„Jesteśmy w organizacyjnej dżungli” – kłopotliwy przepis o młodzieżowcu

2021.11.03 Kielce
Fortuna Puchar Polski sezon 2021/2022
Korona Kielce - Stomil Olsztyn 
N/z opaska mlodziezowiec
Foto Tomasz Kudala / PressFocus

2021.11.03 Kielce
Football Fortuna Polish Cup season 2021/2022
Korona Kielce - Stomil Olsztyn 
opaska mlodziezowiec
Credit: Tomasz Kudala / PressFocus

Jedną z największych niewiadomych przed zainaugurowaniem nowego sezonu Ekstraklasy był los młodzieżowców. Na cztery dni przed startem zmagań ligowych Komisja ds. Nagłych PZPN przyjęła ustawę normującą i modyfikującą przepis o młodzieżowcu. Całe to zawirowanie wokół tej zasady wywołało wiele dyskusji w środowisku sportowym, tym samym stawiając znak zapytania na rozwoju młodych Polaków. Przymus wystawiania młodzieżowca gwarantował im szansę na grę, a co za tym idzie możliwość rozwoju. Obecne brzmienie przepisu nie zabiera tej możliwości, jednak ją ogranicza.

Na samym początku, przywołajmy brzmienie tej uchwały. Oto ona:

„Każdy klub uczestniczący w PKO BP Ekstraklasie jest zobowiązany do zapewnienia udziału w tych rozgrywkach dowolnej liczby zawodników młodzieżowych w łącznym wymiarze czasu gry nie krótszym niż 3000 minut w danym sezonie, przy czym:

a) w przypadku rozegrania przez zawodników młodzieżowych w jednym meczu łącznie więcej niż 270 minut – w ewidencji danej drużyny zostanie uwzględnione jedynie 270 minut rozegranych w tym meczu;

b) minuty rozegrane w doliczonym czasie gry w pierwszej i drugiej połowie zawodów nie są uwzględniane w ewidencji” 

W myśl tych słów, za zawodnika młodzieżowego uznaje się, zawodnika, który w roku zakończenia rozgrywek kończy 22. rok życia oraz posiada obywatelstwo polskie, a więc w tegorocznej kampanii są to piłkarze z rocznika 2001 i młodsi.

Historia przepisu

Sezon 2019/2020 przyniósł nam, jak to zwykle bywa, jakieś zmiany w regulaminie rozgrywek. Tym razem stanęło na tym, że w wyjściowej jedenastce każdej drużyny będzie musiał znajdować się zawodnik, który w 2020 roku kończył 22. lata. Był to niejako sezon testowy. Nikt nie wiedział jak to wypali i czy młodzi piłkarze dopasują się do poziomu ligi. Był to bardzo ryzykowny krok w przód, którego nie można nazwać niewypałem. Wszystkie kluby, wywiązywały się z ustaleń tej reguły, często zyskując profity finansowe. Nie chodzi tutaj o spektakularne transfery, jak chociażby Kacpra Kozłowskiego czy Jakuba Kamińskiego, ale o nagrody z Pro Junior System.

Czym jest PJS? 

Pro Junior System, jak czytamy na stronie PZPN, jest to program PZPN, którego celem jest promowanie i wspieranie jakości szkolenia w klubach poprzez premiowanie występów młodzieżowców, a w szczególności wychowanków, w rozgrywkach seniorskich. Debiut tego programu miał miejsce w sezonie 2016/2017.

Jakie są jego zasady?

