[seopress_breadcrumbs]

Paulina Dudek: Kobieca piłka zwyczajnie nie przynosi cały czas tyle profitów klubom, żeby kontrakty były wyższe [WYWIAD]

fot. Paula Duda

W lipcu tego roku Paulina Dudek wróciła do gry po prawie dwuletniej przerwie, związanej z dwukrotnym zerwaniem więzadeł krzyżowych w prawym kolanie. W rozmowie z naszym portalem opowiada o kontuzjach, zarobkach w kobiecym futbolu, perspektywach reprezentacji Polski kobiet i wiele więcej. Zapraszamy!

Nie mogę nie zacząć naszej rozmowy od pytania o twój aktualny stan zdrowia. W rewanżu z Rumunkami nie zagrałaś oraz opuściłaś dwa ostatnie mecze ligowe, dlaczego? 

Zmagam się z delikatnym problemem z Achillesem, ale to na szczęście nie jest nic poważnego. Badania też to potwierdziły. Problem pojawił się w końcówce pierwszego meczu z Rumunkami, w ostatnich 10-15 minutach poczułam tego Achillesa. Na treningu przed drugim meczem gdy weszłyśmy w bardziej dynamiczną pracę, poczułam większy ból i od razu zgłosiłam to sztabowi medycznemu. Od razu po treningu pojechaliśmy na rezonans, który wykazał spore zapalenie i uszkodzenie włókien tego ścięgna. Wiązało się to z wykluczeniem na 3 tygodnie w tym z meczów klubowych. 

Szczególnie, że czekał was mecz z Lyonem, chyba najważniejszy w lidze? 

Dokładnie, wracałam w dość kiepskim nastroju do klubu, bo wiadomo, że na takie mecze się zawsze czeka i nie gra się ich też nie wiadomo jak dużo w trakcie sezonu. Szczególnie, że nie gramy już w lidze mistrzyń. 

Twój udział w następnym zgrupowaniu kadry jest niezagrożony? 

Nie mogę powiedzieć na 100%, że nie jest zagrożony, ale robimy wszystko, żebym na tym zgrupowaniu się pojawiła. Każdego dnia ta noga zachowuje lepiej i przechodzimy kolejne etapy. To jest też taki uraz, gdzie idziemy po prostu krok po kroku. Nie jesteśmy w stanie powiedzieć, że do zgrupowania się wyleczę, bo nie wiadomo, jak ten Achilles będzie reagował przy kolejnych etapach. Na razie wszystko idzie zgodnie z planem. Jeżeli wszystko do okienka kadrowego będzie szło tak, jak dotychczas, to na tym zgrupowaniu się pojawię. O ile dostanę powołanie (śmiech). Powołań jeszcze nie ma, więc zobaczymy (wywiad został przeprowadzony przed ogłoszeniem powołań do reprezentacji – przyp. red). 

Na szczęście jest jeszcze trochę czasu, a nie ukrywajmy, jesteś filarem naszej kadry. 

Najzwyczajniej w świecie mi na tym zależy. Mam świadomość, jak ważne są to mecze i byłoby mi bardzo ciężko, jeśli na tym zgrupowaniu bym się nie pojawiła. 

To będą najważniejsze mecze w twojej karierze reprezentacyjnej? 

Myślę, że tak. Ostatnio miałam z siostrą taką rozmowę o moich urazach i o tym, co się dzieje w klubie i w kadrze. Uświadomiłam sobie, że dla mnie to będą najważniejsze mecze w mojej reprezentacyjnej karierze, a nawet nie tylko w reprezentacyjnej. Awans z reprezentacją na duży turniej to moje ogromne marzenie, jedno z większych. Sama na sobie też troszeczkę wywieram taką presję, bo po prostu bardzo chcę. Mam nadzieję, że zdrowie i szczęście tym razem dopiszą i na to zgrupowanie pojadę.

Już dwa lata temu mówiłaś o tym Mateuszowi Święcickiemu, gdy Cię odwiedził w Paryżu. Teraz jest chyba najbliżej spełnienia tego marzenia? 

Dokładnie, tym bardziej, że mam świadomość tego, będąc już też długo w tej reprezentacji i przyglądając się całej tej pracy i wszystkim zawodniczkom, które przychodziły, odchodziły, które zostały na stałe. Wiem, że my mamy jakość w tym zespole i jesteśmy w stanie awansować na tą duża imprezę. 

Myślisz, że macie teraz takie złote pokolenie, niczym kadra Adama Nawałki w 2016 roku?

