Patryk Sokołowski rozegrał 173 spotkania w Ekstraklasie, zdobył Mistrzostwo Polski z Piastem, przez dwa lata był piłkarzem Legii, podnosząc z nią Puchar Polski, a teraz, po sześciu latach, wrócił do 1 ligi. Tym razem w barwach spadkowicza – Śląska Wrocław.
W wywiadzie z naszym portalem mówi, że nie postrzega tego ruchu w kategoriach regresu sportowego. Opowiada też o tym, dlaczego przyszedł do Wrocławia, mając zapytania z zagranicy i Ekstraklasy, analizuje swoją rolę na boisku, jak i w szatni, mówi, czym przekonał go Ante Šimundža, a także porusza temat Dawida Kroczka w Rakowie. Zapraszamy.
***
Gdybym w momencie odejścia z Legii powiedział tobie, że za półtorej roku znajdziesz się w 1. Lidze, jakbyś na to zareagował?
Na pewno nie tak bym to sobie wyobrażał, natomiast pamiętajmy, że kariera sportowca to jedna wielka sinusoida, raz jest lepiej, raz gorzej. W końcu jak śpiewał Otsochodzi –„Całe moje życie – góra, dół, góra, dół”. (śmiech)
Poza tym nie traktuję tego ruchu jako regres. Śląsk to dla mnie ekstraklasowa drużyna, której miejsce jest w najwyższej klasie rozgrywkowej. Chociażby przyjeżdżając na stadion, by podpisać kontrakt, rozmawialiśmy z agentem o tym, że wielkość klubu, jego duch jest tutaj bardzo wyczuwalny. Odkąd pamiętam, Śląsk był szanowaną marką, stąd jestem szczęśliwy, że tutaj się znalazłem.
Jakie czynniki postawiły Śląsk nad innymi zespołami, z którymi rozmawiałeś?
Przede wszystkim był najbardziej konkretny ze wszystkich potencjalnych pracodawców. Szczególnie osoba dyrektora sportowego, ale i trenera mnie do siebie przekonały, przedstawiając szczegółową wizję, według której klub ma funkcjonować i się rozwijać. To wszystko ułożyło się w logiczną całość, dlatego też zdecydowałem się na ten krok.
Nie czekałeś mimo wszystko po cichu na ofertę z Ekstraklasy?
Zainteresowanie z Ekstraklasy się pojawiło, natomiast byłem już po rozmowach ze Śląskiem, zawarliśmy dżentelmeńską umowę, więc z szacunku do klubu, z którym byłem dogadany słownie, odrzuciłem ją. Oczywiście nie musiałem, natomiast zawsze wolę unikać tego rodzaju „krzywych” akcji. Ponadto, pion sportowy mnie chciał, ja również chciałem tu trafić, więc mogę tylko zapewnić, że w każdym meczu oddam swoje serce za Śląsk.
Media informowały, że pojawiła się nawet oferta z Korei…
To prawda, była to opcja rozważana przez nas, nie byliśmy na nią w żaden sposób zamknięci. W pewnym momencie nawet nastawialiśmy się na wyjazd, natomiast propozycja ze Śląska okazała się być na tyle atrakcyjna, że nie chciałem już dłużej czekać „na walizkach”.

A czym w zasadzie kupił cię Ante Šimundža?
Przede wszystkim szczerością i wspomnianymi konkretami. Rozmawiając, przedstawił mi moją rolę w zespole, to, jak Śląsk będzie grał, stąd mam nadzieję, że będę brakującym elementem tej układanki, a sztab będzie ze mnie zadowolony. Poza tym wiem, że trener jest wymagający, ale to tylko i wyłącznie dobra cecha.
Jakiej „szóstki” potrzebuje Śląsk?
Nie jestem jeszcze na tyle w klubie, by rozłożyć ten problem na czynniki pierwsze, aczkolwiek uważam, że balans pomiędzy jakością w grze ofensywnej, a defensywnej był nieco zachwiany. Śląsk ma bardzo dobrych piłkarzy w ofensywie, natomiast z tyłu brakowało kogoś w rodzaju „bezpiecznika”, który będzie wyprowadzanymi atakami kierował od środka, ubezpieczał je, przez co napastnicy nie mieli pełnej swobody w wykonywaniu swoich zadań.
Myślę, że jestem właśnie takim zawodnikiem „ubezpieczającym”, podobną rolę pełniłem też w innych zespołach. Oczywiście moje zadania na boisku nie będą ograniczały się tylko do destrukcji, ale też do budowania gry, kreowania akcji ofensywnych, to też zostało mi przedstawione. W Cracovii akurat niewiele było gry przez środek, często piłki przelatywały na głowami pomocników, jednak wiem, że tutaj pomocnicy będą mieli co robić.
Wśród kibiców chodzą głosy, że będziesz gwarantem solidności, takim „zadaniowcem”, zgadzasz się z tym?
Nie wymagam od siebie jedynie bycia solidnym, ale bardzo dobrym, najlepszym na swojej pozycji. Jeśli chodzi o łatkę „zadaniowca”, to patrzę na to w ten sposób, że każdy zawodnik ma swoje obowiązki i musi wypełniać je jak najlepiej potrafi. Moje zadania na boisku, z uwagi chociażby na pozycję, nie zawsze są widowiskowe, doceniane przez przeciętnego kibica, ale najważniejsze, by były efektywne, bo to koniec końców przekłada się na wyniki.
