Mundial 2022: Giganci futbolu schodzą ze sceny

Oeiras, 11/13/2022 - The AA team trained this afternoon at Cidade do Futebol in Oeiras, continuing the preparation for the 2022 Qatar World Cup. Ronaldo ( Pedro Rocha / Global Images/Sipa USA )
2022.11.14 Oeiras
pilka nozna
Trening reprezentacji Portugalii
Foto Global Media Group/SIPA USA/PressFocus

!!! POLAND ONLY !!!

Każdy mundial jest na swój sposób wyjątkowy. Nie tylko dlatego, że odbywa się raz na cztery lata. Nawet nie dlatego, że to okazja ku temu, by zobaczyć najlepsze europejskie drużyny przeciwko drużynom z Afryki czy Ameryki Południowej. Mundiale są wyjątkowe, ponieważ tworzą historie. Czasem jesteśmy świadkami narodzin gwiazdy – jak w 2018, gdy do mistrzostwa świata Francję popchnął 19-letni wówczas Kylian Mbappe. Innym razem mamy do czynienia ze zmierzchem legend. Zidane w 2006, Maradona w 1994 – przykłady można mnożyć. W przypadku katarskich mistrzostw strat może być więcej, niż zysków.

Owszem, będą to pierwsze mistrzostwa dla takich piłkarzy, jak PedriJamal Musiala czy Vinicius. Każdy z tej trójki może w przyszłości sięgnąć po Złotą Piłkę. Będą musieli się jednak mocno postarać, by zastąpić tych, co przyszli przed nimi. Dla pokolenia urodzonego w końcówce lat 80-tych Mistrzostwa Świata w Katarze będą najprawdopodobniej ostatnimi w karierze. Na następnym mundialu nie zobaczymy już raczej Luki Modricia, a także innego maestro środka pola – Sergio Busquetsa. Sprawa wydaje się też być przesądzona w przypadku Brazylijczyka Thiago Silvy. Do historii przejdzie urugwajskie złote pokolenie na czele z Luisem SuarezemEdinsonem Cavanim i Diego Godinem. Podobny los zapewne spotka trio byłych kolegów z Bayernu – Manuela NeueraRoberta Lewandowskiego i Thomasa Mullera.

Tych nazwisk jest dużo, ale jeszcze nie doszliśmy do najważniejszych. Mowa oczywiście o Leo Messim i Cristiano Ronaldo.

Skala dominacji

Jest rok 2006. 19-latek o imieniu Leo Messi coraz śmielej przebija się do pierwszego składu FC Barcelony. Z kolei w zimnym i odległym Manchesterze pod okiem Sir Alexa Fergusona rośnie nowy talent portugalskiej piłki – 21-letni Cristiano Ronaldo. Łączy ich jedno: mundial w Niemczech będzie ich pierwszym.

Wszyscy wiedzieli, że ta dwójka jest bardzo uzdolniona. Nikt nie mógł jednak przewidzieć tego, co się stanie. Ronaldo z Messim w niespotykany wręcz sposób zmienili piłkę nożną.

Obaj zdobyli w trakcie swoich karier tyle nagród, że aż nie sposób ich wszystkich wymienić. Najważniejsze z nich to oczywiście Złote Piłki, którymi wymieniali się przez jakąś dekadę. Zrobili z tych prestiżowych nagród wręcz formalność – przez lata wiadomo było tyle, że statuetkę przyznawaną przez magazyn „France Football” zdobędzie któryś z nich. Byli konkurencją tylko i wyłącznie dla siebie nawzajem. Ich dominacja w tym zakresie to w zasadzie coś praktycznie niespotykanego w sporcie. Można to porównać praktycznie tylko do tenisowej Wielkiej Trójki (Djoković – Nadal – Federer).

