Lech Poznań ograł przed własną publicznością hiszpański Villarreal aż 3:0 i awansował do fazy pucharowej rozgrywek Ligi Konferencji Europy. Pierwszy raz od 12 lat europejskie puchary zagoszczą wiosną przy Bułgarskiej, a na polskich boiskach po raz pierwszy od 2017 roku.
19:31. Opublikowany zostaje wyjściowy skład Lecha Poznań na mecz z Villarrealem, którego stawką było wyjście z grupy Ligi Konferencji Europy. I to był ten moment, w którym niemalże wszyscy spoglądający z marzeniem o powtórzeniu sukcesu Kolejorza sprzed 12 lat mogli zwątpić. I zwątpili. W sukces i w umiejętność doboru personaliów przez Johna van den Broma. W pierwszej jedenastce wybiegli Filip Marchwiński i Kristoffer Velde. Zawodnicy, którzy w obliczu swojej dyspozycji w ostatnich tygodniach nie powinni nawet marzyć o tym, żeby wybiec na boisko w tak ważnym spotkaniu.
Już w pierwszej połowie okazało się, że decyzja holenderskiego szkoleniowca o zagraniu va banque, bez wymyślania kwadratowych jaj (przynajmniej w rozgrywkach europejskich pucharów, gdzie Afonso Sousa prawie w ogóle nie grał, a Joao Amaral wciąż jest cieniem samego siebie, nie mówiąc o Adrielu Ba Loui czy Gio Citaiszwilim), okazała się tym, co Lechowi było czwartkowego wieczoru potrzebne. W 27. minucie Kristoffer Velde wywalczył piłkę w środku pola, popisał się dobrym zagraniem do Mikaela Ishaka, który dośrodkował na głowę Filipa Marchwińskiego. Marchewa oddał dobre uderzenie w światło bramki, interweniować próbował Aïssa Mandi, ale do piłki dopadł ten, który akcję napędził, czyli Velde, i skierował piłkę do bramki Pepe Reiny z najbliższej odległości.
Bułgarska 17 tego wieczora eksplodowała jeszcze dwukrotnie za sprawą trafień Michała Skórasia. Tak – Lech Poznań wbił trzy bramki niedawnemu półfinaliście Ligi Mistrzów i zwycięzcy Ligi Europy sprzed dwóch lat. Jasne, „niszczyciele dobrej zabawy” powiedzą, że to nie ten sam Villarreal, który eliminował Bayern Monachium, walczył zaciekle z Liverpoolem i ogrywał po rzutach karnych Manchester United. I w zasadzie będą mieli dużo racji. Trzeba jednak pamiętać, że to wciąż klasowy zespół, który nawet w takim zestawieniu, które wybrał Quique Setien na mecz przy Bułgarskiej, nie powinien przegrać w Poznaniu 3:0. Nie powinien również stracić trzech goli w pierwszym meczu w Hiszpanii, jeszcze pod wodzą Unaia Emery’ego. Taki scenariusz mógł napisać tylko futbol.
Spotkanie Kolejorza z Żółtą Łodzią Podwodną przyniosło nam nieoczywistych bohaterów w postaci wspomnianych Marchwińskiego i Velde. Obaj brali też udział w akcji bramkowej na 2:0. W 51. minucie młodzieżowy reprezentant Polski przytomnym zagraniem na skrzydło uruchomił Mikaela Ishaka, ten odegrał do Velde, a Norweg wystawił piłkę Michałowi Skórasiowi, który pierwszy raz w tym meczu pokonał Pepe Reinę. Stadion eksplodował. W tym momencie kibice, piłkarze i trener John van den Brom wiedzieli, że zdani są tylko na siebie. Zwłaszcza, że w równolegle trwającym meczu Hapoel Beer-Sheva potwierdził słabość Austrii Wiedeń i prowadził już 3:0. Przy zwycięstwie zespołu z Izraela przynajmniej czterema bramkami ewentualny remis Kolejorza nie premiowałby go awansem. Lechici mieli kwestię awansu w swoich nogach.
Właśnie, ten wspaniały triumf nie byłby możliwy, gdyby nie fantastyczne przygotowanie fizyczne piłkarzy z Poznania. Tu należy pochwalić pracę Antonina Čepka i Karola Kikuta, trenerów przygotowania fizycznego. Lech wyglądał jak zespół, który jest gotowy to zwycięstwo po prostu wybiegać.
