Kamil Grabara, czyli debiutant z przeznaczenia

2022.06.01 Wroclaw
Pilka nozna Reprezentacja UEFA Liga Narodow 2023
Polska - Walia
N/z Kamil Grabara
Foto Lukasz Sobala / PressFocus

2022.06.01 Wroclaw
Football Polish National Team UEFA Nations League 2023
Poland - Wales
Kamil Grabara
Credit: Lukasz Sobala / PressFocus

O meczu z Walią weterani tej kadry – Robert Lewandowski, Kamil Glik czy Grzegorz Krychowiak – raczej nie będą opowiadać wnukom. Jeśli to dla kogoś mógł być mecz szczególny, to może dla Jakuba Kamińskiego, który zdobył swoją pierwszą bramkę w reprezentacji. Powody do radości mógł mieć także Kamil Grabara, dla którego wczorajszy mecz stanowił debiut w reprezentacji. Z drugiej strony ciężko jest jednak wyobrazić sobie, że to spotkanie mogło zrobić na nim jakieś większe wrażenie. To w końcu chłopak, którego wyróżnia olbrzymia świadomość swojego potencjału.

U niego ta cecha widoczna była jeszcze zanim ktokolwiek zdążył przekonać się, jakim jest bramkarzem. Przejawiała się ona przede wszystkim buńczucznymi wypowiedziami. Mówisz Grabara, myślisz „co takiego powiedział tym razem?”. Kontrowersję wywołało chociażby to:

Jak powiem to, co chcę powiedzieć, to mi zaraz wytkną, że pomyliłem podłogę z sufitem, ale powiem: ja naprawdę nie widzę jakiejś wielkiej różnicy. Na tym poziomie o grze często decydują detale, a jednym z ważniejszych jest doświadczenie.

Kamil Grabara o Alissonie, wypowiedź dla sportdziennik.pl

Wielu ludzi zastanawiało się – jak ktoś, kto nie zagrał ani minuty w pierwszej drużynie The Reds może porównywać się do jednego z najlepszych bramkarzy na świecie?

Na ambitnych porównaniach się jednak nie skończyło. Takich „kwiatków” było więcej. Odzywki w stylu „nie graj szefa” do Tomasza Hajto, odrzucenie powołania do kadry U-21, atakowanie Rafała Gikiewicza w Foot Trucku… dużo tego. Na tyle, żeby dorobić się reputacji skandalisty.

Co by nie mówić o Grabarze, na pewno on jest jedną z bardziej wyrazistych postaci w polskiej piłce. Ma swój styl. Jest pewny siebie (by nie powiedzieć bezczelny), stanowczy i nie daje sobie w kaszę dmuchać.

Takim ludziom czasem ciężko jest kibicować. W rolach bohaterów wolimy stawiać osoby ciche, skromne i pokorne. Z kolei z tych, których uznajemy za aroganckich łatwo jest nam szydzić. Ich inność działa na nas bowiem jak płachta na byka.

I rzeczywiście, gdy poszło w świat, że Liverpool tego Grabarę, który stawiał się na równi z Alissonem, wypożyczył do Aarhus – notabene średniaka ligi duńskiej – śmiechom nie było końca. Zwłaszcza, że nawet tam przytrafiały mu się kuriozalne błędy. Stał się tak częstym obiektem drwin, że z jego nieudanych zagrań klejono kompilacje o tak „wdzięcznych” tytułach, jak chociażby Circusdirektor.

Można było mieć wrażenie, że niektórzy wręcz chcieli, aby Grabarze w każdym kolejnym meczu zdarzały się pomyłki. Im chodziło chyba tylko o to, żeby w końcu przestał gadać o tym, jaki jest dobry. Żeby się ukorzył i przyznał do jakiejkolwiek słabości.

Grabara nie zamierzał jednak przestać mówić tego, co myśli. W dalszym ciągu był przekonany o swojej jakości. Duńskich dziennikarzy wprawił w osłupienie mówiąc, że jego zdaniem to on jest najlepszym bramkarzem w całej lidze. Dla Duńczyków była to niezwykle odważna deklaracja. Dla Grabary zaś było to stwierdzenie czegoś, co on uważał za prawdę.

Z Aarhus pożegnał się w fantastycznym stylu – obronił trzy rzuty karne w finale play-off przeciwko Aalborgowi, tym samym zapewniając swojemu klubowi awans do eliminacji Ligi Konferencji. Jego postawa sprawiała, że tę pozornie śmieszną i oderwaną od rzeczywistości deklarację należało zacząć traktować naprawdę poważnie. To, co on kiedyś powiedział powoli stawało się faktem.

Ale krytykom jeszcze było mało. Gdy latem zeszłego roku Grabara zamieniał Aarhus na FC Kopenhagę, nie brakowało głosów zwątpienia. W stolicy Danii nasz młody bramkarz miał trafić na konkurencję, która miała się okazać dla niego za silna. Rzeczywiście, rywale do gry posiadali imponujące CV – zarówno Karl-Johan Johnsson, jak i Sten Grytebust mieli na swoim koncie występy w reprezentacjach swoich krajów (odpowiednio Szwecja i Norwegia).