Tak, jak wspomniałam: jest potencjał na awans, ale nie chciałabym mówić o „złotym pokoleniu”. Głęboko w to wierzę i też myślę, że bardzo dobrym tego przykładem są nasze dziewczyny z u-17, które fajnie się pokazały na Mistrzostwach Świata. Te pokolenia po nas, pokazują, że też będą z nich zawodniczki, które w przyszłości będą świadczyły o sile tej reprezentacji. Być może dla nich wcale nie tak odległa jest pierwsza reprezentacja, jak się może wydawać. Ja wiem, że teraz jest potencjał i jest materiał na to, żeby awansować na Mistrzostwa Europy.

Tym bardziej, że Ty debiutowałaś w kadrze w podobnym wieku w dorosłej reprezentacji. 

Tak, w moim przypadku było tak, że szybko przeskoczyłam właśnie z u-17 do seniorskiej reprezentacji. Jeśli dobrze pamiętam, to w u-19 może byłam na dwóch zgrupowaniach, może trzech, i tak naprawdę od razu wskoczyłam do tej do reprezentacji. 

I też byłaś z tego “złotego pokolenia”, które wygrało mistrzostwa Europy u-17 w 2013 roku. 

Dokładnie, jest nas tam parę, bo jestem ja, jest Ewcia (Pajor, przyp. red.). Jakiś czas temu była też Kasia Konat, jest Sylwia Matysik, Kinia Szemik, Ewelina Kamczyk, która strzeliła gola w finale. 

To spora grupa. 

To pokazuje, że nie jest tak daleko i że jednak piłkarki są. Tak samo mam nadzieję, że właśnie z tych dziewczyn z u-17 w przyszłości powstanie taka grupa, a może nawet większa, która do reprezentacji dociągnie. Nie ma co ukrywać, już mi dalej od 25 lat niż bliżej i do trzydziestki, wiadomo, tak samo. Siedzi mi to w głowie i wiem, że teraz jesteśmy bardzo blisko. Stąd pewnie ta presja, którą sama na siebie nakładam.

Wielu twierdzi że właśnie wiek, w który teraz wchodzisz jest najlepszy dla piłkarza lub piłkarki. 

To jest dobre pytanie: jest to najlepszy wiek dla piłkarza, czy największy wiek dla piłkarki? Wydaje mi się, że jednak piłkarze mimo wszystko mają wydłużony wiek grania. Jeżeli chodzi o kobiety, chyba jest on nieco mniejszy. Nie znam się na statystykach, ale nawet na pierwszy rzut oka wydaje mi się, że jednak kariera piłkarki bywa te 3 lata krótsza niż mężczyzny. 

Emilia Zdunek niedawno ogłosiła zakończenie kariery w wieku 32 lat. Można powiedzieć, że to młody wiek. 

Jeśli mówimy o piłkarzach, to tak. 

Megan Rapinoe skończyła karierę w wieku 38 lat. 

Oczywiście, są wyjątki, ja też gdy przechodziłam do PSG, to była taka zawodniczka z Brazylii, Formiga. Nie chcę skłamać, ale ona kończąc karierę miała za sobą bodajże osiem albo dziewięć mundiali. Mogę się mylić, ale kończąc karierę miała chyba 41 lat. Są zatem wyjątki.

Wyobrażasz sobie granie do takiego wieku? 

Ciężko powiedzieć. Nie ukrywam, że te kontuzje najprawdopodobniej skróciły mi granie. Czasami już teraz odczuwam skutki tych wszystkich lat, więc ciężko powiedzieć. Oczywiście, chciałabym grać jak najdłużej, ale przede wszystkim czując się na boisku dobrze i bez większych problemów. Wiadomo, są rzeczy, które można przeboleć, zacisnąć zęby i ja sobie doskonale z tego zdaje sprawę. 

Często grałaś z bólem? 

Nie jeden mecz przyszło mi grać, gdzie te zęby było trzeba zacisnąć i rozegrać mecz z jakimś zapaleniem mięśnia. Ci, co przewlekle mają zapalenia, wiedzą że taki mecz na tabletkach, to nie jest nic przyjemnego. Potrafiłabym zacisnąć zęby, ale jeżeli wiązałoby się to z większym bólem, czy czymś, co może bardzo rzutować w przyszłości na moje zdrowie, to pewnie te lata gry będą się po prostu skracać. Nie myślę też o tym teraz, po prostu na bieżąco słucham swojego organizmu, obserwuję siebie i teraz jedyne, co mam w głowie to poradzić sobie z tym Achillesem. I czuję cały czas chęć powrotu po urazach będąc w 100% w gotową. Mam do tego też możliwości tutaj i jestem przekonana, że tak będzie. 

