Na ten mecz czekało wielu koneserów polskiego futbolu. Po bolesnym upadku, latach mozolnej (choć też często przepłaconej) pracy, Widzew w końcu wrócił do Ekstraklasy. Całe szczęście, na najwyższym szczeblu rozgrywkowym utrzymała się też Legia. Tym sposobem przed nami widowisko, którego każdemu z nas brakowało. Ostatnie ligowe starcie pomiędzy tymi ekipami odbyło się bowiem dosyć dawno…
Osiem lat temu…
Był to wówczas sezon 2013/14. Z pewnością lepiej mecz ten wspominają warszawiacy, ponieważ Legia pokonała na wyjeździe Widzew 1:0. Bramkę zdobył wtedy Tomasz Jodłowiec, a asystował mu Tomasz Brzyski.
Choć wielu piłkarzy z tamtego spotkania dalej gra na najwyższym szczeblu rozgrywkowym, to niewielu dalej gości w pierwotnym klubie. Rafał Augustyniak, grający wówczas w barwach gospodarzy, po długiej przygodzie, najpierw w Ekstraklasie, potem w Rosji, na koniec wrócił do… Legii. Do macierzystego klubu powrócił natomiast Patryk Stępiński, dziś dzierżący opaskę kapitańską Widzewa.
Natomiast w kontekście ogólnej historii spotkań Legii z Widzewem – jest ona bardzo bogata. Niemniej, cierpiąca na lekką monotonię. Ostatnie zwycięstwo RTS-u datuje się bowiem na zeszły wiek, konkretnie sezon 99/00. To wtedy właśnie górą był Widzew, zwyciężając 3:2.
Powrócić do starych, dobrych czasów
Koncertowo zagrany mecz z Zagłębiem pokazał, że filozofia gry wahadłami Kosty Runjaicia daleko nie odbiega od pomysłów Czesława Michniewicza, dzięki którym Legia zdobyła przecież mistrzostwo Polski. Doskonała dyspozycja Filipa Mladenovicia i Josipa Juranovicia, w najlepszym liczbowo sezonie przyniosła obu panom łącznie osiem goli i 14 asyst w 55 występach w Ekstraklasie. O ile Mladenović pozostał w drużynie Wojskowych, to łączonego z Premier League Juranovicia, zastąpił Paweł Wszołek (po nieudanych próbach z Johanssonem). W każdym razie, wspomniana para wykręca bardzo przyzwoite liczby (trzy gole i dwie asysty łącznie tym sezonie). Biorąc poprawkę na fakt, że drużyna ta jest dopiero fazie wczesnego rozwoju, można przypuszczać, że wahadła znowu będą jedną z najważniejszych atutów stołecznej drużyny.
Zupełnie inaczej sytuacja wygląda w ataku. Od pierwszej kolejki na szpicy szanse konsekwentnie dostawał Maciej Rosołek, ale nie strzelił żadnej bramki ani nie asystował, marnując za to kilka okazji stuprocentowych. Kto go zastąpił? Na pewno nie Tomas Pekhart, który odchodzi do Turcji. W zeszłej kolejce świetnie w tej roli spisał się Ernest Muci, zwieńczając dobre spotkanie golem. Albańczyk jest jednym z niewielu zawodników sprowadzonych w zeszłym okienku, co do którego nie można mieć pretensji. Ani pod kątem sportowym, ani pozaboiskowym. Jeżeli włoży pod okiem sztabu Runjaicia sporo pracy w swój rozwój, powinien mieć przed sobą świetny sezon i być przyzwoitym źródłem zarobku dla Wojskowych w przyszłości.
Inaczej sytuacja prezentuje się w bloku obronnym… Po odejściu Mateusza Wieteski dalej poszukiwany jest tercet obrońców odpowiadających oczekiwaniom trenera. Z dobrej strony w przegranym meczu z Cracovią pokazał się Abu Hanna, lecz najwięcej minut na pozycji stopera ma na ten moment Lindsay Rose. W obwodzie dalej pozostaje Artur Jędrzejczyk, który dzięki swojej uniwersalności gra jako środkowy, lub pół-prawy stoper. Na tej drugiej pozycji wymaga się od niego trochę ofensywnego sznytu i Jędrzejczyk odnajduje się tam dobrze.
Beniaminek bez wstydu
Niezależnie od okoliczności, w jakich ekipa ta awansowała do najwyższej klasy rozgrywkowej – od pierwszej kolejki Widzew Łódź pokazuje, że nie jest beniaminkiem z przypadku. Nawet jeśli podopieczni Janusza Niedźwiedzia tracą punkty, to w każdym meczu zostawiają po sobie wrażenie przyzwoitości. Czerwoni nie grają futbolu do bólu banalnego, kosztem wyniku, jak to z reguły u beniaminków bywa. Wręcz przeciwnie – pożądany jest ładny dla oka futbol, poparty konkretną grą.
Najpewniejszym punktem drużyny z Łodzi jest Bartłomiej Pawłowski, doskonale odnajdujący się w roli atakującego przemieszczającego się po całej szerokości boiska, odpowiedzialny za stałe fragmenty gry. Co prawda ostatnia kolejka pokazała, że Bartłomiej nie jest idealny i może przestrzelić chociażby rzut karny, ale to dalej wartość zdecydowanie bardziej dodana dla Widzewa.
W łódzkiej ekipy dobrze funkcjonuje także defensywa. Najbardziej wyróżniające się tutaj postacie to Mateusz Żyro i kapitan – Patryk Stępiński. Beniaminek ten w czterech spotkaniach zachował dwa czyste konta, mając trudności tylko z rywalami na papierze wyraźne lepszymi (Lechia, Pogoń). Solidną linię obrony wspiera bramkarz Henrich Ravas, który jednak, podobnie jak koledzy, przeplata świetne mecze ze słabszymi, obfitującymi w oczywiste błędy.
***
Tak więc dzisiejsze Derby X, bo – jak słusznie zauważono – nie ma dla nich jednolitego terminu, mogą zapewnić nam ciekawsze widowisko, niż wskazuje na to jakość obu drużyn. W szczególności zważywszy na historię pojedynków między obydwoma klubami, które mają swoim kibicom coś do udowodnienia…
Szymon Trzciński