em Łódź 4/6 możliwych punktów
Przestrzelone transfery
Legia w letnim okienku transferowym poczyniła bardzo dużo transferów. Większość z nich okazała się absolutnymi niewypałami. Oczekiwania spełnił tylko Juergen Elitim i Steve Kapuadi. Poza nimi wygląda to bardzo źle.
Gil Dias to prawdopodobnie największe rozczarowanie. Do Ekstraklasy przyszedł piłkarz z AS Monaco, Benficą, czy Fiorentiną w CV i w 17 meczach nie zdobył bramki ani nie zaliczył asysty. To był transfer potwierdzony już po awansie do Ligi Konferencji. Pokładano w nim ogromne oczekiwania i zupełnie ich nie spełnił.
Marco Burch – również sprowadzony po awansie do fazy grupowej Conference League. Oczywiście Szwajcar stracił dużą część sezonu przez kontuzję, ale często, kiedy był zdrowy przegrywał rywalizację o podstawowy skład. Burch zostanie zapamiętany głównie z błędów i czerwonej kartki z Jagiellonią.
Najlepszy piłkarz sezonu?
Zdecydowanie najlepszym, ale przede wszystkim najrówniejszym piłkarzem minionego sezonu był Juergen Elitim. Legia potrzebowała go najbardziej w rundzie wiosennej. Po odejściu Slisza obawiano się o pozycję defensywnego pomocnika, a Elitim momentami grał nawet lepiej niż obecny zawodnik Atlanty.
Juergen Elitim najpierw stworzył świetny duet z Bartoszem Sliszem, a później po jego odejściu potrafił wprowadzić środek pola Legii na jeszcze wyższy poziom. Był fantastyczny w odbiorze, ale mnóstwo dawał też w ofensywie. Trudno znaleźć sytuacje, w których Elitim stracił piłkę, nawet na połowie rywala.
Kacper Chojnacki