Co się czuje, gdy już jesteś blisko powrotu do gry po ciężkiej kontuzji i doznajesz takiego samego urazu, a na dodatek w tej samej nodze? 

Nie było łatwo. Po tych pierwszych zerwanych więzadłach wiedziałam, z czym to się je i z czym to się wiąże. Ale potrafiłam sobie to też wytłumaczyć troszeczkę na zasadzie, że mam za sobą lata gry bez kontuzji, bez większych urazów, więc wiedziałam, skąd to mogło przyjść. Podeszłam do tego trochę w formie challenge’u. Powiedziałam sobie, że może ten czas mimo wszystko dobrze mi zrobi. W momencie, kiedy pojawia się drugi raz ten sam uraz, różne myśli się pojawiają.

Jakie myśli? 

Przede wszystkim analiza tego, dlaczego tak się stało. Byłam przekonana i miałam poczucie, że wszystko co zrobiliśmy z fizjoterapeutami i z trenerami od przygotowania motorycznego było takie, jak powinno być. Ciężko mi było sobie to poukładać w głowie. Oczywiście analizowałam także to, jak to będzie po 2 latach poza boiskiem. Może dwa czy trzy miesiące trenowałam pomiędzy drugim, a pierwszym urazem. Nie grałam wtedy w meczach, więc nie poczułam właściwie powrotu na boisko. Praktycznie 2 lata nie grałam i było mi ciężko, zwłaszcza w pierwszych tygodniach, żeby sobie to poukładać. Dostałam sporo wiadomości od ludzi, co jest super, bo czujesz wsparcie i wiesz, że co by nie było, to po prostu ci ludzie są, będą mnie wspierać i doceniają to, co do tej pory zrobiłam. Z drugiej strony jednak każda taka wiadomość przypominała o tym, co się wydarzyło. 

Korzystałaś w tym okresie z usług psychologa, czy z pomocy mentalnej? Była Ci potrzebna?

Miałam kilka sesji tutaj w klubie, czy na kadrze, więc ten temat oczywiście był otwarty. Myślę, że bliskość przyjaciół, rodziny i funkcjonowanie poza piłką mi pomogło oraz odpędzało myśli: „Kurczę, a ja znowu poza boiskiem”, „Ja znowu poza treningiem, poza tym co się dzieje w klubie”. To mi ułatwiało codzienne funkcjonowanie. Oczywiście brakowało mi tego wszystkiego, w sensie boiska, szatni, treningów i meczy. 

Ważnym aspektem tych urazów jest też fakt, że gdy doznałaś drugi raz tego samego urazu, Twój kontrakt zbliżał się do końca. To zapewne wprowadza niepewność związaną z tym, że nie wiesz, co dalej z twoją karierą i czy nie trzeba będzie szukać sobie nowego klubu, co nie jest takie łatwe po tak długiej absencji. 

Ta sytuacja jeszcze była o tyle trudna, że to nie był pierwszy uraz. Jednak byłam wyłączona z gry przez 2 lata. Mogłabym sobie wyobrazić, że może znalazłaby się jakaś propozycja, gdyby to było tylko jednokrotnie zerwane więzadło, ale po dwóch zerwanych więzadłach? Nie spotkałam się w ogóle z takim przypadkiem, żeby jakiś klub po prostu zatrudnił zawodnika, zawodniczkę po 2 latach niegrania i to dosłownie na końcu kontraktu. To było na pewno dla mnie miłe. Klub od razu się ze mną skontaktował. Dyrektor sportowy jeszcze tego samego dnia, bądź na drugi dzień poinformował mnie, że nie będzie zbędnie niczego mówił, chciał żebym wiedziała, że w przyszłym tygodniu wysyła oferty do mojego menadżera i będą chcieli przedłużyć ze mną kontakt.

To chyba wiele mówi o twoim statusie w klubie? 

Nieskromnie mówiąc, to też pokazuje mój wkład w klub. Ja wiem, że przez lata byłam bardzo oddana i cały czas jestem oddana temu klubowi i robiłam wszystko, co mogłam, żeby godnie go reprezentować. Oni też znają moje podejście, widzą mnie na co dzień, to jak pracuje i że jeżeli jestem w klubie, to zostawiam tam całe swoje serce, bez względu na to, czego dotyczy sprawa. Jestem dla tego klubu i myślę, że ten telefon zwieńczył lata mojego oddania. Mimo wszystko nie było to takie oczywiste i za to jestem wdzięczna. 

