Rozpędzona poznańska lokomotywa. Następna stacja – Sztokholm

2023.03.09 Poznan
Pilka nozna Faza pucharowa Liga Konferencji Europy UEFA
Lech Poznan - Djurgardens IF
N/z Filip Marchwinski gol radosc bramka
Foto Pawel Jaskolka / PressFocus

2023.03.09 Poznan
Football UEFA Europa Conference League Play-off
Lech Poznan - Djurgardens IF
Credit: Pawel Jaskolka / PressFocus

Lech Poznań znacznie zwiększył swoją szansę na grę w ćwierćfinale Ligi Konferencji Europy. Kolejorz zdominował na własnym terenie szwedzkie Djurgårdens IF i przed meczem rewanżowym znajduje się na uprzywilejowanej pozycji. Poznaniacy ewidentnie mają patent na grę w tegorocznych europejskich pucharach. W końcu da się również odczuć, że wszyscy Polacy, to jedna rodzina – przynajmniej w kontekście futbolu. Każdy Lechowi kibicuje i liczy na to, że prędko nie nadejdzie koniec tej pięknej historii.

Poznaniakom w lidze zdarzają się wpadki, ale na arenie międzynarodowej praktycznie nie mają słabych punktów. Lech zdeklasował swojego rywala przy akompaniamencie zapełnionego stadionu – dumnych kibiców, których apetyt rośnie w miarę jedzenia. Nic dziwnego, bo Kolejorz się po Szwedach przejechał. Dominował przez niemalże cały mecz, szybko potrafił otrząsnąć się z krótkich momentów kryzysu. To było spotkanie w pełni kontrolowane przez polski zespół. Dwubramkowa zaliczka i zachowane czyste konto przed meczem rewanżowym pozwalają myśleć optymistycznie. Nie można jednak zlekceważyć rywala, ten na pewno nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.

Obalenie w pierwszej połowie

Podopieczni Johna van den Broma wyszli z szatni naładowani pozytywną energią. Piłkarze Lecha dobrze wiedzieli o co mają grać i w pełni skoncentrowani wybiegli na murawę. To miał być mecz o wielkiej wadze, a presja spoczywająca na barkach zawodników Kolejorza była o tyle duża, że do pierwszego spotkania doszło przy ulicy Bułgarskiej. Ten mecz musieli wygrać, bo w Sztokholmie z pewnością będzie czekać ich o wiele większe wyzwanie. Świadomość wagi pojedynku znalazła swoje odzwierciedlenie w grze – dojrzałej, poukładanej i co najważniejsze skutecznej. Od pierwszego gwizdka sędziego dało się zauważyć, komu bardziej zależy na zwycięstwie.

Najpierw postraszył rywal, kiedy przerzuconą przez szerokość boiska futbolówkę przyjął Gustav Wikheim. Wszedł w drybling i centrostrzałem skierował piłkę w kierunku poprzeczki, ta otarła się o nią, a następnie Lech przejął inicjatywę. W 10. minucie swoimi umiejętnościami technicznymi popisał się Michał Skóraś. Minął w polu karnym obrońcę rywala spektakularną ruletką i poszukał zagrania pod bramkę Djurgården, lecz nikt tej akcji nie wykończył. Już zaledwie minutę później piłkę przyjął na skrzydle Filip Szymczak, po czym zszedł do środka i z rogu pola karnego posłał groźny, kąśliwy strzał w kierunku bramki, jednak wybronił go Jacob Widell Zetterström. W tym momencie można pochwalić obydwóch polskich skrzydłowych, którzy robili w tym meczu dokładnie to, co do nich należało – mieszali dryblingiem rywali i wprowadzali chaos w ich defensywie.

Bardzo groźną sytuację Szwedzi utworzyli w 34. minucie spotkania, wówczas po naprawdę dobrym dośrodkowaniu z piłką minął się Joel Asoro, a wystarczyło, żeby tylko musnął ją w kierunku bramki Filipa Bednarka. Chwilę później cały stadion wybuchł z radości. Po wrzutce z wolnego główkował Antonio Milić, a rywalom pozostało tylko wyciągnąć piłkę z siatki. Kolejorz wyszedł na zasłużone prowadzenie. Potem huknął jeszcze z dystansu Radosław Murawski, ale dobrą paradę zanotował Zetterström. Skończyła się pierwsza część widowiska, a na ekranach widniał wynik 1:0.

Moment zawahania i ostateczny nokaut

Druga połowa zaczęła się pod dyktando gości. Lech był nieco uśpiony i oddał inicjatywę. Po kilku minutach doszło do sytuacji, gdzie na niekorzyść Poznaniaków sędziowie VAR analizowali potencjalne zagranie ręką w polu karnym Szymczaka. Szybko jednak rozwiano wszelkie wątpliwości i do niezgodnej z przepisami sytuacji nie doszło. Zadyszka piłkarzy polskiego zespołu chwilę trwała, co najbardziej rzuciło się w oczy po około 10 minutach od gwizdka rozpoczynającego drugi akt spotkania. Ta niemoc przerodziła się następnie w opanowanie natarczywości przyjezdnych. Mieliśmy do czynienia z dość spokojnym fragmentem meczu, gdzie zdawało się, że Lech dowiezie jednobramkową przewagę do końca.

