Jednym z pozytywnych zaskoczeń tej rundy jest Wisła Płock w roli gospodarza. Drużyna uporządkowana przez Macieja Bartoszka nie jest często doceniana w rankingach ze względu na złego brata bliźniaka – wyjazdową Wisłę Płock. Wahania formy, dobre mecze, nierozważne czerwone kartki, cudowne strzały z dystansu, wybitne interwencje, klopsy w wykonaniu obrońców, bezsensowne rzuty karne. Mamy to w praktycznie każdym klubie. Tylko w jednym uzależnione jest to od miejsca rozegrania spotkania. Witajcie w świecie Wisły Płock!
W tym sezonie Wisła Płock daje swoim fanom wiele pozytywnych chwil. W odniesieniu do przedsezonowych rokowań mamy dużo optymizmu i jedno duże zastrzeżenie, przez które nie można myśleć o ligowej jesieni w samych superlatywach. Mówimy o klubie, który u siebie w tym sezonie nie przegrał, a po rundzie jesiennej zajmuje 6. miejsce w ligowej tabeli. Przed sezonem drużyna z miasta ORLEN-u była jednym z potencjalnych kandydatów do spadku, a przynajmniej do zajęcia miejsca w dolnej połowie w tabeli. W czym tkwi więc problem? W drastycznej dysproporcji między wynikami domowymi i wyjazdowymi. To kompletny absurd, że jedna drużyna nie przegrywa żadnego z dziesięciu meczów na własnym obiekcie, przyjeżdża Lechia, Legia, Pogoń czy Radomiak i wszystkie solidarnie przegrywają po 0:1. Po punkcie z rosnącego jak na drożdżach stadionu przy ul. Łukasiewicza wywiozły tylko Raków i Termalica, remisując po 1:1. Z ośmiu zwycięstw siedem było „do zera”. Cracovia zdołała strzelić gola, tracąc wcześniej dwa. Bilans bramkowy u siebie to 17:3. W skali naszej ligi zupełnie do zaakceptowania jest fakt, że drużyna, w której nie brakuje ciekawych postaci, potrafi się u siebie okopać i przymierzyć z dystansu albo wyprowadzić skuteczną kontrę. Poza Wisłą, u siebie niepokonane są też Pogoń, Radomiak i Lech. Ale nawet osoba Macieja Bartoszka, który zawsze notował lepsze wyniki na własnych obiektach, nie wyjaśnia tego, czemu płocczanom na wyjazdach idzie tak źle. W dziewięciu meczach poza Płockiem, podopieczni 44-latka zanotowali osiem porażek, w tym także z beznadziejnym wówczas Górnikiem Łęczna, mimo dwubramkowego prowadzenia. Bilans „ratuje” wygrana z Wartą w Grodzisku Wielkopolskim, w którym strzelenie gola samobójczego, oddanie zaledwie pięciu strzałów i przekazanie inicjatywy słabiutkiej Warcie nie wystarczyło do poniesienia porażki. Z pomocą przyszedł Adrian Lis, nieudolnie dryblując z boku pola karnego. Pierwsza wyjazdowa wygrana przyszła w spotkaniu, w którym zaprezentowali się chyba najsłabiej. Ot, ironia i sztandarowy wręcz przykład przypadku potwierdzającego regułę. Co więcej, niewykluczone jest utrzymanie niepokonanej „Twierdzy Płock” do końca sezonu. Na północnym Mazowszu gościła już cała ligowa czołówka poza Lechem Poznań. Wiosną zawitają tam, poza Kolejorzem, drużyny z dołu tabeli.