Dało Ci to kopa mentalnego, żeby walczyć o jak najszybszy powrót? 

Na pewno, chociaż już się później śmialiśmy, żebym nie wracała jak najszybciej, tylko w pełni zdrowa. Zawsze się życzy szybkiego powrotu, ale kto wie, czy przy pierwszym zerwanym więzadle nie było prostu za szybko. Wielu sportowców wracało właśnie po takim okresie, ale najwidoczniej dla mojego organizmu, dla mojego ciała, było za wcześnie. Jednak fizjologii się nie da się oszukać i wyszło, jak wyszło. 

Mówisz że rodzina odegrała wielką rolę podczas kontuzji. Jak reagują rodzice, gdy słyszą swoją kilkuletnią córkę, która mówi: „Mamo, tato, chciałabym grać w piłkę nożną”?

Z moimi rodzicami nie było żadnego problemu. Odnoszę wrażenie, że oni zawsze żyli ze mną tymi emocjami, tymi decyzjami, a też wyjazdami, jeżeli chodzi o jakieś zawody. Tak dokładnie nie pamiętam, jak to się zaczęło. Jedyne, co mam dziś w swojej głowie, to to że mój tata grał w siatkówkę, a mama grywała w kosza w czasach szkolnych. Tatę pamiętam, jak chodził na halę grać ze znajomymi. Być może stąd to wszystko przyszło. Jeżeli chodzi o samą decyzję co do piłki, to naprawdę nie mam pojęcia skąd to się wzięło.Nie kojarzę momentu, żebym gdzieś zaczęła oglądać mecze, ani przełomowej chwili, żebym stwierdziła: „Kurczę, to jest właśnie to, co ja chcę robić”. Byłam zakochana w sporcie. Miałam łatwość po prostu we wszystkim, czego się dotknęłam, czy to był ping-pong, siatkówka, koszykówka, czy rzut piłeczką palantową.

Czyli na WF-ie Ciebie jako pierwszą wybierali? 

Tak właśnie było. Z resztą, jeździłam na wszystkie zawody w podstawówce. Nawet, jak jeszcze ani razu czegoś nie spróbowałam, to już byłam na to zapisana.

Byłaś ulubienicą wuefistów? 

Dokładnie. 

Kiedy zaczęłaś sobie zdawać sprawę, że to co robisz staje się poważne i że wraz z końcem szkoły nie skończy się twoja przygoda ze sportem? 

W momencie, jak wyjechałam do gimnazjum do Gorzowa. W podstawówce już byłam zawodniczką Stilonu Gorzów. Ze względu na dojazd ze Słubic do Gorzowa to nie było tak regularne, ale jeżeli były jakieś zawody, to oczywiście tata pakował mnie w auto i jechaliśmy. Wiadomo, że kosztowało to rodziców czas, pieniądze i tak dalej, ale nigdy nie było czegoś takiego, żeby odmówili. Zawsze jechali ze mną. Zawsze też dawali mi odczuć, że cieszą się tym że ja mam coś, w czym się odnajduję i w czym się dobrze czuję. Sama też mogłam widzieć, że żyli tymi emocjami. Później też nawiązali relacje z rodzicami moich koleżanek, więc to był naprawdę super czas. Dzięki temu, było mi dużo łatwiej podejmować późniejsze kroki, wiązać jakąś dłuższą relację z piłką, gdy widziałam rodziców, którzy mnie w tym wspierają.

Gdyby nie rodzice, nie byłoby się w tym miejscu, w którym jesteś?

Spokojnie można tak powiedzieć. 

Przejdźmy do tematu, jakim są zarobki w kobiecej piłce nożnej. Wiąże się to też z kwestią rodziców, bo jeśli rodzic słyszy „Mamo, tato chcę grać w piłkę nożną” od chłopca, to myśli sobie „Okej, super”, bo w męskim futbolu tych pieniędzy jest dużo i grając w drugiej czy trzeciej lidze, jest w stanie się spokojnie utrzymać. W przypadku dziewczynek rodzic zapewne się zastanawia, co ze szkołą, studiami, pracą. Czy grając w PSG już od 6 lat i mając jeszcze półtora roku kontraktu, byłabyś w stanie po karierze nic nie robić i żyć z tego, co zarobiłaś jako piłkarka? 

