“Ja chciałbym być poetą, bo dobrze jest poecie…”. Być może kojarzą Wam się te słowa. A jeśli nie, to nic się nie dzieje. Pochodzą one z wiersza Andrzeja Bursy pod tytułem “ Ja chciałbym być poetą”. Spoglądając na cały utwór, widzimy wady i zalety tego zawodu. Nie jest on jednak taki prosty, jak wszystkim się wydaje. Podobnie jest z polskimi sędziami, którzy uznali, że za mało się o nich mówi, więc czas odwalić coś tak dużego, że nie sposób będzie milczeć. Posłużę się słowami Andrzeja Bursy, by trochę pokpić z sędziowskich perypetii, które w ostatniej kolejce podniosły ciśnienie mieszkańcom Szczecina, Poznania oraz Białegostoku.
Bycie sędzią piłkarskim to fajny zawód. Nie trzeba się jakoś super uczyć, żeby dostać się na prestiżowe studia. A tam nie trzeba też harować od świtu po noc, żeby nie zostać wylanym. Na dobrą sprawę wystarczy dobrze biegać i rozumieć o co chodzi w piłce nożnej. Potem kursy sędziowskie i rozpoczęcie pracy w niższych ligach. Ktoś w tym momencie pewnie pomyśli: “no ale to trzeba pracować za psie pieniądze w B-klasie, użerać się z nierzadko pijanymi amatorami piłki kopanej i jeszcze pracować w normalnej pracy”. Jasne, że tak, ale dzięki kontaktom, szczęściu i determinacji można zajść na poziom centralny, a nawet i do samej Ekstraklasy, gdzie arbitrzy mają bardzo przyjemną pracę. Nie rzucajmy frazesów o ciężkiej pracy, wyczerpujących podróżach czy ogromnym stresie. Zabrzmię demagogicznie i populistycznie, ale o ciężkiej pracy i dużym stresie to mogą mówić pielęgniarki, lekarze, ratownicy medyczni, policjanci czy straż graniczna. Wyciąganie takich argumentów na obronę przeciętnego sędziego jest zwyczajną bzdurą, a ten kto to mówi, powinien się dwa razy zastanowić.
Czas przypomnieć kilka ważniejszych “baboli” arbitrów w ostatnim czasie:
- Kontrowersyjnie anulowany gol Wisły w meczu z Lechem przez Tomasza Kwiatkowskiego, kosztował gospodarzy dwa punkty
- Skandaliczna kradzież Piotra Lasyka w meczu Pogoń – Wisła Płock, kiedy nie odgwizdał rzutu karnego, po tym, jak Leśniak niemalże złapał piłkę pod pachę w doliczonym czasie, zabierając marzenia Portowców o remisie
- Kolejna bezwstydna kradzież w biały dzień, dokonana przez trio: Sylwestrzak, Jakubik, Siejka. W doliczonym czasie gry do meczu Lech – Legia zawodnik Kolejorza oddaje strzał, a Rose z Legii, w sposób widoczny, odbija ręką piłkę, która bezdyskusyjnie zmierzała do siatki. Tłumaczenie Szefa Kolegium Sędziów: arbitrzy z wozu VAR źle dobrali powtórki.
- Na koniec Tomasz Musiał, który wciąż nie jest pewny, czy powalenie piłkarzy w polu karnym, zasługuje na odgwizdanie czy nie.
Znakomita część tych pomyłek to owoc ostatniej kolejki, sytuacja z anulowanym golem Wisły Kraków to trochę starszy kazus. Jak widać, wciąż jest problem z podstawowym zagadnieniem z biologii, mianowicie: co to jest ręka. Taka błaha sprawa, a decyduje o układzie tabeli i na pewno będzie miała duży wpływ na to, kto zostanie mistrzem Polski.
Ja chciałbym zostać sędzią, bo dobrze jest sędziemu
Teraz czas na poetyckie nawiązania. Dobry to jest zawód. Za mecz sędzia dostaje uczciwe pieniądze, stres wiadomo jest, ale nie ma co hiperbolizować. A poza tym, jak się strzeli gafę, to co z tego. Sędzia zawsze się wybroni. A jak wie, że się nie wybroni, to nie stanie do wywiadu, proste? No w najgorszej sytuacji, kiedy już będzie rzeczywiście tak grubo, to wszystko pójdzie na Szefa Kolegium Sędziów. Ja kogoś skrzywdziłem, mi nic nie zrobią, a następne spotkanie już w sobotę. Trzeba się dobrze przygotować.
Tak, nie ma żadnego systemu karania sędziów. Jak pani kasjerka popełni błąd i skasuje trzy kajzerki zamiast czterech, to będzie dopłacać z własnej kieszeni. Jak kelner w restauracji rozbije talerze, to oddaje pieniądze. A sędziowie – NIC. Może przydałoby się chociaż zawiesić takiego delikwenta na dwie, trzy kolejki albo obciąć gaże. Ale przecież manus manum lavat. Ja chciałbym zostać sędzią.
Na przykład Piotr Lasyk wciąż nie wie, co to jest ręka oraz kiedy piłkę ręką można dotknąć ( podpowiedź: zawodnik z pola nigdy). Tomasz Kwiatkowski, zamiast pomóc Panu Lasykowi, to na VAR-ze chyba uciął sobie drzemkę. Z kolei Krzysztof Jakubik po prawie pięciu latach pracy z system VAR, nie umie sobie dobrać odpowiedniej powtórki, pozbawiając Lecha szans na zwycięstwo. Tomasz Musiał w sumie nie wie, kiedy ma gwizdać rzut karny. We wczorajszym meczu Radomiaka z Jagiellonią (2:2), krakowski arbiter miał przynajmniej dwie okazje do podyktowanie karnego dla zawodników z Podlasia. Pierwsza, kiedy spóźniony Łukasik bezpardonowo wjechał w nogi Trubehy, a druga, kiedy w doliczonym czasie gry Majchrowicz nadepnął na stopę Romanczuka, skutecznie eliminując go z walki o piłkę. Musiał tę drugą sytuację oglądał, jednak do niczego konkretnego nie doszedł. Pierwszej sytuacji nawet nie chciał zobaczyć. Jak dobrze jest być sędzią.
No i jak tu się nie zżymać nad nimi? Przecież Lech mógłby być teraz liderem tabeli, gdyby Jakubik umiał dobrać powtórki lub poprosić o to pana od spraw technicznych. Portowcy mogliby mieć punkt więcej, gdyby nie indolencja Lasyka i Kwiatkowskiego. Jagiellonia mogłaby mieć osiem “oczek” przewagi nad strefą spadkową, a nie sześć. Czyja to wina? Sędziów. Ja chciałbym zostać sędzią.
W wierszu, który stanowi główny motyw tego tekstu, dwie ostatnie strofy przypadają na przedstawienie trudności, wynikających z bycia poetą. Ale czy są jakieś wady pełnienia zawodu arbitra? Może trochę bluzg od niezadowolonych fanów, gwizdy czy mocne słowa od wściekłego trenera. Można przez chwilą poczuć się głupio czy niezręcznie, ale to tylko moment. Potem już spokojny powrót do domu i analiza swoich błędów, za które nawet się nie przeprosi. Ja mimo to chcę zostać sędzią, bo dobrze jest sędziemu…
Jakub Skorupka