#PoRundzie: Lech Poznań wiosną stoczy bój z historią

Lech

Lech Poznań zimę spędzi na fotelu lidera Ekstraklasy. To pierwsza taka sytuacja od sezonu 2008/09. Nic więc dziwnego, że nastroje w Poznaniu są bardzo dobre, a za największego przeciwnika Kolejorza w walce o mistrzostwo Polski często podaje się… historię. Trzeba jednak powiedzieć, że Maciej Skorża upiekł z mąki danej mu przez zarząd naprawdę dobry bochenek chleba, którym zachwycają się kibice przybywający w tym sezonie na Bułgarską.

Jesienny kryzys odszedł w zapomnienie

W poprzednich latach regularnie zdarzało się, że Kolejorza dotykał jesienny kryzys. Tym razem było inaczej. Lech już od trzeciej kolejki rozgrywek okupuje fotel lidera. Kolejne mecze, poza małymi wpadkami tylko umacniają pozycję poznaniaków na czele ligowej tabeli. Takiej serii w XXI wieku przy Bułgarskiej jeszcze nie było. No i trzeba przyznać, że 17 kolejek z rzędu spędzonych na pierwszym miejscu robi wrażenie.

Przewaga lidera Ekstraklasy nad stąpającą mu po piętach szczecińską Pogonią nie jest jednak tak duża, jak mogłoby się to wydawać. Tym razem jednak Lech ma dużo większy komfort — Maciej Skorża znalazł receptę na jesienne kryzysy. Nie pozwolił na to, żeby porażka z Jagiellonią w Białymstoku czy remis w pierwszej kolejce z Radomiakiem wpłynęły negatywnie na jego zespół. Wręcz przeciwnie — były to bodźce ku temu, żeby w następnych meczach pokazać się z dużo lepszej strony i pewnie wygrywać z kolejnymi rywalami.

Po 13 latach przerwy Kolejorz do pierwszego meczu na wiosnę przystąpi z czteropunktową przewagą nad wiceliderem ze Szczecina oraz sześciopunktową nad trzecim Rakowem Częstochowa. Taki przypadek ostatni raz miał miejsce w sezonie 2008/09 za kadencji trenera Franciszka Smudy. Wtedy jednak mimo braku porażki na wiosnę Lech po mistrzostwo Polski nie sięgnął — osiem remisów w trzynastu meczach odbiło się negatywnie na dogodnej pozycji startowej, z której Lech wyjeżdżał z boksu w 2009 roku. Ostatecznie poznaniacy musieli uznać wyższość Wisły Kraków i Legii Warszawa.

Jak będzie tym razem? Cóż, kadra poznaniaków wygląda na najmocniejszą od wielu lat. Jest też trener, o którym bez cienia przesady można mówić jako o jednym z najlepszych polskich szkoleniowców ostatnich lat. No i jest świetny mental w drużynie. Największym przeciwnikiem Kolejorza w drodze po tytuł będzie zatem… historia. A tuż za nią fizyczni rywale w postaci Pogoni, Rakowa, Radomiaka czy Lechii.

Obrona, która daje stabilność i… gole

W zeszłym sezonie Lechowi brakowało przede wszystkim stabilnej obrony. Brak poważnych alternatyw dla Lubomira Satki i co chwilę kontuzjowanego Thomasa Rogne sprawiło, że defensywa Kolejorza wyglądała jakby była na szybko zlepiona z chłopaków grających na poznańskich orlikach. Zimą do klubu trafili co prawda Bartosz Salamon i Antonio Milić, ale oni również nie spełnili pokładanych w nich nadziei na lepsze jutro dla obrony zespołu z Poznania.

Nie pomagali też boczni obrońcy w postaci Alana Czerwińskiego, Tymoteusza Puchacza i Wasyla Krawecia. Częste błędy w obronie, wrzutki kończące swój tor lotu na pierwszym zawodniku przeciwnika lub zupełnie przeciągnięte i ogólna elektryczność — brzmi okropnie. Tak też wyglądał licznik bramek straconych przez Lecha, który zatrzymał się na liczbie 38.