Jeżeli chodzi o nasze polskie podwórko, to wydaje mi się, że to nie jest tak, że tych pieniędzy nie ma. One gdzieś tam są. Natomiast, to są takie pieniądze, które z miesiąca na miesiąc najprawdopodobniej pozwolą tym dziewczynom się utrzymać. Myślę jednak, że nie ma mowy o odłożeniu sobie tyle, żeby przykładowo te pieniądze zainwestować. Jeżeli tak, bo być może się mylę, bo od dawna mnie w Polsce nie ma, to są to naprawdę nieliczne zawodniczki.

A w twoim przypadku? 

Jak się orientuję, to myślę że najlepiej zarabiające zawodniczki byłyby w stanie zainwestować pieniądze i być może z tych inwestycji w jakiś sposób się zabezpieczyć. Na pewno nie jest tak, że zarobiłyby przez całą karierę swoją tyle pieniędzy, że mogłyby już nic do końca życia nie robić i spokojnie żyć. Tak samo jest w moim przypadku. Nie ukrywam, że jestem zadowolona z tego kontraktu, ale ja też musiałam myśleć pod tym kątem, żeby mądrze tymi pieniędzmi zarządzać i dążyć do tego, żeby w jakiś sposób zabezpieczać swoją przyszłość. To nie są takie zarobki, które pozwolą mi na koniec mojej kariery powiedzieć: „Teraz mogę sobie używać, mogę sobie spokojnie dogorywać, tak i tak dalej”. Takie są realia, a ja mam świadomość, z czego to wynika. Kobieca piłka zwyczajnie nie przynosi cały czas tyle profitów klubom, żeby kontrakty były wyższe. Tak samo na mecze nie przychodzi tyle ludzi. Kobieca piłka nie interesuje ludzi na tyle, żeby nasze zarobki były większe. Mam zatem świadomość, skąd się to bierze i tyle.

Nie stoisz na straży stanowiska, jakie głosiła Megan Rapinoe, czy ostatnio Alisha Lehmann, że kobiety powinny zarabiać tyle samo, co mężczyźni?

Nie podzielam tego zdania. Jeżeli sytuacja faktycznie byłaby taka, że futbol kobiecy przynosi takie same zyski klubom, to pewnie byłabym pierwsza do tego, żeby się też wykłócać i poparłabym koleżanki, natomiast tak po prostu nie jest. Ciężko więc się o to boksować. W Stanach na przykład, piłka nożna wygląda inaczej, tam oglądalność jest dużo większa i nawet większa niż oglądalność męskiej piłki. Być może Megan ma rację, że stoi na straży tego i próbuje o to walczyć, ale tutaj w Europie jest jednak cały czas inaczej. Są super sygnały, chociażby w Anglii, gdzie piłka nożna kobiet naprawdę gromadzi praktycznie tą samą ilość kibiców na trybunach, Wembley już niejednokrotnie było zapełnione. To są już fajne liczby. 

Czy Twoim zdaniem jest miejsce dla kobiet w męskim futbolu? W środowisku sędziowskim kobiety nie są już niezwykłością, ale np. w środowisku trenerskim już tak. 

Faktycznie, kobiety coraz częściej się widzi, nawet w meczach Ligi Mistrzów. Początkowo były sędziami technicznymi czy bocznymi, ale Stephanie Frappart już sędziowała z tego, co kojarzę, na Mistrzostwach Europy czy Świata mecze mężczyzn i regularnie sędziuje męską ligę francuską. U nas na meczach często ją widać na trybunach, więc zapewne szkoli te sędzie. Widać, że w środowisku sędziowskim to się rozwija. 

A w środowisku trenerskim uważasz, że jest miejsce dla kobiet wśród męskich drużyn? 

Jak najbardziej i też widać, że UEFA i FIFA idą w tym kierunku, żeby angażować kobiety. Jeżeli chodzi o licencje trenerskie, to z tego co wiem też UEFA zapewnia zawsze na kursach trenerskich miejsca tylko dla kobiet, więc widać, że w tym kierunku coś się dzieje. Pytanie też jest takie, czy kobiety się do tego kwapią i czy to je interesuje? Bo na ten moment na polskim podwórku mamy tylko Ninę Patalon. Teraz widziałam, że jedna czy dwie trenerki dostały się na kurs UEFA Pro. 

Tak, Katarzyna Barlewicz i Karolina Koch. 

