Jaki powinien być nowy selekcjoner reprezentacji Polski?

17.10.2019 Warszawa
Pilka nozna
Polski Zwiazek Pilki Noznej
Walne Zgromadzenie Sprawozdawcze PZPN
N/z logo PZPN
Foto Adam Starszynski / PressFocus

22 grudnia Cezary Kulesza oficjalnie oznajmił całej Polsce, że Czesław Michniewicz z dniem 31 grudnia 2022 roku przestanie być selekcjonerem piłkarskiej reprezentacji Polski. Od tego momentu formalnie rozpoczęły się poszukiwania nowego trenera dla najważniejszej drużyny sportowej nad Wisłą. Postanowiłem zastanowić się, jakiego profilu szkoleniowcem powinien być nowy selekcjoner.

Pozytywna mentalność

Zbigniew Boniek, zatrudniając na początku 2021 roku Paulo Sousę, liczył na to, że Portugalczyk będzie w stanie wpłynąć na zmianę mentalności Polaków w kontekście postrzegania futbolu. Sousa to zadanie skrupulatnie realizował, podkreślając że Biało-czerwoni również z najlepszymi mogą skutecznie prezentować odważny styl gry i nie powinni mieć żadnych kompleksów. Jak powszechnie wiadomo, Portugalczyk swej misji nad Wisłą nie dokończył, a Cezary Kulesza zatrudnił jego zupełne przeciwieństwo, a mianowicie Czesława Michniewicza.

Były trener m.in. Legii Warszawa prezentował charakterystyczną dla większości polskich szkoleniowców filozofię „niedasizmu”. Do historii polskiego futbolu przeszło już zdanie wypowiedziane przez Michniewicza na treningu wyrównawczym dzień po starciu z Meksykiem, gdy stwierdził, że nie zamieni wody w wino, czyli nie nauczy w trzy dni gry piłką swoich podopiecznych. 52-latek skupił się przede wszystkim na tym, czego Polacy nie potrafią i jak te elementy zamaskować, zamiast na tym, jak powinni wyeksponować swoje atuty.

Teraz, gdy Cezary Kulesza ma wybrać selekcjonera z długofalową wizją, powinien powrócić do tego, co charakteryzowało pod względem mentalnościowym Paulo Sousę, ponieważ inaczej Biało-czerwonych czeka kontynuowanie marnowania potencjału piłkarzy i trwanie w zaściankowym myśleniu, czyli zmierzanie drogą donikąd. To jest odpowiednia pora na ponowną próbę zmiany w postrzeganiu futbolu nad Wisłą, co pomogłoby sprawić, że oglądanie meczów reprezentacji Polski przestanie być katorgą dla zmysłów i ciała, a piłkarze ponownie mogliby usłyszeć, że jednak potrafią grać w piłkę i nie muszą się tylko bronić.

Ofensywny styl gry

Wspominana wyżej mentalność ma być tylko punktem wyjścia dla odważniejszej postawy Biało-czerwonych na murawie, która jest konieczna nie tylko z punktu widzenia kibica, ale przede wszystkim piłkarzy. W końcu nasi czołowi obecnie zawodnicy, czyli Robert Lewandowski oraz Piotr Zieliński, to gracze wolący dużo bardziej posiadać futbolówkę, niż za nią biegać i to właśnie wokół nich powinna być budowana nasza kadra.

Historia z relacjami trzech ostatnich selekcjonerów z piłkarzami jasno wskazuje, jak według nich powinna grać drużyna narodowa. Za kadencji Paulo Sousy Lewandowski czuł się bardzo dobrze, doceniając ofensywną koncepcję Portugalczyka, a i inni gracze byli pod wrażeniem jego warsztatu. To właśnie pod wodzą Sousy obecny snajper FC Barcelony rozegrał swoje dwa najlepsze mecze na wielkich turniejach, a za czasów Jerzego Brzęczka oraz Czesława Michniewicza bardzo się męczył, nie odczuwając żadnej radości z gry. Kulesza powinien zapewnić najlepszemu polskiemu snajperowi w historii odpowiednich warunków do gry w kadrze, póki jeszcze prezentuje światowy poziom.

Zwłaszcza, że Lewandowski w kwestii naciskania na bardziej ofensywny styl gry zyskał sojusznika w postaci Piotra Zielińskiego, który znajduje się w życiowej formie i na mundialu również otwarcie dawał do zrozumienia, że bardzo zachowawcza taktyka Michniewicza mu nie odpowiada. W dodatku należy również wziąć pod uwagę potencjał zawodników dopiero wchodzących do drużyny narodowej, takich jak: Jakub Moder, Jakub Kamiński, Nicola Zalewski czy Jakub Kiwior. Oni wszyscy bardzo dobrze czują się z piłką przy nodze i pasują do ofensywnej taktyki.

