Kastylijski czarodziej, który oczarował piłkarską Polskę

2022.08.25 Praga
Pilka nozna Liga Konferencji Europy UEFA 2022/2023
SK Slavia Praga - Rakow Czestochowa
N/z Ivi Lopez
Foto Lukasz Sobala / PressFocus

2022.08.25 Warsaw
Football UEFA Europa Conference League Season 2022/2023
SK Slavia Prague - Rakow Czestochowa
Ivi Lopez
Credit: Lukasz Sobala / PressFocus

W piątek 19 sierpnia na portalu WP SportoweFakty pojawił się wywiad Piotra Koźmińskiego z Ivim Lopezem, strzelcem cudownej bramki w meczu ze Slavią, która dała Rakowowi prowadzenie i wydatnie pomogła odnieść sukces w pierwszym spotkaniu. Hiszpan stwierdził, iż celem jego drużyny jest gra w fazie grupowej Ligi Konferencji Europy oraz mistrzostwo Polski. Z perspektywy czasu, jego zapowiedzi są już niemożliwe do spełnienia, gdyż Raków w ostatniej akcji meczu stracił gola, tym samym żegnając się z fazą grupową LKE. Jednak w słowach zawodnika można doszukiwać się głębszego kontekstu. Cel, o który pozostaje walczyć, będzie jedyną rekompensatą dla kibiców w tych rozgrywkach. Nie da się go spełnić bez ciężkiej pracy, ale również bez błysku geniuszu poszczególnych piłkarzy. Najwięcej będzie się wymagało od Iviego, nie zastanawiając się, jak ważnym elementem klubu on jest i jak wiele dał Rakowowi.

Kiedy we wrześniu 2020 roku Raków ogłosił transfer Ivana Lopeza, był on jednym z wielu Hiszpanów, którzy w CV mieli występy w Primera Division czy Segunda Division, ale zdecydowali się na transfer do mniej renomowanej ligi w celu “reanimowania” swojej kariery. Ekstraklasę traktowali na równi z trampoliną. Takie przypadki można mnożyć. Carlitos, Jesus Jimenez czy Jorge Felix podążali właśnie tą ścieżką. Stanie się gwiazdą ligi, mistrzostwo Polski lub nagroda indywidualna, a potem czekanie na jak najlepszą ofertę i przeprowadzka za granicę.

Przed tym sezonem na podążenie podobną ścieżką mógł się zdecydować Ivi Lopez. W końcu przecież odniósł kilka sukcesów z Rakowem. Indywidualnie również błyszczał. Świadczy o tym, chociażby ilość statuetek, jaką otrzymał na Gali Ekstraklasy sezonu 2021/2022. Został wyróżniony w kategoriach: pomocnik sezonu, zawodnik sezonu i najlepszy strzelec sezonu. Jego osiągnięcia same za siebie mówiły, że jest kimś, kto tej lidze daje więcej, kimś kto przyciąga blaski fleszy. Ale żeby dojść do tego miejsca, które nie wiadomo jaką odegra rolę w przyszłości Iviego, trzeba było pokonać długą, nierzadko męczącą drogę.

Niczym nie wyróżniający się początek

Ivi Lopez urodził się w Madrycie. Już to miejsce predestynowało go do bycia piłkarzem. W końcu wychowywał się w mieście żyjącym futbolem, gdzie rodziła się marka Atletico, a egzystował już wielki Real z Raulem, Morientesem, Clarence Seedorfem czy Roberto Carlosem. Dorastając w takiej okolicy, otoczony był rówieśnikami, którzy jak on marzyli o zostaniu piłkarzem. W wieku siedmiu lat został zapisany do klubu CU Collado Villalba.

Collado Villalba jest to ponad 60-tysięczne miasteczko położone około 40 kilometrów na zachód od stolicy Hiszpanii. Jest ono popularną turystyczną destynacją ze względu na położenie w paśmie górskim Sierra de Guadarama, które zalicza się do Gór Kastylijskich. Lopez spędził tam aż osiem lat, a stamtąd przeniósł się do znacznie większego zespołu, jakim jest Getafe.

To miasto położone na przedmieściach stolicy, którego wizytówką jest klub sportowy, regularnie występujący w najwyższej hiszpańskiej klasie rozgrywkowej. W zespole rezerw grał przez cztery lata. W 2014 roku został włączony do pierwszej drużyny, gdzie zaliczył debiut w Primera Division, w przegranym 0:1 meczu z Villarealem.W następnym sezonie ośmiokrotnie zagrał w La Liga, łącząc grę w najwyższej klasie rozgrywkowej z występami w drużynie juniorskiej.

