Jakub Kamiński ma za sobą pierwszy, pełny sezon na boiskach Bundesligi. I trzeba przyznać, że nie był to dla niego czas stracony. Czy jednak już teraz można założyć, że w przyszłości zrobi wielką karierę na niemieckich oraz europejskich boiskach?
Zasłużony transfer
Przypomnijmy, że Jakub Kamiński zapracował na transfer za zachodnią granicę dobrą postawą w barwach Lecha Poznań. Szlifów nabierał łącznie na przestrzeni trzech lat, natomiast decydująca okazała się najlepsza w jego wykonaniu runda jesienna sezonu 2021/22. Zakończył ją z bilansem 6 goli i 4 asyst, co jak na nastoletniego lewego skrzydłowego stanowi bardzo przyzwoity wynik.
Dobrą postawą na boisku przykuł uwagę sterników VfL Wolfsburg, którzy w zimowym okienku transferowym postanowili nabyć go za nie bagatela 10 mln euro. Zanim jednak przeniósł się do Niemiec, miał pozostać jeszcze przez pół roku w Poznaniu, by pomóc Lechowi w wywalczeniu mistrzowskiego tytułu, co ostatecznie się udało. W międzyczasie przygotowywał się do gry w nowym klubie, o czym opowiadał na łamach tygodnika „Piłka Nożna”.
– Wszystko zostało profesjonalnie zorganizowane. Trener Karol Kikut ze sztabu Lecha był w kontakcie z ówczesnym szkoleniowcem przygotowania fizycznego Wolfsburga, a jak wykonywałem konkretne ćwiczenia zalecane przez niemiecki klub. Wdrożyłem kilka nowych rozwiązań, jednocześnie uważając, żeby nie przesadzić. Miałem świadomość, że jeśli nagle zmienię podejście do treningu o 180 stopni, to może się negatywnie odbić na mojej dyspozycji – mówił w wywiadzie z Karolem Witkowskim.
Udany debiut
Trzeba przyznać, że przygotowania te nie poszły na marne, bowiem w swoim premierowym sezonie w Bundeslidze wystąpił łącznie w 31 meczach, notując przy tym 4 gole i 3 asysty. Dorzucił do tego jedno trafienie w Pucharze Niemiec. W znakomitej większości spotkań wybiegał na boisko od pierwszej minuty, co najdobitniej świadczy o zaufaniu, jakim obdarzył go trener Niko Kovac. Szczególnym momentem była dla niego z pewnością bramka, jaką zaaplikował ówczesnemu i zarazem aktualnemu mistrzowi kraju – Bayernowi Monachium. Co prawda, nie przełożyła się ona na zdobycz punktową, lecz i tak stanowi cenny „skalp” w kolekcji młodego zawodnika.
Sam zainteresowany może natomiast żałować, że jego drużyna na ostatniej prostej wypuściła z rąk miejsce dające prawo startu w Lidze Konferencji Europy. Byłaby to dla niego znakomita okazja do nabycia jeszcze większego doświadczenia. Być może popularne „Wilki” powetują sobie to niepowodzenie w przyszłym roku.
Czy zatem po Jacku Krzynówku oraz Jakubie Błaszczykowskim doczekaliśmy się kolejnego, klasowego skrzydłowego reprezentującego barwy VfL Wolfsburg? Różnica pomiędzy wspomnianą dwójką, a Kamińskim polega na tym, że trafili oni na Volkswagen-Arena w momencie, kiedy młodzieńcze lata mieli już za sobą. Tymczasem dla 21-latka klub ten może okazać się swoistą przepustką do świata wielkiej piłki. Nie można rzecz jasna wykluczyć, że zakotwiczy w nim na dłużej, natomiast jeśli w dalszym ciągu będzie rozwijać się równie dynamicznie jak dotychczas, z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że w przyszłości otrzyma propozycję nie do odrzucenia od jednego z potentatów europejskiego futbolu.
Z orzełkiem na piersi
Warto też wspomnieć o karierze Jakuba Kamińskiego w reprezentacji Polski. Mimo iż z racji wieku mógłby wciąż występować w najstarszej z grup młodzieżowych, kolejni selekcjonerzy regularnie powołują go do dorosłej kadry. Fakt, że nie zawsze pojawia się na boisku od pierwszej minuty nie powinien nikogo martwić. Ma jeszcze sporo czasu, by stać się jednym z kluczowych ogniw drużyny narodowej.
Zdążył już nawet zapisać na swoim koncie pierwsze trafienie, a jego „ofiarą” padła reprezentacja Walii (2:1). Innym, istotnym wydarzeniem był dla niego z kolei wyjazd na zeszłoroczne Mistrzostwa Świata w Katarze, gdzie również zebrał cenne doświadczenie. Śmiało można zatem założyć, że reprezentacja będzie mieć jeszcze sporo pociechy z gracza VfL Wolfsburg.
Historia polskiego futbolu zna wiele przypadków piłkarzy, którzy błyszczeli w młodzieńczych latach, by ostatecznie przepaść jak przysłowiowy kamień w wodę. Nie oznacza to bynajmniej, że podobny los musi spotkać Jakuba Kamińskiego. Póki co jego kariera rozwija się prawidłowo i nic nie wskazuje na to, by miał zejść z raz obranej ścieżki. Jeśli tylko dopisze mu zdrowie, ma sporą szansę, by w przyszłości zawojować europejskie boiska, czego gorąco mu życzymy.
Jordan Tomczyk