Dokładnie! Jest to oczywiście cały czas za mało. Jeżeli chcemy podnosić głos, żeby walczyć o trenerki na ławkach trenerskich, to po prostu potrzeba ich więcej. Uważam, że jeżeli chodzi o samą wiedzę czy warsztat, to jeśli trenerka decyduje się na taki kurs i przychodzi szkolenie takie samo jak mężczyzna, to w taki sam sposób za zasługuje na to, żeby zasiadać na ławce trenerskiej. Kwestia tego, czy klub będzie chciał taką trenerkę zatrudnić?

W reprezentacji masz trenerkę, wspomnianą Ninę Patalon, a w klubie trenera mężczyznę. Odczuwasz jakiekolwiek różnice w podejściu, taktyce czy treningu? Oczywiście futbol reprezentacyjny, a klubowy znacznie się różnią. 

Jeżeli chodzi o przygotowanie stricte taktyczne, to uważam, że u nas w reprezentacji jest ono naprawdę na wysokim poziomie. Analizy, odprawy przedmeczowe, odprawy też przed treningami, bo takie mamy, czy też indywidualne. Sama organizacja, struktura są naprawdę na wysokim poziomie. Miałam możliwość pracować z kilkoma trenerami, tutaj we Francji, także w reprezentacji, więc mogę potwierdzić, że nie ma różnicy między kobietą, a mężczyzną. Dla mnie nie ma znaczenia, czy to jest mężczyzna, czy to jest kobieta. Dla mnie ważna jest relacja interpersonalna.

Czyli nie ma kobiety czy mężczyzny, jest po prostu trener? 

Dokładnie, dla mnie nie ma różnicy czy zwrócę się z jakąś sprawą do trenera, czy do trenerki. Jeżeli pojawiłyby się jakieś tematu tabu, to trener, który podejmuje współpracę z kobietą, powinien liczyć się z tym, że to też częściowo będzie dotyczyć jego i uważam, że musi być na to otwarty. Nie miałabym z tym problemu, z resztą takiego nigdy też nie było.

Chciałbym Cię zapytać jeszcze o promocję piłki kobiecej i o to, jak na nią wpłynął fakt pojawienia się kobiet w grze EA FC 24 i teraz EA FC 25? 

Żeby była jasność, ja generalnie nie gram w Fifę (EA FC przyp. red) i nie mam pojęcia, o co w tym wszystkich chodzi z tymi kartami. Ale był taki moment, zaraz po tym, jak ta gra ruszyła, kiedy na Instagramie się pojawiały wiadomości od ludzi, że ktoś wylosował moją kartę i że tak się cieszy, bo moja karta ma dobre statystyki. A ja przysięgam, nie miałam żadnego pojęcia, o co chodzi. Napisałam z tym do mojej siostry i zapytałam ją, o co chodzi tym ludziom i czemu oni piszą, że trafili moją kartę i są tacy podjarani. Ona powiedziała mi, że to dobrze i że jak są zadowoleni, to dobrze. Gdy widzisz takie wiadomości, to masz świadomość, że jest na to bum i przez pierwsze 4-5 tygodni dostajesz wiadomości z tymi kartami. Więc na 100% to rozpowszechniło kobiecy futbol i zwiększyło zainteresowanie. Jestem o tym święcie przekonana, że dzięki tej grze ludzie się wciągnęli i niejedna osoba się tym zainteresowała. Być może, gdy przyszła sobota czy niedziela, więcej osób włączyło sobie mecz kobiecej piłki. Na pewno był duży krok ku temu.

Transfery, takie jak Twój czy Ewy Pajor, też zapewne pomogły w rozpowszechnieniu piłki kobiecej w Polsce? 

Myślę, że na pewno. Każdy wyjazd do takich klubów, które mają większą rangę, jak w moim przypadku PSG, czy w przypadku Ewy, Barcelona, robi na ludziach wrażenie. W pierwszej kolejności przez pryzmat tego, że kojarzą te kluby z męską piłką, ale przynajmniej przyciąga to ich uwagę. Dzięki temu są oni zainteresowani, szukają więcej informacji i tak dalej. Trzeba też podkreślić, jest sporo dziewczyn, które podejmuje decyzję o wyjeździe do mniejszych klubów. W przypadku kobiecej piłki, to też ma bardzo duże znaczenie. To jest naturalna kolej rzeczy, że grając w ekstraklasie, gdy robisz różnicę, zaraz wyjeżdżasz. To jest naturalne i wszyscy tego oczekują. W kobiecej piłce jest już dużo lepiej, ale to nie było na początku takie oczywiste. Każdy krok, taki jak decyzja o wyjeździe do ligi niemieckiej, czy też francuskiej, ale i do tych mniejszych klubów, to jest bodziec i perspektywa dla rozwoju reprezentacji. 