Dziś sytuacja odwróciła się jednak o 180 stopni. Zespół Macieja Skorży nie tylko zyskał świetnych nowych defensorów, ale również ci, którzy już przywdziewali niebiesko-białe barwy, dali się poznać jako jedni z najlepszych na tej pozycji w całej Ekstraklasie. Genialna wręcz postawa świetnie uzupełniającego się duetu Salamon — Milić sprawiła, że Lech bramek prawie w ogóle nie traci. Do tego obaj gwarantują gole — Polak ma już na koncie dwa, a Chorwat trzy trafienia. Na ławce pozostaje wciąż alternatywa w postaci Lubomira Satki, który jeszcze na początku sezonu wyglądał na jednego z pewniaków do gry w pierwszym składzie.

Na bokach obrony pojawili się z kolei Joel Pereira, Pedro Rebocho i Barry Douglas, który powrócił do Poznania po pięcioletniej przerwie. Co zaskakujące — Szkot jest najgorzej prezentującym się piłkarzem z tej trójki. Zaskoczeniem natomiast można nazwać grę dwójki Portugalczyków, którzy pokazali, że są w stanie dać bardzo dużo jakości w grze Lecha, szczególnie z przodu. Ich łączny bilans to osiem asyst i dwa gole. W odwodzie ciągle pozostaje jeszcze Alan Czerwiński, który pod koniec rundy zaczął grać więcej i daje nadzieje na to, że uda się go odbudować. Polak nie dołożył jednak od siebie żadnych liczb w ośmiu spotkaniach w tym sezonie.

Obroną świetnie zarządza z kolei Filip Bednarek, który wskoczył do bramki po kontuzji Mickey’ego van der Harta. Sześć czystych kont, czyli najlepszy pod tym względem wynik w lidze. Świetnie wybronione spotkania z Wartą Poznań i Górnikiem Zabrze. Holender przed urazem również spisywał się dobrze, notując cztery mecze na zero z tyłu. Obaj golkiperzy Lecha byli zmuszani do wyjmowania piłki z siatki zaledwie 13 razy w 19 spotkaniach.

Mimo tak dobrej postawy obrony Kolejorza nie ulega wątpliwości, że tutaj potrzebne będą wzmocnienia. Pod kątem zarówno rundy wiosennej, jak i przyszłorocznych potyczek w europejskich pucharach. Odejście Thomasa Rogne do greckiego Apollonu Smyrnis zmusza do poszukania opcji numer cztery w środku defensywy klubu z Poznania. 

Za kulisami mówi się, że ma być to młody, perspektywiczny Polak. Na ten moment wśród piłkarzy znajdujących się w kręgu zainteresowań Macieja Skorży wymienia się przede wszystkim Aleksa Ławniczaka z Warty i Adriana Gryszkiewicza z Górnika Zabrze.

Wzmocnienie w bramce, choć przez wielu uważanych za potrzebne w Lechu pod kątem przyszłego sezonu, pozostanie marzeniem ściętej głowy. W klubie istnieją bowiem poważne plany wobec Krzysztofa Bąkowskiego, który aktualnie przebywa na wypożyczeniu w pierwszoligowym Stomilu Olsztyn i zbiera w nim dobre noty. Niespełna 19-letni zawodnik ma obsadzić pozycję bramkarza i przy okazji zapewnić klubowi spokój, jeśli chodzi o rolę obowiązkowego młodzieżowca na boisku.

Wybitny Karlstroem i przeciętny Tiba

Kiedy Jesper Karlstroem przychodził do Kolejorza, jeszcze na łamach „Głosu Wielkopolskiego” porównałem go do Dimitrije Injaca, który przed laty zachwycał poznańskich kibiców świetną grą w środku pola oraz efektownymi golami zza pola karnego. Chociaż Szwed bramki na swoim koncie jeszcze nie ma, to daje coraz więcej argumentów ku temu, by uznawać go za jednego z najlepszych defensywnych pomocników ostatniej dekady w Lechu.