W PJS bierze udział każdy klub Ekstraklasy. W poprzednich latach, aby móc zyskać punkty, które przekładały się na miejsce w klasyfikacji, a ta pozycja na nagrodą pieniężną, musiały wystawić zawodników poniżej 22. roku życia. Kiedy wszedł w życie przepis o jednym wymaganym młodzieżowcu, reguły gry się zmieniły. Odtąd, aby móc uzyskać punkty do rankingu, trzeba było wystawić minimum dwóch takich zawodników, gdyż ten obowiązkowy nie zdobywał punktów. Inaczej wyglądała sytuacja z wychowankami, których występy również były nagradzane. Warto dodać, że do występów zaliczanych do klasyfikacji, zaliczają się mecze w reprezentacji. Oczywiście, różnią się one wartością, jednak gra w kadrze młodzieżowej również dostarcza punktów. W samym Pro Junior System premiowane są zespoły, które zajmują pierwsze siedem miejsc w zestawieniu. Pula nagród będzie wynosić 10 milionów złotych brutto. 60% tej kwoty będzie pochodzić ze środków Ekstraklasy SA, natomiast pozostałe 40% od PZPN. Tak wygląda podział środków finansowych:

  1. miejsce – 3,25 mln zł brutto
  2. miejsce – 2,25 mln zł brutto
  3. miejsce – 1,75 mln zł brutto
  4. miejsce – 1,25 mln zł brutto
  5. miejsce – 750 tys. zł brutto
  6. miejsce – 500 tys. zł brutto
  7. miejsce – 250 tys. zł brutto 

Dotychczas najwięcej, bo trzykrotnie, Pro Junior System wygrywał Lech Poznań, dwukrotnie triumfowała Legia Warszawa, a w sezonie 2017/2018 najwięcej oczek zgromadził Górnik Zabrze. Zwycięzcy nie są przypadkowi. Nie bez kozery to właśnie te kluby w ostatnich latach wypromowały wielu młodych piłkarzy i sprzedało ich za granicę. Byłych piłkarzy Lecha nie trzeba wymieniać, bo słyszy się o nich na każdym kroku, natomiast ze stolicy do wielkiego świata wybyli: Radosław Majecki, Michał Karbownik czy Sebastian Szymański, natomiast z Górnika został wykupiony Szymon Żurkowski, czy niedawno, ogrywany od wielu lat, Adrian Gryszkiewicz, który trafił do niemieckiego drugoligowca, SC Paderborn.

Co się zmieniło?

Po zakończeniu poprzednich rozgrywek i przed rozpoczęciem obecnych dużo mówiło się, że przepis o młodzieżowcu może zniknąć. Chciało tego wiele klubów ekstraklasowych, na czele z Rakowem Częstochowa, którego stosunek do tego przepisu jest negatywny. Dość mocno w tym temacie wypowiadał się szkoleniowiec wicemistrzów Polski, Marek Papszun

Europejskie puchary pokazały, jak stawiamy na młodzieżowców. Cztery drużyny wyszły na boisko bez żadnego młodzieżowca. To obrazuje, jak logiczny i sensowny jest ten przepis. Po prostu ci młodzieżowcy grają na siłę. Ale my nie będziemy tak do tego podchodzić, nie będziemy stawiać na zawodnika, który jest słabszy – zapewnił. Dzisiaj Vladan Kovacević ma problem zdrowotny, dlatego gra Kacper Trelowski. Być może też będziemy go oszczędzać i to będzie determinowało nasze ustawienie.

Marek Papszun przed meczem ze Stalą Mielec dla Weszło.com

Tak naprawdę od samego początku egzystencji tego przepisu środowisko klubów Ekstraklasy było podzielone. Część z nich miała wydolne akademie, które dostarczały wielu młodych zawodników dobrze wyszkolonych, którzy tak czy owak dostaliby szansę debiutu. Inni nie inwestowali w rozwój młodzieży, skupiając się na budowie jak najmocniejszej wyjściowej jedenastki, nie bacząc na przyszłość klubu. Zainicjowanie i wprowadzenie takiego pomysłu bardzo nie spodobał się tej drugiej grupie, która bardzo ceni sobie swoją suwerenność w podejmowaniu decyzji, co bardzo szybko stało się ich sztandarowym kontrargumentem.