Kompetencje miękkie i autorytet

Nowy szkoleniowiec powinien od razu wzbudzić szacunek wśród kadrowiczów swoją osobowością oraz warstwą merytoryczną. W związku z tym nie może być to człowiek powszechnie nieznany, tylko funkcjonujący na odpowiednim poziomie od dłuższego czasu. Tutaj ponownie należy odnieść się do osoby Paulo Sousy, który od początku wywarł na zawodnikach bardzo dobre wrażenie, co raczej nie udało się w pełni Czesławowi Michniewiczowi, a już na pewno nie Jerzemu Brzęczkowi. W związku z tym Kulesza powinien wykorzystać rekordowy budżet PZPN-u na zatrudnienie trenera z przynajmniej średniej europejskiej półki, do której niestety na razie nie należy żaden z polskich specjalistów. Nie ulega wątpliwości, że przynajmniej na początku dużo większym poważaniem u graczy będzie cieszył się Vladimir Petković niż Marek Papszun.

Wróćmy na chwilę do wspominanej już pozytywnej mentalności, która może okazać się też kluczowa w komunikacji z zespołem. Powinna być ona prowadzona właśnie w sposób pozytywny, oparty na tym, co piłkarze potrafią, a nie przekonywaniu ich, że nie są zdolni, aby w cywilizowany sposób grać w piłkę.

Nowy selekcjoner będzie musiał zaakceptować to, że od samego początku pracy znajdzie się na świeczniku. W końcu nie będzie od niego wielu osób znajdujących się bardziej pod lupą mediów i społeczeństwa nad Wisłą. W związku z tym ułożenie sobie komunikacji z dziennikarzami będzie dla przyszłego selekcjonera równie ważne, jak pozostała część jego obowiązków. W końcu przykłady Brzęczka oraz Michniewicza pokazują, że gęsta atmosfera wokół kadry prowadzi tylko do rychłego pożegnania się z posadą, a na pomoc w tej kwestii ze strony ekipy Kuleszy nowy trener nie będzie mógł specjalnie liczyć. Będzie musiał samodzielnie dbać o to, aby nie dać pokonać się olbrzymiej presji, jaka na nim od razu zaciąży i nie będzie mógł się obrażać, że po dwóch porażkach z rzędu pojawią się głosy o jego zwolnieniu. Właśnie dlatego zatrudniony przez prezesa PZPN fachowiec musi wiedzieć, co to znaczy pracować pod dużą presją. Niezależnie od tego, czy doświadczył tego już jako trener, czy jeszcze jako piłkarz. W końcu nie na darmo mówi się, że nad Wisłą jest 38 milionów selekcjonerów.

Opcja zagraniczna

Niestety, ale wśród polskich szkoleniowców bardzo trudno jest znaleźć odpowiedniego kandydata do poprowadzenia piłkarskiej reprezentacji Polski. Z konieczności jedynym możliwym do zaakceptowania wydaje się być Jan Urban, ale jednak to opcja zagraniczna powinna zwyciężyć. Za takim poglądem przemawia przede wszystkim różnica jakości między polskimi a zagranicznymi szkoleniowcami, ale nie tylko ona.

Polski futbol ewidentnie potrzebuje pewnego powiewu świeżego powietrza, który w dalszej perspektywie mogą mu zagwarantować rodzimi trenerzy młodego pokolenia, tacy jak Dawid Szulczek, lecz takie odświeżenie niezbędne jest od zaraz. To właśnie zagraniczny fachowiec będzie w stanie spojrzeć na nasz futbol i drużynę narodową chłodnym, obiektywnym okiem, bez zbędnych sentymentów. Niezależnie od tego, który Polak zostałby selekcjonerem, miałby bardzo duże opory przed rozpoczęciem budowy nowej drużyny bez Grzegorza Krychowiaka i Kamila Glika albo z ich marginalną rolą na murawie. Istnieje dużo większe prawdopodobieństwo, że człowiek z zewnątrz nie będzie, z uwagi na niepodważalne zasługi dla drużyny narodowej obu graczy, obawiał się prawdy, że ta dwójka tylko ogranicza resztę zespołu.

Wszyscy polscy trenerzy są w mniejszym lub większym stopniu przesiąknięci tutejszą mentalnością i często skostniałymi układami. Oczywiście nie można oczekiwać, że obcokrajowiec za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wszystko zmieni, ale powinno się od niego wymagać, aby działał po swojemu, niezależnie, bez zbędnych sentymentów.