Aż tu nagle na murawie pojawił się Filip Marchwiński. Kibice lubią powiadać, że gdy na boisku melduje się młody pomocnik, to istnieją dwa wyjścia – wszystkich uszczęśliwi albo okaże się sabotażystą. To był chyba mecz o zbyt dużej wadze, aby spełnił się drugi scenariusz. Na osiem minut przed końcem regulaminowego czasu gry ponownie świetnie napędził na boku akcję Skóraś. Skrzydłowy podał mocno po ziemi w pole karne, po zamieszaniu pod bramką piłkę zgarnął Adriel Ba Loua i przytomnie zagrał do Marchwińskiego. Ten pewnym, finezyjnym strzałem podwyższył prowadzenie. Tego meczu nie dało się już przegrać. Lechici wyszli na dwubramkowe prowadzenie, a kibiców na stadionie i przed telewizorami ogarnęła euforia.

Zawodnicy Djurgården rzucili się rozpaczliwie do ataku, ale z ich akcji ofensywnych niewiele wynikało. Zależało im choćby na strzeleniu jednego gola, który nieco osłodziłby im ten przegrany mecz, a ponadto pomógłby przed spotkaniem na własnym boisku. Widać było frustrację i rozgoryczenie rywali, Lech mądrze się pod koniec bronił, zdołał także wyprowadzić przed samym końcem widowiska bardzo groźną kontrę. Marchwiński odebrał piłkę Bengtssonowi, zagrał ją do Joela Pereiry, a ten zauważył osamotnionego z przodu Skórasia. Posłał do niego piłkę, ten podbiegł z nią pod pole karne rywala i mając niemalże pewną sytuację na zamknięcie wyniku strzelił nad poprzeczkę. Dało się usłyszeć tylko jęk zawodu. Wybrzmiał ostatni gwizdek, Lech Poznań wygrał starcie 2:0.

Awans jest na horyzoncie, ale nie dajmy się ponieść

Nareszcie mamy klub, który jest na ustach całej piłkarskiej Europy. Trzeba jasno powiedzieć, Lech w tym roku ma smykałkę na Ligę Konferencji i brnie przez nią z zabójczą skutecznością. Do tej pory Kolejorz przegrał w niej tylko jedno spotkanie, pierwsze wyjazdowe w fazie grupowej przeciwko Villarealowi. Oprócz tego od trzech spotkań nie stracił ani jednej bramki. Poziom pewności siebie w zespole znacznie wzrósł, projekt holenderskiego trenera najzwyczajniej w świecie działa i do Szwecji piłkarze poznańskiego klubu udadzą się w jednym celu – chcą przedłużyć swoją przygodę z turniejem i awansować do ćwierćfinału.

Patrząc przez pryzmat drogi, którą już przeszli, a także bacząc na to, w jakim stylu to osiągnęli, aż szkoda by było, gdyby mieli odpaść w Sztokholmie. Mało kto bierze w ogóle pod uwagę tak pesymistyczny scenariusz, szczególnie po widowiskowym zwycięstwie u siebie. Trzeba jednak zwrócić uwagę na to, że rywal nie jest z pierwszej łapanki. Co prawda w Poznaniu dali się zdominować, ale fragmentami potrafili zagrozić bramce Lecha. Są ostatnio w niezłej formie i przy wsparciu własnych kibiców, kolokwialnie mówiąc, będą gryźli murawę, byleby tylko wydrzeć polskiemu klubowi bilet do gry w następnej fazie rozgrywek. W fazie grupowej wygrali pięć spotkań, zremisowali jedno, żadnej drużynie nie udało się przeciwko nim przechylić szali zwycięstwa na własną stronę. To będzie trudny mecz.

Z drugiej jednak strony – kiedy, jak nie teraz? Lech Poznań stoi przed wielką szansą osiągnięcia rezultatu, który przed sezonem wielu na spokojnie brałoby w ciemno. W drużynie jest fundament, pomysł i zawziętość. Ta wola walki i wykorzystywanie kluczowych sytuacji w meczu przyniosły już naprawdę solidne efekty. Nie czas, żeby się zatrzymywać. Niech poznańska lokomotywa pędzi dalej ku lepszej przyszłości polskiej piłki klubowej. Bo przecież od czegoś trzeba zacząć. Już jesteśmy z was dumni, ale dajcie nam ten ćwierćfinał! Niech ten piękny sen nadal trwa.

Mikołaj Grabowski

POLECANE

tagi