Nowy prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej, Cezary Kulesza, postanowił pójść na kompromis i zająć się sprawą młodzieżowców. Ma to oczywiście swój biznesowy background, jednak nie są to kwestie istotne. Prezes Kulesza zapowiedział modyfikacje przepisu, które miały dogodzić obu stronom. 

Prace nad zmianą brzmienia tej zasady dość długo się przeciągały i dopiero 13 lipca, poznaliśmy ostateczne ustalenia. Do tego, co podane zostało na początku, warto dodać, że jeżeli klub nie wypełni regulaminowych 3000 minut, będzie musiał zapłacić karę do 3 mln złotych.

Obecna aktualizacja tego przepisu jest de facto daniem wolnej ręki klubom i trenerom. Niektórzy wciąż będą stawiać na młodych zawodników, ogrywać ich, dawać im szansę, grając o pieniądze w PJS. Natomiast ci, którym się to nie podoba, będą mogli robić to co im się podoba, licząc się z niewysoką karą jak na realia finansowe polskiej piłki. 

Jednak w tym miejscu pojawia się pytanie, co zrobić z młodzieżowcami? Czy powrócić do wcześniejszego rozwiązania, czy raz na zawsze pożegnać się z tym przepisem, czy może zostać tak jak jest?

Młodzieżowcy a sprawa ideowa

Wprowadzenie tego zapisu było niejako rzuceniem koła ratunkowego polskiej piłce. Nasz system szkolenia był niedoceniany i zapomniany, że futbol klubowy był na dość dużym zakręcie. W 2019 roku Legia w eliminacjach do Ligi Mistrzów zremisowała z Europą FC, później z finlandzkim KuPS, dla Piasta Gliwice zbyt mocna okazała się Riga FC, a Cracovia została pokonana przez Dunajską Stredę.

Przepis o młodzieżowcu miał za zadanie, jednoczyć wszystkie kluby, wokół nadrzędnego celu – walki o lepszą przyszłość naszego futbolu. Odwołując się do historii – to prezes Zbigniew Boniek zainaugurował pogląd o futbolu centralnie planowanym, jak niegdyś władze komunistyczne obrały kierunek na tworzenie gospodarki centralnie planowanej. Wprowadzenie w życie tego przepisu było początkiem nowej drogi, która zakończyła się wraz z końcem kadencji prezesa Bońka.

Przyjście nowego prezesa diametralnie zmieniło poglądy PZPN. Jednym z takich pomysłów 

prezesa Kuleszy były modyfikacje tego przepisu. Były prezes Jagielloni Białystok postanowił zliberalizować stare zasady. Kluby dostały więcej autonomii, a może i nawet całkowitą swobodę. Nie ma już odgórnego rozkazu, kto ma grać i ile, bo chyba trener lepiej wie, kto bardziej zasługuje na wyjściowy skład. Odłożono na bok starania o dobro ogółu, stawiając raczej na indywidualizm klubów. Zaufano im, że swoimi przemyślanymi decyzjami dołożą cegiełki do budowania pozycji polskiego futbolu.

Z promowaniem młodzieży w ostatnich latach jest dobrze. Od sezonu 2019/2020 z polskich klubów odeszło aż dziesięciu piłkarzy za kwotę łączną 62,8 mln euro (dane za Transfermarkt). Trafiali oni do klubów solidnych jak na warunki danej ligi. Brighton w przypadku Modera, Kozłowskiego i Karbownika, czy Wolfsburg do którego przenieśli się Jakub Kamiński i Bartosz Białek. Teraz przed polską piłką czas, kiedy trzeba pogodzić dwa zadania. Po pierwsze – wciąż pozostawać na wysokim poziomie szkolenia młodzieży oraz zacząć solidnie grać w europejskich pucharach, aby zdobywać bezcenne punkty do rankingu UEFA, które pozwolą na osiąganie większych sukcesów na arenie międzynarodowej, a taka rozpoznawalność i wzrost prestiżu zwiększy atrakcyjność polskich zawodników w oczach zagranicznych klubów.