Liczba Złotych Piłek zdobytych przez Leo Messiego i Cristiano Ronaldo - porównanie

Sprawili, że wszystko, co było przed nimi, zaczęło wyglądać przestarzale. Jak porównać najlepsze liczbowo sezony – dajmy na to – Diego Maradony, do tego, co w czasach świetności wyczyniał duet Messi & Ronaldo?

Stali się pierwszymi prawdziwie globalnymi gwiazdami futbolu – koszulki z ich nazwiskami zakładają dzieciaki z całego świata, od Indii po Karaiby.

I jeden, i drugi doczekał się swojego kościoła pełnego wyznawców. Jego fundamentem jest pytanie, które zdefiniowało rozmowy o piłce nożnej w erze mediów społecznościowych: „kto jest lepszy, Messi czy Ronaldo?”. Nawet teraz, gdy Messi ma 35 lat, a Ronaldo 37, pod dowolnym tweetem na ich temat wciąż można znaleźć komentarze w stylu „penaldo” albo „Pessi is finished”. Duża część tych porównań to oczywiście gra medialna, ale można być pewnym, że obaj czuli oddech rywala na karku – takie rzeczy charakteryzują sportowców najwyższego kalibru. Messi motywował Ronaldo do bycia lepszym, i odwrotnie.

Zdjęcie z kampanii Louis Vuitton przedstawiające Leo Messiego i Cristiano Ronaldo
źródło: kampania Louis Vuitton

Teraz obaj wyruszają na ostatni mundial swoich karier z wyjątkową misją – chodzi o zdobycie tego jednego tytułu, którego jeszcze nie mają. Tego tytułu, który będzie stanowił zwieńczenie ich niezwykłych historii. Który zapewni piłkarską nieśmiertelność.

Chodzi oczywiście o tytuł mistrza świata.

Czas nie stoi w miejscu

Mimo upływu czasu, Ronaldo i Messi jadą na kolejny mundial jako liderzy swoich drużyn. Nie są to jednak ci sami piłkarze, co kiedyś. Jak się okazuje, nawet ich trochę nadgryzł ten nieubłagany ząb czasu. I tak stało się to stosunkowo późno, co obaj zawdzięczają wielu czynnikom. Łączy ich na pewno fakt, że dobrze się prowadzili w trakcie swoich karier. Obaj stanowią wzór piłkarza XXI wieku – profesjonalisty, który zwraca uwagę na to, co je, stroni od używek i wiedzie życie podporządkowane swojemu zawodowi. W dzisiejszych czasach taki George Best, który w trakcie swojej kariery więcej pił, niż trenował, zwyczajnie by nie zaistniał.

„Gdybym urodził się brzydki, nigdy nie usłyszelibyście o Pele”

George Best

Wracając jednak do Ronaldo i i Messiego, jeden i drugi korzystał też z postępów w dziedzinie medycyny sportowej. Dzisiaj piłkarze mają do dyspozycji całe sztaby fizjoterapeutów czy masażystów, a także urządzenia takie, jak komora kriogeniczna. Wszystkie te nowinki pomogły zarówno Argentyńczykowi, jak i Portugalczykowi w tym, by tak długo zostać na szczycie. Oni przez 15 lat byli na topie, a wspomniany wcześniej George Best w wieku 28 lat po raz ostatni zagrał w pierwszej lidze angielskiej. Maradona po trzydziestce był już cieniem samego siebie. Ale nie trzeba nawet tak daleko sięgać pamięcią – wystarczy przypomnieć sobie o tym, co działo się z Ronaldinho po tym, jak odszedł z Milanu.

Kiedyś może nadejdą takie czasy, w których piłkarz kończący czterdzieści lat nie będzie musiał myśleć o zawieszeniu butów na kołku. Na razie jednak wielu piłkarzy rezygnuje z dalszej gry w wieku 35 czy 36 lat. Nielicznym udaje się dotrwać do 38 bądź 39 roku życia. Pierwsze refleksje dotyczące końca kariery w niektórych przypadkach pojawiają się jednak dużo wcześniej. Takim punktem krytycznym jest „trójka z przodu” – dla nas normalna rzecz, a dla piłkarza bolesne przypomnienie o tym, że kres przygody z futbolem zbliża się wielkimi krokami.

