Upadek trenera, upadek człowieka

2022.03.23 Glasgow
Pilka nozna Reprezentacja 
Sparing test mecz towarzyski 2022
Trening i konferencja prasowa przed Szkocja - Polska
N/z Czeslaw Michniewicz
Foto Pawel Andrachiewicz / PressFocus

2022.03.23 
Football, Polish National Team,
Friendly match test match 2022 
Scotland - Poland
Trening i konferencja prasowa przed Szkocja - Polska
N/z Czeslaw Michniewicz
Foto Pawel Andrachiewicz / PressFocus

Kiedy 31 stycznia 2022 roku Czesław Michniewicz zostawał selekcjonerem piłkarskiej reprezentacji Polski, każdy wiedział jakiego trenera otrzymuje kadra. Po prawie pełnym roku pracy można jednak stwierdzić, że ujrzeliśmy ekstremalną wersję Michniewicza, którego wszystkie wady uwidoczniły się bardziej, niż można było przypuszczać.

Idealny scenariusz nie miał prawa się ziścić

Kiedy w styczniu tego roku trwała saga wokół wyboru nowego selekcjonera piłkarskiej reprezentacji Polski, prezes PZPN, Cezary Kulesza, musiał znaleźć fachowca, który dobrze zna polską piłkę oraz potrafi wypełniać postawione przed nim zadania. Ostatecznie wybór nie był zaskakujący i Kulesza zdecydował się na Czesława Michniewicza. Pod względem merytorycznym taka decyzja nie wzbudziła kontrowersji, ponieważ 52-latek jest znany w środowisku jako najlepszy „zadaniowiec” wśród polskich trenerów. Na taką opinię Michniewicz zapracował awansem i udanym występem na Mistrzostwach Europy do lat 21 w 2019 roku oraz dostaniem się do fazy grupowej Ligi Europy z Legią Warszawa. Poza tym, trener ten uchodzi za elastycznego taktycznie, potrafiącego dostosować strategię gry do charakterystyki rywala.

Rzeczywiście, Michniewicz postawiony przed nim cel osiągnął, pokonując w starciu barażowym Szwecję 2:0. W idealnym świecie w tym momencie przygoda tego szkoleniowca z reprezentacją Polski powinna się zakończyć, mimo wywalczenia promocji na Mistrzostwa Świata w Katarze. Niestety, ale zgodnie z zasadami szacunku oraz kultury, stało się inaczej i Michniewicz pozostał na stanowisku.

Następnie przyszły rozgrywki Ligi Narodów, gdzie od selekcjonera, poza utrzymaniem, można było już oczekiwać klarowania się pewnej koncepcji, jak jego podopieczni mają grać. Niestety, mimo wypełnienia celu po raz kolejny, gra Biało-czerwonych mogła niepokoić, ponieważ nie wyglądała ona obiecująco. Wówczas jednak nastroje w środowisku były jeszcze stonowane, ponieważ najważniejszy był jawiący się już na horyzoncie mundial, który miał pokazać, co Michniewicz zdołał przez te ponad osiem miesięcy pracy zbudować.

Pośmiewisko na największej arenie świata

W Katarze okazało się, co było prawdziwym celem licznych odwiedzin trenera u piłkarzy. Michniewicz po prostu wmówił reprezentantom Polski, że są słabi i jedynym sposobem na wyjście z grupy jest postawienie autobusu przed własną bramką. Efekt tego był taki, że aż do pomeczowych wywiadów po meczu z Francją wszyscy gracze mówili jednym głosem, jakby zaakceptowali strategię szkoleniowca. W tym miejscu należy docenić dar przekonywania do swoich racji Czesława Michniewicza, ponieważ wmówić aż dwudziestu sześciu najlepszym piłkarzom 38-milionowego kraju, że nie potrafią wymienić kilku podań, jest dużą sztuką, wartą odnotowania.

Oczywiście styl gry Biało-czerwonych w fazie grupowej mundialu nie jest jedynie zasługą samego selekcjonera, ponieważ w końcu to sami piłkarze na koniec wychodzą na murawę i to właśnie ci zawodnicy mieli problem z wymieniem kilku podań. Odnoszę jednak wrażenie, że gdyby selekcjonerem Polaków nadal był Paulo Sousa, to nie mieliby oni z tym większych kłopotów. Wpływ na naszą postawę w Katarze miały fatalnie dobrana przez selekcjonera strategia oraz nastawienie mentalne zawodników. Było widać w ich zachowaniu na murawie pewien strach przed powrotem do kraju po zaledwie trzech spotkaniach. A przecież trener jest też od tego, aby dodać zawodnikom pewności siebie i przekazać, że wie, jaką jakość posiadają. Zamiast tego do graczy dochodził przekaz, że są po prostu za słabi, aby prezentować się bardziej ofensywnie.