Wiosną uważany za głównego hamulcowego 26-latek dziś pokazuje, że jest skuteczny w rozbijaniu kolejnych ataków przeciwnika, a także w rozegraniu piłki daje naprawdę dużo jakości. Jego dobra postawa pozwala stawiać go razem z Damianem Dąbrowskim z Pogoni Szczecin jako jednego z najlepszych zawodników na tej pozycji w całej Ekstraklasie.

Wobec świetnej formy Szweda na ławce wciąż pozostaje Radosław Murawski, który przecież przychodził do Kolejorza jako zawodnik mający z miejsca wskoczyć do pierwszej jedenastki. Polak zagrał w dziewięciu meczach, a w spotkaniu z Wisłą Płock udało mu się nawet zdobyć bramkę. Jego występy nie były jednak na tyle dobre, żeby wygryzł Karlstroema z podstawowego składu. Ba, występował z nim w jednej linii.

Na ławce natomiast częściej oglądaliśmy Pedro Tibę, który, delikatnie mówiąc, rozczarowuje swoją formą. Portugalczyk, który przyzwyczaił nas do bycia kluczową postacią w zespole Lecha, jesienią dał powody ku temu, by Maciej Skorża częściej stawiał na Nikę Kwekweskiriego. 33-latek zdobył zaledwie jednego gola, choć bardzo ważnego, bo ratującego dla Kolejorza pozycję lidera w meczu przeciwko Pogoni. Do tego często irytował swoim spowalnianiem gry i kółeczkami, które kręcił na środku boiska. To nie była zdecydowanie dobra jesień w wykonaniu Tiby.

No właśnie, pozostaje jeszcze kwestia wspomnianego wyżej Kvekve. Gruzin jesienią dał się poznać przede wszystkim ze strony nieodpowiedzialnego kierowcy, kiedy to pod wpływem alkoholu wpakował się w Renault Megane w środku miasta. Łatka, która została mu wtedy przyklejona, wydawała się być końcem Kwekweskiriego w Lechu.

Tymczasem gruziński pomocnik odpłacił się Maciejowi Skorży za zaufanie pod kątem sportowym i kiedy grał, to prezentował się z naprawdę dobrej strony. 17 meczów, dwa gole i jedna asysta. Gole pięknej urody, ponieważ bramka w spotkaniu z Górnikiem przypomniała wspomnianego już w tym tekście Injaca. Gol przeciwko Lechii z rzutu wolnego to również prawdziwy majstersztyk. Obok Karlstroema to zdecydowanie najlepszy piłkarz w linii pomocy Kolejorza.

Joao Amaral, czyli powrót króla

Skreślony przez Żurawia, odbudowany przez Skorżę. MVP Rundy Jesiennej Ekstraklasy. Tak w swoim tekście rundę Amarala podsumował mój redakcyjny kolega, Kacper Czuba. Trudno się nie zgodzić — w końcu Skorża odzyskał dla Lecha portugalskiego kozaka.

Joao Amaral niemal od samego początku, nie licząc falstartu Kolejorza w spotkaniu z Radomiakiem, pokazywał w tej rundzie, że jeśli jest w formie, to może być najlepszym ofensywnym piłkarzem ligi. Już w drugiej kolejce Portugalczyk zanotował piękną asystę przy golu Ishaka w meczu z Górnikiem, a potem worek z genialnymi podaniami i golami otworzył się na dobre.

