Podsumowanie 1. kolejki Mistrzostw Świata w Katarze

DOHA, CA - 23.11.2022: GERMANY VS JAPAN - MUSIALA Jamal from Germany regrets a missed chance during a match between Germany and Japan, valid for the first round of the group stage of the World Cup, held at Khalifa International Stadium in Doha, Qatar. (Photo: Marcelo Machado de Melo/Fotoarena/Sipa USA)
2022.11.23 Doha
Pilka nozna Mistrzostwa Swiata w Katarze Katar 2022
Niemcy - Japonia
Foto Fotoarena/SIPA USA/PressFocus

!!! POLAND ONLY !!!

Za nami pierwsza kolejka zmagań grupowych na XXII Mistrzostwach Świata w piłce nożnej. Początek zmagań w Katarze nie był wielce emocjonujący, ale mogliśmy obejrzeć też spotkania warte uwagi. Po pierwszych meczach trudno jednak wyciągać wiele daleko idących wniosków. Zapraszamy na podsumowanie pierwszej serii gier.

Grupa A

Cała zabawa zaczęła się w niedzielę, gdy na boisko wybiegły reprezentacje Kataru i Ekwadoru. Trzeba przyznać, że był to fatalny występ reprezentantów gospodarzy, których ranga pojedynku ewidentnie przygniotła. Już w trakcie meczu pojawiło się w przestrzeni internetowej wiele opinii szydzących z podopiecznych Felixa Sancheza. Większość osób stwierdziła, że najlepiej dla całej imprezy będzie, gdy Katarczycy, dopełniając swoją fatalną grą przekonanie całego świata o niesłuszności organizacji mundialu nad Zatoką Perską, jak najszybciej z niej znikną. Ja osobiście nie byłbym dla reprezentantów gospodarzy, aż tak surowy. Faktem jest, że okazali się jedną z najgorszych ekip pierwszej serii zmagań, ale myślę, że ten zespół nie pokazał przeciwko Ekwadorowi nawet połowy swego potencjału. W końcu podopieczni Felixa Sancheza nieprzypadkowo zdobyli w 2019 roku mistrzostwo Azji, pokonując chociażby Japonię. Tym samym z wielką ciekawością oczekuję na ich drugie starcie z Senegalem, aby się przekonać, jaka jest ich rzeczywista siła. Często zdarza się tak, że jak do czegoś bardzo długo się przygotowujesz to w tym od dawna wyczekiwanym momencie pożera ciebie stres. Uważam, że tak było właśnie z gospodarzami turnieju.

Po tym meczu otwarcia trudno także realnie ocenić siłę reprezentacji Ekwadoru. Oczywiście na tle słabiutkiego Kataru zaprezentowała się ona fantastycznie, ale nie mam pewności, czy są w stanie pokonać w walce o wyjście z grupy Senegal czy postawić się Holandii. Dla trenera Gustavo Alfaro najważniejsza przed starciem z Oranje będzie informacja o stanie zdrowia bohatera meczu otwarcia, Ennera Valencii, który odniósł w jego trakcie kontuzję. Drużyna z Ameryki Południowej zdobyła pierwsze trzy punkty dla siebie na tym mundialu najmniejszym nakładem sił, co było widoczne zwłaszcza po przerwie, gdy nie forsowała już tempa i kontrolowała wydarzenia na murawie. Włączenie trybu ekonomicznego przeciwko Katarowi może okazać się pewną przewagą Ekwadorczyków w starciu z Holendrami.

Pomarańczowi pokonali po niełatwym dla siebie pojedynku Senegal i wykonali pierwszy krok w kierunku mistrzowskiego tytułu, który jest ich celem. Przynajmniej tak przed startem imprezy zapewniał Luis van Gaal. Oranje nie pokazali się przeciwko Afrykanom z najlepszej strony, nie mieli kontroli nad wydarzeniami na murawie, czego pewnie życzył sobie doświadczony szkoleniowiec, tylko wyszarpali zwycięstwo w końcówce meczu. Holendrzy jedyne swoje celne strzały oddali właśnie w akcjach bramkowych, a wcześniej musieli liczyć na pomoc, debiutującego w kadrze bramkarza, Andriesa Nopperta. 28-latek tak nieoczekiwanie, jak znalazł się w podstawowym składzie, tak też został jednym z bohaterów spotkania. O ostatecznym triumfie Pomarańczowych przesądziła ich cierpliwość, zabójcza skuteczność i jednak nie najlepsza postawa golkipera rywali. Podopieczni Luisa van Gaala zagrali, jak typowa drużyna turniejowa, czyli bez fajerwerków, na zero z tyłu i na wysokiej skuteczności pod bramką przeciwnika. Myślę, że Oranje mogą zajść w tej imprezie daleko.

