Reprezentacja Polski pod wodzą Czesława Michniewicza osiągnęła cel minimum. Awansowaliśmy do fazy pucharowej mundialu, gdzie zmierzymy się z obrońcami tytułu. Nie obyło się bez użycia kalkulatorów – z Argentyną zaprezentowaliśmy się wybitnie słabo, o dalszej grze zadecydował korzystny wynik w meczu Meksyku i Arabii Saudyjskiej. Francuzi nie przepuszczą choćby najmniejszej szansy, by wyeliminować nas z turnieju. Polacy zaś ponownie będą liczyli na odrobinę szczęścia.
Będąc obiektywnym, nie mamy większych szans w starciu z Francją. Les Bleus przewyższają nas piłkarsko pod każdym możliwym względem, a ostatni mecz fazy grupowej z Argentyną tylko utwierdził w przekonaniu, że pewnego poziomu aktualnie nie przeskoczymy. Mimo wszystko po 36 latach zagramy w 1/8 finału Mistrzostw Świata. Na tym etapie, oprócz ciągłego murowania bramki, przydałoby się w końcu zaistnieć w ofensywie. Dobrze, że za marzenia nie karzą.
Lekcja gry w piłkę od Argentyny
Początek był całkiem obiecujący, bo jako pierwsi wykreowaliśmy akcję podbramkową. Teraz kubeł zimnej wody – jedyną w meczu z gry. Oprócz tego niecelny strzał głową po rzucie wolnym oddał Kamil Glik, poza tym właściwie nie istnieliśmy pod bramką Emiliano Martineza. Bramkarz Argentyny mógłby równie dobrze zejść z boiska, a i tak niczego by to nie zmieniło. Byliśmy wolniejsi, gorzej zorganizowani, słabsi technicznie i można tak wymieniać bez końca. Nie mieliśmy żadnych argumentów, by wywieźć ze Stadionu 974 choćby punkt.
Argentyna nas miażdżyła. Momentem przełomowym mógł być obroniony rzut karny przez Wojciecha Szczęsnego. Nasz zdecydowanie najlepszy zawodnik na mundialu po raz kolejny uratował nam skórę, choć warto wspomnieć, że sam sprokurował jedenastkę, na marginesie bardzo wątpliwą. Szybko odkupił winy, bo wyczuł intencje Lionela Messiego. Obronił strzał i po pierwszej połowie utrzymywał się remis 0:0. Taki sam wynik do przerwy odnotował sędzia w meczu Meksyku z Arabią Saudyjską.
Wszyscy byliśmy zanurzeni myślami w potencjalnym meczu fazy pucharowej. Może nawet przeciwko Australii? Wystarczyło wytrzymać zaledwie 45 minut. Limit szczęścia się jednak wyczerpał. Argentyna bardzo szybko sprowadziła nas na ziemię. Tuż po wznowieniu spotkania do naszej bramki piłkę zapakował Alexis Mac Allister. Praktycznie w tym samym momencie Henry Martin dał Meksykowi prowadzenie w drugim meczu naszej grupy. Jak na złość obie ekipy nie miały zamiaru zwalniać tempa. Fenomenalne uderzenie z rzutu wolnego oddał Luis Chavez. Meksykanie prowadzili już 2:0.
Chwilę później pięknym strzałem popisał się Julian Alvarez – 22-letni piłkarz Manchesteru City przebojem wbił się do podstawowego składu w miejsce Lautaro Martineza i zwieńczył swój występ golem po uderzeniu w boczną siatkę. Zrobiło nam się nieco gorąco. Jeden gol dzielił nas od pesymistycznego scenariusza, w którym swój udział na katarskich mistrzostwach zakończylibyśmy jako trzecia drużyna w grupie. Los się jednak do nas uśmiechnął – Argentyna spuściła z tonu, zaś Meksyk po dwukrotnym trafieniu do siatki Arabii ze spalonego sam stracił bramkę w ostatnich minutach doliczonego czasu gry. Awansowaliśmy, ale z odczuwalną nutką goryczy.