To właśnie sprawia, że piłkarze są na swój sposób wyjątkowi. Aktorem, lekarzem czy politykiem możesz być do końca życia. Piłkarzem jesteś przez krótką chwilę. A potem, jak śpiewał kiedyś Roger Waters z zespołu Pink Floyd, „the child is grown, the dream is gone”. Po Tobie zaś przychodzą następni, i następni…

Ze skończonością zawodu sportowca – obojętnie, czy mówimy o piłkarzu, koszykarzu czy tenisiście – najbardziej nie mogą pogodzić się ci najlepsi. Często tym głosem, który nie pozwala im powiedzieć „stop”, jest ich wewnętrzna ambicja. Historia sportu zna wielu takich, którzy walczyli do upadłego, często wbrew sobie. Michael Jordan wracał do koszykówki w wieku 38 lat. Muhammad Ali walczył już po tym, gdy pojawiły się u niego pierwsze objawy choroby Parkinsona – choroby, która ostatecznie go zabiła. Andre Agassi grał w tenisa, choć go szczerze nienawidził. Przez niemalże całą karierę zmagał się z bólem, którego zwykły kibic nie jest w stanie sobie wyobrazić.

Koniec kariery to dla wielkich sportowców nic innego, jak kolejne wyzwanie. To wręcz donkichotowska walka przeciwko przemijaniu. Jak z tą walką radzą sobie Messi i Ronaldo?

Problemy CR7

Nie ma chyba wśród fanów piłki nożnej osoby, która nie ma zdania na temat tego, co w ostatnich tygodniach dzieje się wokół Cristiano Ronaldo. Portugalczyk udzielił ostatnio bardzo głośnego wywiadu angielskiemu dziennikarzowi „The Sun” Piersowi Morganowi. W tym wywiadzie była mowa naprawdę o wszystkim – o Ralfie Rangnicku, utracie dziecka, właścicielach Manchesteru United, czy nawet o… wyglądzie Wayne’a Rooneya.

Praktycznie z każdego zdania, jakie wypowiedział Ronaldo wylewała się gorycz. To była piłkarska wersja wystąpienia Michaela Jordana podczas koszykarskiej Gali Sław. Wyszedł na człowieka, który nie jest w stanie dostrzec, że coś zrobił źle. Cytując Hegla, „jeśli teoria nie zgadza się z faktami, tym gorzej dla faktów”.

Stopniowy upadek legendy Cristiano Ronaldo jest na swój sposób fascynujący. Można było przeczuwać, że z wiekiem straci swój największy atut, a więc nieprzeciętne warunki fizyczne. Stało się to jednak we wręcz zatrważającym tempie. Regres, który zaliczył sprawia, że daleko mu do najlepszych piłkarzy świata. Ba, on nie nadaje się już nawet do gry w Manchesterze United. We współczesnym futbolu jest ciałem obcym. Nie angażuje się w pressing. Nie uczestniczy w działaniach defensywnych. Nie jest w stanie pojąć, że dzisiejsze zespoły nie mogą sobie pozwolić na to, by wszystkie ataki przechodziły przez jednego zawodnika. Już nawet nie jest tak skuteczny, jak kiedyś – a to była jedyna rzecz, jaka mogła go uratować.

Krótko mówiąc – jest chodzącą antytezą dzisiejszej myśli szkoleniowej.

On jednak zdaje się nie widzieć problemu. Dalej żyje w swoim świecie, w którym to on ma zawsze rację. Dalej wydaje mu się, że należy mu się miejsce w podstawowym składzie każdego klubu na świecie. Tego, że swoimi wypowiedziami wypisał się z poważnej piłki już nie dostrzega. W Manchesterze spalił za sobą wszelkie mosty. Żadna inna drużyna z poziomu Ligi Europy czy Ligi Mistrzów nie będzie go chciała. Ciężko sobie wyobrazić, że któraś z wielkich marek nagle przygarnie do siebie 37-latka, który publicznie wali w swojego pracodawcę, żąda niebotycznej pensji i każdym wyjściem na boisko udowadnia, że rozwój futbolu zostawił go w tyle.