W 2015 roku trafił do drugiej drużyny Sevilli, występującej na trzecim poziomie rozgrywkowym. Tam w 67 spotkaniach, strzelił 23 gole, Trafiał przeciwko takim rywalom jak Rayo Vallecano, RCD Mallorca czy Real Zaragoza. Solidnymi występami wywalczył sobie awans sportowy i transfer do Levante, gdzie został sprzedany za 1,5 mln euro. To było jego drugie podejście do Primiera Division. Miał 23 lata, więc nie mógł liczyć na taryfę ulgową dla juniora. Zdawał sobie sprawę, że to ostatni dzwonek na poważną karierę na Półwyspie Iberyjskim.

W Levante dostał szansę. Zagrał w 29 spotkaniach, zdobywając cztery gole, w tym jednego przeciwko Realowi Madryt na Estadio Santiago Bernabeu, pokonując Kiko Casillę. W czasie trwania tamtych rozgrywek grał m.in na Camp Nou czy na Civitas Metropolitano.

Tamten sezon był niestety (albo stety) tylko wyjątkiem. Po jego zakończeniu Ivi tułał się po wypożyczeniach. Był w Realu Valladolid, Sportingu Gijon, SD Huesca czy SD Ponferradina. Nigdzie nie zadomowił się na stałe. Praktycznie co pół roku zmieniał miasto i klub, szukając miejsca dla siebie. W końcu we wrześniu 2020 roku podjął śmiałą decyzję. Opuści Hiszpanię i poszuka klubu z aspiracjami, gdzie będzie mógł regularnie grać, a w przyszłości znów poszuka szczęścia w lepszych ligach. Tak na siebie trafili. Ivi Lopez i Raków Częstochowa.

Zakochani od pierwszego wejrzenia

Sezon 2020/2021 to drugi sezon Rakowa w Ekstraklasie. Były to dziwne rozgrywki. Pandemia koronawirusa, zawirowania w kwestii obostrzeń czy też problemy organizacyjne klubów w kwestii zapełnienia trybun. Dla nas wszystkich był to trudny okres. Przerwa pomiędzy rundami w tej walce. Przełom sierpnia i września, to ten czas, kiedy wszystko na pierwszy rzut oka wyglądało w miarę normalnie. Na trybunach byli kibice, spotkanie toczyły się zgodnie z terminarzem. 

Przed startem tamtej edycji ligi celem Rakowa było zrobienie kolejnego kroku naprzód. W poprzednich rozgrywkach drużyna spod Jasnej Góry zajęła 10. miejsce z dorobkiem 41 punktów. Tylko dwóch oczek brakowało do znalezienia się w grupie mistrzowskiej. 

W Częstochowie wakacyjny okres przepracowano dość sumiennie. Postawiono na kolejne, jakościowe wzmocnienia drużyny. Na zawodników, którzy dużo dadzą zespołowi i dość szybko połapią się w taktyce Marka Papszuna. Sprowadzono wtedy, poza Hiszpanem, Marcina Cebulę, Vladislavsa Gutkovskisa, Giannisa Papanikolaou, wypożyczono Zorana Arsenicia czy Mateusza Wdowiaka. Zerkając na te nazwiska, z perspektywy czasu widać, że zbudowano wtedy szkielet zespołu, który funkcjonuje do dziś.

Podpisanie kontraktu z Ivim Lopezem, było ruchem, które miało rozwiązać problemy ofensywne. Zawodnik w sile piłkarskiego wieku, z obiecującą przeszłością w La Liga, typowy środkowy pomocnik ofensywny, dobrze wyszkolony technicznie, z jakościowym strzałem z dystansu. Krótko mówiąc, kozak, który był potrzebny pod Jasną Górą na już. 

Medaliki dobrze weszły w sezon, niemalże od pierwszej kolejki trzymały się czołówki. Ivi swój debiut zaliczył w wygranym 4:1 meczu z Podbeskidziem Bielsko-Biała. Na premierową bramkę nie musiał długo czekać. Już w swoim czwartym meczu w Ekstraklasie zdobył dublet, będąc głównym architektem zwycięstwa z Górnikiem Zabrze. Potem dwa gole ze Stalą i… lekki kryzys, bo po golu z Lechem 22 listopada następny raz na listę strzelców wpisał się dopiero trzy miesiące później w spotkaniu z Zagłębiem.

Finalnie do Hiszpana nie można było mieć pretensji. Na koniec sezonu miał dziewięć goli i cztery asysty w lidze, pomógł zespołowi w wywalczeniu wicemistrzostwa Polski i zdobyciu Pucharu Polski. W finałowym meczu z Arką strzelił gola wyrównującego, krusząc mur gdynian. Trzeba przyznać, że tamten mecz, był bardzo słaby w wykonaniu Rakowa. Zespół z Gdyni bardzo mądrze się bronił, wykorzystywał słabości Rakowa, wybijając im ich atuty z ręki. Dopiero gol Iviego dał Rakowowi impuls, zachętę do dalszych ataków, które poskutkowały golem Tijanicia w ostatnich minutach spotkania. 