Droga Francji po fazę pucharową
Francja to wciąż aktualny mistrz świata i raczej nikt nie brał pod uwagę, że podopieczni Didiera Deschampsa nie wyjdą z grupy. Awansowali do 1/8 finału z pierwszego miejsca, jednakże nie bez problemów. W ostatnim spotkaniu przeciwko grającej o honor Tunezji sensacyjnie przegrali 0:1. Można to jednak usprawiedliwić, bo na boisko wyszli rezerwowym składem. Tak czy owak, zdominowali drużynę z Afryki, szczególnie gdy na murawie pojawili się podstawowi piłkarze Trójkolorowych.
Pierwszy krok w kontekście awansu do drugiej rundy turnieju wykonali w pierwszym meczu z Australią. Wynik spotkania otworzył Craig Goodwin, ale Francuzi nie pozostawili rywalom żadnych złudzeń – strzelili łącznie cztery gole, z czego dwa trafienia zanotował Olivier Giroud, a po jednym Kylian Mbappe i Adrien Rabiot. Znacznie przewyższali umiejętnościami swojego przeciwnika, stworzyli o wiele więcej okazji bramkowych, z łatwością konstruowali kolejne akcje, byli zdecydowanie lepsi.
W drugim meczu fazy grupowej naprzeciw Francuzom stanęli Duńczycy, przez wielu uważani za czarnego konia tegorocznego mundialu. Obrońcy tytułu dyktowali grę przez całą pierwszą połowę, do zdobycia gola brakowało im jedynie wykończenia. Wyeliminowali ten problem w drugiej części spotkania, co przyniosło skutek. Najpierw trafił Mbappe, kilka minut później strzałem głową po rzucie rożnym wyrównał Christensen, ale Dania nie utrzymała remisu do ostatniego gwizdka sędziego. Na cztery minuty przed końcem regulaminowego czasu gry napastnik Paris Saint-Germain ponownie skierował piłkę do siatki – Francja wygrała 2:1.
Łącznie zgromadzili sześć punktów, strzelili sześć goli i dwukrotnie mniej stracili. Byli stroną dominującą w każdym z trzech spotkań fazy grupowej i w pełni zasłużenie zagrają w 1/8 finału Mistrzostw Świata. To drużyna urodzonych zwycięzców, porównując do reszty stawki z nielicznymi wyjątkami, zespół o ponadprzeciętnym potencjale. Reprezentacja Francji przyleciała do Kataru w jasnym celu – po raz drugi z rzędu chcą wywalczyć złoto na mundialu.
Maszyna z potencjałem na medal
Ostatni raz wygraliśmy z Francuzami lata temu, konkretnie w 1982 roku, w meczu o trzecie miejsce na mundialu w Hiszpanii. Wówczas gole dla Polski strzelili Szarmach, Majewski i Kupcewicz. Można powiedzieć, że zwycięstwo to ma znaczenie symboliczne. To ostatni poważny i znaczący sukces naszej piłkarskiej reprezentacji, po którym nadszedł ponury czas braku perspektyw i pasma porażek. Być może tym razem spotkanie z Kogutami znów okaże się być punktem zwrotnym w naszej zawiłej i bujnej historii futbolu?
Wątpię, że wygramy. Nie liczę nawet na remis w podstawowym czasie gry. Wolałbym się pozytywnie zaskoczyć, ale myślę, że i o to będzie trudno. Zestawiając ze sobą reprezentacje Polski i Francji da się zauważyć jedną, kluczową różnicę. Drużynę naszych przeciwników budują piłkarze grający w absolutnie najlepszych na świecie klubach, są świetnie wyszkoleni technicznie, ale przede wszystkim nie tracą na jakości, gdy przyjdzie im grać pod flagą swojego państwa. Doskonale rozumieją się na boisku, co przekłada się na wyniki. Co prawda, w ostatnim czasie złapali małą zadyszkę w Lidze Narodów, ale raczej nikt nie traktuje tego turnieju na poważnie. Teraz będą w pełni skoncentrowani na awansie do ćwierćfinału, przy czym udowodnili, że potencjał mają niemały – nie tylko na papierze.