Na Grabarze nie zrobili jednak wrażenia jego bardziej doświadczeni koledzy. On po prostu poszedł po swoje – tak, jak ma to w zwyczaju. Wywalczył sobie miejsce w pierwszym składzie od pierwszej kolejki sezonu 2021/22, i nie oddał go już do końca.

Jeśli chodzi o to, jak spisywał się w minionym sezonie, wystarczy przytoczyć tylko jedną liczbę – 764. Taką serię minut bez straconej bramki wyśrubował Grabara. Pobił tym samym rekord ligi duńskiej ustanowiony w roku 1999 przez Jana Hoffmanna.

Poza tym, zaliczył aż 18 czystych kont w 32 meczach i obronił aż 82% strzałów. Dla porównania, Vladan Kovacević, który wygrał nagrodę dla najlepszego bramkarza PKO BP Ekstraklasy w sezonie 2021/22 miał procent obronionych strzałów na poziomie 73,9%.

Wydaje się, że następnym krokiem w tej zawrotnie rozwijającej się karierze był właśnie wczorajszy debiut w reprezentacji Polski. Jasne, złośliwi mogą powiedzieć, że dalej jest trzecim czy nawet czwartym wyborem, że nie dostałby nawet powołania, gdyby nie Michniewicz, który zna go z młodzieżówki… ale bądźmy szczerzy. On naprawdę na to zasłużył.

To, że mógł zachować się lepiej przy bramce dla Walijczyków nic nie zmienia, nawet jeśli nowością jest to, że on sam się do tego przyznał. Mimo tego, internauci wydali już swoją opinię, a brzmi ona mniej więcej tak: „irytujący, bezczelny chłopak, z którego nic nie będzie”. Mało kto wspomina jednak o tym, jak pasywnie przy tym golu zachowywali się nasi reprezentanci (a zwłaszcza Grzegorz Krychowiak). Zupełnie jakby rozłożyli Jonathanowi Williamsowi czerwony dywan na drodze do bramki.

Wyrabianie sobie opinii o danym zawodniku na podstawie jednej sytuacji jest bezsensowne. Grabara jest jednak oceniany głównie przez pryzmat swojej reputacji, przez co stał się w pewnym sensie jej ofiarą. Każdy jego błąd – nawet najdrobniejszy – spotka się ze zdecydowaną reakcją. Z nim jest podobnie, jak z Tymoteuszem Puchaczem – trzeba z nim jechać, choćby dla zasady. Nie zważając na takie szczegóły, jak chociażby wywiad po meczu z Walią, w którym wykazał się dużą dawką dojrzałości. Cytując samego Grabarę, kiedyś „dużo mówił, a mało robił”. Teraz ma być inaczej.

Przy tym wątku dojrzałości warto zatrzymać się nieco dłużej. Pamiętajmy, że on ma dopiero 23 lata. Z kolei gdy porównywał się do Alissona, miał 19. Ten wiek ma to do siebie, że często mówi się różne niefortunne rzeczy. Najlepszym tego przykładem jest Wojciech Szczęsny, który będąc w wieku Grabary potrafił pozwalać sobie na jeszcze więcej. Cięty język został mu wprawdzie do dzisiaj, ale z czasem nauczył się kontrolować pewne impulsy.

Bardzo chętnie przyjmuję krytykę, ale Radosław Majdan mówiący, że coś mu jedzie wiochą…? To tak, jakby Donald Tusk uczył ludzi jak wymawiać „R”.

– Wojciech Szczęsny, wypowiedź z 2011

Wracając jednak do Grabary, ten wszechobecny hejt z którym się zmaga prawdopodobnie zostanie z nim do końca kariery. Na razie trudno powiedzieć, jak ona się potoczy. Jedno jest pewne – na Kopenhadze się nie skończy. On ma potencjał na to, by pójść zdecydowanie wyżej. Nie poprzestanie też pewnie na jednym występie z orzełkiem na piersi. Ma jeszcze dobre 15 lat na to, by przejąć bluzę golkipera numer „1” od Wojciecha Szczęsnego, czy też Bartłomieja Drągowskiego – tak jak przejmował miejsce w składzie KopenhagiAarhus czy Huddersfield.

Jeśli dalej będzie się tak rozwijał, zrobi to. Na swoich zasadach. Bez konieczności gry w ekstraklasie. Bez podporządkowywania się do tego, co chcą inni. Bez rozpamiętywania pomyłek i sytuacji, w których można było zachować się inaczej.

Kto wie – może nawet uda mu się zrealizować swoją ambicję wygrania Ligi Mistrzów i bycia najlepszym bramkarzem na świecie?

Czemu by nie? W końcu do odważnych świat należy. Trudno o lepszy dowód, niż jego reprezentacyjny debiut w meczu przeciwko Walii.

Stanisław Pisarzewski

POLECANE

tagi