Fatalna passa Olimpii Grudziądz wreszcie dobiegła końca. Podopieczni trenera Mariusza Pawlaka w meczu 15. kolejki 2. ligi odnieśli bowiem długo wyczekiwane zwycięstwo, a ich „ofiarą” padł Stomil Olsztyn. Po ostatnim gwizdku Kamil Kurowski postanowił opowiedzieć nam między innymi o okolicznościach, w jakich wraz z kolegami przełamał ligową niemoc oraz o przeszłości spędzonej w barwach warszawskiej Legii.
Wspomniany mecz mógł potoczyć się zupełnie inaczej, gdyby w początkowych minutach Piotr Kurbiel wykorzystał rzut karny podyktowany na rzecz Stomilu. Od momentu, w którym spudłował, piłkarze Olimpii zaczęli stopniowo nabierać wiatru w żagle. Łącznie zdołali wyprowadzić trzy zabójcze ciosy. Najpierw piłkę głową do siatki skierował Damian Kostkowski, następnie Oskar Sikorski wykorzystał zamieszanie w polu karnym po dalekim wrzucie z autu (firmowy znak ekipy dowodzonej przez Mariusza Pawlaka), a kropkę nad „i” postawił Kostiantyn Czernij.
Po zakończeniu spotkania na trybunach (poza sektorem gości) zapanowała istna euforia. Nie ma się jednak czemu dziwić, skoro miejscowi fani czekali na zwycięstwo swoich ulubieńców od dziewięciu spotkań. W tym czasie zanotowali aż 6 porażek i 3 remisy. Kamil Kurowski również nie krył radości z powodu upragnionego triumfu.
– Na pewno każdy z nas jest zadowolony, bo wiemy, ile pracy nas to kosztowało. Uważam, że w tych przegranych meczach nie byliśmy dużo słabszą drużyną, ale gdzieś czegoś nam brakowało. Dzisiaj zagraliśmy konsekwentnie i dzięki temu zdobyliśmy bramki. Każdy był skoncentrowany i z biegiem udało nam się ułożyć ten mecz pod siebie. Na początku drugiej połowy być może za bardzo się cofnęliśmy, ale jednak zachowaliśmy koncentrację, wybijaliśmy Stomil z rytmu i w efekcie wygraliśmy 3:0 – mówi.
Mariusz Pawlak poprowadził dotąd Olimpię w trzech spotkaniach, w których zdobył łącznie 4 punkty (średnia 1,333 punktu na mecz, czyli o 0,416 wyższa od tej za kadencji Dominika Czajki). Trudno rzecz jasna oceniać szkoleniowca po niespełna trzech tygodniach pracy, lecz z drugiej strony już teraz można pokusić się o stwierdzenie, że grudziądzcy piłkarze doświadczyli efektu tak zwanej „nowej miotły”. Kamil Kurowski pozostaje optymistą w kontekście współpracy z 51-letnim trenerem.
– Trener nie jest postacią anonimową. Pracował już tutaj w przeszłości, każdy go kojarzył więc można powiedzieć, że poczta pantoflowa też działała. Super, że do nas dołączył, bo widać, że mamy pomysł na grę i zaczyna to funkcjonować. Wiadomo, że mówimy w tym momencie o krótkim okresie, ale myślę, że z czasem będzie tylko lepiej – twierdzi.
W minionym sezonie Olimpia rozdawała karty w 2 grupie 3. ligi. Na wyższym poziomie rozgrywkowym musi jednak mierzyć się ze zdecydowanie mocniejszymi ekipami. Fakt ten dostrzega również Kamil Kurowski.
– Wygraliśmy i super, trzeba się z tego cieszyć i odpocząć, ale przed nami kolejne ciężkie spotkania, bo w 2. lidze praktycznie każdy mecz jest praktycznie „na żyletki”. Można ułożyć mecz na swoja korzyść, ale żeby tak się stało, trzeba być skoncentrowanym do końca – podkreśla.
Podczas swojego pierwszego pobytu w Grudziądzu (2015-2019) Kamil Kurowski reprezentował barwy Olimpii w rozgrywkach pierwszoligowych. Był to okres, w którym drużyna z „miasta ułanów” ocierała się wręcz o awans do Ekstraklasy. Sama zainteresowany wierzy, że czasy te wkrótce powrócą.
– Powrót do 1. ligi jest jak najbardziej możliwy. Wiadomo, że trzeba wziąć pod uwagę fakt, że w tym roku jesteśmy beniaminkiem 2. ligi i nie mogliśmy przed sezonem przemeblować kadry zbyt mocno, bo to nigdy nie kończy się dobrze. Początek rozgrywek był dla nas taki, że ten balonik za mocno się napompował i w pewnym momencie zapomnieliśmy, że jesteśmy tym beniaminkiem. Kryzys mógł wynikać z tego, że musieliśmy zapłacić tak zwane „frycowe”. Myślę, że miejsce Olimpii jest minimum w 1. lidze – deklaruje.
Kamil Kurowski rozpoczynał piłkarską karierę w barwach warszawskiej Legii. Nie udało mu się jednak zrobić większej kariery przy Łazienkowskiej. W barwach pierwszej drużyny zanotował tylko jedno spotkanie w Superpucharze Polski z Zawiszą Bydgoszcz (2:3). W latach 2012-2016 był wypożyczany kolejno do Kolejarza Stróże, Podbeskidzia Bielsko-Biała i właśnie Olimpii, by ostatecznie opuścić szeregi stołecznej ekipy. 29-latek nie rozpamiętuje jednak zanadto przeszłości.
– Nie żałuję, że moja kariera potoczyła się tak, a nie inaczej. Wówczas nie było przepisu o młodzieżowcu w Ekstraklasie. Myślę, że to mogłoby mi wówczas pomóc, ale nie zaprzątam siebie tym głowy, bo było to bardzo dawno temu. Mam jeden występ w Legii i bardzo miło go wspominam. Nie żałuję jednak niczego, bo takie po prostu jest życie – kończy.
Jordan Tomczyk
Aktualizacja
W meczu 16. kolejki Olimpia zremisowała na wyjeździe 2:2 z KKS-em Kalisz – dotychczasowym współliderem ligowej tabeli. Jest to zatem kolejny powód do optymizmu dla całego grudziądzkiego środowiska.