Szczególnie groźny będzie Kylian Mbappe. Napastnik francuskiego PSG dobrze wstrzelił się w turniej, bo na koncie ma już trzy trafienia. Jest niezwykle szybki i zwinny, potrafi z zimną krwią skończyć akcję wyklarowaną przez jego kolegów z drużyny, ale także może pokusić się o celną próbę strzału z dystansu. Choć ma wybujałe ego, to trzeba przyznać, że na ten moment obok Erlinga Haalanda jest jednym z najbardziej utalentowanych piłkarzy młodego pokolenia.
Resztę kadry stanowią piłkarze także z najwyższej półki – usadowieni po prawej stronie formacji Dembele i Kounde grają w Barcelonie. Giroud i Theo Hernandez występują w Milanie. Perspektywiczny Tchouameni coraz śmielej wkracza do podstawowej jedenastki Realu Madryt, obok niego Rabiot, który jest piłkarzem Juventusu. Ustawiony pod napastnikiem Griezmann gra dla madryckiego Atletico. W linii obrony Upamecano i Varane, zakontraktowani przez kolejno Bayern i Manchester United. Za nimi dostępu do bramki strzeże Hugo Lloris, kapitan Francuzów rozgrywa spotkania ligowe w angielskim Tottenhamie. Mogliby z nami zagrać ławką rezerwowych, a i tak rozdawaliby karty.
Powstrzymać zdecydowanego faworyta
Realnie nie mamy w pojedynku z Francją najmniejszych szans, ale nie takie niespodzianki zapisały się już niejednokrotnie na kartach historii futbolu. Mamy swoje atuty, tu przede wszystkim chodzi o Wojciecha Szczęsnego i Roberta Lewandowskiego czy ewentualnie Piotra Zielińskiego, którzy spisują się w tym sezonie bardzo dobrze. Nasz bramkarz rozgrywa turniej życia i głównie jemu zawdzięczamy awans do fazy pucharowej. Najważniejszy jest jednak kolektyw, a nasza reprezentacja w całości prezentuje się na boisku marnie. Nie licząc drugiej połowy przeciwko Arabii Saudyjskiej, jak do tej pory na mundialu tylko i wyłącznie rozpaczliwie się broniliśmy.
Nie można jednak zarzucić naszej kadrze i selekcjonerowi Michniewiczowi braku konsekwencji. To prawda, gramy antyfutbol, brzydki i niezmiernie irytujący, bez wielu akcji ofensywnych, skupiony tylko i wyłącznie na dopasowaniu się do rywala i defensywie całym zespołem. Z drugiej jednak strony, na więcej nas aktualnie nie stać, a liczy się skuteczność. Osiągnęliśmy sukces, wygraliśmy rywalizację z Meksykiem o drugie miejsce w grupie, czas na niedzielny mecz z Francją.
Wielce prawdopodobne, że będzie to nasz ostatni akt na Mistrzostwach Świata w Katarze. Stylu gry nie da się zmienić w przeciągu kilku dni, zatem możemy się spodziewać podobnego spotkania do tego przeciwko Argentynie. Od samego początku napierać będą Francuzi, swoich szans możemy poszukać przy kontratakach lub ze stałych fragmentów gry. Nie ma co się łudzić, że otworzymy się przed takim rywalem. Mogłoby się to skończyć katastrofalnie.
Zarówno u piłkarzy jak i w sztabie szkoleniowym z pewnością zeszła presja związana z awansem. Teraz już nic nie muszą, a mogą. Przede wszystkim na boisko powinno wybiec jedenastu pozytywnie naładowanych piłkarzy, współpracujących i wspierających siebie w trudnych chwilach, które na pewno w tym pojedynku nas napotkają. Odpowiednie nastawienie, charakter wojownika, wola walki i szczypta szczęścia – jeżeli mamy zagrać w ćwierćfinale, musimy go sobie wyszarpać.
Mikołaj Grabowski