„Jednoocy wygrali z niewidomymi”, czyli Polska pokonała Estonię (opinia)

reprezentacja Polski

W czwartek 21. marca odbył się mecz reprezentacji Polski z Estonią w półfinale baraży o awans na Euro 2024. „Biało-czerwoni” zwyciężyli 5-1, ale po tym spotkaniu można mieć wiele zarzutów wobec polskich piłkarzy, które zostały przysłonięte przez ostateczny sukces i wysokie zwycięstwo. Oczywiście, są również plusy, ale w meczu z drużyną tak słabą, jak Estonia, która w dodatku od 27. minuty grała w dziesiątkę, i tak gra naszych reprezentantów w niektórych aspektach powinna wyglądać nieco lepiej.

Estonia – zero w obronie, -1 w ataku

Trzeba to jasno powiedzieć: Estonia to bardzo słaba drużyna. Zespół Thomasa Haberliego od początku tego meczu pokazywał, że jego jedynym pomysłem na dotarcie do bramki Wojciecha Szczęsnego było długie podanie, nawet nie w czyimś kierunku, tylko przysłowiowa „laga do przodu”. To był miód na serca polskich piłkarzy, którzy bez problemu zbierali te zagrania, co pokazuje statystyka posiadania piłki (85/15% – Polska/Estonia). W obronie Estończycy również nie grali za dobrze, często tracili piłkę, wybijali ją lekko i pod nogi reprezentantów Polski.

Mimo tego, jak słabo Estonia grała w ataku, potrafiła zdobyć bramkę. Oddała jeden strzał przez cały mecz, a mimo to udała jej się ta sztuka. To bardzo źle świadczy o naszej reprezentacji. Strata bramki z Estonią grającą w dziesiątkę, jest porównywalnym poniżeniem dla naszej defensywy, co utrata gola z zespołami pokroju San Marino, czy Gibraltaru, choć ci pierwsi się ostatnio „rozstrzelali”.

Wojciech Szczęsny tupnął nóżką

Po meczu Wojciech Szczęsny był bardzo zdenerwowany z powodu utraty bramki i tym, że nie udało się utrzymać czystego konta w być może jego ostatnim meczu na Stadionie Narodowym. Jest to zrozumiałe, ale prawda jest taka, że 33-latek był jednym z winnych straty bramki. Jasne, bez winy nie pozostaje też Jan Bednarek, któremu piłka przeszła pomiędzy nogami, ale bramkarz Juventusu mógł zrobić dużo więcej, by zapobiec tej bramce.

Warto wspomnieć o tym, że Wojciech Szczęsny nie wyszedł nawet do mix zony po tym spotkaniu. Ciekawe, jaka będzie jego przyszłość w reprezentacji. Na pewno wyjdzie w podstawowym składzie na mecz z Walią, ale koniec jego reprezentacyjnej kariery zbliża się wielkimi krokami.

Nicola Zalewski – wschodząca gwiazda

Bez dwóch zdań – najlepszym piłkarzem reprezentacji Polski w spotkaniu z Estonią był Nicola Zalewski. Zawodnik AS Romy nie bał się dryblingu i potwierdza, że jego świetna forma na listopadowym zgrupowaniu nie była przypadkiem, a swego rodzaju premierowym show wschodzącej gwiazdy reprezentacji Polski. Zalewski zaliczył 4 kluczowe podania w tym meczu, w zasadzie „zdobył bramkę Karolem Metsem”, a także pokazał się ze świetnej strony po obu stronach boiska.

Jest jedna rzecz, nad którą Zalewski musi jeszcze popracować, czyli wrzutki. Szczególnie w takich meczach często ma on okazję do wrzucenia piłki w pole karne, a w tym meczu skuteczność tych zagrań nie była zbyt dobra. Oczywiście, zanotował asystę wrzutką do Piotra Zielińskiego, ale poza tym zaliczył wiele niecelnych podań w pole karne.

Polska nie wykorzystała przewagi?

Podczas pierwszych 20 minut można było odnieść wrażenie, że reprezentacja Polski nie wykorzystywała tego, jak słabo grała Estonia i jak nisko się cofnęła. Brakowało strzałów z dystansu, które pojawiły się dopiero w drugiej połowie. Możliwe, że w tej kwestii zainterweniował Michał Probierz. Generalnie „Biało-czerwoni” grali słabo. Momentami, gdy utrzymywali się przy piłce na połowie rywala, nie mieli pomysłu, jak przebić się przez nisko ustawioną obronę Estonii. Tego biernego rozgrywania nie było dużo, ale dość, by wpłynęło to na odbiór tego meczu. Z tylu akcji, które miała Polska mogło paść o wiele więcej bramek, mogło być o wiele więcej celnych strzałów i mogło być o wiele więcej stuprocentowych okazji.

Poza tym, środkowi pomocnicy reprezentacji Polski często tracili piłkę. „Biało-czerwoni” nie potrafili się przy niej utrzymać przez dłuższy czas bez żadnego słabego przyjęcia, lekko niecelnego podania, czy też takiego, które uwsteczniałoby budowaną akcję. Nasi pomocnicy stracili piłkę w tym meczu łącznie 34 razy! (Slisz – 4, Piotrowski – 8, Zieliński – 13, Szymański – 3, Moder – 6).

POLECANE

tagi