Za to Lwy Terangi mogą być dumne z swojej postawy, mimo ostatecznej porażki. To oni z perspektywy całego spotkania częściej zagrażali bramce rywali, a to przecież bez ich najlepszego zawodnika, Sadio Mane, który doznał urazu i w Katarze nie wystąpi. Pretensje można mieć tylko do Edouarda Mendy’ego. Wydaje się, że golkiper Chelsea przy stracie obu goli mógł zachować się lepiej i na pewno nie pomógł swoim kolegom z pola zwieńczyć ich wysiłku jakąkolwiek zdobyczą punktową. Postawa Senegalczyków może jednak napawać ich kibiców optymizmem przed dalszą walką o wyjście z grupy, ponieważ mistrzowie Afryki okazali się przeciwko jednemu z kandydatów do złota być zdyscyplinowani taktycznie i zdolni do zagrożenia bramce przeciwnika nawet bez Sadio Mane. W końcu teraz są przed nimi już tylko teoretycznie łatwiejsze starcia.

Katar – Ekwador 0:2

Senegal – Holandia 0:2

Grupa B

W grupie B wydarzeniem numer jeden był widowiskowy występ Anglików, którzy wlali w serca fanów nad Tamizą niezbędny optymizm, którego mogło brakować po bardzo nieudanej, tegorocznej Lidze Narodów. W końcu przez spadek z dywizji A posadę o mało co nie stracił Gareth Southgate. Można się było spodziewać, że Synowie Albionu pokonają Iran, ale raczej po męczarniach, niż popisie strzeleckim. Oczywistym jest, że po spotkaniu, jednak tylko z mającym swoje problemy Iranem, nikt nie będzie nagle typował Anglików do złota, lecz na pewno wynik ten trochę oczyścił atmosferę wokół zespołu. Sam jestem ciekaw, jaką twarz ekipy Garetha Southgate’a zobaczymy w pojedynkach z bardziej wymagającymi rywalami, czy będzie ona pragmatyczna, jak podczas zeszłorocznego Euro, czy może selekcjoner postanowi uwolnić potencjał ofensywny swoich podopiecznych, który jest ogromny.

Z pewnością dużo więcej spodziewałem się w pierwszej kolejce po Iranie, który można pamiętać z bardzo dobrej postawy przed czterema laty w Rosji, gdzie jego zawodnicy potrafili być bardzo szczelni w defensywie. Tym razem ich obrona posypała się jednak, jak z domek z kart. Wydaje się, że jest to zespół słabszy, niż ten z 2018 roku i powinien mieć problem z zdobyciem choćby punktu. Z niezłej strony pokazała się jedynie największa gwiazda drużyny, Mehdi Taremi, czyli autor dwóch goli. O samym występie Irańczycy na pewno będą chcieli, jak najszybciej zapomnieć, nie można przejść jednak obojętnie obok ich postawy przed pierwszym gwizdkiem sędziego. Piłkarze w geście wsparcia dla kobiet, walczących o swoje prawa w ich ojczyźnie, nie odśpiewali narodowego hymnu, dając tym samym znać, że nie zgadzają się z działaniem władz Iranu.

Dużo ciekawsze było drugie starcie w tej grupie, w którym Amerykanie zremisowali z Walijczykami. W pierwszej odsłonie podopieczni Gregga Berhaltera imponowali intensywnością swoich działań i wysokim pressingiem. Dzięki tym dwóm aspektom zdominowali rywali, co potwierdzili zdobyciem bramki. W drugiej części gry Jankesi jednak opadli z sił, co doprowadziło do utraty gola z rzutu karnego. Jestem ciekaw, jaką twarz Amerykanów ujrzymy w ich drugim spotkaniu, przeciwko Anglii, czy będą oni wyglądać bardziej, jak w pierwszej czy drugiej połowie, a może lepiej rozłożą siły, aby wystarczyło im ich na całe spotkanie. Z pewnością remis na inaugurację nie jest dla piłkarzy z Ameryki Północnej złym wynikiem, bo pozostawia sprawę awansu otwartą, lecz ich dyspozycja nadal pozostaje pewną niewiadomą. Szacunek należy im się jednak za odwagę, jaką prezentowali przed przerwą.

Walijczycy mogą być zadowoleni z tego, że potrafili wyrównać stan rywalizacji i przejąć inicjatywę, mimo słabej pierwszej połowy. Ewidentnie Smokom pomogło pojawienie się na placu gry wysokiego Kieffera Moore’a, dzięki któremu mogli grać bardziej bezpośrednio, w wyspiarskim stylu tworząc zagrożenie pod bramką przeciwników. Tak cenny dla zespołu gracz powinien występować na boisku od pierwszego gwizdka, tylko czy Robert Page zdecyduje się w starciu z Iranem na jednoczesne wystawienie już od początku, napastnika Bournemouth oraz Garetha Bale’a. Wiadomo, że ten drugi ma niepodważalną pozycję w ekipie, co tylko udowodnił wywalczając i skutecznie egzekwując „jedenastkę”, jednak to głównie dzięki Moore’owi Walijczycy byli w stanie wrócić do meczu. Sami na własnej skórze przekonaliśmy się we wrześniu, że Smoki tworzą zespół raczej jednowymiarowy i bez wielkiego potencjału czysto piłkarskiego, dlatego ich ewentualny awans z grupy, który nie jest niemożliwy, byłby dla nich olbrzymim sukcesem.

