Jest 119 minuta meczu Korona Kielce – Chrobry Głogów. Jacek Kiełb (bo któżby inny) strzela gola na 3:2, tym samym zapewniając kielczanom upragniony powrót do Ekstraklasy. Wszystkie oczy skupiają się to na Kiełbie, to na Leszku Ojrzyńskim, czy wreszcie na ławce rezerwowych Korony. Gdzieś w tle tej radosnej sceny są piłkarze Chrobrego. Część w nich w geście rezygnacji kładzie się na murawie. Nie ma w tym nic dziwnego – ich marzenie o grze w Ekstraklasie zgasło na ich oczach, i to w jeden moment. Awans był na wyciągnięcie ręki, ale wystarczył jeden błąd i trud całego sezonu diabli wzięli. To jest właśnie dramaturgia baraży.
Ile znaczyłby dla Chrobrego awans do Ekstraklasy?
Żeby choć trochę zrozumieć smutek piłkarzy z Głogowa, należy zacząć od stwierdzenia faktu. Mecz z Koroną był bowiem najważniejszym meczem w historii klubu. Nawet mecz przeciwko Legii Warszawa w półfinale Pucharu Polski 1980 nie był tak istotny. Stawką starcia z Koroną była bowiem gra w Ekstraklasie, a więc coś, czego w Głogowie nie było nigdy.
Nawet gra na zapleczu Ekstraklasy to dla Chrobrego względna nowość. Przed sezonem 2014/15 Chrobry na drugim poziomie rozgrywkowym spędził łącznie tylko osiem sezonów. Piłkarzy z Głogowa dużo częściej można było spotkać w trzeciej, czy nawet w czwartej lidze – w towarzystwie drużyn takich, jak Walka Makoszowy, Skalnik Gracze, czy też Arka Nowa Sól.
W I lidze Chrobry gra od ośmiu sezonów. Nigdy nie udało mu się zająć miejsca wyższego, niż szóste. Przeważnie kończył on rozgrywki I ligowe gdzieś w dolnej połowie tabeli. Przez to przylgnęła do nich dosyć niewygodna łatka klubu, dla którego zaplecze ekstraklasy to szczyt marzeń.
Często wydaje się nam, że drużyny takie, jak Chrobry nie tworzą własnych historii. Są tak daleko poza naszą świadomością, że równie dobrze mogłyby nie istnieć. Nie pomaga fakt, że na mecze zespołu z Głogowa przychodzi bardzo mało ludzi – w sezonie 21/22 średnia widzów na trybunach Stadionu Miejskiego wyniosła jedynie 697 osób. Większe pustki są jedynie na stadionach w Niepołomicach i Polkowicach. Lecz ta malutka społeczność dorobiła się dwóch postaci, które śmiało można nazwać legendami. To Michał Michalec i Michał Ilków-Gołąb. Ci dwaj panowie rozegrali dla Chrobrego łącznie prawie 500 meczy. Obaj pamiętają czasy, w których Chrobry grał na trzecim poziomie rozgrywkowym. Obaj nigdy nie mieli okazji sprawdzić się w Ekstraklasie. O następną szansę może być bardzo ciężko – Michalec ma 34 lata, a Ilków-Gołąb 37. To mógł być zatem ostatni dzwonek.
Dla Chrobrego ten mecz stanowił niepowtarzalną szansę. Mógł napisać nowy rozdział historii klubu. Mógł zerwać z łatką wiecznych I-ligowców. Mógł podobnie jak Śląsk Wrocław, Zagłębie Lubin i Miedź Legnica grać w Ekstraklasie, wychodząc tym samym z ich cienia. Mógł dać swoim najbardziej zasłużonym zawodnikom chociaż jeden sezon w Ekstraklasie jako nagrodę za lata ciężkiej pracy.
Zamiast tego zostanie tylko olbrzymi niedosyt, i to paraliżujące wrażenie, że można było zrobić coś więcej…
Pochwała cierpliwości
We współczesnej historii Chrobrego pozornie nie ma nic, co by przyciągało uwagę. Co może być wyjątkowego w tym, że Chrobry ugrzązł w I lidze aż na osiem lat?
Jest jednak coś, co drużynę z Głogowa zdecydowanie wyróżnia – i to w skali całego kraju. Mowa o cierpliwości do trenerów. W środowisku trenerskim Chrobry znany jest jako drużyna, w której można spokojnie wdrażać swoje pomysły.