Niebanalna proza życia

Często mówi się, że pierwsze miesiące piłkarza w lidze to taki okres, w którym można wyciągnąć wiele pochopnych wniosków, które potem nie będa pomocne dla zainteresowanego. Nie raz było tak, że ktoś błyszczał, był nominowany do nagrody piłkarza sezonu, a potem było kiepsko. Z Ivim tak nie było. On sprostał oczekiwaniom, jakie przed nim postawiono. Nie było za dużo czasu na odpoczynek, bo Raków zaczynał swoją przygodę z europejskimi pucharami dość wcześnie, ze względu na swój debiut. W sześciu spotkaniach Ivi grał bardzo słabo, nie dał żadnego konkretu. Może też dlatego, że Raków grał bardzo pragmatycznie i brzydko dla oka. Często ta gra balansowała na granicy dobrego smaku i kunktatorstwa. O ile taka postawa była zrozumiała w meczach z Rubinem Kazań czy KAA Gent, o tyle w spotkaniu z Suduvą nijak nie da się jej usprawiedliwić. Był to pierwszy i, jak dotąd, jedyny poważny zjazd formy pomocnika.

Przed minionym sezonem w Częstochowie dość powszechne były apetyty na tytuł mistrzowski. Z wyścigu dość szybko odpadła Legia, która zaaferowana podbojem Europy, zadomowiła się blisko dna tabeli. De facto w tym wyścigu, na poważnie udział brały tylko Pogoń, Raków i Lech. Niewiele brakło, żeby to Raków sięgnął po tytuł. Gdyby nie remis z Cracovią i porażka w Lubinie, może nie byłoby kompromitacji mistrza Polski w Lidze Mistrzów. Jak fani Rakowa i właściciele mogą czuć niedosyt, tak Hiszpan, w sferze osiągnięć indywidualnych, nie może mieć do siebie pretensji. 20 goli, siedem asyst, bramki w ważnych meczach, które niejednokrotnie dawały impuls drużynie. Mecz z Portowcami w 31. kolejce, gol wyrównujący, który był otwarciem bramy do zwycięstwa, wykluczającego Pogoń z wyścigu mistrzowskiego na samym jego finiszu. W finale Pucharu Polski z Lechem gol i asysta. Ivi to piłkarz wielkich spotkań, a takich na naszym podwórku brakuje.

Przygoda Iviego z Rakowem, jak do tej pory, może uchodzić za przykład wzorowej. W końcu obie strony mają to, czego chciały. Piłkarz chciał trafić na rynek, gdzie dość szybko stanie się czołowym zawodnikiem ligi i tym samym przykuje uwagę bardziej renomowanych klubów. Marek Papszun zaś w swojej drużynie ma gwiazdę z prawdziwego zdarzenia, która nie pęka na robocie i na której można polegać. Drużyna dostała lidera, który nim jest rzeczywiście, a nie jest tylko za niego uważany. Jest to pewien wzór, za którym powinny podążać inne polskie kluby, jednak do tego długa droga.

Cieszmy się tą magią

Mało jest w naszej lidze takich piłkarzy jak Ivi Lopez. Można powiedzieć, że to taki wymierający gatunek. Raz na jakiś czas trafi się ktoś, kto doda trochę kolorytu naszej smutnej, szarej Ekstraklasie. Spieszmy się kochać takich zawodników i ich umiejętności, bo szybko odchodzą. Wiele przykładów można tu przywołać. Czarujący na naszych boiskach Vadis Odjidja-Ofoe po jednym udanym sezonie, w tym po występach w Lidze Mistrzów, zamienił Warszawę na Pireus. Carlitos, król strzelców z rozgrywek 2017/2018 w barwach Wisły, przeniósł się do stolicy a stamtąd do Panathinaikosu. Jorge Felix w sezonie 2019/2020 był niekwestionowanie najlepszym zawodnikiem ligi i jedną z jej największych gwiazd w ostatnich latach. Był liderem drużyny Piasta, który wówczas zajął drugie miejsce. W sezonie mistrzowskim grał gorzej, ale wpływ na to miała dyspozycja całej drużyny, która była genialnie funkcjonującą maszyną. Kiedy z Gliwic odszedł Joel Valencia, Hiszpan przejął dowodzenie i prowadził zespół do wicemistrzostwa. Po zakończeniu rozgrywek dostał ofertę z Turcji, jednak przepadł w tamtejszej lidze. Przez dwa sezony zagrał tylko 888 minut. Wspominać możemy jeszcze wielu znakomitych piłkarzy.

