Najlepszy weekend to ten z FA Cup! Nie tylko jednak na angielskich boiskach działo się wiele. Zapraszamy na mecze z piątku, soboty i niedzieli, które przykuły naszą uwagę!
Kuriozalne sceny w Bundeslidze
Zaczniemy od spotkania, które nie było zbyt porywające, ale sama otoczka wokół niego, jak i pomysły taktyczne, które zaobserwowaliśmy, były co najmniej ciekawe. Gladbach jechało na Allianz Arenę z drobnymi osłabieniami, co jest rutyną wśród drużyn na tym etapie sezonu. Z tą różnicą, że u gospodarzy wyglądało to trochę inaczej. Poza pięcioma kontuzjami i przerwą reprezentacyjną (choć utratę Sarra jadącego na PNA można paradoksalnie uznać za wzmocnienie), OŚMIU zawodników Bayernu nie mogło zagrać w spotkaniu z powodu koronawirusa. Wśród m.in. Neuer, Upamecano, czy Davies. Łącznie aż czternaście absencji. Stąd też kuriozalnie wyglądało, jak Marcel Sabitzer gubił się na lewej obronie. Jak Jamal Musiala męczył się z tyłu, by potem fenomenalnie grać z przodu. Jak Nagelsmann wpuszczał na boisko Paula Wannera i Lucasa Copado, bo co mógł innego zrobić. Niektórzy pewnie oczekiwali wejścia Arijona Ibrahimovicia, ale pozycja napastnika była akurat bardzo dobrze obsadzona. Robert Lewandowski po raz kolejny zrobił swoje. Zdobył otwierającą wynik bramkę na 1:0. Nadzieje były jednak złudne. Die Roten nie mieli prawa z tego meczu wyciągnąć trzech punktów. I tak też się stało. Spotkanie zakończyło się wynikiem 2:1 dla Gladbach, choć remis był jak najbardziej w zasięgu Bawarczyków. Zupełnie inną kwestią jest to, czy takie mecze powinny się odbywać. Szczerze – wątpimy.
Magia FA Cup
Można nie lubić FA Cup za to, że największe angielskie ekipy są zmuszone, aby jeździć na przysłowiowe ‘’pastwiska’’ i żmudnie odhaczać zwycięstwa z drużynami z półamatorskich lig angielskich. Nie można jednak zaprzeczyć, że to właśnie te rozgrywki, w parze z Carabao Cup, potrafią pisać piękne, sensacyjne historie, najczęściej dzięki underdogom. Blisko tego wyczynu było trzecioligowe Morecambe, które do 74. minuty prowadziło z katastrofalnie grającym Tottenhamem. Ale Londyńczycy dokonali odpowiednich korekt w składzie. Przepięknego gola z wolnego strzelił Harry Winks. A potem maszyna ruszyła. Tottenham wygrał ten mecz 3:1.
Za sprawienie niemałej sensacji należy docenić Nottingham, które na własnym terenie w ostatnich minutach spotkania strzeliło gola na wagę awansu z Arsenalem. Arsenalem, który jeszcze tydzień temu był blisko urwania punktów Manchesterowi City. Tym razem można było mieć wrażenie, że Kanonierzy przegrali ten mecz jeszcze przed jego rozpoczęciem. Złe wybory personalne to jedno. Pierwsza zmiana została przeprowadzona już w 35. minucie, kiedy to Tierney zastąpił Nuno Tavaresa. To nie był dobry dzień Portugalczyka, najpewniej zawiodła tzw. dyspozycja dnia. To jednak niewiele zmieniło. Goście dalej bili głową w mur, ale bezskutecznie. Na nic zdało się wprowadzenie kolejnej dziewiątki – Lacazette’a. Brak konsekwencji w grze poskutkował w końcu ciosem wymierzonym przez Grabbana w 83. minucie. Arsenal w kiepskim stylu odpadł zatem z FA Cup, przegrywając 0:1. Ale to nie koniec niespodzianek.
O wiele większą sprawiło bowiem trzecioligowe Cambridge United, które wywiozło trzy punkty z St. James’ Park. Newcastle dominowało przez większość spotkania, podejmując o wiele konkretniejsze decyzje, niż Arsenal z Nottingham. Ale wiele zmarnowanych okazji zemściło się na gospodarzach. Nie są to łatwe miesiące dla Srok.
Najwięcej działo się jednak w pozornie nudnym spotkaniu pomiędzy Barnsley a Barrow. Do 78. minuty gospodarze prowadzili 2:1. Wtedy stan spotkania wyrównał wahadłowy Barrow, Driscoll-Glennon i zaczęła się prawdziwa wymiana ciosów. Pięć minut później Devante Cole zdobył TĘ bramkę.
Po 90 minutach na tablicy widniał szalony wynik 4:4. W 102. minucie zwycięstwo dla Barnsley przypieczętował jednak Carlton Morris. Michał Helik znalazł się poza kadrą meczową.
Grad goli w Serie A
I kiedy wydawało się, że spotkania podobnego kalibru w ten weekend już nie zobaczymy, w niedzielne popołudnie włoskie ekipy zaserwowały nam prawdziwe crème de la crème. Na przystawkę zabawa Atalanty z Udinese, zakończona wynikiem 6-2. Tuż po tym spotkaniu wjechało danie główne, czyli starcie Romy z Juventusem. Naprzeciw siebie stanęło dwóch trenerów preferujących dosyć siermiężną grę. Spotkanie to potoczyło się jednak zupełnie inaczej, niż wskazywały na to profile obu szkoleniowców. Przez pierwszą godzinę gry układało się ono po myśli zawodników Jose Mourinho. Giallorossi prowadzili 3:1 i niewiele wskazywało na zmianę wyniku. A jednak, Juventus między 70. a 77. minutą wyprowadził trzy szybkie ciosy i było już w zasadzie po meczu. Na dziesięć minut przed końce mmeczu czerwoną kartkę dostał de Ligt, a w miejsce Dybali natychmiast wprowadzony został Chellini. Allegri docenił wynik i trzy punkty. Juventus nie przegrał meczu w lidze od końcówki listopada i coraz mocniej dobija się do TOP4.
W całym zestawieniu najciekawszych spotkań, obfitujących w niespodzianki i mnóstwo goli, gdzieś uchowało się Levante, które wygrało ligowy mecz po raz pierwszy od 10 kwietnia. Ukłony dla ekipy Granotes.