Legio? Co? Vuko!

2020.06.10, Warszawa, Pilka nozna, PKO Ekstraklasa sezon 2019/2020
Mecz Legia Warszawa - Arka Gdynia
N/z Trener (head coach) Aleksandar Vukovic, Pawel Wszolek, gol, bramka, radosc
Fot Rafal Oleksiewicz / PressFocus

2020.06.10, Warsaw,
football, polish Ekstraklasa
Match Legia Warszawa - Arka Gdynia
Trener (head coach) Aleksandar Vukovic, Pawel Wszolek, gol, bramka, radosc
Credit Rafal Oleksiewicz / PressFocus

Nikt nie ma chyba wątpliwości, że Aleksandar Vuković to Legionista z krwi i kości, który nie tylko jako piłkarz, ale również jako trener pokazuje swoje oddanie dla klubu. Osobiście, po zakończeniu kariery piłkarskiej Vuko najbardziej ujął mnie jako asystent Jacka Magiery. Emocje, jakie generował, niesamowita energia, jaką emanował i sposób, w jaki „żył przy linii i w szatni” od razu zjednały mu moją sympatię.

Miałem wrażenie, że to człowiek, który dba nie tylko o poziom sportowy, ale i atmosferę na najwyższym poziomie. Potem Vuko został pierwszym trenerem. Czasem w garniturze, czasem w dresie, ale już bardziej stonowany, co najwyżej pozwalający sobie na drobne dyskusje z sędziami, za które zdarzyło mu się czasem złapać kartkę. I znów układał tę drużynę jak tylko mógł i umiał, a moim zdaniem potrafił dobrze. 

Zwolniony, podobnie jak Magiera, przedwcześnie. A teraz pojawił się Vuković jako ratownik tonącego okrętu. Nie wiem jaką propozycję dostał, nie wiem jakie pieniądze mu obiecano, ale i tak jestem pod wrażeniem jego natychmiastowej decyzji powrotu do Legii i chęci ratowania sezonu. Po tym, jak prezes zrobił z niego kozła ofiarnego, jak to miał w zwyczaju z kolejnymi trenerami, ten schował dumę do kieszeni i jak prawdziwy zawodowiec pojawił się w swoim domu, biorąc się do roboty.

Przepraszam, panowie piłkarze, ale do dyspozycji miał zbieraninę grajków, a nie drużynę. Upodmiotowił Josue, dostał Pawła Wszołka, odziedziczył Boruca, ale i mały szpital w zespole. Stopniowo, krok po kroku, zaczął układać te klocki, chociaż miał pewnie świadomość, że arcydzieło z tego nie wyjdzie, a układanka nieraz jeszcze rozsypie się zanim ułoży ją do końca i to bez konkretnej instrukcji.

I tak było. Ale już dzisiaj wiadomo, że Vuković ten sezon dla Legii uratował, chroniąc zespół przed spadkiem. Piłkarze (w większości) znowu mu zaufali, dzięki czemu na nowo zrodziła się prawdziwa drużyna. Aco nie jest moim zdaniem żadnym piłkarskim cudotwórcą. Ani trochę. Ale jest człowiekiem, który zna Legię, kocha ten klub i potrafi się dla niego poświęcić. I znów dzieje się to w co najmniej dziwnych okolicznościach, bo kiedy on robi, co obiecał, to klub otwarcie mówi o poszukiwaniach nowego trenera. Gdyby zanurzyć się w odmęty Internetu, to tajemnicą poliszynela byłoby, kto nim zostanie.

Moim zdaniem takie zachowanie władz klubu niezbyt pasuje do hasła projektu „więcej Legii w Legii”, i szczerze mówiąc, jak dla mnie jest nieeleganckie. Sytuacja nie ma miejsca pierwszy raz, bo prezes lubił publicznie mówić o nowym szkoleniowcu, kiedy trenerem był Marek Gołębiowski. Nawet, jeśli Legia nie odbiega w tych działaniach od standardów rynku piłkarskiego, nawet jeśli Vuko wiedział o tym od początku, to odrobina szacunku przynajmniej za tę misję ratunkową mu się należy.

Do końca oczywiście jeszcze kilka kolejek, które Legia może przegrać z kretesem, a nawet jeśli je wygra, to sezon ten jest do zapomnienia. Pucharu oczywiście też żal. Ale to jest Legia Warszawa. Ta nazwa nie powinna zobowiązywać wyłącznie do uzyskiwania najlepszych wyników. To od dawna powinna być grupa ludzi, którzy wiedzą co znaczą te słowa nie tylko w wymiarze sportowym. Dlatego – Legio, co? Vuko!

Stanisław Bichta

POLECANE

tagi