Anglia – Iran 6:2

Walia – USA 1:1

Grupa C

Rywalizacja w tej grupie rozpoczęła się od prawdziwej sensacji, ponieważ Argentyna, czyli jeden z dwóch głównych kandydatów do złota, uległa Arabii Saudyjskiej. Albiceleste do przerwy wydawali się mieć wszystko pod kontrolą. Szybko objęli prowadzenie, a potem trafili do siatki jeszcze trzykrotnie, ale za każdym razem gole nie były uznawane z uwagi na spalone. Następne bramki, już te prawidłowe, miały jednak w końcu dla podopiecznych Lionela Scaloniego nadejść. Tak się nie stało, a do siatki zaczęli trafiać Saudyjczycy. Porażka Argentyńczyków spowodowała wielkie rozczarowanie w ich ojczyźnie, ale moim zdaniem marzenia Albiceleste o tytule mistrzów świata mogą się jeszcze ziścić, ponieważ wydaje się pewne, że już drugiego tak słabego meczu na tym turnieju nie zagrają. Moim zdaniem piłkarze z Ameryki Południowej ewidentnie zlekceważyli swoich rywali, a szybko zdobyta bramka już zupełnie uśpiła ich czujność. W odwróceniu losów spotkania nie pomógł nawet zryw w ostatnich minutach i seria trzydziestu sześciu spotkań bez porażki dobiegła końca w kompletnie niespodziewanym momencie. Interesująca będzie reakcja Messiego i spółki na to niepowodzenie już w starciu z Meksykiem, a spodziewam się, że będzie ona zdecydowana.

Arabia Saudyjska to bez dwóch zdań największa sensacja pierwszej serii zmagań. Piłkarze z Półwyspu Arabskiego zaimponowali nie tylko wynikiem, ale także odważnym i ryzykownym stylem. Saudyjczycy przez większość meczu grali wysoko ustawioną linią obrony, a także skutecznie łapali Argentyńczyków na pułapki ofsajdowe. Podopieczni Herve Renarda wyglądali świetnie, jeśli chodzi o wyszkolenie techniczne, fazę posiadania piłki i umiejętność wygrywania pojedynków, czym zaskoczyli wielu fanów oraz ekspertów na całym świecie. Ten mecz pokazał, że w starciu z Polską Arabia Saudyjska będzie raczej skłonna, aby prowadzić grę, ponieważ ma do tego odpowiednie narzędzia. W ostatnich minutach Saudyjczycy pokazali, że potrafią sobie radzić także w głębokiej defensywie i są zdyscyplinowani taktyczne, co do czego były przed turniejem pewne wątpliwości. Ich teoretycznie najsłabszy punkt, czyli bramkarz został wybrany graczem meczu, więc wydaje się, że Arabia Saudyjska może w Katarze jeszcze nie jednego zaskoczyć i zagwarantować swym rodakom jeszcze nie jedno święto narodowe.

Drugie spotkanie tej grupy okazało się być zdecydowanie najgorszym w całej pierwszej kolejce. Na własnej skórze mogliśmy się przekonać o tym, że Meksykanie są w naprawdę słabej dyspozycji i głosy krytyki przed rozpoczęciem turnieju pod ich adresem nie były bezzasadne. El Tri nie mieli pomysłu na sforsowanie głęboko i konsekwentnie broniących się Polaków, przez co nie stworzyli sobie żadnej stuprocentowej sytuacji pod bramką Wojciecha Szczęsnego. Sami jednak nie dopuścili Biało-czerwonych do żadnej sytuacji pod własnym polem karnym, choć było to raczej efektem beznadziejnej strategii na grę ofensywną Czesława Michniewicza, niż fantastycznej postawy defensorów Meksyku. Graczem meczu został ostatecznie wybrany Guillermo Ochoa, który obronił „jedenastkę” wykonywaną przez Roberta Lewandowskiego, udowadniając tym samym, że na mundialach wznosi się na poziom światowej czołówki. Z taką słabą postawą w ofensywie El Tri nie mają, co marzyć o wyjściu z grupy, nie wspominając już nawet o wymarzonych przez fanów ćwierćfinale, lecz wydaje się, że w następnych pojedynkach powinno im łatwiej dochodzić się do sytuacji bramkowych, bo ani Arabia Saudyjska, ani tym bardziej Argentyna nie postawią autokaru na własnej połowie, jak Polacy.

