Na dniach ma się stać to, czego każdy się spodziewał i chyba każdy oczekiwał. Zawodnik Pogoni Szczecin Kacper Kozłowski ma podpisać kontrakt z angielskim Brighton. Po drodze ma zostać wypożyczony do belgijskiego Royale Union Saint-Gilloise na pół roku. Reprezentant Polski rusza zatem na podbój Europy i trzeba przyznać, że ma wszystko, by do naszej ligi wrócić co najwyżej na spokojną piłkarską emeryturę.
O co chodzi z tą Belgią?
Na początek wyjaśnić trzeba, czemu Kozłowski musi odbyć co najmniej pół roku wypożyczenia właśnie w lidze belgijskiej, a nie wzorem Modera i Karbownika zostać dodatkową rundę w swoim macierzystym klubie (choć w przypadku obu wypożyczenie zostało ostatecznie skrócone). W Premier League, w związku z wyjściem Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, obowiązują nowe zasady, jeśli chodzi o zatrudnianie piłkarzy. Kozłowski, żeby z automatu móc otrzymać pozwolenie na pracę, musiałby być podstawowym zawodnikiem naszej reprezentacji (a i to mogło by nie wystarczyć), a nasza Ekstraklasa musiała by mieć wyższy współczynnik w przyznawaniu punktów. W związku z niskim prestiżem naszej ligi, Kozłowski musi przenieść się na pół roku do ligi, w której gra zapewni mu odpowiednią liczbę punktów, a taką właśnie jest liga belgijska. Nie jest więc tak, że Brighton kupuje potencjał i chce go sprawdzić w lepszej lidze, tutaj głównie chodzi o punkty.
Co może pójść nie tak?
Każdy transfer obarczony jest ryzykiem, a gdy w grę wchodzi jeszcze wypożyczenie po drodze, więcej czynników może zablokować rozwój. Można przecież założyć, że Kozłowski na wypożyczeniu będzie grał na tyle mało, że będzie potrzebne kolejne, by te wyżej wymienione punkty osiągnąć. Tutaj zatem pojawia się pierwsza przeszkoda. Trzeba jednak obiektywnie powiedzieć, że w aktualnej kadrze Royale Union nie ma środkowych pomocników, przy których talent pokroju Kozłowskiego powinien się bać. Oczywiście, za piękne oczy nikt mu nie da miejsca w składzie, można jednak przewidzieć, że swoje szanse dostanie. Niespodziewanie zespół ten bowiem jest liderem belgijskiej ligi i na pewno chce pójść za ciosem, a do tego przyda się zawodnik, który bez problemu wskoczy do składu i z miejsca będzie mógł dać jakość.
Zakładając, że przygoda w Belgii pójdzie pomyślnie, w samym Brighton też przecież coś może się nie udać. Skład nie jest z gumy. Wystarczy, że zawodnicy, którzy typowani są do odejścia z klubu w nim zostaną i może dla Polaka miejsca w składzie zabraknąć (patrz: Michał Karbownik). Najgorszym, w kontekście potencjalnej gry w Premier League, może się okazać dla Kozłowskiego wir wypożyczeń wzorem Bartosza Kapustki, który z niego ostatecznie nie wyszedł. Anglia to specyficzne miejsce, w którym natłok meczów jest ogromny, więc swoje szanse obecny wciąż zawodnik Portowców pewnie by dostawał, chociażby w którymś z angielskich pucharów. Pytanie jednak, czy właśnie tego sam zainteresowany by chciał, i czy tego my, kibice, byśmy oczekiwali od potencjalnej gwiazdy naszej kadry.
Nie być drugim Kapustką
Bartosz Kapustka to dobry piłkarz. Nie ulega to żadnej wątpliwości. Możliwe, że gdyby nie mnogość kontuzji, dziś mówilibyśmy o nim jako o zawodniku z topowej europejskiej ligi. Jego przygoda w Leicester była bardzo nieudana. Po niespodziewanie udanej przygodzie Kapustki na EURO 2016 zaczęło się o niego bić pół Europy. Ostatecznie wybrał niespodziewanego mistrza Anglii i okazał się być to zły wybór. Od początku pojawiały się ostrzegawcze flagi w kontekście transferu. Najbardziej czerwoną z nich było przygotowanie fizyczne „Kapiego”. Nie przybrał przed wyjazdem odpowiedniej masy mięśniowej i nie poprawił swoich parametrów wydolnościowo-szybkościowych. I zanim tutaj ktoś będzie chciał wysnuć argumenty, że to piłka nożna a nie lekka atletyka, uświadamiam – w piłce nożnej niestety nie chodzi tylko o to by się ładnie „bawić piłeczką”. Drybling i bycie z piłką na „ty” czasem po prostu nie wystarczy, a na pewno nie na najwyższym poziomie. Tutaj jednak Kozłowski już na pierwszy rzut oka wygląda lepiej. Wystarczy po prostu zobaczyć jak wygląda. Swego czasu mówiło się, że Karol Linetty, dopiero po półrocznej przygodzie we Włoszech zaczął wyglądać jak piłkarz, tutaj nie ma wątpliwości. Po prostu w aspekcie fizycznym, Kozłowski jest przygotowany dobrze.