Trafienia i dogrania Amarala często dawały zespołowi Macieja Skorży komplet punktów. Joao z ośmioma golami na koncie jest na szóstym miejscu w klasyfikacji strzelców. Pięć asyst daje mu z kolei czwarte miejsce wśród najlepszych asystentów w całej lidze. Robi wrażenie. Tak samo, jak inne statystyki Portugalczyka:

  • 48 strzałów na bramkę rywala – czwarte miejsce w lidze
  • 22 celne strzały – czwarte miejsce w lidze
  • 26 podań kluczowych – dziewiąte miejsce w lidze
  • 38/56 udanych dryblingów (68%)

Dziś trudno sobie wyobrazić Lecha bez Amarala. Na szczęście dla poznańskich kibiców Portugalczyk zrobił im świąteczny prezent i parafował nową umowę z klubem z Bułgarskiej. Obowiązywać będzie ona do aż do czerwca 2024 roku. Pozostaje mieć jedynie nadzieję, że nie spuści on teraz z tonu i dalej będzie kluczowym piłkarzem w układance Macieja Skorży. Bo Amaral w takiej formie to skarb. Dla całej Ekstraklasy.

Skrzydła pod patronatem… Robbena?

W życiu są pewne tylko trzy rzeczy. Śmierć, podatki i zejście Robbena na lewą nogę. Chociaż Holender już w piłkę nie gra, to kult odwróconych skrzydeł można odnaleźć w grze poznańskiego Lecha. To wszystko za sprawą Jakuba Kamińskiego i Adriela Ba Louy, którzy w niemal każdej akcji starają się łamać ją do środka w poszukiwaniu strzału na bramkę rywala.

Skupmy się w pierwszej kolejności na Kamińskim. Młodzieżowiec ma za sobą bardzo dobrą rundę. Strzelił sześć goli i dołożył do tego trzy asysty. Stał się jednym z najlepszych skrzydłowych naszej ligi. Dobra forma zaowocowała także debiutem w reprezentacji Polski w meczu przeciwko reprezentacji San Marino. Potem jednak zaczął grać w kratkę. Coraz mniej było samego „Kamyka” w „Kamyku” – mniej wchodzenia w pojedynki jeden na jeden, szukanie lewej nogi zamiast prawej. To nie wychodziło najlepiej.

Nie zmienia to jednak faktu, iż Kamińskim poważnie interesują się zagraniczne kluby. Mówi się o możliwym transferze do Wolfsburga. Wśród zainteresowanych ściągnięciem 19-latka wymienia się również Borussię Dortmund. Gdziekolwiek by nie trafił, wydarzy się to prawdopodobnie dopiero po sezonie. Skrzydłowy Kolejorza chce bowiem wyjechać z kraju jako Mistrz Polski.

Adriel Ba Loua. Najdroższy piłkarz w historii Lecha Poznań. Oczekiwania wobec Iworyjczyka są dużo większe niż to, co pokazał w swoich pierwszych miesiącach przy Bułgarskiej. Zaledwie jeden gol i jedna asysta w 12 spotkaniach — to dorobek skrzydłowego lidera Ekstraklasy.

Owszem, Ba Loua zachwycał wielokrotnie swoją nienaganną techniką i ogromną szybkością, ale często w jego decyzjach brakowało zimnej krwi. Mowa tu oczywiście o niecelnych uderzeniach w meczach z Wisłą Kraków, Jagiellonią Białystok czy Górnikiem Zabrze w świetnych sytuacjach na zdobycie bramki. Zabrakło też najzwyczajniej w świecie trochę szczęścia. Trzy razy w tym sezonie Iworyjczyk obijał bowiem poprzeczkę.

W odwodzie pozostaje jeszcze Michał Skóraś, którego statystyki też nie powalają na kolana. Jeden gol w 18 meczach. Trzeba mieć jednak na względzie fakt, iż „Skóra” w obliczu gorszej postawy Ba Louy pod koniec rundy prezentował się naprawdę przyzwoicie i tylko brak skuteczności kolegów z drużyny nie pozwolił mu na poprawę dorobku. Jeśli utrzyma taką dyspozycję, może być ważnym elementem układanki Macieja Skorży na wiosnę.