Nasi rodacy zaprezentowali w pierwszej kolejce zdecydowanie najbardziej prymitywny futbol z wszystkich drużyn, uczestniczących w XXII Mistrzostwach Świata. Jedynym pomysłem na zaatakowanie bramki rywala była „laga” na Roberta Lewandowskiego. W tej sprawie w ostatnich miesiącach powstało w sieci wiele memów, ale chyba nikt nie przypuszczał, że Czesława Michniewicz tak bardzo wiernie zastosuje to rozwiązanie. Selekcjoner miał ponad siedem miesięcy, aby przygotować plan na to spotkanie, aby ostatecznie naszym jedynym rozwiązaniem było posłanie długiej piłki na „walkę” do napastnika Barcelony. Za taki „popis” trenerskich umiejętności powinno się odbierać trenerom licencje. Lewandowski mógł się poczuć, jak w słynnym meczu w Bolonii za kadencji Jerzego Brzęczka, tak słaba była we wtorek Polska. Michniewicz ewidentnie nie chciał z Meksykiem wygrać, tylko nie przegrać, a ewentualne zwycięstwo miało być dodatkiem, który w drodze przypadku mógł się wydarzyć.

Najlepsze w tej całej historii jest to, że Biało-czerwoni prawie to spotkanie wygrali, a do zdobycia kompletu punktów zabrakło tylko skutecznego wyegzekwowania „jedenastki” przez Roberta Lewandowskiego. Samo wywalczenie tego rzutu karnego było efektem jednej z nielicznych prób wysokiego pressingu na połowie rywala, a także woli walki i indywidualnych umiejętności Lewandowskiego W tej sytuacji Polacy nie cofnęli się zgodnie z planem trenera, tylko podeszli wyżej, za co otrzymali nagrodę.

Jak tak dalej będzie wyglądała nasza gra na tym turnieju, to Biało-czerwoni wrócą do kraju już po trzech meczach, a Czesław Michniewicz zasłuży na tytuł mistrza świata, co najwyżej w marnowaniu potencjału. Selekcjoner, mając w zespole piłkarzy, dobrze czujących się z piłką przy nodze nakazał im za nią biegać zamiast ją posiadać. W efekcie powstało wśród kibiców i ekspertów pewne zakrzywienie w ocenie postawy zespołu. Na wszystkich możliwych portalach, wystawiających noty za pojedynek z Meksykiem, dobrze zostali ocenieni gracze defensywni, a bardzo słabo ci odpowiedzialni za ofensywę.

Ja osobiście się z takim postawieniem sprawy nie zgadzam. Po pierwsze, dlatego że na efekt w postaci czystego konta zapracowała cała drużyna, broniąc się głęboko na własnej połowie, a zawodników bardziej defensywnych nie można tylko chwalić, ponieważ solidnie wykonywali obowiązki pod własną bramką. Uważam, że powinni oni dać też coś naszej ofensywie, a tego nie zrobili. Najbardziej chwaleni za pojedynek z El Tri: Glik, Krychowiak oraz Bereszyński w fazie ataku spisali się wręcz fatalnie, zresztą jak cały zespół.

Nie rozumiem, w jaki sposób Robert Lewandowski mógł zostać pozytywnie oceniony za ten mecz (oczywiście mógł tylko i aż wykorzystać rzut karny), ponieważ był zmuszony do toczenia ciągłych pojedynków główkowych z Meksykanami. Nawet wiele w nich wygrywał, ale nie miał do kogo zgrać piłki, ponieważ był całkowicie osamotniony.

Nie rozumiem, w jaki sposób Michniewicz zamierzał wykorzystać dobrą formę Piotra Zielińskiego, skoro przez ustawienie najbliżej Lewandowskiego był odcięty od podań, a futbolówka ciągle latała nad jego głową. Już wielokrotnie przekonaliśmy się, że pomocnik Napoli jest najlepszy, gdy odbiera piłkę niżej i może obrócić się z nią przodem do bramki, jednak we wtorek nie miał do tego żadnych możliwości.

Wreszcie skrzydłowi, którzy tylko epizodycznie próbowali zrobić coś pozytywnego w ofensywie, ale z drugiej strony w defensywie byli ustawieni tak nisko, że po prostu nie mieli szans zdążyć, aby podłączyć się do ewentualnego kontrataku. Mówiło się, że dzięki ustawieniu ze skrzydłowymi większe wsparcie otrzyma Robert Lewandowski, ponieważ zawodnicy ustawieni na bokach będą ustawieni wyżej, niż potencjalni wahadłowi przy innym rysunku taktycznym. Wyszło jednak, tak samo jak w tym drugim przypadku, ponieważ gracze znad Wisły bronili głęboko w systemie 1-6-3-1.

Przykro patrzy się na to, jak Czesław Michniewicz stworzył z naszej kadry pośmiewisko na cały świat, a z siebie przy okazji kompletnego nieuka. Szansa do poprawy nastąpi już w sobotę. Wątpliwe jest jednak, to czy selekcjoner okaże się pojętnym uczniem, a po rozmowie z dziennikarzami z środowego treningu i wczorajszej konferencji prasowej można wysnuć przykry wniosek, że przystępuje do budowy tzw. oblężonej twierdzy, co nie może skończyć się pozytywnie dla kadry.

