Ależ tydzień w krakowskiej piłce! W minionym tygodniu Cracovia ogłosiła transfer Yevgena Konoplyanki, a w niedzielny wieczór Wisła Kraków pożegnała się z Adrianem Gulą, po kompromitującym meczu ze Stalą Mielec i symptomatycznej konferencji pomeczowej. A już w poniedziałek o godzinie 13, nowym trenerem został ogłoszony Jerzy Brzęczek. Temat Konoplyanki, jego sylwetka, potencjalna wartość dla Pasów musi zostać przeniesiona w czasie, gdyż dzieją się po prostu rzeczy ważniejsze.
Niedzielny wieczór to bardzo często czas, w którym łapie się ostatnie chwilę weekendu i szykuje się na ciężki tydzień pracy lub szkoły. Niektórzy oglądają serial w telewizji, inni czytają książkę lub przygotowywują się do pracy. Miniony niedzielny wieczór dla sympatyków Wisły był trzęsieniem ziemi. Jak grom z jasnego nieba, o godzinie 20, spadła wiadomość, że Adrian Gula nie jest już trenerem Wisły Kraków. “Wiślacki” Twitter napinał się jak guma, rzucając przeróżnymi nazwiskami następcy Słowaka. Czy trener Gula był zaskoczony? Chyba nie, gdyż na konferencji pomeczowej dawaj sygnały, że on nie ma pomysłu na tę drużynę. Próbuje nowych wariantów, zmienia zawodników, a tu nic.
Tak grała Wisła Guli
Każdy trener zostawia swoją schedę. Z kadencji Macieja Stolarczyka w pamięci zapadną momenty ratowania klubu i zwycięstw 6:2 z Koroną Kielce czy 4:0 z Legią Warszawa. Jednakże fani pamiętają także niechlubną serię siedmiu porażek z rzędu.
Praca Artura Skowronka to batalia o utrzymanie Wisły w Ekstraklasie. Później pod Wawelem pojawił się Hyballa, który dał się zapamiętać jako furiat i despota, jednak gegenpressing i 30 minut z Piastem pozostaną na zawsze. No i Adrian Gula, który miał dać stabilizację, być twarzą procesu odbudowy Wisły. Zaczęło się bardzo obiecująco. Po siedmiu kolejkach Wisła była wiceliderem, miała 11 punktów i 13 zdobytych bramek. Od 18 września Adrian Gula wygrał trzy mecze. Słownie: trzy mecze. W ciągu 14 kolejek. Pozostałe wyniki to dziesięć porażek i jeden remis wyrwany w doliczonym czasie gry w Grodzisku Wlkp. Od porażki 0:5 z Lechem Poznań, Wisła gra kompletny piach. Stylu gry z początku sezonu, który wyglądał dość obiecująco, nie było widać od kilku miesięcy. Wydarzyło się coś, co sparaliżowało tę drużynę. Po stracie bramki Wisła była bezradna, bezzębna. Tylko raz udało się odwrócić losy meczu, we wspomnianym już meczu z Wartą. A tak to wszystko w czapkę. Rywal pierwszy strzela gola, finito, koniec, można się pakować. Kiedy Wisła obejmowała prowadzenie, a działo się tak czterokrotnie – trzy zwycięstwa i jedna porażka w Lubinie.
Trzy grzechy Słowaka
Podsumowując kadencję Adriana Guli, łatwiej jest sformułować zarzuty do Słowaka, gdyż popełnił kilka istotnych błędów, które skutkowały procesem rozpadu drużyny.
PRZYWIĄZANIE DO ZNAJOMYCH PIŁKARZY
Chyba największy “grzech” Adriana Guli. Kontraktując słowackiego szkoleniowca, zdawano sobie sprawę, że do Krakowa zjedzie wielu piłkarzy z Czech i Słowacji. Gula miał bardzo dobrą markę za naszą południową granicą – wywalczył mistrzostwo Słowacji, pracował w solidnych klubach, gdzie wykręcał niezłe wyniki. Z tamtych rejonów przywędrowali: Matej Hanousek, Jan Kliment i Michal Skvarka. Spoglądając na CV, można było odnieść wrażenie, że przychodzą kozacy, którzy pozamiatają tę ligę. Hanousek, wypożyczony ze Sparty Praga, balansował w okolicach przeciętności. Natomiast powyższa dwójka to ogromne niewypały. Jan Kliment, napastnik, co warto przypomnieć, zdobył dwie bramki w lidze, ostatnią 13 sierpnia. Kto miał strzelać gole w tej drużynie? No kto? Bo robił to Frydrych i Yeboah. Napastnicy Wisły, czyli Brown-Forbes i Kliment zdobyli w sumie cztery bramki. Michal Frydrych również cztery i każdy jego gol był na wagę punktów.
Michal Skvarka to znajomy trenera z przeszłości. Spodziewano się więcej po zawodniku Ferencvarosu, który w swojej karierze zagrał w Lidze Mistrzów. Wystąpił w 20 meczach Ekstraklasy, strzelił dwa gole, zanotował cztery asysty. Przez większość tych spotkań prezentował zupełne nic. Plątał się po murawie, biegał nie wiadomo gdzie, a mimo to zawsze wychodził w podstawowej jedenastce. Jak wytłumaczyć to przywiązanie do Skvarki?