Ostatnim trenerem, który wyleciał z Chrobrego był Janusz Kubot. Został zwolniony… 25 października roku 2010. Prawie 12 lat temu. Od tamtej pory klub z Głogowa miał tylko trzech trenerów. Po Kubocie był Ireneusz Mamrot, który pracował w Głogowie aż 7 lat. Gdy ten odszedł do Jagiellonii Białystok, na jego miejsce zatrudniony został Grzegorz Niciński, który zdecydował się odejść z klubu wraz z końcem sezonu 18/19. Z drużyną z ulicy Wita Stwosza pracował zatem nieco ponad dwa lata. Po nim przyszedł Ivan Djurdjević, z którym Chrobry awansował do baraży o Ekstraklasę. On z kolei spędził w Głogowie aż trzy pełne sezony.
12 lat, 3 trenerów. Dla porównania, Wisła Kraków w takim samym okresie czasu miała ich 26 (licząc tymczasowych). Najdłużej z nich pracował Franciszek Smuda – udało mu się utrzymać na stołku przez jeden rok, osiem miesięcy i dwadzieścia sześć dni. Z kolei Zagłębie Sosnowiec, z którym Chrobry wiele razy toczył boje na pierwszoligowych boiskach, prowadziło przez te 12 lat aż 30 (!) trenerów. Tylko nieliczni na swoim stanowisku wytrzymywali więcej, niż jeden rok.
To, co w Krakowie czy w Sosnowcu można uznać za dowód zaufania, w Głogowie postrzegane jest jako pochopna decyzja. Nawet Grzegorz Niciński dostał więcej czasu, niż Smuda miał w Wiśle – a za jego kadencji Chrobry prawie spadł do II ligi.
Obecnie na całym szczeblu centralnym nie ma klubu, który w ciągu 12 ostatnich lat rzadziej zmieniał trenerów. Nawet Raków Częstochowa nie może się pochwalić taką cierpliwością.
Władze klubu – na czele z dyrektorem Zbigniewem Prejsem – uczyniły stabilizację najwyższą wartością. Cierpliwość stała się wręcz elementem tożsamości całego klubu.
Możliwe, że bez tej cechy Chrobry dalej błąkałby się po niższych ligach.
Co czeka Chrobrego Głogów?
Wiadomo już, że Ivan Djurdjević nie przedłuży kontraktu z Chrobrym. Drużyna z Głogowa będzie zmuszona zatem szukać nowego trenera. I tu pytanie – czy dostanie on takie samo zaufanie, jak Djurdjević, Niciński, czy Mamrot?
Teoretycznie nic nie stoi na przeszkodzie, ale trzeba pamiętać o jednej rzeczy – apetyt rośnie w miarę jedzenia. To, co osiągnął Chrobry było dość niespodziewane, ale sukcesem – nawet nieprzewidzianym – też trzeba umieć zarządzać. Gdyby władze klubu doszły do wniosku, że historyczny sukces, jakim był awans do finału baraży o Ekstraklasę już nie wystarczy. zmianie uległby każdy aspekt funkcjonowania głogowian. Inne byłyby przede wszystkim oczekiwania wobec trenera. Z tak ambitnym celem, jak awans na najwyższy poziom rozgrywkowy ciężej byłoby mu skupić się na spokojnej pracy. A jeśli jest jedno hasło, które definiuje Chrobrego, to jest to właśnie „spokojna praca”.
Podniesienie swoich oczekiwań wobec trenera w oparciu o przegrany finał baraży byłoby dosyć słabym pomysłem też dlatego, że nowemu trenerowi może być ciężko odbudować zespół mentalnie. Pamiętajmy, jak druzgocąca dla wielu piłkarzy była porażka z Koroną. Poza tym, w przyszłym sezonie I ligi na górze tabeli będzie niewiarygodny ścisk. Drużyn, które mają dość realne szanse na awans do Ekstraklasy jest bowiem co najmniej kilka.
Niemniej jednak, przed Chrobrym stoi teraz największy test cierpliwości od czasów Grzegorza Nicińskiego. Jeśli nie podołają mu władze klubu, będzie to oznaczać jedno – ta cierpliwość nie była elementem strategii, tylko efektem braku presji.