Argentyna – Arabia Saudyjska 1:2

Meksyk – Polska 0:0

Grupa D

Na start zmagań w grupie D również byliśmy świadkami niespodziewanego rozstrzygnięcia, ponieważ faworyzowana Dania zaledwie zremisowała bezbramkowo z Tunezją. Podopieczni Kaspera Hjulmanda tylko fragmentami w drugiej połowie przypominali rewelację zeszłorocznego Euro. Za to w pierwszej bardzo się męczyli i tylko Kasperowi Schmeichelowi zawdzięczali zero po stronie strat. Po przerwie rzeczywiście podkręcili tempo i weszli na trochę wyższy poziom, ale na dobrze zorganizowaną Tunezję, to było za mało. Teraz Duńczyków czeka pojedynek z obrońcami tytułu, Francuzami. O ile przed pierwszą kolejką część ekspertów typowała właśnie podopiecznych Hjulmanda do zwycięstwa w tym meczu, to po pierwszej serii gier musieli oni zapewne zrewidować swoje przypuszczenia, ponieważ Dania zwyczajnie zawiodła. Mam tutaj na myśli oczywiście postawę tego zespołu w fazie ofensywnej, ponieważ największe zagrożenie potrafił on sobie stworzyć po stałym fragmencie i strzale z dystansu, a nie po składnej akcji, jakich wiele prezentował przed rokiem.

Chwalić za pierwszy mecz należy za to skazywaną na pożarcie Tunezję. Piłkarze z Afryki przed przerwą pokazali dużą odwagę w swojej grze, a gdyby ich napastnik, Issam Jebali był skuteczniejszy, to pierwszą połowę kończyliby z prowadzeniem. W drugiej zaś częściej się bronili, ale robili to skutecznie i cały czas mogą pozostawać optymistami, jeśli chodzi o kwestię wyjścia z grupy. W spotkaniu z Australią będę jednak musieli udźwignąć rolę minimalnych faworytów, co pozwoli im realnie myśleć o sensacyjnym awansie do 1/8 finału.

Początek spotkania Francji z Australią zwiastował kolejną możliwą sensację w trzecim dniu imprezy. Stało się jednak inaczej i obrońcy tytułu ostatecznie pewnie pokonali graczy z Antypodów, dzięki po prostu wyższej sumie indywidualnych umiejętności, mimo braku wielu ważnych zawodników. W końcu Trójkolorowi przed startem imprezy zostali najmocniej doświadczeni przez kontuzje spośród całej stawki, a mimo to są w stanie grać efektownie w bardzo jakościowym składzie. Warto przypomnieć, że tuż przed rozpoczęciem turnieju urazy wykluczyły z gry Christophera Nkunku i Karima Benzemę, czyli zdobywcę Złotej Piłki za ubiegły sezon, a przy akcji bramkowej dla Australii więzadła w kolanie zerwał Lucas Hernandez. Pomimo początkowych kłopotów i odważnej postawy Kangurów popis dali Kylian Mbappe, Adrien Rabiot, Antoine Griezmann oraz Olivier Giroud, zapewniając efektowne zwycięstwo swej drużynie. Ten ostatni, dzięki zdobyciu dwóch goli wyrównał przy okazji rekord Thierry’ego Henry’ego w liczbie trafień dla Trójkolorowych (51).

Po takim spotkaniu trudno wyciągać wiele wniosków z postawy Australijczyków, którzy zaczęli odważnie i nawet wyszli na prowadzenie, ale ostatecznie nie mieli szans z obrońcami tytułu. Prawdę o piłkarzach z Antypodów powie nam dopiero ich kolejne starcie z Tunezją, czyli ekipą z ich półki. W starciu z Trójkolorowymi postanowili nie murować swojej bramki, tylko zaryzykować, co zasługuje na pochwałę.

Dania – Tunezja 0:0

Francja – Australia 4:1

Grupa E

To kolejna już grupa, w której rywalizacja rozpoczęła się od sporej niespodzianki, na którą początkowo niewiele wskazywało, ponieważ reprezentacja Niemiec do przerwy przeciwko Japonii prezentowała się wręcz fantastycznie. Podopieczni Hansiego Flicka pierwszą połowę zagrali na dużej intensywności i wyszli na jednobramkowe prowadzenie po rzucie karnym wykorzystanym przez Ilkaya Gündogana, choć rozmiary prowadzenia powinny być wyższe. Druga część gry ponownie zaczęła się od przewagi Niemców, ale w pewnym momencie mistrzowie świata z 2014 roku pozwolili Japończykom na za dużo i stracili dwie bramki, na które nie byli w stanie już odpowiedzieć. Nasi zachodni sąsiedzi zapłacili za swój brak skuteczności i błędy w defensywie. Tym samym azjatyckie koszmary sprzed czterech lat ponownie zawitały nad Sprewę. W końcu w Rosji Niemców z turnieju wyrzuciła Korea Południowa, a teraz kluczowa dla kwestii awansu może okazać się niespodziewana porażka z Japonią. Pomimo tego potknięcia pierwsze sześćdziesiąt minut meczu może dawać fanom die Mannschaft nadzieję na pokonanie w drugiej kolejce w starciu o wszystko Hiszpanii.