***
O opinie w tej kwestii zapytałem: Dawida Dobrasza (Meczyki.pl), Pawła Gołaszewskiego (tygodnik Piłka Nożna), oraz Filipa Surmę (Canal+).

Dawid Dobrasz (Meczyki.pl):

Czy według Pana wprowadzenie przepisu o młodzieżowcu było trafionym pomysłem?

Jeśli chodzi o samą ideę, to pomysł zły nie był. Miał na klubach, które nie stawiały na promowanie młodzieży, wymusić zmianę tego myślenia. Jednak teraz wydaje mi się, że lepiej byłoby już odpuścić, niż zmieniać to na taką efemerydę, jak to wygląda teraz.

Jaka jest Pana opinia na temat zmian wprowadzonych do tego przepisu? Czy jest to wciąż szukają jak najlepszych rozwiązań, czy może dyskretne dawanie znaków o tym, że czas tego przepisu dobiegł końca?

Prawda jest taka, że ten przepis teraz promuje bogatszych. Nie chcesz stawiać na młodzieżowca? Możesz zapłacić. Do tego zliczanie minut, procent wypełnienia czasu. I potem Dawid Szulczek słusznie w momencie, gdy ma „po meczu” wprowadza czterech młodzieżowców, by nabijali maksymalny możliwy czas.

Jakie są według Pana największe wady i zalety tego zapisu?

Zalety, że kluby w kadrze musiały mieć kilku wartościowych młodzieżowców i oni musieli grać. Kilka klubów z tego powodu postawiło na młodych bramkarzy. Wielu takich piłkarzy dzięki temu dostanie swoją szansę. Jednak często niektórzy młodzi zamiast iść rozwijać się na wypożyczenie do słabszej drużyny, musieli siedzieć na ławce „w razie co”. W Rakowie była taka sytuacja, że w środku pola gra Lederman. Gdyby utrzymano przepis w poprzednim kształcie, musiałby tam pewnie zagrać o 14 miesięcy młodszy Szymon Czyż, który sportowo dzisiaj przegrywa rywalizację z Benem.

Gdyby był Pan osobą decyzyjną, jaki los czekałby ten przepis? Zostałby w takiej formie w jakiej jest, wrócił do poprzedniego brzmienia, czy zostałby usunięty?

Obecnie zniósłbym ten przepis, bo tak, jak powiedział Marek Papszun w jeden z pucharowych czwartków, że patrząc na wyjściowe składy naszych drużyn w pucharach, to wszyscy wystawili jedenastki bez młodzieżowców.

***
Paweł Gołaszewski (tygodnik Piłka Nożna):

Czy według Pana, wprowadzenie przepisu o młodzieżowcu było trafionym pomysłem? 