ZBYTNIE FORSOWANIE MŁODZIEŻOWCÓW
Jednym z założeń właścicieli Wisły było eksponowanie młodzieżowców na boiskach Ekstraklasy. Chwalebna idea wyszła bokiem trenerowi. Co warto podkreślić, nie było żadnych nacisków na szkoleniowca, aby stawiał na młodzieżowców, jak to było chociażby w Lubinie. On sam chętnie dawał im szansę. W wielu przypadkach były to szanse dane na wyrost. Jedynym zawodnikiem, którego umiejętności były wartością dodaną dla zespołu, był Mikołaj Biegański, który w kilku spotkaniach wybronił wynik Wiślakom. Konrad Gruszkowski dawał radę od początku sezonu, jednak im dalej w las, tym ciemniej i więcej drzew. Mateusz Młyński i Piotr Starzyński to całkiem osobny wątek. Zagrali może po jednym dobrym meczu, a dostali od trenera duże zaufanie, większe niż Dor Hugi, który liczby ma trochę lepsze. Niezrozumiałe było stawianie na Młyńskiego, który przechodził obok meczu, i sadzanie na ławce rezerwowych Hugiego, który asystował przy golach w newralgicznych momentach, ratując krakowianom punkty.
Patryk Plewka stał się pod wodzą Guli piłkarzem na “nie mam zdania”. Słynął z dobrego przygotowania fizycznego i walki w środku pola. Obecnie jest taki nijaki. Jak tosty bez keczupu. Od biedy się zje, ale jak ma się cokolwiek innego do wyboru, to się nawet o tym nie myśli. W klubie z lepiej obsadzoną środkową linią, Patryk Plewka mógłby mieć ciężary ze złapaniem choćby kilkunastu minut.
STYL DO PIŁKARZY, NIGDY NA ODWRÓT!
Mówi się, że dobry szkoleniowiec do piłkarzy, których ma, dopasuje styl gry. To trochę tak, jak z fabryką. Jak jesteśmy w hucie szkła, to musimy zakładać, że chcemy produkować wyroby szklane, a nie butelki plastikowe. Tak samo było z Wisłą. Mając taki materiał ludzki, z takimi umiejętnościami, nie można wymagać gry podaniami, długiego utrzymywania się przy piłce. Trzeba szukać gry prostymi sposobami, które byłyby efektowne. Adrian Gula jednak za bardzo przywiązał się do swoich ideałów, czyli gry skupionej wokół posiadania piłki. To zaprowadziło zespół w dolne rejony tabeli. W Krakowie zakłada się, że trzeba nawiązać do ideału “krakowskiej piłki”, czyli tego, jak Wisła grała w latach świetności. Ale, na Boga, przecież w tym zespole nie ma jednego zawodnika, którego można porównywać do piłkarza tamtej generacji. Biała Gwiazda jest klubem przeciętnym, więc jak taki klub musi grać. Nadrzędnym cele powinny być punkty i wygrane mecze, a nie efektowność i ładna gra. To nie łyżwiarstwo, żeby przyznawać oceny za styl.
Wujek dobra rada
Jerzy Brzęczek został nowym trenerem Wisły Kraków. Od tego wyboru nie dało się uciec. Brzęczek i Wisła to para, którą każdy shipuje, ale oni dziwnym trafem nie chcą być ze sobą. Ona co chwilę zmienia partnerów, a on pozostaje obojętny na zaloty innych. W końcu tak się potoczyło, że on, niby Romeo, musi ratować swoją wybrankę z opresji.
W trybie awaryjnym Brzęczek został sprowadzony na Reymonta. Nie oszukujmy się, w głównej mierze dzięki kontaktom rodzinnym z Kubą Błaszczykowskim. Ta znajomość będzie często podnoszona przez media, głównie w czasie niepowodzeń. Na warunki Wisły Brzęczek to dobry trener. Przede wszystkim wie, co ma zrobić oraz jaki jest cel. Jeśli nie utrzyma zespołu, to będzie doczepiona łatka wujka Kuby, który spuścił razem z nim Wisłę z Ekstraklasy.
Przede wszystkim musi obudzić ofensywny potencjał drużyny. Nie oszukujmy się, atak Wisły nie robi na nikim wrażenia. Kliment powoduje raczej uśmiech na ustach rywali niż strach, a Ondrasek nie dostał jeszcze poważnej szansy. Co równie istotne, trzeba wypracować jakiekolwiek schematy gry, dać jakikolwiek pomysł i zbudować mental, bo z nim piłkarze mają ewidentny problem. Całkiem dużo zadań jak na niecały tydzień pracy. W tym pomóc mu mają jego zaufani współpracownicy, którzy kibicom mogą kojarzyć się z dobrymi chwilami.
Zarówno przed Brzęczkiem, jak i Wisłą trudny sprawdzian. Oblanie będzie równało się niezaliczeniem sezonu i spadkiem. Na to nikt przy R22 nie może sobie pozwolić. Jerzy Brzęczek nie ma marginesu błędu. Oczywiście może go popełnić, ale wtedy będzie persona non grata w polskiej piłce.
Jakub Skorupka