W pierwszej połowie dla Japończyków wydarzenia na murawie toczyły się ewidentnie zbyt szybko, mimo dużego poświęcenia Azjatów. Gola stracili po „jedenastce” sprokurowanej przez bramkarza, Shuichi Gondę, który ostatecznie został jednak graczem meczu, ponieważ poza tym jednym błędem bronił, jak natchniony. Ostatecznie Samurajowie, dzięki dobrym zmianom i niesamowitej determinacji byli w stanie dotrzymać tempa, narzuconemu przez Niemców oraz zdobyć komplet punktów. Tym samym reprezentanci Kraju Kwitnącej Wiśni są praktycznie o krok od awansu do fazy pucharowej, a teraz czeka ich pojedynek ze słabiutką Kostaryką.

Zdecydowanie najbardziej efektowny występ fazy pucharowej należał do reprezentantów Hiszpanii, którzy pokonali Kostarykę7:0. La Furia Roja mieli pełną kontrolę nad wydarzeniami na murawie od pierwszej do ostatniej minuty, imponując pod każdym aspektem. Zawsze po takim spotkaniu pojawia się pytanie, czy to podopieczni Luisa Enrique byli aż tacy mocni, czy ich rywale aż tak słabi. Na dzisiaj trudno na nie odpowiedzieć, ale już w niedzielę okaże się w jakiej dyspozycji tak naprawdę są Hiszpanie, ponieważ zagrają z będącymi pod ścianą Niemcami i będą w tym pojedynku faworytami.

Za to Kostarykanie zaprezentowali się najsłabiej spośród całej stawki, przebijając „popisy” chociażby Katarczyków. Był to beznadziejny występ piłkarzy z Ameryki Środkowej pod każdym względem, z którego trudno wyciągnąć jakiekolwiek pozytywy. Los Ticos na razie są mocnym kandydatem na outsidera tej grupy i całych mistrzostw, zwłaszcza że mają bardzo trudnych rywali.

Niemcy – Japonia 1:2

Hiszpania – Kostaryka 7:0

Grupa F

Następną drużyną, która zaprezentowała się poniżej oczekiwań w pierwszej kolejce była Chorwacja. Zawodnicy z Bałkanów tylko bezbramkowo zremisowali po słabym meczu z Marokiem. Podopieczni Zlatko Dalicia zagrali asekuracyjnie, bez ryzyka i polotu, stwarzając sobie tylko dwie niezłe sytuacje bramkowe. Ta liczba to zdecydowanie za mało, jak na potencjał ofensywny aktualnych wicemistrzów świata. W związku z tym jestem ciekaw reakcji Chorwatów przeciwko Kanadyjczykom. Myślę, że zagrają odważniej i mnie pragmatycznie, co powinno zapewnić większe emocje z ich udziałem.

Na ich tle nieźle wyglądali Marokańczycy. Piłkarze z Afryki dorównali poziomem wicemistrzom świata, co nie było specjalnie trudne, ale również nie podjęli nadmiernego ryzyka. Sam punkt jest dla podopiecznych Walida Regraguiego bardzo cenny, lecz zmartwieniem dla szkoleniowca może być kontuzja Noussaira Mazraouiego, czyli bocznego obrońcy Bayernu Monachium, ponieważ to w końcu boczne sektory boiska są w marokańskiej ekipie najważniejsze. Biorąc pod uwagę, jak wyrównana jest grupa F, to piłkarze z Afryki mogą być pozytywnie nastawieni przed kolejnymi pojedynkami.

Najbardziej niesprawiedliwie potraktowaną przez los ekipą pierwszej kolejki jest zdecydowanie gracze Kanady. Reprezentanci klonowego liścia mieli wiele sytuacji podbramkowych, w tym nawet rzut karny, ale pozostawali rażąco nieskuteczni, a w dodatku zostali skrzywdzeni przez sędziów. Podopieczni Johna Herdmana zaprezentowali radosny, efektowny, odważny futbol, czym zaimponowali całemu światowi, zyskując sympatię ekspertów. Kanadyjczycy zagrali intensywnie i choć nie do końca starczyło im sił, to zasłużyli na ogrom pochwał.

Zupełnie odmiennie za ten mecz, niż reprezentanci klonowego liścia, zostali ocenieni ich rywale, czyli Belgowie, mimo że to ci drudzy zdobyli komplet punktów, lecz zagrali, jak na swój potencjał wręcz beznadziejne. Kibic, który włączyłby środowego wieczora telewizor, nie wiedząc, która ekipa gra, w jakich koszulkach, to mógłby dojść do wniosku, że to faworyzowani Belgowie są ubrani na biało, a nie Kanadyjczycy. Co prawda podopieczni Roberto Martineza zgarnęli komplet oczek, ale ich postawa nie ma prawa nastrajać ich fanów optymizmem przed następnymi starciami.