Pomimo awansu do 1/8 finału, który Polacy zawdzięczali kapitalnemu Wojciechowi Szczęsnemu, bramkarzowi Arabii Saudyjskiej, fartowi oraz wreszcie Argentyńczyków, którzy najwyraźniej woleli, aby to Meksykanie wrócili do domu już po fazie grupowej, na Biało-czerwonych ze strony ekspertów z całego świata spływała fala krytyki. Nikt nie mógł uwierzyć w to, że mając w składzie Roberta Lewandowskiego, Piotra Zielińskiego czy Arkadiusza Milika, można grać aż tak prymitywnie. W końcu można było odnieść wrażenie, że w pierwszej fazie turnieju nikt nie czuł się gorzej z piłką przy nodze od Polaków, a oglądanie ich w akcji wzbudzało w wielu fanach poczucie wstydu.

Paradoksem jest jednak to, że defensywa, która miała być mocną stroną drużyny Czesława Michniewicza nie okazała się monolitem, a to, że nie straciła gola przez dwa i pół meczu było zasługą wyłącznie fantastycznego Wojciecha Szczęsnego i szczęścia, ponieważ rywale do sytuacji strzeleckich dochodzili wielokrotnie.

To, jaką taktykę zaproponował na fazę grupową mundialu selekcjoner, było wręcz przerażające. Oczywiście każdy wiedział, że Michniewicz będzie chciał postawić na szczelną defensywę, ale chyba nikt nie przypuszczał, że obrany wariant będzie aż tak paskudny, wywołujący ból we wszystkich częściach ciała. To, co musieliśmy podziwiać, było zwyczajnym przekroczeniem pewnych akceptowalnych granic.

Czy Francja była promykiem nadziei dla Michniewicza?

Na to pytanie nie da się odpowiedzieć jednoznacznie w obliczu informacji „Przeglądu Sportowego”, według których to piłkarze z Robertem Lewandowskim na czele, wbrew Michniewiczowi postanowili zagrać dużo odważniej niż w fazie grupowej i odczuć jakąkolwiek radość z występu w Katarze. Jeśli taka jest prawda, to fakt ten absolutnie dyskredytuje 52-latka jako szkoleniowca, w którego wyniku nie miał on prawa pozostać na stanowisku.

Być może jednak te rewelacje są całkowicie wyssane z palca i należy uznać, że to sam Michniewicz po wypełnieniu celu, pewnie też pod presją samych piłkarzy, postanowił trochę zaryzykować i zaordynować bardziej ofensywną strategię. Trzeba przyznać, że w takim układzie pierwsza połowa starcia z Francją byłaby czymś, na czym Michniewicz mógłby budować zespół w perspektywie Mistrzostw Europy w Niemczech czy następnego mundialu. Na szczęście nie będzie mu to dane, ponieważ 52-latek także w innych aspektach, o których wspomnę niżej, udowodnił, że ludzie raczej się nie zmieniają, bo jest to proces arcytrudny. W związku z tym nie wierzę, że ten szkoleniowiec mógłby porzucić swoją naturę pragmatyka i wykorzystać potencjał ofensywny reprezentacji Polski, dlatego uważam, że dobrze się stało, że jego misja na stanowisku selekcjonera kadry narodowej dobiegła końca. Szkoda karier wielu piłkarzy na tracenie czasu z Michniewiczem.

Niektórzy wiedzieli lepiej

Rozważając zakończoną już pracę Czesława Michniewicza w roli najważniejszego piłkarskiego szkoleniowca w kraju, nie sposób jest przejść obojętnie obok tego, jak 52-latek zaprezentował się jako człowiek, ponieważ również i w tej roli okazał się rozczarowaniem, choć nie dla wszystkich.

Wielu doświadczonych już dziennikarzy w momencie wyboru Michniewicza na selekcjonera zwracało uwagę, że z uwagi na jego niewyjaśniony udział w aferze korupcyjnej z początku XXI wieku, nie powinien on w ogóle objąć stanowiska, które mu powierzono. Wówczas uważałem, że skoro nikt nigdy nie postawił Michniewiczowi żadnych zarzutów, to nie powinno mu się odbierać szansy na objęcie posady marzeń, biorąc w końcu pod uwagę zasadę domniemania niewinności. Z perspektywy czasu widzę, że osoby, które miały wątpliwości co do oceny etycznej wyboru Cezarego Kuleszy, miały jednak rację.