Musimy się zastanowić nad tym, po co ten przepis o młodzieżowcu został wprowadzony. Czy został wprowadzony po to, żeby rozwijać młodzież, żeby poziom polskiej piłki szedł do góry, żeby młodzi zawodnicy łapali doświadczenie i zdobywali umiejętności i mieli lepszą drogę do rozwoju? Czy może jego wprowadzenie miało zagwarantować, że ich szybszy rozwój miał gwarantować ich szybszą sprzedaż? Jak widać, liczba transferów pomiędzy polskimi a zagranicznymi klubami zdecydowanie wzrosła przez ten przepis. Dla przykładu mogę podać roczniki 1998 – Patryk Klimala, 1999 – Jakub Moder, 2000 – Sebastian Walukiewicz, 2001 – Michał Karbownik, 2002 – Jakub Kamiński. Jak widać, z każdego tego rocznika jeden taki zawodnik został sprzedany za naprawdę duże pieniądze. Patrząc na to, ile polskie kluby zarobiły na młodych piłkarzach, ten przepis był trafiony. Ireneusz Mamrot, kiedy prowadził Jagiellonię, wyraźnie stwierdził, że gdyby nie ten przepis, to Patryk Klimala nie grałby w wyjściowej jedenastce Jagi. Spoglądając na aspekt ekonomiczny, jest to z pewnością trafiony pomysł. Czy jest to uczciwe, że zawodnik ze względu na wiek, ma zagwarantowane miejsce w składzie? Nie do końca. Moim zdaniem powinna decydować forma sportowa i najlepszy piłkarz w najlepszej lidze powinien grać, niezależnie czy ma 19, 29 czy 39 lat. Jeżeli jest dobry, to trener powinien na niego stawiać. A nie oszukujmy się, że kilka razy w takich zespołach, jak chociażby Piast Gliwice, czy Cracovia za kadencji Michała Probierza, to Polacy grali jedynie ze względu na wiek. Pod tym względem było to właśnie kłopotliwe, że nie zawsze najlepszy na danej pozycji miał zagwarantowane miejsce w wyjściowej jedenastce. Są oczywiście plusy i minusy. Było to coś nowego, jak kiedyś dzielenie punktów czy tabeli, ale ja się przyzwyczaiłem, że młodzieżowiec na boisku jest. Kolejka numer jeden i trzy tego sezonu pokazały, że mogą oni wnieść coś ekstra do tej ligi i nie odstają poziomem.

Jaka jest Pana opinia na temat zmian wprowadzonych do tego przepisu? Czy jest to wciąż szukanie jak najlepszych rozwiązań, czy może dyskretne dawanie znaków o tym, że czas tego przepisu dobiegł końca?

Zmiany, które wprowadzono, pozwalają trenerom iść tym tokiem, że ten najlepszy piłkarz może grać. Klub oczywiście musi się liczyć z karą finansową, którą na koniec sezonu trzeba będzie zapłacić. Moim zdaniem te zmiany są dziwne, bo ja się podpisuje pod słowami Jacka Zielińskiego, trenera Cracovii, który mówił, że trener musi stać z kalkulatorem i liczyć, ile ci młodzi zawodnicy rozegrali minut, ile brakuje do wypełnienia limitu. Niektóre kluby już teraz spełniły po 20% wymaganego limitu, jak na przykład w Legii czy Zagłębiu Lubin. Chociaż w tych klubach i tak by grali, gdyż tam młodzi zawodnicy bronią się umiejętnościami. Moim zdaniem zasady powinny być jasne. Albo ten młodzieżowiec musi być, albo nie musi, to pośrednie rozwiązanie jest nijakie. Wiemy, że dyskusja w zarządzie PZPN była bardzo burzliwa, było spore grono członków zarządu, które chciało ten przepis utrzymać, było też bardzo duże grono członków, które chciało się pozbyć tego przepisu. Z różnych względów – czy to sportowych, czy to ekonomicznych. Wypracowane takie rozwiązanie pośrednie, o którym trzeba pamiętać, nie zostało poddane głosowaniu, tylko wprowadzone przez Komisję ds. Nagłych, takimi “bocznymi drzwiami”. Mi to rozwiązanie nie pasuje. Ja bym podjął decyzje albo o pozostawieniu tego przepisu w podstawowym brzmieniu, albo o odwołaniu go. Takie rozwiązanie pośrednie, które satysfakcjonuje jedną ze stron i lekko uspokaja drugą, jest bez sensu.

Jakie są według Pana największe wady i zalety tego zapisu?