Dużo mówi się o tym, że Śląsk potrzebuje liderów w szatni, doświadczenia. Uważasz się za zawodnika, który może przywdziać przysłowiowe buty dowódcy?
Powiem więcej, jako zawodnik doświadczony czuję obowiązek wejścia w buty lidera, ważnej postaci. Klub też będzie ode mnie tego oczekiwał, więc postawione wymagania mam obowiązek wypełnić. Może nie należę do najbardziej charyzmatycznych zawodników, ale będę robił wszystko, by ta drużyna była zjednoczona i nikomu nie brakowało motywacji do pracy – to jest klucz do tego, by drużyna osiągała zadowalające wyniki.
Nie uważam, że krzyk i mocne słowa zawsze są odpowiednią metodą na wygrywanie, ja raczej staram się motywować innych w pozytywnym sensie – poprzez rzetelną pracę, jakąś podpowiedź, instrukcję, czy dobrą atmosferę.

W wywiadzie z Foot Truckiem szeroko opowiadałeś o indywidualnej pracy nad sobą. Wspominałeś chociażby o współpracy z holenderską firmą, zajmującą się indywidualnymi analizami gry. Dalej kontynuujesz tę metodę samokształcenia?
Tak, uważam to za bardzo ważny element mojego funkcjonowania w futbolu. Na pracę indywidualną, poza treningami w klubie, poświęcam naprawdę sporo czasu i daje to namacalne efekty. Trudno też, by w klubie, mimo profesjonalnego sprzętu do analiz, trenerzy dogłębnie analizowali mecz każdego zawodnika – klatka po klatce. Czasowo byłoby to niemożliwe.
Obecnie współpracuję z Markiem Gołembowskim – swego czasu był asystentem i analitykiem w rezerwach Legii. Po moim przyjściu do Śląska rozmawialiśmy już, że po sparingu z Hradcem omówimy pewne kwestie, zasiadając do pierwszych analiz.
Zauważasz, że inwestowanie w takie rozwiązania powoli robi się chlebem powszednim? Może w Cracovii któryś z młodych zawodników wziął od Ciebie kontakt do specjalistów w tej dziedzinie?
Myślę, że ogólnie jakość analiz – nawet klubowych – na przestrzeni ostatnich lat poszła bardzo mocno w górę, co jest zauważalne, gdyż liga robi się coraz lepsza. Mnie do takiej pracy zaraził kilka lat temu mój agent, a obecnie w agencji, do której należę większość zawodników pracuje w ten sposób. Jeśli chodzi o Cracovię, to wiem, że na pewno Fabian Bzdyl i Arttu Hoskonen korzystają z takich praktyk, choć mimo wszystko chlebem powszednim jeszcze bym tego nie nazwał.
Inteligencja pomaga w piłkarskiej szatni, czy niekiedy bywa utrudnieniem?
Wszystko zależy pewnie od kontekstu. Są zawodnicy, którzy nie posiadają inteligencji „książkowej”, wiedzy na dane tematy, ale mają tę boiskową, przez co robią różnicę. Ja sam nie uważam się za przesadnego inteligenta. Jestem zwykłym człowiekiem i myślę, że ważna jest przyzwoitość w stosunku do innych, a nie to, czy ktoś przeczytał pięć, dziesięć książek, czy żadnej.
A na pozycji pomocnika?
Myślę, że tutaj na pewno trzeba z niej korzystać, aczkolwiek to nadal inteligencja raczej boiskowa. Szybkie rozpoznanie sytuacji, przegląd pola, skanowanie przestrzeni – te aspekty taktyczne trzeba potrafić rozumieć. Przykładowo, gdy zawodnik jest od ciebie szybszy, silniejszy, skoczniejszy nie stwarza przewagi w momencie, kiedy ty wiesz, jak się ustawić, czyli korzystasz z wiedzy, znajomości rywala. To szeroki temat, natomiast podsumowując: tak, jest to ważne.
Wróćmy na chwilę do nie tak dalekiej przeszłości. Gdyby, hipotetycznie, Dawid Kroczek został w Cracovii, zrobiłbyś to samo?
Trener Kroczek jasno komunikował zarządowi, że jeśli on zostanie, to chce mieć mnie w swojej drużynie i myślę, że tak też by się stało. Wiadomo, jak potoczyło się to dalej, jednak na pewno darzę trenera dużą sympatią i życzę mu jak najlepiej w Rakowie.
Jestem ciekaw, jakie masz zdanie o tym, że objął posadę asystenta pierwszego trenera w Częstochowie. Chce iść podobną drogą, co Dawid Szwarga?
Trener Kroczek zawsze mówił, że Marek Papszun jest jedynym trenerem, którego mógłby być w przyszłości asystentem i w konsekwencji tak się to potoczyło, że został. (śmiech) Trener potrzebuje doświadczenia, a praca u boku takiego fachowca tylko go rozwinie, na dodatek będzie miał okazję posmakować europejskich pucharów, więc myślę, że to przemyślany krok.
Czego można życzyć Patrykowi Sokołowskiemu?
Szybkiego wywalczenia miejsca w pierwszej jedenastce Śląska, a przede wszystkim zdrowia, by być do dyspozycji trenera, bo motywacji do pracy na pewno mi nie zabraknie.
Rozmawiał Szymon Gawrycki Tkacz
Fot. Adriana Ficek/slaskwroclaw.pl
Fot. PressFocus