Plusy: Letnie okienko transferowe
O wyśmienitej postawie w meczach domowych można przeczytać wyżej. To nie tylko zasługa trenera, że drużyna, która zakończyła poprzedni sezon na 12. miejscu teraz jest sżósta. Sporo zasług można tu przypisać także Pawłowi Magdoniowi, który w grudniu 2020 roku objął stanowisko dyrektora sportowego. Trzeba powiedzieć, że po kadencji Marka Jóźwiaka można poczuć sympatyczną świeżość w transferowych poczynaniach Wiślaków. Latem klub opuścili Cabrera, Sheridan, Wrąbel czy Merebashvili, czyli nazwiska uznane w lidze, których czas w Ekstraklasie minął. W klubie mocniej postawiono na Polaków. Przyszli Sekulski, Warchoł, Cielemęcki czy Furman, którego powrót do Ekstraklasy niekoniecznie mieści się w definicji plusów. Z Escoli wyciągnięto też młodego Błachewicza, kadrę uzupełnił Węglarz. Nie zabrakło sensownych ruchów zagranicznych. Wykupiony po wypożyczeniu został Vallo, przyszedł znający Ekstraklasę Kolar. Największe obawy wiązały się z odejściem Alana Urygi do imienniczki z Krakowa, lecz zastąpił go Kryvotsiuk. Azer pokazywał umiejętności w środku oraz na lewej stronie, i z pewnością nie zawiódł. Istotą pracy dyrektora sportowego jest znalezienie piłkarzy nieoczywistych, którzy mogą dać coś drużynie. Wyciągnięcie z trzecioligowych rezerw Legii 26-letniego napastnika, który wypali w Ekstraklasie wymaga nie lada kunsztu. Damian Warchoł, o którym mowa, ma za sobą rundę, z której może być bardzo zadowolony. Siedem bramek i asysta w drużynie z najwyższej ligi to coś, o czym pewnie nawet nie marzył, pokonując w zeszłym sezonie bramkarzy Znicza Biała Piska czy RKS-u Radomsko. A w drużynie Bartoszka był istotnym elementem, który zapewnił kilka punktów.
Na osobne wspomnienie jako plus zasługuje Rafał Wolski, który zdrowy zdecydowanie przewyższa tę ligę.
Minusy: Dominik Furman
O rozczarowującej, a wręcz kompromitującej postawie na wyjazdach również można przeczytać wyżej. Jeśli pod uwagę weźmiemy postawę w meczach w Płocku, to ciężko znaleźć jakieś zarzuty. Analogicznie łatwo jest je znaleźć w spotkaniach wyjazdowych. Jednak to, co spaja całą rundę Nafciarzy to spory niedosyt związany z postawą Furmana. Cała piłkarska Polska ostrzyła sobie zęby na powrót dawnego kapitana Nafciarzy. Przed wyjazdem do Turcji notował on w każdym sezonie co najmniej kilka bramek i asyst. W sezonie 19/20 mówiono nawet prześmiewczo o tym, że 29 latek to kilkadziesiąt procent jakości całej drużyny z Płocka. Ze stałych fragmentów gry potrafił rozstrzygać wyniki ligowych potyczek, celnie uderzając lub podając. Po kolejnej niezbyt udanej zagranicznej przygodzie niewiele zostało z dawnego idola płockich trybun. A przecież środek pola w składzie Furman, Wolski, Szwoch, Rasak mógłby zawojować ligę. Z powyższego kwartetu pierwszy ma najmniej rozegranych minut w tym sezonie. Tylko jedna asysta z rzutu rożnego i jeden wywalczony karny to trochę mało. Do tego dochodzi brutalna strona Furmana. Agresywna gra i częste łapanie żółtych kartek to coś do czego zdążyliśmy się przyzwyczaić. Dwie czerwone kartki, z czego jedna bezpośrednia po brutalnym ataku na Pyrkę z Piasta Gliwice skutkująca zawieszeniem na trzy mecze jest czymś, co nie przystoi tak doświadczonemu zawodnikowi.
Jesienią rozczarował także Dawid Kocyła, którego w roli młodzieżowca pod koniec zastpili Cielemęcki i Gerbowski.
