Kłopot bogactwa Nielsa Frederiksena. Czy zimą czeka nas w Lechu „wyprzedaż garażowa”?

gholizadeh

Po słabym początku sezonu Lech Poznań zdaje się powoli odzyskiwać dawny rezon. Nowi zawodnicy, którzy nie od razy byli do dyspozycji trenera Frederiksena, stopniowo zaaklimatyzowali się w nowym środowisku, co znalazło odzwierciedlenie w grze aktualnego mistrza Polski. Kłopot w tym, że w odwodzie pozostają również inni klasowi piłkarze, którzy po wyleczeniu urazów zachcą zawalczyć o miejsce w wyjściowej jedenastce.

Foto: Lech Poznań

Patrik Walemark, Daniel Hakans, Ali Gholizadeh, Radosław Murawski… wszyscy oni mieli niebagatelny wkład w wywalczenie przez Lecha tytułu mistrzowskiego z poprzedniego sezonu. Niestety, to nie jedyna rzecz, jaka ich łączy. Każdy z wymienionych od kilku miesięcy zmaga się z urazami, które uniemożliwiają powrót na boisku. Dwaj pierwsi nie zagrali jeszcze w bieżących rozgrywkach ani minuty, Gholizadeh wrócił na cztery mecze, lecz później odnowiła mu się dawna kontuzja i musiał ponownie udać się na chorobowe. Z kolei w przypadku Murawskiego wydawało się, że wszystko zmierza ku dobremu, jednak finalnie zawodnik musiał przejść drugą operację i póki co może zapomnieć o grze w barwach „Kolejorza”. A na domiar złego drobne urazy wykluczyły z gry w poszczególnych meczach między innymi Filipa Jagiełłę, Alexa Douglasa czy nawet Mikaela Ishaka. Duński szkoleniowiec Lecha miał w związku z tym niemały ból głowy.

Z pomocą przyszli mu klubowi sternicy, którzy postanowili sprowadzić kilku nowych piłkarzy. Na Bułgarską trafili tacy gracze, jak Robert Gumny, Mateusz Skrzypczak, Joao Moutinho, Pablo Rodriguez, Leo Bengtsson, Timothy Ouma czy Luis Palma (dwaj ostatni na zasadzie wypożyczenia). Liczne transfery nie mogły jednak zagwarantować natychmiastowych efektów. Wymienieni zawodnicy potrzebowali czasu, aby odnaleźć się w realiach panujących przy ulicy Bułgarskiej. Niestety, Lech zapłacił za to wysoką cenę zarówno w Ekstraklasie, gubiąc punkty w poszczególnych meczach, jak i na arenie międzynarodowej, żegnając się najpierw z marzeniami o awansie do Ligi Mistrzów, a następnie również do Ligi Europy (na pocieszenie pozostała Liga Konferencji).

Czasu już się nie cofnie, dlatego warto skupić się na teraźniejszości. A ta zaczyna malować się dla Lecha w coraz cieplejszych barwach. Świadczy o tym chociażby rozbicie u siebie 4:1 Rapidu Wiedeń w inauguracyjnej kolejce Ligi Konferencji UEFA. W Ekstraklasie sytuacja również prezentuje się całkiem nieźle. Strata do liderującej Jagiellonii wynosi na ten moment 5 punktów i nie jest to bynajmniej dystans nie do odrobienia. Największą gwiazdą drużyny obok Mikaela Ishaka stał się Luis Palma. Timothy Ouma dobrze wywiązuje się z roli defensywnego pomocnika, skutecznie wypełniając lukę po Radosławie Murawskim. Pozostali gracze również stopniowo odnajdują się w taktyce stosowanej przez Nielsa Frederiksena, dzięki czemu poznański klub notuje coraz lepsze wyniki.

Kłopot w tym, że wymienieni w początkowym akapicie zawodnicy wiosną najprawdopodobniej znów będą do dyspozycji duńskiego szkoleniowca. I wtedy w Lechu zrobi się tłoczno na poszczególnych pozycjach. O ile czterech pomocników w środku pola nie powinno spędzać snu z powiek doświadczonego trenera, o tyle po trzech skrzydłowych na obu flankach może już zrodzić problem bogactwa. Ktoś powie, że „Kolejorz” rywalizuje przecież na trzech frontach i w związku z tym tak pokaźna liczba klasowych piłkarzy powinna stanowić raczej atut, lecz z drugiej strony nie ma na ten moment stuprocentowej gwarancji, że taki stan rzeczy utrzyma się również po przerwie zimowej (a jeśli nawet, nie wiadomo, jak długo).

Rodzi to uzasadnione pytanie, czy w trakcie najbliższego okienka transferowego lechici zdecydują się nieco uszczuplić swoją kadrę. Taki scenariusz jest jak najbardziej możliwy, a jednym z głównych powodów może być chęć wykupienia Luisa Palmy z Celticu. Szkoci oczekują za swojego zawodnika kwoty oscylującej w granicach 4 mln euro, a dzięki sprzedaży kilku piłkarzy takie pieniądze mogą pojawić się w skarbcu „Kolejorza”. Jest jeszcze wspomniany Ouma, lecz w tym przypadku o transferze definitywnym nie ma raczej mowy, gdyż Slavia Praga wciąż wiąże spore nadzieje z defensywnym pomocnikiem. Pozostaje też kwestia dobrej atmosfery wewnątrz drużyny. Jeśli poszczególni gracze będą otrzymywać zbyt mało minut od trenera Frederiksena, zaczną powoli kręcić nosem, a to może odbić się na całej szatni. Duńczyk z pewnością chciałby uniknąć takiej sytuacji.

Są tacy, którzy powiedzą, że każdy trener marzy o tak zwanym „problemie bogactwa”. Z drugiej jednak strony stare porzekadło głosi, że co za dużo, to niezdrowo. Sternicy aktualnego mistrza Polski muszą rozważyć tę kwestię, by podjąć najlepszą możliwą decyzję. Być może skutecznym rozwiązaniem okazałoby się wypożyczenie kilku zawodników do innych klubów. To już jednak zagwozdka Piotra Rutkowskiego oraz jego wiernych doradców.

Laura Anna Tomczyk