Śląsk Wrocław można uznać za jedną z największych zagadek obecnego sezonu. Drużyna ze stolicy Dolnego Śląska w europejskich pucharach zaprezentowała się co najmniej przyzwoicie. Fakt, dostali solidny oklep w Izraelu, ale raczej dalecy jesteśmy od określenia pucharowej przygody Wojskowych wstydem. Początek ligi również do najgorszych nie należał. Jasne, gra Wrocławian nie powalała na kolana, ale pierwszą porażkę zaliczyli dopiero w 10. kolejce! Nikt chyba wtedy nie zakładał, że drużyna Śląska Wrocław skończy sezon na ostatnim bezpiecznym miejscu..
Dobre złego początki
Z niektórymi faktami się nie dyskutuje. Należy je po prostu przyjąć takimi jakimi są, nawet jeśli szokują. Śląsk Wrocław po dziewięciu kolejkach PKO Ekstraklasy był wiceliderem oraz jedynym zespołem bez porażki! Tak, to nie żarty. Kto nie wierzy, niech sprawdzi. Na samym początku sezonu Wojskowi wygrali między innymi prestiżowy mecz w derbach Dolnego Śląska.
Mało tego! Wrocławski klub wskazywano nawet jako przykład na to, że można niezbyt szeroką kadrą pogodzić europejskie puchary z ligą. Nawet jeśli Śląsk nie zachwycał swoją grą, to był skuteczny. Wszystko układało się dobrze. Wydawało się, że nawet dwie porażki z rzędu (przeciwko Lechowi i Rakowowi) nie będą w stanie zachwiać pewnością siebie zielono-biało-czerwonych, gdyż po dwóch przegranych, w świetnym stylu pokonali Wisłę Kraków aż 0:5 obnażając wszystkie słabości Białej Gwiazdy. Naprawdę nic nie zapowiadało wrocławskiej katastrofy.
Szalony mecz punktem zwrotnym
Kamyczkiem, który poruszył lawinę beznadziei Śląska Wrocław był szalony mecz przeciwko Termalice Bruk-Bet Nieciecza z 30 października 2021 roku. Wrocławianie przeszli drogę od utraty prowadzenia z 0:1 na 3:1 poprzez wyrównanie stanu meczu na 3:3, by w ostatniej akcji meczu wypuścić remis z rąk. Śląsk przegrał z kiepsko spisującą się w tamtym okresie Termalicą, mimo tego, że był faworytem. Pewność siebie piłkarzy Śląska od tego momentu zaczęła wyraźnie spadać.
Z solidnie grającego zespołu Wojskowi przeobrazili się w drużynę, której coraz częściej zdarzały się głupie błędy. Nie tylko indywidualne, ale także zespołowe. Oczywiście, po meczu w Niecieczy Śląsk zremisował z Jagiellonią i minimalnie przegrał z Pogonią, by następnie wygrać w potwornie słabym meczu ze Stalą Mielec. Sytuacja wydawała się być dalej pod pozorną kontrolą. W rzeczywistości wrocławianie zaczęli się topić w bagienku. Od wygranej z podopiecznymi Adama Majewskiego Śląsk nie wygrał w DZIEWIĘCIU kolejnych meczach z rzędu!
Silni słabością innych
Powtórzymy jeszcze raz. Dziewięć meczów z rzędu bez wygranej na 30 możliwych (wliczając dziesiąty mecz, który okazał się wygranym). Śląsk zdobył zawrotną liczbę 6 punktów, osuwając się przy tym w tabeli z prędkością Roberta Kubicy za najlepszych czasów. Sposobów na zażegnanie kryzysu było kilka. Zmiany ustawienia, personalne, a na koniec nawet zmiana trenera (który dwa pierwsze podpunkty wcielił w życie na nowo).
To wszystko i tak nie pozwoliło wyjść z impasu. Coraz częściej do opinii publicznej zaczęły przedostawać się opinie, że piłkarzom nie pasuje styl pracy Jacka Magiery, że wewnątrz drużyny następują dziwne podziały. Nie pomogło także zamieszanie z chińskim transferem Erika Exposito, który ostatecznie nie wypalił. Wszystkie te składowe, połączone z lekceważącymi wypowiedziami kapitana Krzysztofa Mączyńskiego na twitterze sprawiły, że dół w jaki wpadł Śląsk był ogromny. Prawdę mówiąc wrocławski zespół w lidze utrzymał się tylko dlatego, że inne zespoły grały jeszcze gorzej lub miały większego pecha.
Nic nie dała Wojskowym nawet zmiana trenera. Z perspektywy czasu oczywiście Piotr Tworek może być zadowolony, że spełnił cel jakim było utrzymanie. Nie da się jednak uwierzyć w to, że jest zadowolony ze stylu, w jakim to utrzymanie zostało osiągnięte. Śląsk bowiem radość mógł przynosić tylko swoim przeciwnikom. Poziom jaki bowiem prezentowali zielono-biało-czerwoni był po prostu KATASTROFALNY.
Kto winny?
Ciężko znaleźć tutaj jednego winnego. Każdy do beznadziei dorzucił bowiem swoje trzy grosze. Od dyrektora sportowego Dariusza Sztylki zaczynając, a na piłkarzach i trenerach kończąc. Transfery, mimo tego, że na papierze wydawały się dobre, nie przyniosły oczekiwanych rezultatów. Dennisowi Jastrzembskiemu nie udało się wejść w buty po Mateuszu Praszeliku i właśnie tego piłkarza Śląskowi brakowało najbardziej. Ciężko dziwić się postawie kibiców, którzy wyrażali na meczach swoje niezadowolenie, aczkolwiek trudno nie odnieść wrażenia, że im także można zarzucić brak wsparcia w ciężkich momentach.
Czy jest zatem dla Wojskowych nadzieja?
Tak, ale pod warunkiem totalnej przebudowy składu. Oczywiście nie będziemy tutaj nikogo wskazywać placem, ale wydaje się, że jest we Wrocławiu kilka zgniłych jabłuszek, które trują te zdrowe i dla dobra ogółu lepiej byłoby się po prostu ich z koszyka pozbyć.