Stołeczne Crystal Palace jest w tym sezonie drużyną specyficzną. Nikt raczej nie zakładał walki o najwyższe cele czy szalonych zdobyczy punktowych. Tak też nie jest, ale pomimo tego, kibice Orłów z pewnością czują niedosyt znajdując się na 13. lokacie w tabeli. Mają ku temu powody.
Ciężko przepracowane okno transferowe
Ale żeby ich zrozumieć, trzeba zacząć od początku. Po poprzednim niemrawym sezonie, gdy trenerem był Roy Hodgson, władze klubu zdecydowały o przewietrzeniu szatni i wprowadzeniu pewnego rodzaju zmiany pokoleniowej.
Zaczęto od samego szkoleniowca, po nim z klubem pożegnała się spora grupa weteranów. Nowym trenerem Palace została ikona ligi Patrick Vieira, a odeszli tacy piłkarze jak Gary Cahill, James McCarthy, Andros Townsend czy Patrick Van Aanholt. Za żadnego z nich Palace nie otrzymało ani pensa, a pomimo tego wydano około 70 milionów euro na wzmocnienia. Żaden z pozyskanych zawodników nie miał więcej niż 26 lat, co pokazało zmianę nastawienia władz klubu z Selhurst Park. Plan był prosty — do doświadczonej szatni wprowadzić powiew świeżości. Decyzje transferowe były wręcz świetne. Do klubu zawitali m.in. Connor Gallagher, Marc Guehi oraz Michael Olise. Oprócz nich w Londynie zameldowali się Joachim Andersen, Jean-Philippe Mateta i Odsonne Edouard.
Powiedzieć, że te transfery były udane, to jak nie powiedzieć nic. Na szczególną uwagę zasługuje dwójka zawodników, którzy mają w swoim CV klub Chelsea. Gdy weźmiemy pod uwagę średnie oceny za mecze tego sezonu, to na czołowych miejscach w tym zestawieniu plasują się Guehi oraz Gallagher. Obaj byli po świetnych sezonach. Guehi stanowił o sile defensywy Swansea, a Gallagher był jednym z niewielu pozytywów, które można było zaobserwować w West Bromie. Obaj potrzebowali teraz miejsca, w którym mogą udowodnić, że potrafią utrzymać dobrą formę. O ile Guehi został zawodnikiem Palace na stałe, o tyle Gallagher jest do zespołu Orłów tylko wypożyczony, nad czym pewnie każdy sympatyk klubu ubolewa. Nic dziwnego, Anglik jest najlepszym strzelcem drużyny (ex aequo z Zahą) i co do tego jak dużo potrafi dać drużynie, nie ma żadnych wątpliwości. Eksperci od Premier League nie mogą się go nachwalić i widzą w nim kandydata do pierwszego składu Chelsea w przyszłym sezonie. W obecnych rozgrywkach ligi angielskiej osiem razy umieszczał piłkę w siatce i trzy razy asystował, co jak na pomocnika, szczególnie w Palace, jest świetnym wynikiem. Ale nie można umniejszać zasług nowemu filarowi defensywy.
Marc Guehi przebojem wdarł się do podstawowej jedenastki i nic nie wskazuje na to, aby miał oddać miejsce w składzie. Pomimo tego, że zdarzają mu się wpadki, to trzeba pamiętać, że jest to dopiero jego trzeci sezon w seniorskim futbolu. Z pewnością w eliminowaniu jego niedociągnięć pomoże to, że za plecami ma weterana boiskowych zmagań – Vicente Guaitę, a obok siebie bardziej doświadczonego Andersena. W takich okolicznościach Anglik może wyrosnąć na naprawdę dobrego stopera, więc nie pozostaje nic innego jak tylko życzyć powodzenia. Nie można też zapominać o trójce Francuzów, których pozyskało Palace. Mateta nie ma najlepszego wejścia do drużyny, jednak Olise i Edouard robią już wrażenie na sympatykach angielskiego futbolu. Okazali się idealnym uzupełnieniem ataku. Świetnie dopełniają się z resztą ofensywnych zawodników i zdaje się, że przed nimi również świetlana przyszłość.
Spory pech i brak stabilności
To właśnie cechuje grę Crystal Palace. W całym sezonie wygrali zaledwie sześć razy. Wczoraj odnieśli pierwsze ligowe zwycięstwo w tym roku — pokonując Watford 4:1. Sezon zaczęli słabo, manto w derbowym spotkaniu z Chelsea na otwarcie rozgrywek było jak kubeł zimnej wody wylany na pełnych optymizmu fanów Orłów. Jednak już kilka kolejek później zdołali wywalczyć remis z West Hamem (2:2) i sensacyjnie wygrać z Tottenhamem (3:0). Później seria remisów (w tym z Leicester i Arsenalem) i wygrana z Manchesterem City oraz Wolves. Po tym znów parę gorszych wyników i zwycięstwo z Evertonem. I tak w kółko, forma Palace to istna sinusoida i trudno przewidzieć wyniki ich spotkań. Potrafią zagrać świetne spotkania z Wolverhamptonem oraz obecnym mistrzem kraju, aby potem przegrać z Leeds i zremisować z Burnley.
I to właśnie remisy są największą bolączką Patricka Vieiry i jego podopiecznych. Aż 11 razy ich spotkania kończyły się podziałem punktów. Więcej w lidze remisował tylko Brighton. Z czego w trzech spotkaniach tracili gola w ostatnich 10 minutach meczu, w potyczce z Newcastle VAR anulował im bramkę na 2:1 z 88. minuty, a w przypadku remisu z Arsenalem, Lacazette wyrównał wynik spotkania w 95. minucie.
Warto też dodać, że w przypadku podziału punktów z Norwich, rzut karny niefrasobliwym uderzeniem zmarnował Wilfried Zaha. Jeśli w takich momentach zawodzi piłkarz z takim stażem, to nie wiem, na kim ma polegać Vieira. Często Palace robi wyniki ponad stan. Jednak nieraz po dobrej grze, Orły musiały pogodzić się z remisem lub porażką. Tak też było w poprzedni weekend, gdy na Selhurst Park przyjechała ekipa Chelsea. Podczas, gdy gracze The Blues walili głową w mur, zawodnicy Palace kilka razy wychodzili z groźnymi kontrami, z których przynajmniej jedna powinna zakończyć się golem, lecz każdy strzał przelatywał minimalnie obok bramki. Ostatecznie podopieczni Vieiry przegrali… po golu w 89. minucie.
Z drużyną z Selhurst Park nigdy nic nie wiadomo. Kolejne starcia tej ekipy spędzają sen z powiek bukmacherów i tak naprawdę ciężko powiedzieć, czy ten sezon w ich wykonaniu jest dobry, czy słaby. Patrick Vieira, póki co, raczej może być spokojny o swoją posadę. Jednak jeśli chce zostać w Londynie na dłużej, musi ustabilizować formę zespołu i nauczyć swoich piłkarzy utrzymywać koncentrację do końca spotkania.
Obecnie jednak najważniejszym celem jest utrzymanie, które wydaje się formalnością, ale w przyszłym sezonie oczekiwania z pewnością będą większe, a brak Gallaghera nie pomoże w ich spełnieniu. Przed Vieirą i całym Palace pracowite miesiące, które będą bardzo ważne w kontekście tego, jak postrzegana w Anglii będzie ta drużyna.