***
O Iviego Lopeza i o pozycję Hiszpanów w Ekstraklasie zapytałem Kamila Warzochę, dziennikarza Weszło!:

Co Pańskim zdaniem wpływa na to, że Ekstraklasa jest tak dobrym miejscem do pokazania swoich umiejętności dla tych zawodników z Hiszpanii, którzy chcą się wybić wyżej?

Na pewno bardzo ważna jest ekspozycja. Nasza liga w kontekście znaczenia w europejskich pucharach jest na absolutnym marginesie, ale prawda jest taka, że jesteśmy dobrą trampoliną dla obcokrajowców, także dla Hiszpanów. Są oni bardziej cenieni, mają tutaj wyrobioną markę, więc na zarobki również nie mogą narzekać. Grają na fajnych stadionach, gdzie przyjeżdża więcej skautów z całej Europy w porównaniu do np. 3. ligi/2. ligi hiszpańskiej. Jako piłkarze wychowani w „innym świecie” mają tutaj łatwiej właściwie pod każdym względem. Dobrze się czują, poza tym hiszpański jest popularnym językiem w gronie piłkarzy z zagranicy, co też ułatwia aklimatyzację. Ostatnio też usłyszałem ciekawą opinię, że mogą poczuć w Polsce, że są kochani. I coś w tym jest. Takie zaufanie i sympatia ze strony otoczenia wpływa na piłkarzy, daje im dodatkowy bodziec. Gdy dodamy jeszcze pocztę pantoflową między Hiszpanami, wszystko składa się w całość.

Dlaczego Ivi tak dobrze pasuje do wizji trenera Papszuna?

To trudne pytanie. Myślę, że nawet tak skrzętnie zbudowana maszyna jak Raków Papszuna potrzebuje kogoś, kto zrobi coś nieszablonowego. Ivi to daje. Jest przeciwwagą dla planowanych, powtarzalnych działań Rakowa na boisku. Ale tak naprawdę Ivi odnalazłby się w każdym topowym zespole w Polsce. To tak jak z Lewandowskim – śmieszne jest rozważanie, czy odnajdzie się tu, tam i gdzie indziej. Jeśli przerastasz ligę i jesteś kozakiem, będziesz robił robotę wszędzie. Tak jak Ivi pod wodzą Papszuna, który z jednej strony dał Hiszpanowi swobodę, a z drugiej nauczył bronić. Myślę, że tutaj najważniejsza jest kwestia wspólnego zaufania.

Co Ivi dał Rakowowi, a co Raków dał Iviemu?

To z kolei proste pytanie, na które równie dobrze można odpowiedzieć jednym zdaniem. To bardzo korzystna korelacja. Ivi przyczynia się do zdobywania trofeów przez Raków i dobrej gry na arenie europejskiej, a Raków daje mu wcześniej wspomnianą ekspozycję. Choć mam wrażenie, że Raków, wyciągając Iviego z Hiszpanii, nadał jego karierze nowego rozpędu. Słowem – Raków okazał się bardziej istotny dla Iviego, niż Ivi dla Rakowa, bo mam wrażenie, że Raków i tak znalazłby jakiegoś kozaka.

Uważa Pan, że Ivi jest już na wyższym poziomie niż przykładowo Carlitos czy Vadis Odjidja-Ofoe kiedy byli w swoim szczytowym momencie?

Stawiam Iviego wyżej niż Odjidję-Ofoe, ale minimalnie niżej od Carlitosa. Ten sezon 2017/2018 w Wiśle Kraków…. To było coś niewiarygodnego. Przypomnę, że wtedy Carlitos strzelił 24 bramki i zaliczył 7 asyst. Zrobił to, grając jednak w słabszym otoczeniu piłkarskim, w nie tak naoliwionej maszynie jaką obecnie jest Raków. A potem nie przestawał zachwycać w Legii.

***
Narzekamy na poziom naszej ligi, często zżymamy się nad jej wątpliwą jakością, śmiejemy się z żenujących zagrań niektórych “grajków”. Mało czasu poświęcamy na pochwały dla boiskowych wirtuozów. Dla tych, którzy swoimi umiejętnościami są w stanie sami zmienić losy meczu, zrobić coś niekonwencjonalnego, coś o czym będzie się mówiło i wspominało latami. Ivi bez wątpienia jest kimś takim. Boiskowym geniuszem, który w istotnych momentach bierze odpowiedzialność na swoje barki i daje coś ekstra, jak na przykład wspaniałego gola z meczu ze Slavią. Dostajemy szansę na podziwianie Hiszpana i róbmy to jak najczęściej i jak najdłużej. Bo kto wie, może za rok do Częstochowy wpłynie oferta, której Raków nijak nie będzie mógł odrzucić i Ivi opuści nasze podwórko, pozostawiając nas w tragicznej stagnacji.

Jakub Skorupka

POLECANE

tagi