Odnośnie wad i zalet, odpowiedź znajduje się w pierwszym pytaniu. Jest to oczywiście aspekt sportowy, rozwój i promocja młodzieży, zarobek na transferach. Główną wadą jest  stawianie na piłkarza ze względu na wiek, a nie ze względu na umiejętności. Natomiast tym co na plus, po najnowszej modyfikacji, są nagrody pieniężne dla klubu, w którym młodzieżowcy rozegrają najwięcej minut, to jest ta nagroda z Pro Junior System. Jeżeli chodzi o wady, to jednak brak rywalizacji sportowej, choć teraz oczywiście trener może wystawiać lepszego zawodnika na danej pozycji, a nie młodzieżowca. Znając naszych prezesów, dyrektorów sportowych, gdzie większość z nich ogląda każdą złotówkę, sądzę, że 95-98% z nich będzie się podporządkować przepisowi. Wyłączając Raków Częstochowa, który pokazuje, że zapłaci wymaganą kwotę. Nie będą to na pewno trzy miliony, gdyż młodzi łapią te minuty, ale nie będzie ciśnienia o wypełnienie limitu.

Gdyby był Pan osoba decyzyjną, jaki los czekałby ten przepis? Zostałby w takiej formie w jakiej jest, wrócił do poprzedniego brzmienia, czy zostałby usunięty?

Na szczęście nie jestem osobą decyzyjną, ale na pewno nie zostawiłbym go w takim brzmieniu, w jakim jest obecnie. Gdybym był Prezesem PZPN, rozmawiałbym z zarządem, rozmawiałbym z klubami. Postawiłbym na demokrację. Albo przepis zostaje, albo go zdejmujemy. Ja bym go jeszcze na rok, może dwa, zostawił. Zobaczył na przestrzeni pięciu lat, gdzie pierwsze trzy były obligatoryjne, ilu zawodników zostało “wyciągniętych z kapelusza”, ilu z nich zyskało, ilu pozwoliło zarobić swoim klubom. Więc na najbliższe dwa sezony zostawiłbym ten przepis, a potem podjął demokratyczną decyzję. Choć wiem, że prezesi tych dużych klubów burzyli się i mocno sprzeciwiali tej decyzji. Poczekałbym te dwa lata, a potem podjął ostateczną decyzję.

***
Filip Surma (Canal+):

Czy według Pana wprowadzenie przepisu o młodzieżowcu było trafionym pomysłem? 

Odpowiadając na to pytanie trzeba zarysować sobie szeroki kontekst. Po pierwsze, w Polsce niestety mamy do czynienia z dużym bałaganem organizacyjnym szkolenia na dole piramidy. Brak podziału u dzieci i młodzieży na piłkę amatorską (grassroots) i profesjonalną rzutuje na ogólny problem naszego futbolu. Można obrazowo to ująć, iż jesteśmy w “organizacyjnej dżungli”. Po drugie, od lat w Polsce mówi się o trudnościach w przejściu juniorów do seniorów, a brak u nas przepisu o obowiązkowym posiadaniu zespołu rezerw utrudnia wielu zawodnikom rozwój. Podobnie jak  ciągłe modyfikacje w rozgrywkach juniorskich. Po trzecie, w poprzednim sezonie Ekstraklasy 45% czasu gry przypadało na obcokrajowców. Ta liczba od kilku lat rośnie na korzyść zawodników spoza Polski, a z kolei pozycja polskiej ligi w rankingu UEFA maleje. Balansujemy między 28-30 miejscem. Mając to na uwadze, wprowadzenie przepisu o młodzieżowcu wymuszało na klubach zwiększenie nacisku na tematy związane ze szkoleniem, zwrócenie większej uwagi na skauting polskich zawodników, a co za tym idzie zaczęto myśleć bardziej przyszłościowo. Naprawdę nie widzę szans na poprawę naszej sytuacji w najbliższych latach, jeżeli nie zainicjujemy większej kultury organizacji szkolenia w naszym kraju.

Uważa Pan, że te zmiany wprowadzone przez PZPN na krótko przed rozpoczęciem sezonu, kiedy to de facto trenerzy klubów, które zainaugurowały rozgrywki, nie wiedzieli na czym stoją, to był dobry pomysł, czy jednak sygnał, że czas tego przepisu dobiegł końca?