Nie ulega jednak wątpliwości, że i tutaj potrzeba konkretnych wzmocnień. Lech spogląda na rynek transferowy w Szwecji, ale również w Ekstraklasie. Prezes Kolejorza, Piotr Rutkowski dał jednak do zrozumienia w rozmowie z Romanem Kołtoniem w cyklu „Prawda Futbolu”, że szanse na ściągnięcie Jesusa Jimeneza z Górnika Zabrze już zimą są praktycznie zerowe. Prawdopodobny wydaje się zatem kierunek skandynawski.

Mikael Ishak, czyli mieszane uczucia

Współlider klasyfikacji strzelców. Kapitan. Serce drużyny. Brzmi dobrze? Brzmi jak Mikael Ishak. To od Szweda Maciej Skorża niezmiennie zaczyna układanie podstawowej jedenastki na mecz. Wszakże 10 goli nie bierze się znikąd. To jednak efekt świetnej pierwszej części rundy jesiennej, bo w pewnym momencie szwedzki napastnik Lecha mocno zgasł.

Setki marnowane na potęgę w meczach ze Stalą Mielec, Górnikiem Łęczna i Zagłębiem Lubin. Nietrafiony karny przy Łazienkowskiej i ogólny brak formy najlepszego strzelca Kolejorza sprawiły, że fani zaczęli się poważnie zastanawiać nad tym, czy szansy na występ od pierwszej minuty nie powinien dostać ściągnięty latem do Poznania Artur Sobiech. Tak się jednak nie stało. Sobiech dalej grał ochłapy i poza meczami Pucharu Polski nie miał szans, żeby się pokazać w dłuższym wymiarze czasowym. Trener Lecha stwierdził nawet, że póki Ishak jest liderem klasyfikacji strzelców, niczego więcej nie oczekuje.

Wiele razy powtarzałem, że Mikael Ishak to taki zawodnik, który przez 30 proc. czasu będzie leczył kontuzję. A tymczasem grał niemal od deski do deski. Chylę czoła przed ludźmi, którzy odpowiadali za prewencję, czyli Karolem Kikutem i Tonim Čepkiem, bo wykonali świetną pracę. Urazów mieliśmy niewiele, a to też element, który pozytywnie mnie zaskoczył, przez co mniej było zmian. Myślałem, że ta szeroka kadra będzie mocniej wykorzystywana — mówił Skorża w rozmowie z oficjalną stroną klubową.

Szeroka kadra kluczem do sukcesów

Maciej Skorża we wspomnianym wcześniej wywiadzie dla oficjalnej strony klubu przyznał, że po raz pierwszy pracował z tak dobrą i szeroką kadrą. Każdy bowiem dołożył swoją cegiełkę do tego, że Lech wygodnie rozsiadł się w fotelu lidera i dalej gra w Pucharze Polski.

To duże wyzwanie, nigdy nie pracowałem z tak wyrównaną kadrą. Patrząc na całą rundę, nie wyglądało to najgorzej, ale wiem, że w niektórych momentach można było poprowadzić zespół lepiej — tłumaczy trener Lecha

I zarazem dodaje:

Wielokrotnie musiałem gryźć się w język, ale do tak szerokiej grupy ludzi trzeba cierpliwości. Bo wielu tych piłkarzy, którzy w każdej innej drużynie graliby pierwsze skrzypce, u nas grzeje ławę. Ich ego jest podrażnione, a takich zawodników trzeba trzymać w gotowości.

Czy Lech utrzyma taki impet również na wiosnę? Statystyki jasno wskazują na to, że poznaniacy przeważnie mają lepszą rundę wiosenną niż jesienną. A to mocny argument ku temu, by myśleć, że po siedmiu latach mistrzostwo wróci na Bułgarską. I to w najważniejszym dla klubu sezonie — na stulecie istnienia Kolejorza.

Dominik Stachowiak

POLECANE

tagi