Może się zatem okazać, że Portugalczykowi została tylko piłka reprezentacyjna. Sam Ronaldo traktuje turniej w Katarze śmiertelnie poważnie – stwierdził nawet, że jeśli Portugalia wygra, zakończy karierę. Patrząc na jego formę (a także na formę całego „Seleção”) trzeba powiedzieć, że taki finał tego mundialu byłby sporą niespodzianką.

Bardziej prawdopodobne jest to, że na mundialu Ronaldo będzie grał o swoje „być albo nie być”.

Drugie życie Messiego

W zupełnie innej sytuacji znajduje się Leo Messi. Jego gra zestarzała się wręcz przepięknie. Jest tak, ponieważ głównymi atutami Argentyńczyka nigdy nie były takie atrybuty, jak skoczność czy szybkość. Od reszty zawsze odróżniała go umiejętność myślenia na boisku. Mózg znajdujący się w stanie stałej obserwacji, skanujący przestrzeń w poszukiwaniu luk i potrafiący rozpoznać idealne rozwiązanie akcji.

„Messi ogląda nawet moje nogi. Jeśli zrobię krok, on go zobaczy i strzeli w przeciwną stronę. Dlatego jest najlepszy. Dlatego najtrudniej się przeciwko niemu gra. Nie daje tego po sobie poznać, ale on cały czas patrzy. Cały czas Cię obserwuje. Ma oczy na piłce, ale patrzy na Ciebie”

Jan Oblak

Dziś Messi jest jak arcymistrz szachowy, który widzi mata na dziesięć ruchów do przodu. Z wiekiem nabrał też pewnej oszczędności w ruchach – każde jego posunięcie jest wynikiem bardzo wnikliwej analizy. Tak jakby wiedział, który centymetr boiska ma zająć w danej sytuacji.

Jednocześnie widać po nim to, że odżył. To już nie ten sam piłkarz, który w swoim pierwszym sezonie na Parc des Princes głową czasem zdawał się być gdzieś w chmurach. Wszystkie przeżycia związane z odejściem z Barcelony – w której przecież miał grać do końca kariery – już są raczej za nim.

Dostał też nowe życie, jeśli chodzi o kadrę Argentyny. Gra w „Albicelestes” mogła mu dotychczas kojarzyć się z pewnym ciężarem. Taktyka zespołu była prosta – podaj Messiemu, a on będzie wiedział, co zrobić. Nikt nie ułatwiał mu życia ruszając się bez piłki, czy biorąc na siebie odpowiedzialność za rozgrywanie. Drużyna była więc podzielona na dwa obozy – Messi, i pozostała dziewiątka graczy z pola. Zrobił się z tego wszystkiego taki „one man show”.

Wydawało się, że Leo jest skazany na to, by podzielić los Maradony i Riquelme. Los piłkarza, który działając samotnie bierze na siebie ciężar oczekiwań całego narodu. Los kogoś, kto w razie zwycięstwa jest bogiem, a w razie porażki najgorszą zakałą. Maradonę nazywano kiedyś „Maracocą”. Riquelme obwiniano z kolei za katastrofalną dla Argentyny porażkę na Mistrzostwach Świata 2002. Messiemu też się dostawało, i to nie niejednokrotnie.

„Mesjasz wezwany by zdjąć historyczną klątwę z włoskiego Południa, był także mścicielem argentyńskiej klęski na Malwinach (Falklandach). W meczu z Anglikami najpierw wbił im ręką podstępnego gola, a potem zdobył drugą, fantastyczną bramkę, która długo wywoływała u wyspiarzy ból głowy. W chwili upadku „złoty chłopak” był jednak tylko żałosnym ćpunem i dziwkarzem. Maradona zdradził dzieci i przyniósł hańbę sportowi. Uznano, że się skończył.”