Maroko – Chorwacja 0:0

Belgia – Kanada 1:0

Grupa G

W pierwszym czwartkowym meczu z roli faworyta wywiązali się Szwajcarzy, nie bez trudów pokonując Kamerun. Helweci nie zaprezentowali się najlepiej w pierwszej połowie, gdy potrafili zagrozić bramce rywala tylko po stałych fragmentach gry. Na swoje szczęście zdołali zdobyć gola tuż po wyjściu z szatni na drugą połowę, co ustawiło im pozostały przebieg pojedynku. Podopieczni Murata Yakina na pewno doceniają te trzy punkty, tym bardziej, że nie zaprezentowali się najlepiej. Niemniej postawa Szwajcarii stawia znak zapytania nad ich formą, przede wszystkim przed bardzo wymagającą potyczką z Brazylią. Osobiście nie mam przekonania do dyspozycji Helwetów, lecz należy pamiętać, że kluczowy w kwestii awansu do 1/8 finału ma dla nich okazać się trzeci mecz grupowy, z Serbią.

W pierwszej połowie spotkania z Szwajcarią mogło podobać się to, co pokazała reprezentacja Kamerunu. Nieposkromione Lwy mądrze się broniły przy niezbyt silnym naporze przeciwników i starały się wykorzystać wysoko ustawioną linię obrony rywali, wyprowadzając kilka groźnych kontrataków, lecz zawodziła ich skuteczność. Za to tuż po przerwie znać o sobie dały obawy o postawę podopiecznych Roberta Songa w obronie, ponieważ w akcji bramkowej ich obrona była w stanie kompletnej destrukcji. Następnie wyszły na jaw słabości Kameruńczyków w kreacji sytuacji w inny sposób, niż po kontratakach, a także mądrość i doświadczenie Helwetów. W przypadku zespołów o niższej sumie umiejętności bardzo istotne jest wykorzystanie swego momentu, który Nieposkromione Lwy miały przed przerwą i go nie wykorzystały.

Jako ostatnia do rywalizacji na mundialu przystąpiła reprezentacja Brazylii, czyli jeden z dwóch głównych kandydatów do złota. Canarinhos nie zaprezentowali pełni swych możliwości, ale i tak było widać różnicę w umiejętnościach między nimi, a Serbami. Dobrze o postawie tej ekipy świadczy też to, że odniosła ona pewne zwycięstwo, mimo nierewelacyjnej postawy Neymara, który zresztą opuścił murawę z urazem. Trenera Tite z pewnością cieszy to, że odpowiedzialność za wynik potrafili wziąć też inni piłkarze, z Richarlisonem na czele. W końcu Brazylia ma wręcz nadmiar talentu w ofensywie, więc od tej formacji należy oczekiwać bardzo wiele. Oczywiście w grze Canarinhos pojawiły się pewne mankamenty, lecz należy pamiętać, że był to dopiero pierwszy mecz na turnieju, a ich postawa w zupełności wystarczyła do pokonania Serbii.

Drużyna z Bałkanów przed mundialem nie była oszczędzana, jeśli chodzi o urazy ich czołowych piłkarzy ofensywnych. W końcu z kontuzją walczył m.in. Dusan Vlahović z Juventusu Turyn. Osobiście spodziewałem się lepszej postawy Serbów, którzy nie potrafili wykorzystać niedostatków w grze Brazylii i nie stworzyli żadnej sytuacji pod bramką Alissona, a w końcu to defensywa jest piętą achillesową Canarinhos. Warto odnotować, że w zespole Dragana Stojkovica sześćdziesiąt sześć minut rozegrał piłkarz warszawskiej Legii, Filip Mladenović. Serbowie zgodnie z przewidywani po pierwszej kolejce już są „na musiku”, ale na pewno mają potencjał, by pokonać Szwajcarów i Kameruńczyków. Pytanie jednak, czy forma ich liderów na to pozwoli, o co ich fani mogą mieć obawy.

Szwajcaria – Kamerun 1:0

Brazylia – Serbia 2:0

Grupa H

Ciekawą drużynę z kilkoma bardzo doświadczonymi już graczami stworzył w Urugwaju Diego Alonso. Wielu widzi La Celeste w roli czarnego konia turnieju, lecz w meczu z Koreą Południową nie pokazali swojego ofensywnego potencjału. Co prawda dwukrotnie obijali aluminium, lecz ostatecznie nie oddali ani jednego celnego strzału, co nie przystoi zespołowi z takim potencjałem. Urugwajczycy, jak kilka innych ekip z szerokiej czołówki, zagrali trochę zbyt zachowawczo i bezpiecznie, mając na uwadze to, że na ryzyko na tej imprezie przyjdzie jeszcze czas. La Celeste nie potrafili zdominować dobrze zorganizowanych Koreańczyków, przez co mecz był wyrównany. Podopieczni Diego Alonso najgroźniejsze sytuacje stworzyli sobie po stałym fragmencie gry i uderzeniu z dystansu, a nie po składnej akcji, czego należy od nich oczekiwać już w poniedziałkowym starciu z Portugalią.