77. minuta to już istne szaleństwo. Wrzut z autu, piłka przedłużona przez jednego z graczy w żółtych koszulkach do Mikaela Ishaka, kilkudziesięciometrowy rajd kapitana Lecha i kolejne świetne zagranie do Michała Skórasia. Reprezentant Polski strzałem po ziemi pokonuje 40-letniego Pepe Reinę, finalistę Ligi Mistrzów z 2007 roku, po raz drugi, a Kolejorz rozstrzyga sprawę awansu golem na 3:0. Bułgarska znów oszalała. Kontrastem niech będzie prawdopodobny nastrój kibiców Hapoelu, którzy mimo zwycięstwa swoich pupili 4:0, musieli obejść się smakiem pucharów na wiosnę.
Owe wiosenne puchary wracają do Poznania po 12 latach przerwy. Wtedy to Kolejorz zagrał w 1/16 finału Ligi Europy przeciwko portugalskiej Bradze i choć wygrał w stolicy Wielkopolski 1:0 po trafieniu Artjomsa Rudnevsa, to na wyjeździe przegrał 0:2 i musiał uznać wyższość, jak się później okazało, finalisty tamtej edycji. Co ciekawe, w poniedziałkowym losowaniu (7 listopada o godzinie 14:00) los znów może skojarzyć te dwie ekipy w 1/16 finału, tym razem oczywiście Ligi Konferencji Europy. Oprócz Bragi, Lech może trafić na niedawnego rywala z pierwszej rundy eliminacji Ligi Mistrzów, azerski Karabach Agdam. Cóż, jeśli tym razem w bramce Kolejorza wybiegnie Filip Bednarek, żaden z poznańskich kibiców nie miałby za złe możliwości wzięcia rewanżu.
No właśnie, Filip Bednarek. Wczorajsze spotkanie miało bohaterów nieoczywistych – Velde i Marchwińskiego. Miało też genialnego Mikaela Ishaka, który był reżyserem wszystkich trzech trafień, a także dającego z siebie 120% Michała Skórasia, autora dwóch goli. No i miało Filipa Bednarka. Tak, Lech wygrał 3:0, ale to nie oznacza wcale, że Villarreal nie miał swoich szans. Miał. I to jeszcze wtedy, gdy na tablicy widniał bezbramkowy remis. Nicolas Jackson w 12. minucie powinien otworzyć wynik tego spotkania, jednak po doskonałym podaniu Moralesa i ucieknięciu dwójce Milić – Šatka trafił w dobrze skracającego kąt uderzenia golkipera Lecha. Ta interwencja była najpewniej kluczowa dla losów awansu.
Również środek pola Kolejorza zdał egzamin. Mimo nieobecności Jespera Karlströma, duet który stworzyli Nika Kwekweskiri i Radosław Murawski prosił się wręcz o zadanie pytania: „Kto to jest ten Coquelin?”. Choć ten drugi w pierwszej połowie popełniał błędy, to w drugiej zagrał na swoim stałym poziomie, który znamy z ostatnich tygodni. Reprezentant Gruzji zaś był prawdziwym liderem. To on rządził w centralnej części boiska, na co wskazują statystyki. 90% skuteczności podań, 5/5 udanych dalekich zagrań i 3/4 wygrane pojedynki (dane za Sofascore). Kvekve? TOP. Po prostu, TOP.
Wróćmy jeszcze do skrzydłowych. Całe eliminacje i faza grupowa potwierdziły to, o czym mówiło się w momencie objęcia posady szkoleniowca poznańskiego Lecha przez Johna van den Broma. Skrzydłowi zawsze mają u niego liczby. Spójrzmy na liczby skrzydłowych Lecha, którzy wystąpili w spotkaniach przeciwko Karabachowi, Dinamo Batumi, Vikingurowi, Villarrealowi, Hapoelowi i Austrii:
- Kristoffer Velde – 13 meczów, 6 goli, 4 asysty
- Michał Skóraś – 14 meczów, 6 goli, 2 asysty
- Gio Citaiszwili – 10 meczów (większość z ławki), 1 asysta
Można powiedzieć, że mamy rodzynka w postaci Citaiszwiliego, jednak patrząc na dwóch podstawowych skrzydłowych Lecha, trzeba powiedzieć wprost. Skrzydła zaniosły poznaniaków najpierw do fazy grupowej Ligi Konferencji Europy, a następnie do fazy pucharowej tych rozgrywek.
Kolektyw. To słowo najlepiej określa wczorajsze zwycięstwo Kolejorza. Ciężko doszukiwać się słabych punktów w zespole Johna van den Broma. Drużyna znów była jednością. Nawet Ishak nie miał o co się wściekać na Velde. To był wielki wieczór Lecha Poznań i wielki wieczór polskiej piłki nożnej.
Lech Poznań 3:0 Villarreal (1:0)
Gole: 27. Velde, 51. Skóraś, 77. Skóraś