Eduardo Galeano, Futbol w słońcu i cieniu

Cóż, te czasy już minęły. Za sprawą trenera Lionela Scaloniego Messi wreszcie jest częścią przemyślanego systemu. Gra Argentyńczyków nie opiera się już wyłącznie na nim – to reprezentacja poukładana, nowoczesna, a jednocześnie bardzo agresywna w grze bez piłki. Miejsce Leo w składzie jest oczywiście niepodważalne, ale nie musi już robić wszystkiego samemu. Takie podejście może w Katarze zdać egzamin – w końcu futbol idzie w stronę kolektywu. Każdy ma swoją rolę.

Messi w całej tej układance jest liderem na boisku, ale poza nim też zachowuje się jak najprawdziwszy lider – co trochę przeczy temu, jak jest postrzegany. Argentyńczyk dał się poznać jako osoba cicha i skromna, której brak trochę charyzmy (w tradycyjnym tego słowa znaczeniu). Ale właśnie – filmiki takie, jak ten sprzed Copa America 2021 pokazują, że Leo jest w stanie być szatniowym motywatorem, który zagrzewa kolegów do walki.

Ten nieco tajemniczy wizerunek Messiego sprawia, że ciężko jednoznacznie stwierdzić, skąd bierze się to niewidziane dotychczas podejście. Czy to coś, co przyszło z wiekiem? A może zawsze taki był, a my dowiedzieliśmy się o tym dopiero na sam koniec jego kariery?

Jak widać, Messi nawet po wielu latach gry na najwyższym poziomie wciąż może czymś zaskoczyć. I dopóki jest w składzie reprezentacji Argentyny, zaskoczyć może i ona. Pod jego przywództwem nie ma barier, których „Albicelestes” nie mogliby przekroczyć.

Jest w zasadzie tylko jeden problem. Tajemnicą poliszynela jest fakt, że Messi dopiero od wczoraj trenuje z resztą drużyny. Chodzą słuchy, że przyczyną jest przeciążenie mięśniowe. Pozostaje mieć nadzieje, że Argentyńczycy dmuchają na zimne. Ostatnia rzecz, jakiej potrzebuje ten mundial, to kolejna kontuzja piłkarza ze światowego topu.

Cieszmy się, póki możemy

Nie ma co się oszukiwać – mundial w Katarze bardziej niż święto futbolu przypomina tragifarsę. Absurd goni absurd. Praktycznie każdego dnia wypływa jakaś wiadomość, która obnaża całe to przedsięwzięcie. Zerwana „za pięć dwunasta” umowa FIFY z Budweiserem. Warunki, w jakich mieszkają kibice – którzy przecież wydali wszystkie oszczędności na nocleg. Ludzie, którzy za pieniądze udają fanów poszczególnych drużyn. Wywiady z miejscowymi, którzy nie mają co liczyć na to, że zobaczą jakiś mecz na żywo. Wisienką na torcie są obrzydliwe wypowiedzi prezydenta FIFA Gianniego Infantino, na które szczerze mówiąc szkoda nawet prądu.

Naprawdę można się zniechęcić.

Szkoda więc, że schyłek karier Messiego i Ronaldo przypada akurat na te nieszczęsne katarskie mistrzostwa. Obaj nie zasłużyli na to, by żegnać się z mundialami właśnie w takiej atmosferze. Ale cóż – już za późno, żeby cokolwiek zmienić.

W tej sytuacji możemy liczyć jedynie na to, że gra wielkich mistrzów przypominać będzie dobry film, w trakcie którego choć na krótką chwilę zapomnimy o otaczającym nas świecie i jego smutnej rzeczywistości. Krótko mówiąc – cieszmy się tym filmem, póki jeszcze trwa…

Stanisław Pisarzewski

POLECANE

tagi