Pierwszym przystankiem na drodze do upragnionej przez wszystkich Ligi Mistrzów dla „Dumy Podlasia” będzie litewska Poniewieża i jak na pierwsze w sezonie pucharowe starcie jest to bez wątpienia wymarzony rywal. Polska drużyna wydaje się być faworytem, a pozytywny wynik starcia z Litwinami korzystnie ustawi przebieg całej europejskiej przygody.
W obecnym sezonie dzięki solidnemu punktowaniu w dwóch ostatnich sezonach europejskich pucharów, mistrz Polski nareszcie doczekał się możliwości rozpoczęcia walki o Champions League od 2. rundy. Dodatkowo do mistrzów Polski w losowaniu uśmiechnęło się szczęście. Para HJK Helskinki/ FK Panevėžys, z której Jaga poznała rywala pozwalała marzyć o kontynuacji przygody w Lidze Mistrzów. Większość polskich kibiców przygotowywała się raczej na spotkanie z Finami, którzy cyklicznie pojawiają się w walce o europejskie puchary. Nic bardziej mylnego. Litwini wybornie zaprezentowali się w domowym spotkaniu i w pierwszym meczu rozbili faworytów 3-0 pomimo zaledwie 38% posiadania piłki. W rewanżu kontrolowali przebieg spotkania i wywieźli z Finlandii remis 1-1.
To jednak jedyny pozytyw dla FK Panevėžys w ostatnich tygodniach. Niespodziewany mistrz Litwy z poprzedniego sezonu, który w poprzednim roku zdobył tytuł z 87 punktami na koncie. Świetna dyspozycja z poprzednich rozgrywek nie ma przełożenia na ten sezon, gdyż rywal Jagi zajmuje ostatnie, dziesiąte miejsce w tabeli z dwoma punktami straty do bezpiecznego miejsca. W Litwie grają systemem wiosna-jesień, a do końca sezonu pozostało jeszcze 13 kolejek, jednakże widmo spadku poważnie zagląda w oczy obrońcom tytułu. W ostatnich jedenastu ligowych spotkaniach wygrali trzykrotnie i zgromadzili łącznie dziesięć „oczek”. O ile defensywa, która dała im w zeszłym sezonie tytuł (stracili jedynie 14 goli) dalej funkcjonuje nie najgorzej, o tyle problemy z przodu są olbrzymie. Zaledwie 16 goli w 22 meczach to wynik wręcz kompromitujący. Najlepszy strzelec Poniewieża, Anglik, Mbo zdobył w tym sezonie jedynie cztery bramki.
Można się spodziewać, że Litwini zagrają przeciwko Jagiellonii tak jak potrafią, czyli z głęboko ustawioną defensywą, próbując odgryzać się pojedynczymi kontratakami. Taki styl gry ultraofensywnej Jagiellonii nie powinien sprawić jednak większych problemów. Do najciekawszych graczy gospodarzy należą: doświadczony łotewski stoper, Kaspars Dubra, mający za sobą półroczny epizod w Polonii Bytom sprzed dwunastu lat, były młodzieżowy reprezentant Niemiec i gracz juniorskich drużyn Bayeru Leverkusen Malcolm Cacutalua, mający przeszłość w La Masii Lucas de Vega, były gracz Zagłębia Lubin Cheikhou Dieng. Warto zwrócić uwagę na Noela Mbo, Federico Palacios, mającego za sobą 19 występów w Bundeslidze oraz być może największą gwiazdę drużyny, Słowaka Roberta Mazana, niegdyś piłkarza Podbeskidzia, później grającego w Venezii, Celcie Vigo czy w CD Tenerife.
Białostocczanie powinni skupiać się na sobie, bo to od tego jak się zaprezentują zależeć będą losy dwumeczu. Póki co poza odejściem Alomerovicia i Wdowika Jagiellonia nie poniosła ogromnych strat na rynku transferowym. Wydaje się nawet, że tacy zawodnicy jak Joao Moutinho, Max Stryjek, Miki Villar i Lamine Diaby-Fadiga, który już dał się poznać kibicom Ekstraklasy swoimi nieprzeciętnymi umiejętnościami, będą stanowić wartość dodaną dla ekipy mistrzów Polski. W pierwszej kolejce Jagiellonia dość spokojnie pokonała Puszczę Niepołomice 2-0 choć na pierwszą bramkę kibice musieli czekać aż do 78. minuty, gdy do siatki trafił niezawodny Nene. Wydaje się jednak, że tego spotkania nie można traktować jako próbkę obecnej formy, lub potencjału Jagi. Raczej był to mecz z kategorii tych do wygrania i zapomnienia. Dla „Dumy Podlasia” będzie to pierwsze spotkanie w eliminacjach Ligi Mistrzów. Dotychczas Jagiellonia pięciokrotnie brała udział w eliminacjach do Ligi Europy, gdzie najdalej zaszła do trzeciej rundy. W tych rywalizacjach może pochwalić się bilansem sześciu zwycięstw, czterech remisów i sześciu porażek. Największym sukcesem do dziś pozostaje wyeliminowanie portugalskiego Rio Ave w 2018 roku. Ekipa ze wschodu Polski już raz mierzyła się z Litwinami. W 2015 roku pokonali Kruoje Pokroje 8:0 i 1:0. Ostatnim polsko-litewskim starciem był zeszłoroczny pojedynek Lecha z Żalgirisem Kowno zakończony pewnym awansem „Kolejorza”.
Czy Jagiellonia ma się czego obawiać? Czy możemy być tu świadkami kolejnej polskiej kompromitacji w pucharach? (Lech z litewskim Żalgirisem Wilno przed laty już odpadał) Szanse na to są bardzo niewielkie, choć nie mających nic do stracenia i także żyjących we własnym pięknym śnie poniewieżan lekceważyć nie można. Szczególnie na ich terenie, gdzie istotną rolę będzie odgrywać atut własnego boiska i wsparcie kibiców. To właśnie wynik osiągnięty w pierwszym meczu powinien być kluczowy i zapewnić Jadze duży spokój. Pomimo iż oczekiwania przed występami w pucharach nie były za duże, przed tym dwumeczem cała presja spoczywa na białostocczanach. Jeżeli Jagiellonia przejdzie litewski zespół, ma zapewniony udział w Lidze Konferencji Europy. Już wiadomo, że w przypadku awansu do kolejnej rundy Ligi Mistrzów ekipa Adriana Siemieńca zmierzy się ze zwycięzcą pary FK Bodø/Glimt/RFS. W wypadku niepowodzenia Jagiellonia w 3. rundzie eliminacji Ligi Europy zagra z przegranym z pary FCSB/Maccabi Tel Awiw. Jednakże najważniejszym celem jest dzisiejsza rywalizacja.
Dominik Proniewicz