Trener: Król własnego podwórka po kilku przeprowadzkach
Przy nierównej postawie Wisły Płock ciężko wyjąć średnią umiejętności szkoleniowca w oparciu o wyniki. Fan Bartoszka spojrzy na bilans domowy, przeciwnik na wyjazdowy, bo poza wynikami zauważalna jest różnica w grze drużyny. Jak to możliwe, żeby u siebie stracić tylko trzy bramki a na wyjeździe aż 23. Pewną logikę odnajduję w tym, że to nie pierwszy raz, gdy drużyna pochodzącego z Włocławka trenera jest o wiele silniejsza w roli gospodarza. Widać to było zarówno w Termalice, podczas dwukrotnej pracy w Koronie, czy teraz w Wiśle Płock. Co więcej, zespoły pod jego wodzą wygrały łącznie 37 meczów w Ekstraklasie, z czego tylko sześć na wyjeździe. Miano trenera sezonu 16/17 i historyczne 5. miejsce Korony Kielce to także historia o wybornej grze u siebie (bilans 8-1-2) i kiepskiej na wyjeździe (bilans 1-2-8). W tym sezonie trzeba mu oddać, że nie boi się roszad w składzie. Szansę otrzymali prawie wszyscy, a zawodnicy rezerwowi jak Zbozień, Kolar, Lesniak czy Jorginho także przyczynili się do bardzo dobrej rundy. Bartoszek stosował też formacje zarówno z trzema, jak i czterema obrońcami, był w tym aspekcie elastyczny. Włodarzom Wisły Płock trzeba oddać, że wytrzymali ciśnienie i nie zwolnili trenera, gdy cała drużyna miała gorszy moment i wylądowała na 14. miejscu.
Transfery: Tylko uzupełnienia
Generalnie po rundzie jesiennej pozycja Wisły Płock jest lepsza niż można się było spodziewać przed sezonem. Tylko prawdziwy kataklizm mógłby doprowadzić do nerwowej walki o utrzymanie. Niewiele słyszy się o ewentualnych transferach wychodzących z klubu. Wzmocnienia pewnie będą, najpilniejszymi potrzebami są wahadła i uzupełnienie ataku. Z lewej strony Wisła ma 34-letniego Piotra Tomasika i młodego Błachewicza. Bartoszek ewentualnie może tam stawiać na Kryvotsiuka, którego przejście na bok oznacza wyrwę w środku, przestawianie głębiej Lagatora itd. Z prawej strony w ofensywniejszym ustawieniu szanse dostawał Kocyła, niespecjalnie je wykorzystując. W bardziej defensywnym wariancie większość spotkań rozegrał Vallo, a pojedyncze występy ma też na koncie Zbozień. W ataku do dyspozycji jest czterech nominalnych snajperów: Sekulski, Jorginho, Kolar i Tuszyński, do tego ofensywny pomocnik Warchoł. Nie są to zawodnicy źli, ale w zasięgu „Nafciarzy” są z pewnością lepsi do wyciągnięcia z zagranicznych klubów. To tylko potrzeby uzupełnień, bo kadra jest skrojona optymalnie na potrzeby Wisły Płock. W kadrze nie brakuje jednak zawodników bardziej doświadczonych, których przed kolejnym sezonem należałoby zastąpić.
Rokowania na wiosnę: Spokój
Według wyliczeń Piotra Klimka, zdobycie 37 punktów oznacza niemal stuprocentową pewność utrzymania w lidze. Płocczanie zdobyli w przedłużonej rundzie jesiennej 29 „oczek”, więc ligowy byt mają niemal pewny. Czy powalczą o coś więcej? Nie sądzę, do czwartego miejsca tracą sześć punktów, a pięciozespołowa czołówka Ekstraklasy wygląda na wykrystalizowaną najbardziej od lat i nikomu nie będzie łatwo do niej doskoczyć. Do tego, Nafciarze zakończyli przygodę z Pucharem Polski już w pierwszym spotkaniu z Koroną Kielce. Przeczuwam, że Wisła wiosną będzie spokojnie zbierać punkty, a kilka kolejek przed końcem definitywnie zapewni sobie utrzymanie. To może być jedna z „nudniejszych” drużyn do śledzenia na wiosnę, która szybko zapewni sobie utrzymanie, a do tego ani przez chwilę nie „zagrożą” jej europejskie puchary. Dodatkowym smaczkiem może być walka o utrzymanie niepokonanej „twierdzy Płock” lub odczarowanie spotkań wyjazdowych.