Jesteś chyba jedyną osobą z polskim obywatelstwem, która grała jednocześnie w tym samym klubie, co Messi, Neymar i Mbappe. Kasia Kiedrzynek minęła się chyba z Messim? 

Ewa też się trochę spóźniła (śmiech). Kasia nawet przedłużyła swój kontakt razem z Mbappe. Tego samego dnia przedłużał i Kylian, i Kasia, mieli nawet wspólne zdjęcie, to pamiętam. Ale jak Messi tu przychodził, to na pewno jej nie było. A Kasia tyle czasu tu spędziła, że ja już się w tym wszystkim gubię. 

Macie jakiś kontakt z męską drużyną, już pomijając tych trzech piłkarzy?

Nasze centrum sportowe jest w tym samym położeniu, ale oni mają osobny budynek. On jest troszeczkę na takim wzgórzu i tam funkcjonują tylko oni, więc my się z nimi w ogóle nie mijamy. Jesteśmy natomiast w tym samym budynku z wszystkimi młodzieżówkami. Mężczyźni mają swój budynek u góry i tam funkcjonują, ale jeżeli są, czasami odbywają się jakieś eventy. 

W ogóle tego kontaktu nie ma? 

Jest sporadyczny, najczęściej podczas jakiś eventów marketingowych. Najczęściej delegowane są dziewczyny, które marketingowo stoją na najwyższym poziomie, żeby przyciągać jak najwięcej ludzi. Ten kontakt, jeśli jest, to raczej sporadyczny i spontaniczny. Ostatnio, gdy kończyłam posiłek w naszym centrum, spotkałam Presnela Kimpembe. Zauważyłam kamery i się zastanawiałam, po co oni tu przyszli, ale się okazało, że coś kręcili. 

 Czy rozpoznaliby Cię piłkarze PSG, że jesteś zawodniczką sekcji żeńskiej? 

Nie sądzę. 

A inne twoje koleżanki z zespołu? 

Myślę, że tak. Są dziewczyny, które marketingowo mają mocne wizerunki i bardzo o to dbają. Grają w reprezentacji Francji pierwsze skrzypce, więc na tym podwórku są naprawdę rozpoznawalne, np. Sakina Karchaoui, Grace Geyoro czy Marie Katoto. One trzy są znane i piłkarze nie mieliby problemu, żeby je rozpoznać.

Będziemy się zbliżać ku końcowi naszej rozmowy, ale chciałbym Cię jeszcze zapytać o perspektywy na rozwój piłki kobiecej w Polsce. Według Ciebie idzie to w dobrym kierunku?

Chociażby patrząc przez pryzmat mojej gry w kadrze, widzę że na przestrzeni lat wiele się zmieniło na plus. Szczególnie biorąc pod uwagę aspekty organizacyjne, sztab szkoleniowy, myślę że jest to aktualnie na bardzo wysokim poziomie, jeśli nie najwyższym.

Możesz przytoczyć jakiś konkretny przykład? 

Za trenera Basiuka sztab liczył 4 osoby plus dwóch fizjoterapeutów i lekarz. Teraz siadając do stołu podczas posiłków, przy stole sztabu siedzi praktycznie tyle samo osób, co po stronie zawodniczek. 

W końcu jest tak, jak powinno być? 

Dokładnie tak, to też pomaga w organizacji tych zgrupowań. Jest więcej materiału, więcej możliwości, drony na treningu, lepsza perspektywa analizy. To są już takie rzeczy, które w klubach są na porządku dziennym. 

Ale żeńskiego Łączy nas Piłka jeszcze się nie dorobiłyście? 

No jeszcze nie, ale myślę że jest to wizja bliższa niż dalsza. Wiem, że są ludzie, którzy cały czas starają się i naciskają, żeby takie media podczas zgrupowania funkcjonowały. Ludzie mieliby do nas lepszy dostęp, więcej informacji, więc być może w przyszłości się tego doczekamy. 

Widzisz wśród kadrowiczek jakąś potencjalną gwiazdę tych materiałów? 

Na pewno siebie bym w tym nie upatrywała, bo ja raczej stronię od takich rzeczy, ale od razu mam jedną dziewczynę w głowie, która by się świetnie w tym temacie sprawdziła. Ona jest taka właśnie trochę internetowa. 

Możesz powiedzieć którą? 