Kolejna rzecz różniąca Kapustkę od Kozłowskiego to przymusowe wypożyczenie. Możliwe, że gdyby w 2016 roku na takie wysłany został „Kapi” jego przygoda potoczyła by się nieco lepiej. Dla młodego pomocnika Belgia może być idealnym sprawdzianem przed wyzwaniami stojącymi w Premier League. Poza tym, dobra gra w Jupiler Pro League może być dobrą polisą. Jeśli się w niej sprawdzi, nawet w przypadku potencjalnego niepowodzenia w Brighton, będzie mógł liczyć na zainteresowanie innych klubów z podobnej lub nawet lepszej półki niż „Mewy”.
Sprzyjające okoliczności
Zewsząd da się usłyszeć o Kozłowskim, że swój talent non stop popiera ciężką pracą. Przeskok do bardziej wymagającego środowiska nie powinien więc stanowić jakiegokolwiek problemu. Graham Potter, zakładając, że nie zmieni do momentu przyjścia Polaka pracy, uchodzi za specjalistę od rozwijania piłkarzy, często nawet ponad stan. Gdy pod jego dłuto trafi zawodnik Pogoni może się okazać to „strzałem w dziesiątkę”. Dodatkowo, Brighton jest raczej klubem przystankiem, a w obecnej kadrze, na potencjalnej pozycji Kacpra Kozłowskiego, grają zawodnicy, którzy wzbudzają zainteresowanie innych klubów. Gdyby okazało się, że jeden-dwóch odejdzie, droga do gry dla Polaka się skróci. Uświadomić sobie też należy skalę jego talentu. Mimo, że najpewniej odejdzie za pieniądze mniejsze niż Jakub Moder, mówimy o piłkarzu młodszym i paradoksalnie-przynajmniej moim zdaniem-bardziej piłkarsko ułożonym. Były zawodnik Lecha miał swoje problemy i stosunkowo późno stał się ważnym punktem w Lechu Poznań, podczas gdy Kozłowski wszedł do szatni Pogoni Szczecin razem z futryną i w nastoletnim wieku stał się czołową postacią „Portowców”. Mimo całkiem podobnej charakterystyki jestem sobie w stanie wyobrazić, że mogą grać na boisku obok siebie, choć najprawdopodobniej grali by zamiennie.
Moim zdaniem Kozłowski skrojony jest pod angielską ligę. Gracz typu box to box, czyli na nasze z pozycji numer 8, operujący na całej długości boiska, któremu różnicy nie robi to, z którego miejsca w środku pola przyjdzie mu rozpocząć akcję. Młody zawodnik uchodzi także za sportowca ze zdolnościami mentalnymi na najwyższym poziomie, dla którego różnicy nie robi to, czy za chwile zagra mecz przeciwko Warcie Poznań czy reprezentacji Hiszpanii. Oczywiście nie mówimy tu o piłkarzu idealnym. Pewne braki, szczególnie w grze obronnej, będzie musiał poprawić. Dodatkowo wyzbyć będzie się musiał tak zwanego „dodatkowego kontaktu”, gdyż często Kozłowskiemu zdarza się podać piłkę niemal w ostatniej chwili, gdyż przed zagraniem musi ją jeszcze poprawić. Nie jest to jednak problem, którego nie da się zniwelować, gdyż na całe szczęście nie jest jakimś nawykiem, ot rzeczą, która pojawia się raz na jakiś czas, ale na najwyższym poziomie, „raz na jakiś czas” to i tak za często.
Do tego transferu osobiście podchodzę bardzo optymistycznie. Mam jakieś dziwne przeczucie, że Kozłowski będzie właśnie tym przykładem piłkarza, który wyjeżdżając w bardzo młodym wieku, będzie potrafił z miejsca się przebić w silniejszej lidze. Oczywiście skala oczekiwań jest w przypadku tego konkretnego piłkarza większa. Brighton ma być tylko trampoliną , z której należy się szybko wybić, a nie skakać na niej w kółko czasem wyżej czasem niżej. Jeśli okazało by się, że jednak angielskie boiska to za wysokie dla Kozłowskiego progi, to naprawdę będę w ogromnym szoku, gdyż ma naprawdę wszystko by podbić świat.
Michał Piwowarczyk