Taką refleksję wywołały u mnie: komunikacja trenera z dziennikarzami podczas turnieju oraz „afera premiowa”. W pierwszych tygodniach Michniewicza na stanowisku wydawało się, że w tym pierwszym elemencie czuje się jak ryba w wodzie. Niestety, tak było tylko do czasu, ponieważ potem nie potrafił sobie poradzić z krytyką i presją związaną z startem na Mistrzostwach Świata, popadając w syndrom „oblężonej twierdzy”, który wzniósł na jeszcze wyższy poziom niż Jerzy Brzęczek.

Najgorszy czas dla Michniewicza zaczął się jednak już po spotkaniu z Francją, co wiązało się z wybuchem „afery premiowej” i pojawianiem się z każdym dniem nowych faktów w tej sprawie. Wówczas wizerunek całej kadry został mocno nadszarpnięty, ale najgorzej w tej sytuacji zachował się właśnie selekcjoner, udzielając kilku wywiadów, w których zwyczajnie kłamał. Wyciągam taki wniosek, ponieważ nie chce mi się wierzyć, że wszyscy dziennikarze szerzą dezinformację, a jedynym sprawiedliwym jest Czesław Michniewicz. Zwłaszcza, że ten ostatni w wystąpieniach medialnych sam sobie zaprzeczał.

Myślę, że gdyby rzeczywiście to trener mówił prawdę, to znalazłby się ktoś, kto podzieliłby jego wersję zdarzeń, a przecież nikt taki się nie znalazł. Osoby, które od początku były przeciwnikami nominacji Michniewicza na stanowisko selekcjonera zapewne nie są zdziwione jego postawą w aspekcie etycznym. Mnie niestety srogo rozczarował, nie tylko jako trener, ale też jako człowiek. Przyglądając się temu, jak przez ostatnie kilkanaście dni publicznie kłamał, nabrałem przekonania, że rzeczywiście 52-latek być może nie jest „czysty” w kontekście afery korupcyjnej z pierwszej dekady XXI wieku.

Co dalej z karierą Michniewicza?

Po tak wyczerpującej pracy, jaką przez ostatnie miesiące wykonywał 52-latek myślę, że chwilę on odpocznie, a potem będzie oczekiwał na nowe oferty zatrudnienia. Według mnie dla klubów z czołówki PKO BP Ekstraklasy jest „spalony”, po tym jak wyglądała jego przygoda z kadrą, gdzie Michniewicz po raz kolejny pokazał, że po około roku pracy odchodzi skonfliktowany z wieloma osobami wokół. Z pewnością mógłby być łakomym kąskiem dla zespołów z środka i dolnej części tabeli, lecz pozostaje zadać pytanie, czy sam trener będzie zainteresowany pracą w tego typu klubach. W związku z tym wydaje się, że trener powinien przedłużyć wygasającą z końcem grudnia umowę menadżerską z Mariuszem Piekarskim, który na pewno znajdzie mu jakąś ciekawą posadę w jakimś stosunkowo egzotycznym miejscu, ponieważ po występie Polski na mundialu nikt z wyższej europejskiej półki po Michniewicza nie sięgnie. Wbrew słowom Piekarskiego dla tvpsport.pl, tak naprawdę jego klient zrobił sobie w Katarze antyreklamę.

Decyzyjność prezesa

Od samego początku kwestia przyszłości Michniewicza była dla mnie jasna z uwagi na kwestie sportowe, a po ujawnieniu kolejnych faktów afery „premiowej” wydawało się, że decyzja Cezarego Kuleszy może być tylko jedna. Ten jednak ponownie udowodnił, że stanowisko prezesa PZPN, to dla niego zbyt duża para butów. W końcu piastując funkcję szefa największego związku sportowego w Polsce, trzeba umieć podejmować szybkie i zdecydowane decyzje, a Kulesza ewidentnie tego nie potrafi. Zamiast wydać ostateczny komunikat w sprawie Michniewicza, wybrał ciszę i zwodzenie samego zainteresowanego. Skoro Kuleszy aż siedemnaście dni od meczu z Francją zajęło wybranie opcji oczywistej, to jestem ciekaw, ile zajmie mu zatrudnienie nowego selekcjonera, co jest zadaniem o wiele trudniejszym. W zeszłym roku po rozstaniu z Paulo Sousą, zajęło mu to aż 34 dni. Zobaczymy na ilu dobach tym razem zatrzyma się licznik.

Kacper Adamczyk

POLECANE

tagi