Ewelina Kamczyk. Ona to lubi, też tego nie ukrywa. Jest to jej hobby, więc myślę, że ona by rozkręciła temat..

A może to też jest jakaś perspektywa dla Ciebie? 

Nie, na pewno nie. Nigdy mnie do tego nie ciągnęło, co widać zresztą po moim Instagramie, tam się naprawdę nic nie dzieje (śmiech). Ja mam problemy też z tym, żeby nawet wstawić coś po meczu, a prowadzę go sama. Oczywiście były propozycje, żeby ktoś za mnie to prowadził i rozkręcił, ale to nie jest po prostu moja rzecz. Mogłabym nawet to komuś oddać i wesprzeć to finansowo. Po prostu wiem, że to by się ze mną gryzło, to nie jestem ja.

Czyli social media to trochę zło konieczne? 

Ja chyba wychodzę z założenia, że gram w piłkę dla siebie dla przeżywania emocji i też nie mam takiej potrzeby, żeby się dzielić jakimiś super prywatnymi, swoimi rzeczami. Czasami zapominam w ogóle wstawić posta po meczu.

Są o to pretensje z klubu? 

Nie, z klubu nie. Zazwyczaj mnie jedzie siostra, że nawet tego nie wstawię, że ludzie czasami chcą coś wiedzieć. 

Może siostra powinna prowadzić twoje socjale? 

Był taki temat, tym bardziej że ona jest po dziennikarstwie, ale wiadomo, też ona ma swoje obowiązki. Tak długo, jak jeszcze nie miała swoich obowiązków i nie miała takiego swojego rytmu życiowego, to mi pomagała. Teraz już ciężej o to, ale w sumie lepiej mi z tym, bo przynajmniej nie truje, a ja mogę w spokoju sobie nic nie wrzucać.

Na koniec chciałem cię spytać o życie po karierze. Sama powiedziałaś, że piłkarki mają krótszy wiek gry. Masz już mniej więcej w głowie, albo rozmyślasz nad tym, co po karierze? Chciałabyś zostać trenerką, ekspertką w telewizji, czy może w ogóle odejść od piłki i zająć się biznesem?

Coraz częściej zadaję sobie to pytanie, ale nie odpowiedziałam sobie na nie tak konkretnie. Jeszcze będąc w Polsce, udało mi się zrobić właśnie kurs UEFA C. Cieszę się z tego, bo to już jest jakiś krok. Nie ukrywam, że chciałabym się chyba pewnego dnia sprawdzić jako trenerka. Nie wiem, na ile by mi to przynosiło radość. Obawiam się też często tego, że jednak życie trenerki nie różni się zbytnio od życia piłkarki. Często wiąże się ono jednak z wyjazdami i jest się mimo wszystko za dużo rzeczy odpowiedzialnym.

Wielu mówi, że jest to jeszcze trudniejsze od bycia piłkarzem, piłkarką. 

Dokładnie tak. Taka jest prawda. Zależy też, jak bardzo wymęczy mnie życie piłkarki, bo też nie ma co ukrywać, że jest to męczące. Zwłaszcza, że w naszym przypadku to nie jest tak, że mieszkają z nami rodziny. W moim przypadku to jest tak, że już szósty, siódmy rok jestem tu we Francji i broń Boże, nie chcę narzekać. Ja bardzo lubię swoje życie i jestem szczęśliwym człowiekiem. Czasami po prostu brakuje mi obecności drugiej osoby i rodziny. Mam z tyłu głowy to, że chciałabym to całe doświadczenie, które zebrałam przez tyle lat jako piłkarka, w jakiś sposób przekazać też innym piłkarkom czy piłkarzom. W jakiej formie? Pewnie im bliżej będzie końca kariery, tym częściej będę się nad tym zastanawiać. 

Może własna akademia? 

Być może. Może uda się nawet gdzieś podłączyć do jakiegoś ciekawego projektu. Może też właśnie czas przyniesie jakieś propozycje, otworzy jakieś inne ścieżki? Zobaczymy, na razie skupiam się na tym, co cały czas przynosi mi radość i nad tym, żeby dbać o zdrowie, żeby to funkcjonowało jak najdłużej. 

Dziękuję Ci bardzo za rozmowę i życzę Ci przede wszystkim żebyś tej radości miała jak najwięcej, dużo zdrowia oraz spełnienia marzenia i pojechania na Euro do Szwajcarii. 

Ja również dziękuję i najważniejsze żeby zdrowie dopisywało.

Wojciech Jaśkowiak

fot. Paula Duda

POLECANE

tagi