Z pozytywnej strony przeciwko zespołowi z Ameryki Południowej zaprezentowali się Koreańczycy z Południa, którzy prowadzeni na boisku przez gwiazdę Tottenhamu, Hueng-min Sona, mądrze się bronili, a także mieli swoje momenty w ofensywie, nie dając się zdominować. Dzięki temu remisowi pozostają w grze o awans do 1/8 finału. Teraz czeka ich spotkanie z teoretyczną najsłabszą w grupie Ghaną, w którym podopieczni Paulo Bento będą faworytami i będzie się od nich wymagać więcej polotu w ofensywie. Jednego można być jednak pewnym, że serca i determinacji Azjatyckim Tygrysom nie zabraknie, bo już z Urugwajem zaimponowali tymi cechami.

Jedną z największych zagadek przed tym turniejem było i jest nadal, na co stać w nim Portugalię. To zespół, który w ostatnich latach nie imponuje formą, a ma przecież wielu bardzo dobrych piłkarzy, zwłaszcza w ofensywie. Wydaje się, że zamieszanie wokół Cristiano Ronaldo, związane z wywiadem udzielonym przez byłego już piłkarza Manchesteru United w angielskich mediach, nie wpłynęło negatywnie na reprezentację Portugalii, która wygrała z Ghaną, choć nie zaimponowała formą. W pierwszej połowie podopieczni Fernando Santosa zdominowali rywali, lecz nie potrafili stworzyć sobie odpowiednio jakościowych sytuacji po ataku pozycyjnym. Po przerwie udało im się trafić do siatki aż trzykrotnie, głównie dzięki temu, że szukająca kolejnych bramek Ghana odkryła się po wyrównaniu na 1:1. Całościowo występ Portugalczyków nie powalił na kolana i nadal nie wiem, czego mogę się po nich spodziewać i czy wreszcie uwolnią swoje możliwości.

Za to Ghana do pewnego momentu rozgrywała tę partię z podopiecznymi Fernando Santosa bardzo dobrze strategicznie i z chłodną głową, mając na uwadze, że dystans dziewięćdziesięciu minut jest dość długi. W związku z tym do siedemdziesiątej trzeciej minuty i trafienia na 1:1 jej gracze byli dość dyskretni z przodu. Następnie zabrakło im jednak konsekwencji i niepotrzebnie chcieli od razu zdobyć kolejne bramki. Ostatecznie jednak ofensywna postawa Ghany zapewniła w końcówce niemałe emocje, a Afrykanie byli ostatecznie bliscy jednego punktu, ale w stuprocentowej sytuacji poślizgnął się Inaki Williams. Sam jestem ciekaw, jak podopieczni Otto Addo zaprezentują się z Koreą Południową i jaką taktykę przyjmą, ale wydaje się, że powinna być ona bardziej zrównoważona.

Urugwaj – Korea Południowa 0:0

Portugalia – Ghana 3:2

Mecz kolejki

W tej kategorii zwycięża starcie Niemcy – Japonia, w którym zaimponowały mi oba zespoły. Przede wszystkim intensywność, na jakiej to spotkanie się toczyło była godna uwagi, ale oprócz niej objawiły się też jakość, niespodziewany zwrot akcji, bohater nieoczywisty w postaci japońskiego bramkarza Shuichi Gondy oraz sensacyjne zakończenie. To spotkanie na pewno na długo pozostanie w pamięci kibiców w Kraju Kwitnącej Wiśni, bo w taki sposób odwrócić losy meczu z bardzo dobrze dysponowanymi Niemcami, to duża sztuka.

Skrót meczu Niemcy – Japonia

Gol kolejki

W tej kategorii triumf odnosi ostatnie trafienie pierwszej kolejki fazy grupowej, czyli efektowna bramka Brazylijczyka Richarlisona na 2:0 przeciwko Serbii.

Kontrowersja kolejki

Za nią należy uznać dwie decyzje pana Janny’ego Sikazwe z Zambii, które okazały się krzywdzące dla reprezentacji Kanady. Podopieczni Johna Herdmana powinni otrzymać w całym meczu aż trzy rzuty karne, a do piłki ustawionej na jedenastym metrze podeszli tylko raz. Kibicom zapewne szczególnie w pamięci zapadła jedna z tych kontrowersyjnych sytuacji, gdy arbiter odgwizdał spalonego Kanadyjczyka, mimo że otrzymał on podanie od przeciwnika, a nie partnera z zespołu.

Jedenastka kolejki

Shuichi Gonda (Japonia) – Dejan Lovren (Chorwacja), Toby Alderweireld (Belgia), Hassan Tambakti (Arabia Saudyjska) – Bukayo Saka (Anglia), Gavi (Hiszpania), Jude Bellingham (Anglia), Adrien Rabiot (Francja) – Richarlison (Brazylia), Olivier Giroud (Francja), Enner Valencia (Ekwador).

Kacper Adamczyk

POLECANE

tagi