Wprowadzenie takiego zapisu, “za pięć dwunasta” jest po prostu strzałem w kolano. Zaskoczono całe środowisko piłkarskie, wprowadzono niepotrzebny chaos. Co więcej, te zmiany w przepisie są bardzo niesprawiedliwe, gdyż forują kluby bogatsze i bardziej cwane, które zapłacą karę, a szkolenie i rozwój zawodników zrzucą na margines i będą skupiać się na swoich celach. Do tego sam zapis przepisu jest bardzo niespójny. Dla przykładu, karę w wysokości dwóch milionów złotych mają zapłacić te kluby, gdzie w jednym młodzieżowcy grają 1000 minut, a w drugim 1999 minut. To jest absurd. Bo to może być dziewięć meczów różnicy z jednym młodzieżowcem! Tak duże odchylenia są nieprzemyślane. Generalnie te zmiany to pójście na rękę klubom, których nie interesuje szkolenie, rozwój trenerów, rozwój infrastruktury dla akademii, edukacja rodziców, w skrócie popularyzacja piłki nożnej. Oczywiście, jest kilka klubów w Ekstraklasie, które zajmują się tym na poważnie, jednak to jest kropla w morzu potrzeb.

Dlaczego jest Pan tak dużym zwolennikiem tego przepisu?

Jestem dużym zwolennikiem tego przepisu dlatego, że on pośrednio wpływał na te wszystkie rzeczy, które leżą odłogiem, a o których już wspominałem. Gdyby nie było tej “organizacyjnej dżungli” i byłaby większa kultura szkolenia, gdyby akademie miały dobrą infrastrukturę, to ten przepis nie byłby potrzebny. Tylko my znów nie potrafimy być cierpliwi, bo po trzech latach wprowadzamy modyfikacje. Ja rozumiem trenera drużyny Ekstraklasy, który mówi, że to rozwiązanie zabija mu rywalizację w zespole, jednak ja patrzę na to z innej, moim zdaniem szerszej perspektywy.

Szkolenie zawodników, posiadanie dobrych akademii, powinno być czymś naturalnym dla każdego ekstraklasowego klubu, a nie wyjątkiem. Może dlatego od kilku lat w europejskich pucharach, oglądamy to, co oglądamy. No bo jeżeli ekstraklasowe kluby mają problem ze znalezieniem i wkomponowaniem do składu polskiego 21- czy 20-latka, to nie jest z nami dobrze. Podsumowując, ten szczegół w postaci modyfikacji do tego przepisu tylko uwypukla problemy, z jakimi się obecnie borykamy.

***
Rozstrzygnięcie dalszego losu przepisu o młodzieżowcu jest obecnie jedną z najbardziej palących kwestii w polskiej piłce, a zarazem jednym z najważniejszych zadań, które postawił przed sobą Prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej. De facto, od podjętych przez Cezarego Kuleszę kroków zależy przyszłość polskiego futbolu klubowego, a także reprezentacyjnego. Jeżeli wciąż będziemy wymuszać (mniej lub bardziej dobitnie) na podmiotach ligowych dawanie im szansy, zadbamy o rozwój młodych piłkarzy oraz akademii klubowych i w dalszej perspektywie znacznie polepszy to warunki szkolenia. Jeśli zdecydujemy się na pełne wycofanie się z tego przepisu, zrobimy niezgrabny wizerunkowo krok w tył, wzbudzając jeszcze większą dyskusję. Wprowadzenie zmian przed sezonem 2022/2023 było wstąpieniem na minę. Krok w tył oznaczać będzie ogromny sprzeciw władz największych klubów, a co za tym idzie polityczne konsekwencje dla obecnych włodarzy PZPN. Postawienie następnego kroku może spowolnić proces szkolenia oraz rozwój młodych zawodników, osłabiając pozycję naszej ligi na europejskiej arenie futbolowej. 

Jakub Skorupka

POLECANE

tagi