Dodatkowo, osoba z zewnątrz może mieć szanse lepiej znieść ciążącą na niej presję związaną z piastowaną funkcją. Taki trener zapewne nie będzie przebywał na stałe w Polsce, więc na co dzień nie będzie musiał doświadczać, jak duże oczekiwania mają wszyscy nad Wisłą wobec drużyny narodowej. Na pewno takiemu szkoleniowcowi łatwiej będzie odciąć się od medialnego zgiełku wokół jego osoby.

Otwartość na współpracę

Nie mam przekonania, czy akurat ta cecha powinna być wielce znacząca u nowego selekcjonera. W końcu może on dobrze wykonywać swoją pracę, posiadając w sztabie tylko zagranicznych trenerów, nie meldując się co tydzień na stadionach Ekstraklasy czy nie kontaktując się zbyt często z rodzimymi trenerami. Musi być jednak świadom, że właśnie tego chce opinia publiczna, a i pewnie prezes Kulesza będzie od niego tego wymagał. W końcu chcemy, aby przewietrzenie nastąpiło nie tylko na samym wierzchołku piłkarskiej piramidy, ale także na jej niższych poziomach. Jest to powiązane z dość idealistyczną wizją, aby coś w polskim futbolu po takim szkoleniowcu pozostało, chociażby wzbogacony o wiedzę i doświadczenie rodzimy trener na dorobku, który w przyszłości mógłby objąć funkcję selekcjonera.

Wielu sceptyków zapewne tylko rozwinięta współpraca na linii zagraniczny szkoleniowiec – polska piłka przekonałaby do nie zatrudniania na stanowisku selekcjonera człowieka z polskim paszportem. Należy zdać sobie sprawę, że środowisko jest na kwestię kooperacji z nim bardzo wyczulone po tym, jak wyglądała praca nad Wisłą Paulo Sousy.

Doświadczenie w roli selekcjonera

To kolejny w mojej opinii niekluczowy argument, ale na pewno taki, który warto wziąć pod uwagę. W końcu zatrudnienie w PZPN człowieka wiedzącego już z własnego doświadczenie, z czym wiąże się praca w roli selekcjonera, pozwoliłoby w jakimś stopniu zminimalizować ryzyko wpadki, na którą prezes Kulesza nie może sobie pozwolić. Z drugiej jednak strony, żaden trener nie zaczynał swojej pracy w zawodzie od prowadzenia drużyny narodowej, tylko wcześniej posmakował futbolu klubowego, dlatego nie ma w tym nic złego, aby dać szansę komuś, kto nigdy selekcjonerem nie był, a według władz związku posiada cechy predestynujące go do sprawowania takiej funkcji.

Piłka nożna dostarczyła już wielu przykładów na to, że dobry trener klubowy nie zawsze odnajduje się w specyfice pracy z kadrą (na polskim podwórku sztandarowym przykładem wydaje się być Waldemar Fornalik), a z drugiej strony świetny selekcjoner niekoniecznie musi poradzić sobie w codziennej pracy z drużyną. Prawda jest taka, że przy dylemacie, czy zatrudnić osobę, która już posmakowała pracy z reprezentacją, czy postawić na fachowca, lecz sprawdzonego do tej pory tylko na polu piłki klubowej, nie ma jednego dobrego, zawsze sprawdzającego się rozwiązania. Istnieje tylko możliwość minimalizowania ryzyka.

Ratowanie kadencji

Należy sobie jasno powiedzieć, że trwająca już ponad rok kadencja Cezarego Kuleszy na stanowisku prezesa PZPN jest na razie pasmem porażek i pokazu braku kompetencji do sprawowania tak ważnej funkcji. W związku z tym nie może on pozwolić sobie na kolejną wpadkę, jaką byłaby nominacja nieodpowiedniej osoby na stanowisko selekcjonera reprezentacji Polski, dlatego nie należy się dziwić, że Kulesza będzie bardzo dokładnie analizował sylwetki wybranych kandydatów, aby uniknąć porażki. Biorąc pod uwagę fakt, w jakim miejscu jest obecnie nasza drużyna narodowa, przyszła pora na wizję długofalową, a taką można powierzyć tylko człowiekowi, do którego ma się pełne przekonanie. Pomimo tego, że Kulesza ma dużo skromniejszą siatkę kontaktów w Europie, niż Zbigniew Boniek, powinien dokładnie prześwietlić nowego selekcjonera i przede wszystkim nie bać się zaufać reprezentantowi obcej myśli szkoleniowej.

Jakby prezes potrzebował dodatkowej pomocy, to w tym artykule otrzymuje ściągę, jakimi cechami według mnie powinien charakteryzować się nowy trener Biało-czerwonych, aby zwiększyć ryzyko powodzenia tej długoterminowej misji.

Kacper Adamczyk

POLECANE

tagi